– Jechaly naprzeciw siebie dwa samochody, zolty i bialy – rzucil Semirol, znow jakby mimochodem. – I wlasnie tu przyprowadzilas brygade sledcza, jakoby po to, by wskazac cialo jeszcze jednej ofiary... Po co?
– Bylam w szoku – odparla niemal bezglosnie.
– Niech ci bedzie... A na co liczyla twoja bohaterka, przyprowadzajac sledczych na wzgorze?
Irena przelknela sline.
– Chciala wyjsc. Znajduje sie tu brama, dwa prety z przywiazanymi do nich kawalkami materialu... Korytarz okazal sie jednak zamkniety.
– Celowo? Przypadkowo? Przez kogo? Dlaczego?
Wzruszyla ramionami.
– Sama autorka tego nie wie?!
– Autor wcale nie musi wszystkiego wiedziec – oznajmila dumnie. – Autor ma prawo przypuszczac, zadawac pytania...
Przez chwile Semirol przygladal jej sie z uwaga. Potem sie odwrocil.
– W porzadku... I co, zobaczylas dym z komina? Pustego domu? I bedac autorka, nie wiesz, kto cie odwiedzal?
– A jaka to teraz roznica? – rzekla posepnie. – Pewnie ta zabojczyni. Przeciez Andrzej Kromar wedle oficjalnej wersji nie zyl juz od miesiaca.
– Wedlug oficjalnej wersji – wymamrotal Semirol w zamysleniu.
Jakis czas przed kolacja Nick z profesjonalnym, delikatnym usmieszkiem zaprosil ja na badania. Jej slabe proby wykrecenia sie od tego nie przyniosly rezultatu; Nick zadzwieczal kluczami przed drzwiami lekarskiego gabinetu i puscil ja przodem. Irena weszla, zatykajac nos; najwyrazniej mocno wyostrzyl jej sie wech. Przynajmniej na okreslone zapachy.
Nick przepuscil ja za parawan. Myl rece, przebieral sie w sterylny fartuch, przygotowywal instrumenty. Irena starannie ukladala swoje rzeczy na okrytej cerata lezance i przypominala sobie kadry z „romantycznego' filmu medycznego. Choc ten, ktory ja zamieszkuje, przypomina teraz raczej jaszczurke niz czlowieka.
Zamyslila sie. Z zadumy wyrwala ja cisza za parawanem.
Odwrocila sie, jak na odglos wystrzalu.
Nick na nia patrzyl. Sekunde, moze tylko pol sekundy, i natychmiast sie odwrocil; to jej jednak wystarczylo.
Nie bylo to spojrzenie lekarza. Nie bylo nim do tego stopnia, ze Irenie zrobilo sie goraco; ten wzrok musnal ja jak jezyk. Po sekundzie oslupienia wybuchnela placzem i zaczela sie goraczkowo ubierac.
Nick siedzial za parawanem na lezance. W fartuchu, z dyndajaca na piersiach maska, trzymajac na kolanach czerwone od goracej wody dlonie. Siedzial, zagradzajac wyjscie. Irena zatrzymala sie i przygryzla warge.
– Przepraszam...
Milczala.
– Przepraszam, Ireno. Jestem bydlakiem. To fakt... Nie wiem, co powiedziec...
Wyminela go. Nie ogladajac sie za siebie, wybiegla na korytarz; przesladowala ja zoltawa, natretna won szpitala.
Zapewne incydent daloby sie ukryc przed Semirolem. Udaloby sie to zrobic prawie na pewno, gdyby po wybiegnieciu z gabinetu Irena nie wpadla wprost na adwokata wampira.
– Poczekaj, Ireno...
Zdawala sobie sprawe, ze musi natychmiast wziac sie w garsc, gdyz nieprzyjemnosci moga sie na tym nie skonczyc.
– Co sie stalo?
– Nic – starala sie nie patrzec mu w oczy.
– Ktos cie skrzywdzil? Nick?!
– Nie! – bardzo trudno jej bylo myslec bez pauz i opoznien. – Nie... Wszystko w porzadku... Musze z toba porozmawiac...
W podobny sposob ptak, ktory widzi w poblizu gniazda drapieznika, natychmiast symuluje uraz i opierajac sie na skrzydle, odciaga niebezpieczenstwo od potomstwa.
– Chcialam ci powiedziec... Gdzie bedzie najwygodniej? Moze pojdziemy do ciebie?
Semirol milczal przez chwile. Niezgrabne zaproszenie Ireny nie zrobilo na nim wrazenia – ostatecznie zdecydowal jednak, ze rozmowienie sie z Nickiem moze poczekac.
W polmroku gabinetu Irena poczula sie pewniej – dopoki nie przypomniala sobie, ze Semirol widzi w ciemnosciach.
Wstrzymala oddech. Ta rozmowa i tak by sie odbyla. Inna sprawa, ze Irena niepredko by sie na nia zdecydowala. Jednak w tych okolicznosciach...
– Slucham – tak, niewatpliwie z takim wyrazem twarzy Semirol zwracal sie do potencjalnych klientow.
– Janie – wymamrotala, jakby sie usprawiedliwiajac. – W zasadzie wszystko juz omowilismy... prosze sie nie dziwic, ale...
Westchnela, gleboko i ciezko, jak kon przy wodopoju.
– Zgadzam sie... zostac twoja zona.
Maska zawodowego spokoju lekko drgnela.
– Co?!
– Zgadzam sie zostac twoja zona – usmiechnela sie rozbrajajaco. – Czy to nie wszystko jedno, gdzie bede mieszkac z falszywymi dokumentami? Ty mi sie... – przy tych slowach lekko sie zakrztusila – ...podobasz, lubie cie i...
Zamilkla.
Obraz olejny: „Irena Chmiel prosi wampira o reke'... Alez sie rodzina ubawi. Wybierzemy najmodniejszy salon i zamowimy suknie slubna. Czy zaprosic na slub prokuratora?
– Mowie powaznie, Janie. Nie wymagam od ciebie zadnych zobowiazan. Bede tu mieszkac i... Dziecko potrzebuje matki, to przeciez oczywiste.
Semirol milczal. Teraz polmrok byl wrogiem Ireny – nie widziala twarzy swego rozmowcy, podczas gdy on nie mial z tym zadnych klopotow.
Nabrala powietrza do pluc i zaczela, jakby od poczatku.
– Bede pracowala przy gospodarstwie... Elzie jest trudno samej. Bede cie kochac... jak zonie przystalo. Dziecko powinno byc karmione piersia... Dziecko jest... Sam przeciez mowiles! „W warunkach maksymalnie zblizonych do rodzinnych'. Stworz mu takie warunki; zgadzam sie... tez pragne tego...
Lampka jak zwykle spogladala przez ramie. Przypominala ptasi szkielet, ktory podskakiwal na skraju biurka, a potem, zawolany, odwrocil sie i rzucil promien swiatla na noge Ireny.
– Powiedz cos, Janie...
Zorientowala sie nagle z przerazeniem, ze ubrala sukienke tyl na przod. Gdy w poplochu uciekala z gabinetu lekarskiego, nie przeszlo jej nawet przez mysl, by przejrzec sie w lustrze.
– Powiedz cos wreszcie, Janie! To milczenie jest... wrecz obrazliwe.
Semirol sie usmiechnal.
– Niestety... Niecodziennie dostaje podobne propozycje; musze to przemyslec, zastanowic sie, do diabla...
Wstrzymala oddech.
– I jak dlugo bedziesz sie zastanawial?
Semirol w zadumie potarl podbrodek.
– W zasadzie, Ireno.... A gdybym zaproponowal ci pozostanie na farmie na ogolnych warunkach?
Za oknem przeplynelo mdle swiatlo lampy. Ktos przeszedl wzdluz ogrodzenia, potykajac sie i wieznac w zaspach.
– Ogolne warunki oznaczaja po prostu pozostanie, Ireno. Bez obiecanych falszywych dokumentow. Bez zadnych przywilejow... Wychowywac dziecko, pomagac Elzie przy gospodarstwie i tak dalej. I raz na kilka miesiecy wspomagac mnie hemoglobina. Skoro bowiem zabraklo Trosza, musze znalezc jakies zastepstwo, by nie narazac zdrowia Nicka, Sita i Elzy... Nie jestem nazbyt cyniczny?
– W sam raz – odparla powoli.
Zdretwialy jej policzki. To zle, ze Semirol widzi jej odraze i strach. To oczywiste, ze jej bladosc nie jest wynikiem nieskrywanej radosci.
– Jak sie czujesz, Ireno?
Semirol znalazl sie obok niej. Przysiadl na oparciu i polozyl jej dlon na ramieniu.
– Przeciez doskonale wiesz, kim jestem, Ireno. Dlaczego sama siebie oszukujesz, mowiac mi o milosci?
– O milosci do dziecka – odparla odruchowo.
– To szablon, Ireno. Matka nie kocha dziecka, dopoki go nie zobaczy, dopoki sie z nim nie nameczy i nie oswoi. W spoleczenstwie panuje poglad, ze matka powinna kochac dziecko od chwili poczecia. To ponoc jest wlasciwe. Wzbudza korzystne dla dziecka emocje. Nie zadreczaj sie, Ireno. Po porodzie dziecko bedzie ci gleboko obojetne. Zapytaj Nicka. Widzial takich porodow bez liku.
– Zgadzam sie, Janie.
– Co?
– Zgadzam sie zostac „na ogolnych warunkach'. Zajrzal jej w twarz. Ostroznie cofnal reke, wstal i przeszedl przez pokoj. Irena odniosla wrazenie, ze jest rozczarowany.
– Zgoda, Janie?
Spojrzal na nia niemal z litoscia.
– Zgoda?
Semirol stanal naprzeciw. Przygladal sie jej przez chwile i Irena, nie widzac w polmroku wyrazu jego oczu, odczuwala ten wzrok jak wycelowany w twarz kij bilardowy.
– Nie, Ireno. Martwi mnie, choc jednoczesnie cieszy, twoja gotowosc do poswiecen. Jednak dziecko bedzie moje. I z nikim nie moge go dzielic. Przykro mi.
Irena patrzyla na regal z ksiazkami. Jasne i ciemne grzbiety ksiazek, ekskluzywne wydania i pozlacane okladki; miala wrazenie, ze patrzy na nia z ciemnosci przepelniony znieruchomialymi w oczekiwaniu ludzmi parter teatru, a ona stoi na scenie i nie pamieta kwestii.
– Poza tym bedzie uzalezniony od hemoglobiny, Ireno. To chyba wystarczajacy powod, by twoje uczucia macierzynskie nie przerodzily sie w patologie. A moze sie myle?