Niedobrze jest urodzic sie jako pozne dziecko... Jak to mowila mama? „Pomysl o tym, Lido. Okres plodnosci jest krotki, nawet nie zdazysz sie obejrzec, jak minie... i wtedy juz nie zajdziesz w ciaze, uczylas sie przeciez biologii... Zostaniesz bezdzietna kobieta. Moze nie warto czekac? Sama zobacz, wszystkie twoje kolezanki szkolne...”

Lidka skrzywila sie, jakby ja cos nagle zabolalo, az zaniepokojony kierowca zapytal z troska: - Nic ci nie jest?

Normalna troska. Kazdej kobiecie moze sie zrobic slabo na ulicy, albo w sklepie, i natychmiast rzuca sie do niej cale hordy przechodniow i samarytan: „Nic pani nie jest? Moze wezwac lekarza?”

- To tutaj. - Otwierajac drzwi, Lidka wsunela chlopakowi do reki zmiety banknot. Wysiadla pod znakiem zakazu zatrzymywania sie - dobrze, ze w poblizu nie bylo widac zadnego milicjanta.

„Tato, ty zawsze przechodzisz na zielonym?” - Dawno temu, przed tysiacem lat Slawek draznil i prowokowal ojca, jeszcze wtedy zywego, spokojnego i pewnego siebie.

Dom Zarudnych zachowal sie w calosci. Oszczedzily go podziemne wstrzasy, nie zwalil sie nan plonacy smiglowiec, nie spalily go niebieskie ognie i nie runela nawala meteorytow. Mowia, ze zachowaly sie nawet niektore szyby... Lidka weszla w znajoma brame.

Budke dozorcy dawno juz rozebrano. Na jej miejscu poustawiano wozki - plecione, z ceraty, czerwone, niebieskie i roznobarwne. Na razie w domu dla uprzywilejowanych jest ciasno i tloczno, ale za jakies piec lat wladze spojrza nan baczniej. Jednych zostawia, innych przeniosa do nowych budynkow.

Lidka zadzwonila do drzwi wejsciowych. Trzy razy, tak jak sie umowili. Otworzyl jej Slawek; i dziewczyna natychmiast poczula wszechobecny zapach pieluch.

W dawnym mieszkaniu Zarudnych koczowaly teraz cztery rodziny majace w sumie trojke niemowlakow. Slawek z Klaudia Wasiliewna zajeli dawny gabinet deputowanego; Zarudna nigdzie nie pracowala, a Slawek nigdzie sie nie uczyl. Andriej Igorowicz zostawil im pewna sume na koncie ubezpieczeniowym - na zycie im wystarczalo. O ile, oczywiscie, mozna to bylo nazwac zyciem.

Slawek byl nieogolony, mial na sobie pomiety sportowy dres, a na nogi wdzial wydeptane, domowe kapcie. Oczy mu blyszczaly. Niedobry, goraczkowy blask, pomyslala Lidka.

- Kiedys ty gdzies byl... chocby na ulicy?

Slawek machnal reka:

- Wlaz...

Obszerny korytarz z golymi scianami. Ale w gabinecie nie sposob sie obrocic - sciagnieto tu meble i przedmioty, ktorych nie dalo sie sprzedac. Samo archiwum, zgromadzone w kartonowych paczkach, pietrzylo sie niemal do sufitu.

Lidka rozejrzala sie dookola. Klaudii Wasiliewny nie bylo w pokoju.

- Mama w kuchni - uprzedzil Slawek pytanie goscia. - Lida... ona chce sie przeprowadzic.

- Dokad? - odruchowo zapytala Lidka.

- Gdzies pod miasto. Do jakiegos dwupokojowego mieszkania... Nas tu zreszta tak czy tak nie zostawia. Dom nalezy do kwaterunku...

W glosie Slawka wyczuwalo sie prawdziwy bol. W tym domu wyrastal od dziecka. To jego dom. Kazdy szczegol przypomina mu zabitego ojca. Przeprowadzka, to nowa strata.

- Slawek... - odezwala sie Lida glosem dojrzalej kobiety, ktory ja sama zaskoczyl i zdziwil. - Nowy cykl, to nowe zycie. Zamierzasz chyba miec dzieci? A moze bedziesz sie uzalal nad soba, jak Biedna Anna?

- Jak kto? - tepo zapytal chlopak.

- Trzeba czytac klasykow - stwierdzila Lidka, rada z tego, ze choc na chwile oderwala jego uwage od biezacej chwili. - I moglbys sie ogolic. Az nieprzyjemnie na ciebie popatrzec...

Slawek sie odwrocil:

- Bedziesz sie smiala... Wczoraj przylazl ten Retielnikow, powiedzial slowo w slowo to samo, co ty. Nieprzyjemnie na ciebie popatrzec, powiada. No to ja mu - ja was nie zapraszalem, nie musicie na mnie patrzec...

- Jaki Retielnikow? - teraz zapytala juz Lidka.

- Grubas - westchnal Slawek. - Ten z OP, ktory chyba przyjaznil sie z ojcem.

Lidka zmarszczyla brwi, usilujac sobie przypomniec grubasa z OP. W glebi pamieci drgnelo cos nieokreslonego... Gruby i smutny... Idz dziewczyno i ucz sie dobrze...

Usmiechnela sie do swoich mysli. Wtedy jeszcze uwazano, ze dziewczyny powinny sie uczyc. Teraz ten grubas powiedzialby jej - idz dziewczyno i jak najszybciej zabieraj sie do rodzenia.

- Czego chcial?

Slawek wzruszyl ramionami:

- Niczego. Ot tak, przyszedl, po starej przyjazni...

Uchylily sie drzwi i pokazala sie w nich Klaudia Wasiliewna z goracym garnkiem w rekach.

Lidka otworzyla usta, zeby sie przywitac, ale nie zdazyla.

Klaudia Wasiliewna wyciagnela przed siebie rece, starajac sie utrzymac garnek z daleka od siebie. Zrobila krok, nie patrzac pod nogi i potknela sie o wystajacy rog stolowego hokeja. Krzyknela, zachnela sie w tyl, wypuszczajac z rak garnek i wpadla plecami na spietrzone kartonowe pudla.

- Trzymaj!

Wieza chylila sie powoli, jak w zlym snie. W koncu runela, rozbijajac szklo na stoliku pod gazety; pusty garnek przez chwile jeszcze tanczyl, pobrzekujac na podlodze w kaluzy barszczu, a po komnacie rozlecialy sie luzne, roznokolorowe papiery - gorne pudlo peklo pewnie od uderzenia i rozrzucilo swoja zawartosc.

Na korytarzu zaszuraly kapcie. I rozlegl sie gwar glosow:

- Klaudio Wasiliewna, czy cos sie stalo?

Drzwi sie uchylily, odslaniajac patrzace ciekawie, mlode i nieznane Lidce twarze. Tym damulkom sie udalo - co prawda ich domy zostaly zniszczone, ale wartosci ich polis ubezpieczeniowych pozwolily im na zgloszenie pretensji o przydzial nowego, zupelnie przyzwoitego mieszkania.

Gdzies w glebi mieszkania, gdzie Lidce ani razu nie udalo sie zajrzec, zaplakalo jednoczesnie dwoje niemowlat.

Klaudia Wasiliewna byla tak roztrzesiona, ze wyszla z pokoju, nawet sie nie obejrzawszy. Slawek przez chwile stal nieruchomo, potem pochylil sie i zaczal zbierac papiery. Lidka poszla za jego przykladem.

Ilez to trzeba pracy, by zebrac papierzyska i poukladac pudla jak staly! Sam Slawek sobie z tym nie poradzi. Trzeba bedzie poprosic dozorce o przenosna drabine... i zwrocic sie do wspollokatorow z prosba o pomoc.

- Slawek... przynies jakas szmate. Trzeba wytrzec te kaluze.

Slawek wyszedl bez slowa sprzeciwu. Kiedy Lidka pracowala z tym archiwum, nie wolno jej bylo czytac tresci tych pism - miala tylko wpisywac do zeszyciku biezacy numer pisma i date. I nie naruszala tego zakazu. No... prawie.

„Droga Klaudeczko, kwiatuszku moj najpiekniejszy, kiedyz znow was zobacze? Slawek juz pewnie mnie nie pozna; piszesz, ze zaczyna juz chodzic...”

Walczac z pokusa, Lidka wsunela list w glab koperty. Podniosla oczy i wymienila spojrzenie z portretem Andrieja Igorowicza. Nie nalezy czytac cudzych listow. Szczegolnie, jezeli sa przepojone tesknota. A przeciez... nowy cykl, to nowe zycie.

Ci z OP w swoim czasie tez przegladali pisma prywatne. Lidka ujrzala to oczami wyobrazni: obojetny typ z rekawicami na dloniach siedzial tu, w gabinecie, pod portretem i przekladal koperte za koperta. Nie, czytac nie czytal, mial widac za malo czasu...

- Papiery spadly - powiedzial Slawek, zwracajac sie do kogos za uchylonymi drzwiami. - Co? Nie, to ty mozesz sobie wyrzucic swoje szmatki, a ja ojcowskie dokumenty zostawie, dobrze? Pozwalasz?

I od razu, bez zmiany tonu:

- Przynioslem szmatke, Lido...

Lida siedziala pod stolem, usilujac wyciagnac ze szczeliny stara, rozklejona koperte. Czart jedynie wiedzial, jak ona sie tam dostala.

- Szmatke? Poczekaj chwilke...

Okazalo sie, ze trzyma w dloni kartke papieru, pozolklego i pokrytego dzieciecymi bazgrolami: „Kochany tatusiu! Robie wszystkie cwiczenia, ktore mi pokazales. Nauczylem sie nawet nurkowac...”

Spod pierwszej kartki wysunela sie druga. Znacznie twardsza, pokryta drobnym pismem maszynowym. Z drukarki.

Pod stolem bylo ciemno. Lidka odruchowo podniosla kartke do oczu.

- Jolki palki! - zaklal Slawek, usilujacy wytrzec apetycznie pachnaca kaluze. - Caly dywan w barszczu...

Obywatele!

Lidka drgnela. Wydalo jej sie, ze slyszy ten glos. Spokojny, pewny, znajomy az do bolu...

Obywatele, parlamentarna komisja do spraw apokalipsy polecila mi, bym w jej imieniu...

- Co tam robisz? - szorstko zapytal Slawek. - Zasnelas, czy co?

- Koperta gdzies sie zawieruszyla - odpowiedziala Lidka niespodziewanie dla samej siebie. Zamiast po prostu wyjsc spod stolu i zapytac prawnego spadkobiercy: „Zobacz... co to moze byc?”

- Zostaw to... Chodz, pomoz.

- Juz ide.

...naruszyc interesy wszystkich znajdujacych sie u wladzy, wszystkich wybrancow narodu, ktorzy sprzedali swoich wyborcow. W Deklaracji Praw Czlowieka zapisano: Kazdy czlowiek ma prawo poznac polozenie Wrot w tej samej sekundzie, w ktorej ta wiadomosc dociera do dowodztwa OP. Chcialbym was poinformowac, ze praktyka rzadu naszego kraju juz od wielu cyklow stalo sie...

Drzwi znow sie otworzyly. Pod stolem przelecial przeciag.

- Slawek - odezwala sie gluchym glosem Klaudia Wasiliewna. - Zostaw te szmatke. Pomoz mi znalezc nitrogliceryne...

Lidka znieruchomiala pod stolem, jakby jej tam wcale nie bylo.

...tak zwane „umowione opoznienie”. Owo „umowione opoznienie” to czas, jaki uplywa pomiedzy otrzymaniem pierwszych sygnalow o pojawieniu sie Wrot, a przekazaniem ich do publicznej wiadomosci. Czas ten jest rozny, nigdy jednak nie jest krotszy od polowy godziny i dluzszy od dziewiecdziesieciu minut. W tym czasie specjalny transport dociera do Wrot i spokojnie sie ewakuuje, przy zachowaniu wszelkich warunkow bezpieczenstwa. Spis ludzi wlaczonych w sklad tego transportu jest trzymany w najglebszej tajemnicy, ale kazdy z was bez wysilku moze go sobie odtworzyc, przypomniawszy sobie nazwiska najwyzszych urzednikow panstwowych, zaczynajac od prezydenta i konczac...

Zlozyla papier, ale wcale nie go wsunela do koperty, w ktorej byl list zaczynajacy sie od slow: „Kochany Tatusiu!” Najwyrazniej nie tam bylo miejsce tej kartki. Wszystko na to wskazywalo... ale dlaczego akurat tam sie znalazla?

Kiedy wylazla spod stolu, jej policzki przypominaly barwa mloda cwikle. Cale szczescie, ze mozna to byto wytlumaczyc niewygodna pozycja - czlowiek skulony pod stolem moze zlapac zadyszke...

„Zechciej zapamietac, Lido, ze tych pomieszczen nie powinien opuscic ani jeden dokument... sama rozumiesz...”

- Slawek, tu sie jeden list zawieruszyl... Masz, bierz... Podala Slawkowi pozolkla koperta pokryta dzieciecym, niezdarnym pismem.

A pod swetrem, za paskiem dzinsow, zdradziecko zatrzeszczala szorstka kartka bialego papieru. Lidce wydalo sie, ze ten szelest slychac w calym domu. Dziwna rzecz - ani ponury Slawek, ani blada Klaudia Wasiliewna niczego nie uslyszeli.

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату