naprawde jest pozywna, jezeli czlowiek przystosuje odpowiednio swoj organizm — a jestem pewien, ze Moreby regulowal diete tego idioty od dziecinstwa. Tak wiec oczywiscie Trup jest wampirem — zostal wychowany w ten sposob.
— Trup wstal — oznajmil Moreby.
— Trup wstal — potwierdzil tlum.
— Wielki jest Trup!
— Wielki jest Trup!
Nastepnie puscil trupio biala reke i podszedl do nas. Jedyny prawdziwy wampir, jakiego znalismy, pozostal na srodku pola i szczerzyl zeby.
— Wielki jest Trup — powiedzial Moreby i sam tez sie usmiechal, kiedy do nas podszedl. — Wspanialy, prawda?
— Co zrobiles temu biedakowi? — zapytala Ruda Peruka.
— Niewiele — odrzekl Moreby. — Urodzil sie dosc hojnie obdarzony przez nature.
— Co mu wstrzyknales? — spytal George.
— Przed walkami takimi jak ta znieczulam go nowo-kaina. Brak oznak bolu sprawia, ze Trup jeszcze bardziej wydaje sie niezwyciezony. Dalem mu rowniez zastrzyk hormonalny. Ostatnio przybiera na wadze i zrobil sie troche niemrawy. Hormony kompensuja te ociezalosc.
— Mowisz o nim i traktujesz go tak, jakby byl mechaniczna zabawka — podsumowala Diane.
— Bo nia jest. Niezwyciezona zabawka. A takze nieoceniona. Ty, Hasan, czy jestes gotowy? — zapytal.
— Tak — odparl Arab zdejmujac peleryne oraz burnus i podajac je Ellen.
Napial dobrze rozwiniete miesnie ramion, zgial lekko palce i ruszyl naprzod, wychodzac z kregu szabli. Na lewym barku mial jedna prege, a na plecach jeszcze kilka innych. W blasku pochodni jego broda nabrala krwistoczerwonego koloru i mimowolnie przypomnialem sobie tamta noc w hounforze, kiedy Hasan odegral scene duszenia, a Mama Julie powiedziala „Twoj przyjaciel jest opetany przez Angelsou” i dodala: „Angelsou jest bogiem smierci i przychodzi tylko do tych, ktorzy do niego naleza”.
— Wielki jest ten wojownik Hasan — wykrzyknal Moreby, odwracajac sie od rias.
— Wielki jest ten wojownik Hasan — odpowiedzial tlum.
— Ma sile wielu ludzi.
— Ma sile wielu ludzi — powtorzyl tlum.
— Mimo to wiekszy jest Trup.
— Mimo to wiekszy jest Trup.
— Polamie mu kosci i bedzie nim rzucal na wszystkie strony, tu gdzie odbedzie sie ucztowanie.
— Polamie mu kosci…
— Zje jego watrobe.
— Zje jego watrobe.
— Napije sie krwi z jego gardla.
— Napije sie krwi z jego gardla.
— Ogromna jest jego sila.
— Ogromna jest jego sila.
— Wielki jest Trup!
— Wielki jest Trup!
— Dzis wieczorem — powiedzial cicho Hasan — faktycznie stanie sie trupem.
— Trupie! — zawolal Moreby, kiedy Hasan wyszedl i stanal przed nim. — Skladam ci tego czlowieka, Hasana, w ofierze!
Nastepnie Moreby odsunal sie i skinal na straznikow, zeby odprowadzili nas na bok.
Idiota blysnal jeszcze szerszym usmiechem i powoli wyciagnal reke w kierunku Hasana.
— W imie Allacha — wykrzyknal Hasan pozorujac odwrot od Trupa i rownoczesnie przechylajac sie w lewa strone do ziemi.
Poderwal prawa reke, wyrzucil ja do gory i rowno-czesnie obrocil, szybko i mocno, jakby strzelal z bicza, po czym wymierzyl Trupowi potezny cios krawedzia piesci strone szczeki.
Biala glowa odskoczyla o nie wiecej niz trzynascie centymetrow.
I wampir nadal szczerzyl zeby w usmiechu…
Potem wyciagnal swe krotkie, potezne ramiona i zlapal przeciwnika pod pachami. Hasan wbil paznokcie w jego boki i przesuwajac rece ku gorze wyryl w nich cienkie, czerwone bruzdy. Nastepnie chwycil Trupa za ramiona, a w miejscach, gdzie palce Araba wbily sie w jego miesnie pokryte snieznobiala skora, pojawily sie czerwone krople.
Tlum wrzasnal na widok krwi Trupa. Jednak jej zapach, albo krzyki podniecily samego idiote, bo uniosl Hasana pol metra nad ziemia i pobiegl z nim naprzod.
Na jego drodze stalo duze drzewo i kiedy Hasan w nie uderzyl, jego glowa opadla.
Potem Trup przygniotl go cialem, odsunal sie powoli, otrzasnal sie i zaczal go bic.
Mlocil nieszczesnika swoimi prawie groteskowo krotkimi, grubymi rekami.
Hasan zaslonil twarz dlonmi i trzymal lokcie przy brzuchu.
A Trup walil go w boki i glowe. Zwyczajnie unosil i opuszczal ramiona.
I nie przestawal sie usmiechac.
W koncu rece Hasana opadly i zacisnal je na brzuchu.
Z kacikow jego ust saczyla sie krew.
Niezwyciezona zabawka kontynuowala swoja zabawe.
A potem w oddali, po drugiej stronie nocy, tak daleko, ze tylko ja bylem w stanie uslyszec, rozlegl sie glos, ktory rozpoznalem.
Bylo to donosne wycie mojego psa piekielnego, Borta-na, obwieszczajace polowanie.
Odnalazl gdzies moj trop i teraz biegl do mnie, przemierzajac noc, skaczac jak kozica, sunac jak kon czy rzeka. Moregowaty, z oczami jak zarzace sie wegle i zebami jak pila tarczowa.
Moj Bortan nigdy nie meczyl sie biegiem.
Tacy jak on rodza sie nieustraszeni, maja polowanie we krwi i nosza pietno smierci.
Moj pies piekielny byl w drodze i nic nie moglo go powstrzymac.
Ale znajdowal sie daleko, jakze daleko, po drugiej stronie nocy…
Tlum wrzeszczal. Hasan byl juz u kresu wytrzymalosci fizycznej. Kazdy by na jego miejscu byl.
Katem oka (brazowego) dostrzeglem nieznaczny ruch Ellen, jakby prawa reka rzucila jakis przedmiot…
Po dwoch sekundach nastapil wybuch.
Tuz obok idioty cos zasyczalo i zaplonelo jaskrawym blaskiem.
Trup zaczal jeczec, stracil panowanie nad soba.
Stary, dobry Przepis 237. l (wydany przeze mnie):
„Kazdy przewodnik wycieczki i wszyscy jej uczestnicy musza podczas podrozy miec przy sobie nie mniej niz trzy flary magnezjowe.”
Oznaczalo to, ze Ellen ma jeszcze tylko dwie. Niech bedzie blogoslawiona.
Idiota przestal bic Hasana.
Sprobowal kopnac flare. Wrzasnal. Znow sprobowal kopnac. Zakryl sobie oczy. Upadl i kulal sie po ziemi.
Hasan to obserwowal, krwawiac i dyszac…
Flara plonela, Trup wrzeszczal…
W koncu Hasan ruszyl sie.
Wyciagnal reke do gory i chwycil jedno z grubych pnacz zwisajacych z drzewa.
Pociagnal je. Napotkal opor. Szarpnal mocniej. Pnacze opadlo.
Kiedy oplatal koncowki liany wokol dloni, jego ruchy byly pewniejsze.
Znow zasyczala flara, znow zaplonela…
Hasan uklakl obok Trupa i szybkim ruchem owinal pnacze wokol jego szyi.
Znow zasyczala flara.
Hasan zacisnal petle.
Trup usilowal wstac.