Elza osunela sie po scianie. Szlochala niemal bezglosnie, za to zalewajac sie lzami; dlonie, ktorymi zakrywala twarz, od razu zrobily sie mokre.

– Do licha, Ireno... niech juz pani stad idzie. Wszystko wyjasnimy. Wszystko bedzie w porzadku; tylko nie powinna pani...

Podeszla do Elzy i usiadla obok niej. Milczala przez chwile. Objela ja za drzace ramiona.

– No... on przeciez... niech pani nie zwraca uwagi; wszystko bedzie...

– To przez ciebie, szmato – rzekla Elza przez lzy. – Tronka przez ciebie... zeswirowal... naplotlas mu o Stworcy. O modelu... I on uwierzyl...

Irena czula na karku stwardnialy nagle wzrok Nicka. Wstala. W milczeniu poszla do siebie, polozyla na lozku w ubraniu i naciagnela koc do samego podbrodka.

* * *

Nie slyszala, o czym Semirol, Nick i administrator rozmawiali nastepnego dnia. Po wyjsciu z gabinetu adwokat sprawial wrazenie spokojnego; Nick byl nienaturalnie milczacy, a na twarzy Sita malowalo sie cos w rodzaju posepnej satysfakcji.

Ireny nikt nie zaczepil. Nick, wbrew swemu zwyczajowi, nie przypomnial jej o porannym spacerze, Sit nawet na nia nie spojrzal, a Semirol skinal jej z roztargnieniem i udal sie do biblioteki, gdzie towarzystwa dotrzymywaly mu ksiazki i magnetyczne rybki.

Irena wrocila do siebie, usiadla za komputerem i przeczytala to, co do tej pory udalo jej sie napisac.

Stara topola rosla nie po prawej, lecz po lewej stronie bramy. Gdy to zauwazylam, przez chwile stalam bez ruchu, nie mogac ruszyc sie z miejsca.

Peter twierdzil, ze przebywanie w tkance modelu jest calkowicie bezpieczne dla zdrowia.

Wiatr pachnial jesienia. Furtka skrzypiala swojsko i znajomo; przeciagnelam dlonia po deskach, upewniajac sie, czy nie sa hologramem albo iluzja. Tkanka modelu?

Nie; potem sie nad tym zastanowie. Gdy siade za komputerem i napisze czarno na bialym: Rozdzial pierwszy...

– Sensej?

Jakis ruch w budzie. Wynurzyla sie jedna lapa, potem druga.

Przespal moj powrot?!

Radosny pisk. Pies skoczyl mi na powitanie – zaspany, dziwnie maly, z obwisla sierscia, niezgrabny.

– Sensej, to ty?!

Irena oderwala wzrok od monitora i zamknela oczy.

Wszystko to bylo znacznie slabsze niz slawetne „pierwsze opowiadania'; te, ktorych nikt nigdy nie napisal, a mimo to istnialy. Wiedziala, ze opowiadania naleza do niej, ze z czasem napisze cos lepszego. I dzien za dniem ciagnely sie te zmagania, pogon za liderem. Irena jakby konkurowala w mistrzostwie z wlasnym cieniem, ze swa bardziej utalentowana polowa. Konkurowala i najczesciej przegrywala.

Dzis praca w ogole jej nie szla. Samotnosc, ktorej zwykle pragnela, tym razem ja przytlaczala.

Semirol jej unikal. Jesli wczesniej miala co do tego watpliwosci, to teraz zostaly one calkowicie rozwiane. Semirol zrobil swoje i calkowicie przekazal ja pod opieke lekarza. Zaplodniona samice.

Przygryzla warge.

On cos podejrzewa. Nie wiadomo, co naopowiadala mu Elza, a co Trosz nagadal Elzie przed smiercia – byc moze wersja o schizofrenii Ireny uzyska teraz dodatkowe potwierdzenie. Choroba psychiczna, ktora, co smieszniejsze, jest zarazliwa – pierwsza jej ofiara zostal Trosz, w kolejce czeka Elza.

Do biblioteki Irena weszla odruchowo, majac nadzieje, ze Semirola dawno w niej nie ma. Magnetyczne rybki przemierzaly akwarium, wampir siedzial pochylony nad biurkiem i przegladal pozolkle stronice starych gazet.

– Janie.

– Tak?

– Nie przeszkadzam?

Przerwal swoje zajecie. Wstal i podszedl do Ireny; odruchowo zwrocila uwage, ze jest w doskonalej formie. Mial wspaniala cere. Krotkie, lsniace wlosy sterczaly jak szczotka. I tylko oczy byly zmeczone i przekrwione.

– Janie... musze ci cos powiedziec.

Milczal przez chwile. Nieoczekiwanie wzial ja za reke; jego dotyk nie wzbudzil w niej odrazy i nie cofnela dloni.

– Nie mozesz sie denerwowac, Ireno... W najmniejszym stopniu nie zawinilas w tym, co zdarzylo sie z Troszem. Tak wyszlo. Bylo to zdzblo, ktore przewazylo szale.

Milczala.

Semirol objal jej ramiona. Przyciagnal do siebie. Poczula, jak bije jego serce; dwukrotnie wolniej niz u przecietnego czlowieka i poltora raza niz u Andrzeja Kromara.

– Czy bardzo pania zmartwi, Ireno, jesli porozmawiamy o pani bylym mezu?

* * *

– To bardzo dziwna postac. Zasiegnalem pewnych informacji... Tak, istnieja dokumenty potwierdzajace smierc Andrzeja Kromara w wypadku samochodowym. A jednoczesnie nie ma zadnego swiadka; nikogo, kto by uczestniczyl w pogrzebie. Nie mial bliskich przyjaciol. Jego jedyna rodzina bylas ty... Byla rodzina. W dniu wypadku, podobnie jak w dniu pogrzebu, nie bylo ciebie w miescie. Bylas nie wiadomo gdzie. Dysponuje siecia informatorow... znalazlem mieszkanie, ktore Kromar wynajal krotko przed smiercia.

Irena siedziala, sciskajac do bolu oparcie fotela. W gabinecie panowal polmrok, lampka spogladala w sufit nieobecnym wzrokiem.

– Jak sie czujesz? Czy nie nazbyt cie... obciazam?

W milczeniu pokrecila glowa.

– Tak wiec... Pewna mila kobieta, wlascicielka mieszkania, dowiedziala sie o smierci Kromara przypadkowo, z gazet. Bardzo to przezyla. Zrobila spis jego rzeczy, dala ogloszenie i uczciwie czekala na spadkobiercow. I na nikogo sie nie doczekala. Spadek byl zreszta skromny – jakies rzeczy osobiste, rower i stary, niedzialajacy komputer...

Irena nie mogla sie opanowac.

– Stary komputer... Andrzeja?!

– No wlasnie... Wlascicielka mieszkania pamieta, ze komputer byl inny. A zostal ten. Oraz kartonowe pudlo po telewizorze, pelne papierow. Wlascicielka miala zamiar je wyrzucic, lecz ja na wszelki wypadek postanowilem je zabrac. Czy mozesz, Ireno, bez uszczerbku dla swojego nastroju, opowiedziec mi cos o tym Kromarze?

Irena sie zawahala.

– A dlaczego... Andrzej cie zainteresowal?

Miala w sobie dosc sily, by wytrzymac przenikliwy wzrok Semirola.

– Dlatego, Ireno, ze wlasnie ten czlowiek jest w jakis sposob zwiazany z twoimi...hm, nazwijmy to, dziwactwami. Wciaz uwazam, ze podobna psychoza jest niegrozna dla potomstwa... Musze sie jednak upewnic. Zreszta kto wie, moze nawet ci pomoge?

– Nie zwariowalam – rzekla pospiesznie. – Nie mam zadnej psychozy.

Semirol niedowierzajaco pokrecil glowa.

– Cierpisz na nia, Ireno. Cos jest nie tak. Moze to efekt rozwodu. Wierz mi, ze w swojej praktyce mialem wiele procesow rozwodowych... Wszystko moze sie zdarzyc, Ireno. Przeciez sie mnie nie wstydzisz?

– Troszke za pozno na wstyd – odparla z nerwowym rozbawieniem.

– Pomozesz mi?

Nerwowo przelknela sline.

– Dobrze... Idzmy dalej. Mamy tu gore roznych papierow, wycinki z gazet, czyste kartki, brudnopisy, z ktorych nie mozna zrozumiec ani slowa... Czy twoj byly maz zajmowal sie szyframi, anagramami albo czyms podobnym?

Irena z przekonaniem pokrecila glowa.

– Dobrze... O, wlasnie to mnie zainteresowalo. Wycinek z gazety „Tajemnice Sledztwa'. To takie profesjonalne czasopismo. I artykul jest dziwny – relacja z jakiegos glosnego procesu... Ja tego procesu nie pamietam. Chociaz powinienem. Tu, na rogu strony, widac numer gazety i date. Mam ten numer w swoim komplecie gazet. Ale nie ma w nim tego artykulu. To bardzo interesujace, prawda?

Siegnela po zolta stronice. Podniosla do oczu i odsunela z obrzydzeniem – na fotografii w centrum widnial polnagi trup.

– Nie ogladaj tych okropienstw! Oddaj mi to... A najciekawsze jest to, ze nie jest to jedyny taki przypadek. Mam tu mase podobnych wycinkow, na wiekszosci z nich widnieje data i numer gazety i nie zostaly one wydrukowane z komputera, lecz sa oryginalne, typograficzne. I ani jednego z nich – ani jednego! – nie znalazlem w swoich kompletach. Moze Kromar zajmowal sie podrabianiem artykulow prasowych, choc nie mam zielonego pojecia, dlaczego mialby to robic.

– Janie – Irena nerwowo pocierala rece, przypominajac samej sobie muche na swiatecznym obrusie. – A nie bylo przypadkiem jakichs... fotografii?

Semirol siegnal do stolu. Wyciagnal z gory papierow standardowe, pocztowkowe zdjecie.

Tak, czas i miejsce rozpoznala na pierwszy rzut oka.

Park. Ganek drewnianego domu opleciony, zdaje sie, bluszczem... Widac tez domek ich sasiada, znanego rezysera. Zdjecie zostalo zrobione kilka dni przed pamietnym incydentem – rezyser jeszcze nie wiedzial, co go czeka.

Zdaje sie, ze wlasnie jego poprosili, by ich sfotografowal. Zdjecie zrobione reka mistrza kina – Irena i Andrzej stoja objeci, oboje sa mlodzi, czarujacy i zadowoleni z zycia.

Irena w milczeniu oddala zdjecie.

Czekaja dzis bezsenna noc. Natomiast teraz jej twarz jest absolutnie obojetna; niekiedy spowolniona reakcja nie jest taka zla.

– Cos jeszcze? – uslyszala wlasny, spokojny glos. Semirol wzruszyl ramionami.

– Tylko te zaszyfrowane zapisy, z ktorymi nie moga sobie poradzic nawet profesjonalni kryptolodzy. I kalendarz scienny sprzed szesciu lat. Albo siedmiu.

– Moge go zobaczyc?

Kalendarz pachnial kurzem. Niegdys lsniace kartki byly teraz splowiale, gdzieniegdzie widac bylo slady po filizankach i tluste plamy, jak po oleju slonecznikowym.

– Janie... powiedz prawde. Sadzisz, ze postradalam zmysly?

– Mysle, ze jestes genetycznie zdrowym czlowiekiem, z drobna, uporczywa mania.

– Podaruj mi ten kalendarz – Irena przyciskala go do piersi i miala na twarzy tak szczesliwy usmiech, ze istotnie mozna bylo ja uznac za oblakana.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату