— Tak. — Wskazal na gapiow. — To panteisci, prawda?

Potrzasnalem glowa.

— Prymitywni animisci. Co za roznica?

— No coz, ta butelka po coli, ktora pan przed chwila oproznil, znajdzie sie na oltarzu, czyli pe, jak go nazywaja, jako naczynie dla Angelsou, poniewaz nawiazala bliski mistyczny kontakt z tym bogiem. Tak by to widzial animista.

Z kolei panteista moglby sie po prostu troche zdenerwowac, ze ktos bez zaproszenia przychodzi na jego ceremonie i robi takie zamieszanie, jakie my przed chwila wywolalismy. Panteista moglby sie posunac do poswiecenia intruzow bogu morza, Ague Woyowi, walac kazdego w glowe w podobny rytualny sposob i stracajac z krawedzi doku. Dlatego teraz bede musial wyjasnic Mamie Julie, ze ci wszyscy ludzie, ktorzy tu stoja i groznie na nas patrza, sa animistami. Przepraszam na chwile.

W rzeczywistosci sprawa nie wygladala az tak zle, ale chcialem troche nastraszyc Yeganina. Chyba to mi sie udalo.

Po przeprosinach i zyczeniu dobrej nocy wzialem Hasana na plecy. Byl nieprzytomny, a tylko ja mialem dosc sily, by go udzwignac. Oprocz nas na ulicy nie bylo nikogo, a wielka lodz ogniowa Ague Woya gdzies hen daleko przecinala fale tuz pod wschodnim skrajem swiata i spryskiwala niebo wszystkimi jego ulubionymi barwami.

— Moze mial pan racje — odezwal sie Dos Santos idacy obok mnie. — Moze nie powinnismy byli tam przychodzic.

Nie pokwapilem sie, zeby mu odpowiedziec, ale Ellen, ktora szla na przodzie obok Myshtiga, zatrzymala sie, odwrocila i powiedziala:

— Bzdura. Gdybyscie nie przyszli, przegapilibysmy wspanialy monodram Araba.

Znalazlem sie w zasiegu jej rak, ktore wyrzucila do przodu, oplatajac moje gardlo. Nie zacisnela ich, tylko wykrzywila okropnie twarz i zaimprowizowala:

— Brr! Mmm! Oh! Jestem opetana przez Angelsou i teraz dostaniesz za swoje. Wybuchnela smiechem.

— Pusc mnie, bo rzuce na ciebie tego Araba — powiedzialem, porownujac pomaranczowobrazowy odcien jej wlosow z pomaranczoworozowa barwa nieba za jej plecami, i usmiechnalem sie.

— A swoje wazy — dodalem.

Wtedy to, tuz zanim mnie puscila, zacisnela palce — troche za mocno, jezeli mialo io byc dla zartu — a nastepnie wrocila do ramienia Myshtigo i poszlismy dalej. Coz, kobiety nigdy nie uderzaja mnie w twarz, bo zawsze nadstawiam najpierw moj pokiereszowany policzek, a one boja sie zakazic grzybem, wiec przypuszczam, ze jedyna alternatywa dla nich jest krotkie duszenie.

— To bylo strasznie interesujace — stwierdzila Ruda Peruka. — Czulam sie nieswojo. Jak gdyby cos we mnie tanczylo razem z nimi. To bylo dziwne uczucie. Prawde mowiac, nie lubie tanca; zadnego.

— Z jakim akcentem mowisz? — przerwalem jej. — Caly czas probuje go rozpoznac.

— Nie mam pojecia — odparla. — Mam irlandz-ko-francuski rodowod. Do dziewietnastego roku zycia mieszkalam na Hebrydach, a takze w Australii i Japonii…

W tym momencie Hasan jeknal i napial miesnie, a ja poczulem ostry bol w ramieniu.

Posadzilem go na ziemi i przeszukalem kieszenie. Znalazlem dwa noze do rzucania, jeden sztylet, bardzo poreczny noz grawitacyjny, dlugi noz o pilkowanym ostrzu schowanym w pochwie, zylki do duszenia i metalowe pudeleczko zawierajace rozmaite proszki, fiolki i ciecze, ktorych nie chcialo mi sie zbyt dokladnie sprawdzac. Spodobal mi sie noz grawitacyjny — coricama, bardzo poreczny — wiec go zatrzymalem.

Nazajutrz pod wieczor przydybalem starego Phila, zdecydowany wykorzystac go w charakterze wejsciowki do apartamentu Dos Santosa w „Royalu”. Radpol nadal czci Phila jako swego rodzaju Toma Paine'a Propagatorow Powrotu, mimo ze Phil odzegnal sie od tego jakies pol wieku temu, kiedy zaczal zajmowac sie literatura mistyczna i zyskal powszechne powazanie. Podczas gdy jego Zew Ziemi prawdopodobnie jest najlepsza rzecza, jaka kiedykolwiek napisal, Phil rowniez ulozyl Statut Organizacji Propagatorow Powrotu. Statut ten pomogl wywolac zamieszanie, o ktore mi chodzilo. Dzisiaj Phil moze zaprzeczac, ile chce, ale byl wtedy wichrzycielem i jestem pewien, ze nadal skrzetnie odnotowuje sobie wszystkie uwielbiajace spojrzenia i mile slowa, jakimi wciaz jest z tej okazji obdarzany, co jakis czas wydobywa je na swiatlo dzienne, odkurza i cieszy sie nimi.

Oprocz Phila mialem jeszcze jeden pretekst: chcialem zobaczyc, jak Hasan sie czuje po godnym ubolewania uderzeniu, ktorym zostal ogluszony w hounforze. W rzeczywistosci szukalem okazji, zeby porozmawiac z Hasanem i dowiedziec sie ile szczegolow, jezeli w ogole, bedzie sklonny mi wyjawic o swoim najnowszym zleceniu.

Tak wiec poszedlem z Philem pieszo. Z ogrodzonego terenu Biura do „Royalu” nie bylo daleko. Mniej wiecej siedem minut spacerkiem.

— Czy skonczyles juz pisac moja elegie? — spytalem.

— Ciagle nad nia pracuje.

— Od dwudziestu lat tak mowisz. Chcialbym, zebys sie pospieszyl, abym mogl ja przeczytac.

— Moglbym ci pokazac kilka naprawde swietnych… Lorela, George'a, napisalem nawet dla Dos Santosa. A i dla skromniejszych notabli mam w kartotece najrozmaitsze gotowe elegie — takie do wypelnienia. Twoja jest jednak problemem.

— Jak to?

— Musze ja na biezaco uaktualniac. Zyjesz sobie beztrosko, robisz rozne rzeczy.

— Potepiasz to?

— Prawie wszyscy ludzie sa na tyle przyzwoici, ze prowadza aktywny tryb zycia przez pol wieku, a potem zaprzestaja dzialalnosci. Z ich elegiami nie ma wiec zadnego problemu. Mam ich pelne szuflady. Ale obawiam sie, ze twoja bedzie ukonczona na ostatnia chwile, a zakonczenie bedzie zaskakujace. Nie lubie pracowac w ten sposob. Wole przemyslec sprawe w ciagu wielu lat, ocenic zycie danej osoby starannie i bez pospiechu. Ludzie tacy jak ty, ktorzy wioda niefrasobliwe zycie, martwia mnie. Chyba probujesz zmusic mnie, zebym napisal dla ciebie dzielo epi-czne, a robie sie na to za stary. Czasami zasypiam nad kartka.

— Chyba jestes niesprawiedliwy — stwierdzilem. — Inni ludzie czytaja swoje elegie, a ja zadowolilbym sie nawet kilkoma dobrymi limerykami.

— No coz, mam przeczucie, ze twoja elegia bedzie niedlugo ukonczona. Postaram sie przyslac ci egzemplarz na czas.

— Tak? Skad to przeczucie?

— Ktoz potrafi wyodrebnic zrodlo inspiracji?

— Opowiedz mi o tym.

— Doznalem olsnienia podczas rozmyslan. Wlasnie ukladalem elegie dla Yeganina — to byla oczywiscie tylko wprawka — kiedy pomyslalem: „Wkrotce ukoncze elegie Greka.”

Po chwili dodal:

— Sprobuj sobie stworzyc konceptualistyczny model samego siebie w dwoch postaciach: jedna wieksza od drugiej.

— To by sie dalo zrobic, gdybym stanal przed lustrem i przeniosl ciezar ciala z jednej nogi na druga. Jedna noge mam krotsza. Tak, wiec widzisz, stwarzam sobie taki model konceptualistyczny. Co dalej?

— Nic. Nie masz odpowiedniego podejscia do tych spraw.

— To rodzima tradycja, spod ktorej nigdy nie potrafilem sie wylamac. No wiesz, wezel gordyjski, kon trojanski i tym podobne. Jestesmy podstepni.

Przez nastepnych dziesiec krokow Phil zachowywal milczenie.

— A wiec piora czy olow?

— Slucham?

— To zagadka kallikanzarosa. Wybierz.

— Piora?

— Blad.

— Gdybym powiedzial „olow”…?

— Nie. Masz tylko jedna szanse. Prawidlowa odpowiedz wybiera kallikanzaros wedlug wlasnego uznania. A ty przegrywasz.

— To wyglada na duza dowolnosc.

— Kallikanzarosi tacy wlasnie sa. To wyrafinowanie bardziej greckie niz orientalne. A zarazem mniej tajemnicze. Bo twoje zycie czesto zalezy od odpowiedzi, a kallikanzaros na ogol chce, zebys przegral.

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×