Przeszlismy okolo osiemdziesieciu metrow i skrecilismy w lewo, Tutaj skonczyla sie ulica i zeszlismy sciezka na wielka, uprzatnieta polane. Tlusta, lysa kobieta z ogromnymi piersiami i twarza zzarta przez raka skory dogladala watlego, ale jakze niepokojacego ognia na dnie dolu pod olbrzymim roznem. Kiedy ja mijalismy, usmiechnela sie i glosno cmoknela wargami.

Na ziemi wokol niej lezaly wielkie, zaostrzone pale…

Nieco dalej znajdowal sie plaski obszar ubitej, golej ziemi. Na jednym skraju tego pola stalo olbrzymie, oplecione przez winna latorosl drzewo typu tropikalnego, ktore przystosowalo sie do naszego klimatu. Wokol pola rozmieszczono rzedy dwuipolmetrowych pochodni, na ktorych ogien trzepotal niczym choragwie. Na drugim koncu stala najbardziej wymyslna w wiosce chalupa. Miala mniej wiecej piec metrow wysokosci i dziesiec szerokosci na przodzie. Byla pomalowana na kolor jaskrawoczerwony i cala pokryta magicznymi symbolami. Cala srodkowa czesc frontowej sciany zajmowaly wysokie rozsuwane drzwi. Dwoch uzbrojonych Kouretow stalo na strazy przed nimi.

Ze slonca pozostala jedynie pomaranczowa lupinka, gdy Moreby poprowadzil nas przez cale pole w kierunku drzewa.

Okolo stu widzow siedzialo na ziemi po c m stronach, na zewnatrz rzedu pochodni.

Moreby wskazal gestem na czerwona cha upe.

— Jak wam sie podoba moj dom? — zapytal.

— Uroczy — odparlem.

— Mam wspollokatora, ale w ciagu dnia spi. Wkrotce go poznacie.

Dotarlismy do wielkiego drzewa. Moreby pozostawil nas tam w otoczeniu straznikow, a sam wyszedl na srodek pola i zaczal przemawiac do Kouretow po grecku. Uzgodnilismy, ze zanim rzucimy sie do ucieczki, zaczekamy, az walka bedzie bliska rozstrzygniecia, obojetnie na czyja korzysc, a obserwatorzy podekscytowani i zaabsorbowani finalem. Wzielismy kobiety do srodka naszej grupy, a mnie sie udalo ustawic po lewej stronie praworecznego ludozercy z szabla, ktorego zamierzalem szybko zabic. Szkoda, ze znajdowalismy sie na drugim koncu pola. Aby dotrzec do koni, musielismy przebic sie przez obszar z roznem.

— …i wtedy, tamtej nocy — przemawial Moreby — Trup zmartwychwstal. Powalil tego poteznego wojownika, Hasana, polamal mu kosci i rzucal nim na wszystkie strony, tu gdzie odbedzie sie ucztowanie. W koncu zabil tego wielkiego wroga, napil sie krwi z jego gardla i zjadl jego Watrobe, surowa i jeszcze dymiaca w nocnym powietrzu. Te rzeczy zrobil tamtej nocy. Ogromna jest jego sila.

— Ogromna, ogromna! — krzyknal tlum, a ktos za-czal walic w beben.

— Teraz znow przywrocimy go do zycia…

Tlum wiwatowal.

— Znow do zycia!

— Znow do zycia…

— Znow do zycia!

— Witaj…

— Witaj!

— Ostre biale zeby…

— Ostre biale zeby!

— Biala, biala skora… — Biala, biala skora!

— Rece, ktore lamia…

— Rece, ktore lamia!

— Usta, ktore pija…

— Usta, ktore pija!

— Krew zycia!

— Krew zycia!

— Wielkie jest nasze plemie!

— Wielkie jest nasze plemie!

— Wielki jest Trup!

— Wielki jest Trup!

— Wielki jest Trup!

— WIELKI JEST TRUP!

W koncu powiedzieli to ryczacym glosem. Krotka litania wykrzyczana ludzkimi, polludzkimi i nieludzkimi gardlami przetoczyla sie przez pole jak fala przyboju. Nasi straznicy tez wrzeszczeli. Myshtigo zatkal sobie wrazliwe uszy, a na jego twarzy pojawil sie wyraz udreki. Mnie tez huczalo w glowie. Dos Santos przezegnal sie, a jeden ze straznikow pokrecil glowa i uniosl znaczaco szable w jego kierunku. Dos wzruszyl ramionami i odwrocil sie z powrotem w kierunku pola.

Moreby podszedl do chalupy i trzykrotnie uderzyl reka w drzwi.

Jeden ze straznikow rozsunal je.

Wewnatrz stal ogromny, czarny katafalk otoczony czaszkami ludzi i zwierzat. Spoczywala na nim olbrzymia trumna wykonana z ciemnego drewna i ozdobiona jaskrawymi, kretymi szlaczkami.

Na polecenie Moreby'ego straznicy uniesli wieko.

Przez nastepne dwadziescia minut czarownik aplikowal lokatorowi trumny podskorne zastrzyki. Jego ruchy byly powolne i rytualne. Jeden ze straznikow odlozyl szable na bok i pomagal mu. Dobosze wybijali miarowy, powolny rytm. Tlum zamilkl i znieruchomial.

Moreby odwrocil sie.

— Trup zaraz wstanie — oznajmil.

— Wstanie — odpowiedzial tlum.

— Zaraz wyjdzie po ofiare.

— Zaraz wyjdzie…

— Wyjdz, Trupie — zawolal Moreby odwracajac sie w kierunku katafalku. I Trup sie przebudzil.

Po dluzszej chwili.

Poniewaz byl duzy.

Olbrzymi, otyly.

Trup byl rzeczywiscie wielki.

Wazyl ze sto szescdziesiat kilogramow.

Usiadl w trumnie i rozejrzal sie dokola. Rozmasowal sobie klatke piersiowa, pachy, szyje i krocze. Wyszedl z wielkiej skrzyni i stanal obok katafalku. Moreby wygla-dal przy nim jak karzel.

Trup mial na sobie tylko przepaske na biodrach i duze sandaly z kozlej skory.

Jego cialo bylo biale, trupio biale, ksiezycowe biale, biale jak brzuch ryby… trupio biale.

— Albinos — stwierdzil George, a jego glos rozszedl sie po calym polu, bo byl to jedyny dzwiek, ktory zaklocil nocna cisze.

Moreby spojrzal w naszym kierunku i usmiechnal sie. Chwycil Trupa za reke o grubych paluchach i wyprowadzil go z chalupy na pole. Trup sploszyl sie na widok swiatla pochodni. Kiedy szedl naprzod, przygladalem sie jego twarzy.

— Na tej twarzy nie ma sladu inteligencji — stwierdzila Ruda Peruka.

— Czy widzisz jego oczy? — zapytal George mruzac wlasne. Podczas walki jego okulary stlukly sie.

— Tak, sa rozowawe.

— Czy ma skosne szpary powiekowe?

— Mmm… Tak.

— To mongoloid. Zaloze sie, ze idiota. Dlatego Moreby'emu tak latwo bylo zrobic z nim to, co zrobil. I spojrzcie na jego zeby! Wygladaja na opilowane. Spojrzalem na nie. Trup usmiechal sie szeroko, bo zobaczyl kolorowe wlosy na glowie Rudej Peruki. Widac bylo mnostwo ladnych, ostrych zebow.

— Jego albinizm jest powodem nocnego trybu zycia, ktory Moreby mu narzucil. Spojrzcie! Wzdraga sie nawet przed swiatlem pochodni! Jest nadwrazliwy na wszelkiego rodzaju chemiczne dzialanie promieni swietlnych.

— A co z jego upodobaniami dietetycznymi?

— Nabyl je w sposob wymuszony. Wiele prymitywnych ludow puszczalo krew swojemu bydlu. Kazachowie i Todowie robili to az do dwudziestego wieku. Widzieliscie rany na koniach, kiedy mijalismy wybieg. Wiecie, krew

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату