– Jutro wsiadam na statek. Do Europy.

– Oo…

„W tym tygodniu wszyscy odplywaja – pomyslala. – Cala armia. Gdybym nie byla tak okropnie zmeczona, na pewno przyszloby mi na mysl jeszcze cos wiecej poza tym.”

Wstrzasnal nia lekki dreszcz.

– Zimno tutaj – powiedziala. – Trzeba bylo odkrecic termostat.

– Nie zauwazylem.

Podeszla do termostatu zawieszonego na scianie i przekrecila go na osiemdziesiat stopni, do podzialki, przy ktorej byl napis: „Temperatura letnia”. Nie spodziewala sie, aby ogrzewanie moglo zaczac dzialac szybko, ale chciala po prostu czyms sie zajac, by uniknac utkwionego w nia badawczego spojrzenia meza.

– Glodna jestem – powiedziala. – Pojde chyba zobaczyc, czy jest cos w lodowce. Naprawde nie chcesz, zebym ci cos przyniosla?

– Naprawde.

Zdusil papieros w popielniczce umieszczonej na poreczy fotela i patrzyl za nia, gdy odchodzila do kuchni.

W kuchni umyslnie marudzila. Zajrzala do lodowki, chociaz nie miala na nic ochoty. Nie chciala wracac do 01ivera i byla zla na siebie, ze po tylu latach ciagle jeszcze sie go boi. Zastanawiala sie, czy 01iver spedzi te noc w domu i czy bedzie nalegal, zeby spac z nia razem. Zanim wstapil do wojska, mieli oddzielne sypialnie i bywalo, ze przez dlugie okresy wcale sie do niej nie zblizal. Ale nagle, bez specjalnego powodu, bez jakiejs podniety, ktorej moglaby sie domyslac, przeprowadzal sie do jej pokoju i nie opuszczal go przez kilka nocy pod rzad. Bywal wtedy prawie tak samo namietny jak w pierwszych dniach po slubie, tylko ze obok glodu i rozkoszy zmyslow wyczuwala w nim tajona melancholie i zal.

Gdy na koniec poszedl do wojska, zaofiarowala sie, ze bedzie go odwiedzac, bedzie dojezdzac do obozu, do ktorego go przydziela. On jednak nie chcial sie na to zgodzic tlumaczac, ze jej praca jest zanadto powazna, aby mozna ja bylo zaniedbywac. Pisywal do niej sumiennie raz w tygodniu, przy czym ton jego serdecznych listow bardziej przypominal uwazajacego i ufnego meza, jakim byl w pierwszych latach malzenstwa, niz roztargnionego, zmeczonego businessmana, jakim sie stal po opuszczeniu Hartford.

Od owego Dnia Dziekczynienia, kiedy Oliver przywiozl Tony’ego do domu, nawiedzala ja od czasu do czasu mysl o rozstaniu sie z mezem. Gdyby wsrod znanych jej mezczyzn byl chociaz jeden, co do ktorego moglaby sobie wmowic, ze go kocha, zazadalaby rozwodu od OHvera.

Potem przyszla wojna, 01iver wyjechal z domu. Byl naprawde za stary na wojsko, totez nie watpila ani przez chwile, ze zdecydowal sie na to, aby oddalic sie od niej i od nierozwiazalnego problemu, jakim byla dla niego. Pozwolila, by ich stosunek rozluznil sie w ten sposob, postanawiajac, ze po wojnie trzeba bedzie powziac ostateczna decyzje.

Stala przed otwarta lodowka, przygladala sie pustym prawie poleczkom i wzdychala rozmyslajac o tych wszystkich sprawach. „Dosyc podle to nasze malzenstwo – mowila sobie z gorzkim usmiechem – ale zawsze malzenstwo. Prawdopodobnie nie gorsze od wielu innych.”

W lodowce bylo pare butelek piwa i kawalek sera szwajcarskiego, ale nie zdecydowala sie na to, mimo ze teraz odczuwala pragnienie i piwo na pewno by jej smakowalo. Zamiast tego wyjela butelke mleka i nalala do szklanki. Wziela takze paczke sucharkow z polki i zaniosla je razem z mlekiem do saloniku. „Niechze zabierze ze soba na wojne taki niewinny obrazek zony – pomyslala ubawiona swa kobieca chytroscia. O trzeciej nad ranem zoneczka pije mleko jak grzeczna dziewczynka.”

01iver nie ruszyl sie z miejsca. Siedzial wcisniety gleboko w fotel, z podniesionym kolnierzem plaszcza, ze wzrokiem utkwionym w dywan i z nowym papierosem przylepionym do warg.

Lucy usiadla na tapczanie, a szklanke z mlekiem i sucharki postawila przed soba na malym stoliczku. 01iver odwrocony byl do niej profilem, zmeczenie nadawalo jego rysom niezwykla ostrosc, obnazalo w nich ptasi wyraz.

– Powinienes byl dac mi znac, ze przyjedziesz – powiedziala pijac mleko malymi lykami.

– Nie spodziewalem sie, ze przyjade. Mialem tylko te jedna noc na Nowy Jork i zdecydowalem, ze spedze ja z Tony’m. – Mowil cicho, troche ochryplym glosem, jak gdyby przedtem musial glosno wykrzykiwac rozkazy pod golym niebem, na zimnie i wietrze.

– Co u niego slychac? – spytala Lucy, wyczuwala bowiem, ze 01iver czeka na to pytanie.

– Nic dobrego – odparl. – Na pewno nic dobrego.

Milczala, bo nie mozna bylo na to nic odpowiedziec. Siedziala na brzegu tapczana, skupiona w napieciu nerwow, wpatrzona w jego suchy profil na tle swiatla padajacego od lampy, podobny do rzezby na monecie, posagowy. W tym, co powiedzial o synu, czula podwojny wyrzut – skierowany przeciw samemu sobie i przeciw niej.

Odwrocil powoli glowe i zaczal sie jej przygladac z pijacka, akademicka powaga.

– Bardzo ladna suknia – powiedzial niespodziewanie. – Widzialem cie w niej dawniej?

– Tak.

– I sama ja wybieralas?

– Tak, sama.

Pokiwal glowa z uznaniem.

– Zawsze bylas przesliczna, ale nie umialas sie odpowiednio ubierac. Zacieralas swoja urode. A teraz nauczylas sie. Podoba mi sie ta suknia. To nie ma zadnego znaczenia, ale podoba mi sie.

Znowu odwrocil sie, oparl sie plecami o porecz i nie odzywal sie chyba przez minute. Oddychal spokojnie, regularnie, Lucy myslala, ze usnal.

– Telefonowalismy do ciebie z Nowego Jorku, to znaczy Tony i ja – odezwala sie nagle nieruchoma postac z fotela. – Chcial z toba rozmawiac. Przypuszczam, ze przyjechalby tutaj razem ze mna, gdybys byla w domu.

– Bardzo zaluje – powiedziala cicho.

– Ten jeden wieczor. Dlaczego nie moglas byc w domu w ten jeden wieczor? – Podniosl sie z fotela i stal przed nia ciezki, prawie bezksztaltny w wymietym plaszczu, konce rozpietego paska wisialy nieporzadnie. – Gdzie bylas? – zapytal szarym, bezbarwnym glosem.

„Nareszcie” – pomyslala Lucy i przezwyciezajac sie podniosla na niego spokojne oczy.

– Bylam w miescie – powiedziala. – Umowilam sie.

– Umowilas sie. – Kiwal glowa z pijacka dobrodusznoscia. – Umowilas sie, zeby co robic?

– Sluchaj, 01iverze, badz rozsadny. Gdybym wiedziala, ze zadzwonisz, na pewno siedzialabym w domu. To byl po prostu pech…

– Po prostu pech… – powtorzyl zanurzajac rece w kieszenie i nisko spuszczajac glowe, tak ze broda oparla mu sie o piersi. – Znudzil mi sie ten wieczny pech. Kiedy sie zacznie dobra passa? Pytalem cie po co sie umowilas?

– Bylam na obiedzie – odparla nie tracac spokoju. – Z jednym wojskowym, mlodym porucznikiem, ktorego poznalam w szpitalu. Jest lotnikiem.

– Na obiedzie z lotnikiem. Musieliscie jesc bardzo powoli. Bylo po trzeciej, kiedy sie pozegnaliscie przed drzwiami. Co robiliscie poza tym?

– Wiesz, Oliverze… – zaczela Lucy podnoszac sie z tapczana.

– Co robiliscie poza tym? – powtorzyl tym samym szarym, obojetnym glosem. – Dalas mu sie kochac?

Lucy westchnela.

– Naprawde chcesz wiedziec? – zapytala.

– Chce.

– No wiec tak, dalam sie kochac.

01iver skinal glowa, ciagle z tym samym dobrodusznym usmiechem.

– To bylo pierwszy raz?

Zawahala sie, kusilo ja, zeby sklamac. Ale odsunela od siebie te mysl.

– Nie – odpowiedziala.

– Kochasz go?

– Nie.

– Ale przyjemnie ci z nim w lozku?

– Wlasciwie nie.

– Wlasciwie nie – powtorzyl powaznym tonem. – Wiec dlaczego to robisz?

Wzruszyla ramionami.

– On byl ranny w Afryce. Ciezko ranny. I strasznie sie boi, bo wysylaja go znowu. Na Pacyfik.

– Aha, rozumiem – powiedzial rzeczowo. – To taka forma patriotyzmu.

– Nie wysmiewaj sie ze mnie. Zal mi go bylo. To chyba zrozumiale, prawda? Jest mlody, boi sie, juz raz oberwal. Zdaje sie, ze bardzo mu zalezalo…

– Naturalnie, doskonale rozumiem – rzekl Oliver lagodnie. – Naturalnie, w szpitalach sa teraz setki takich mlodych chlopcow, co to cos oberwali i boja sie. Ja, naturalnie, nie jestem mlody i nie boje sie. Ale prawdopodobnie wiesz, ze ja takze cos oberwalem. Chcesz pojsc ze mna do lozka?

– 01iver… – Zrobila krok w strone drzwi. – Jestes w takim stanie, ze nie mozna teraz z toba rozmawiac. Ide spac. Jezeli koniecznie chcesz sie grzebac w tym wszystkim, to odpowiem ci na kazde pytanie jutro rano.

Zatrzymal ja ruchem reki. – Jutro rano juz mnie tutaj nie bedzie. Wlasnie teraz jestem w cudownym usposobieniu do takiej rozmowy. Pijany, niewyspany i na wyjezdnym. Kiedy czlowiek idzie na wojne, ma ochote uporzadkowac pewne rzeczy. Testament, wspomnienia, stan faktyczny zony. Powiedz mi – zapytal tonem swobodnej, towarzyskiej rozmowy – mialas jeszcze innych kochankow, prawda?

Lucy westchnela.

Kiedys, dawno temu, powiedzialam, ze nigdy wiecej nie bede cie oklamywac.

– Wlasnie o to mi chodzi. Chce zabrac z soba nie sfalszowany rachunek.

Tak, mialam innych – przyznala sie. – No i co?

– A wtedy, kiedy zostawalas w miescie na noc po teatrze, to nie bylo tylko dlatego, ze balas sie wracac sama pociagiem tak pozno?

– Nie tylko dlatego.

– Kochalas ktoregos z nich? – Wpatrywal sie w nia z napieciem i podszedl o krok blizej.

– Nie.

– Powaznie to mowisz?

– Przykro mi, ale zadnego nie kochalam.

– Dlaczego?

Вы читаете Lucy Crown
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату