Fandarel pamietal.
— To zabierze troche czasu.
— Mamy czas — zapewnil go Siwsp. — Przewidzialem szerokie okno startowe dla tego transportu. Mamy czas.
Jezdzcy smokow nie byli zadowoleni z opoznienia. Przygotowali siebie i smoki do tego niezwyklego lotu i niecierpliwili sie.
— Jesli nie jedno, to cos innego — wsciekal sie N’ton.
— Jutro? — spytal Jaxom usmiechajac sie, zeby usmierzyc irytacje F’lara. — O tej samej porze, na tych samych stanowiskach?
F’lar odgarnal z czola wlosy i ze zloscia pstryknal palcami.
— Siwspie, musimy porozmawiac z jezdzcami.
Pomimo lekkiego tonu, Jaxom byl bardzo rozczarowany opoznieniem ekspedycji. Od niego i od Rutha Siwsp wymagal specjalnego wysilku.
Dzien nie sprawi mi roznicy, Jaxomie, powiedzial Ruth spokojnie. Posilek, ktory zjadlem wczoraj, wystarczy na dluzej niz do jutra.
To dobrze, odparl Jaxom bardziej ponuro niz wymagaly tego okolicznosci, ale przeciez przygotowal sie na wylot juz dzisiaj. Coz, wracajmy do Wschodniego i przekazmy eskadrom, zeby odpoczely.
Uplynelo jednakze kilka dni, zanim wyprodukowano smar. Jaxom dopilnowal, zeby Ruth jadl przynajmniej jednego malego whera kazdego wieczora, a Ruth skarzyl sie, ze z przejedzenia nie bedzie w stanie wykonac nawet jednego skoku, a co dopiero dwoch.
— To lepsze niz zebys mi padl, kiedy znajdziemy sie pomiedzy czasem — odparl Jaxom.
Przeczekiwal opoznienie w Warowni Cove z Sharra, ktora dochodzila do siebie po intensywnych godzinach pracy w laboratorium. Stracila na wadze i miala podkrazone oczy. Przynajmniej mogl dopilnowac, zeby miala wszystko, czego potrzebowala do odzyskania sil. I on sam. I Robinton.
Jaxoma niepokoila zmiana, jaka zaszla w Mistrzu Harfiarzu, choc byla subtelna. Lytol i D’ram tez zdawali sobie z niej sprawe. Robinton chyba nie doszedl do siebie po psychicznym szoku. W towarzystwie zachowywal sie jak dawniej, ale zbyt czesto Jaxom przylapywal go na glebokim zamysleniu, poruszonego i nieszczesliwego, sadzac po smutku w jego oczach. A takze, jak sie wydawalo, pil mniej i z mniejsza radoscia. Zycie juz go nie cieszylo.
Zair tez sie martwi, powiedzial Ruth Jaxomowi.
— Byc moze Robinton potrzebuje wiecej czasu, by calkowicie wyzdrowiec — odparl Jaxom, probujac dodac sobie otuchy. — Nie jest juz taki mlody, ani tak odporny. A to bylo okropne przezycie. Kiedy skonczymy prace, wymyslimy cos, co go wyrwie z apatii. Sharra tez to zauwazyla. Naradzi sie z Oldivem. Wiesz, jak Robintona drazni, ze za bardzo sie nim przejmujemy. Zrobimy cos. Powiedz to Zairowi. A teraz raz jeszcze, sprawdzmy uklad gwiazd, ktorym bedziemy sie kierowac podczas pierwszego lotu pomiedzy czasem.
Obaj znamy te gwiazdy lepiej niz te, ktore teraz sa ponad nami, powiedzial Ruth, ale poslusznie zrobil to, o co prosil Jaxom.
Wezwanie nadeszlo poznym popoludniem. Fosdak, najszczuplejszy z czeladnikow kowalskich, wcisnal sie w skafander i wpompowal smar i olej w malenkie szczeliny kazdej wielkiej klamry, ktore mocowaly silniki do podlogi. Zanim skonczyl na „Buenos Aires” i wrocil na „Yokohame”, zeby sprawdzic czy ciecz wlala sie na miejsce, byl dosc pewien sukcesu.
Jeszcze raz Fandarel uzyl kodu i sekwencji, wcisnal WPROWADZ i czekal. Tym razem komputer rozpoznal komende i odpowiedzial: GOTOW DO WYKONANIA.
— Jestem gotow — oznajmil Fandarel.
— Wiec zrob to, czlowieku, zrob! — krzyknal F’lar.
Fandarel wlaczyl program. Nie wiedzial, czy ktos jeszcze uslyszal metaliczne popiskiwanie i stukania, i wreszcie koncowe szczekniecie, gdy zaciski puscily. W przedziale silnikow halas byl dosc glosny.
— Oddzielily sie — powiadomil, a potem przypomnial sobie, zeby wlaczyc zewnetrzne czujniki, by obejrzec wynik operacji.
— Weyr, uwaga! — zawolal F’lar, i Fandarel zobaczyl, jak pojawia sie masa smokow, a kazdy opada na wczesniej ustalona pozycje na gornych belkach. — Doskonale!
— Na „Bahrainie” oddzielone! — krzyknal Bendarek.
Fandarel nie widzial „Bahrainu”.
Natomiast Jaxom go widzial, gdyz to on nadzorowal tamten statek. Kiedy F’lar wezwal swoje eskadry, z Bendenu, Igen i Telgaru, Jaxom wezwal swoje, ze Wschodniego, Poludniowego i Isty. Grupa, ktora odpowiedziala na jego wezwanie, byla najwieksza jaka widzial przez wszystkie Obroty swojego zycia. Smoki przybyly na miejsce w tym samym momencie, tak jak to cwiczyly. Ich szpony uchwycily dlugie belki, a wszyscy jezdzcy zwrocili sie twarza w strone miejsca na koncu, gdzie znajdowal sie on z Ruthem.
Ruth, przekaz smokom droge do Czerwonej Gwiazdy. Pamietaj, ze nie bedzie krateru na tamtym krancu rozpadliny.
Pamietam, bo przeciez my go zrobimy! Ruth az kipial z entuzjazmu.
Ruth dobrze znal swoje zadanie, a smoki spodziewaly sie, ze otrzymaja od niego wskazowki co do celu podrozy. Zaden z nich nie byl na Czerwonej Gwiezdzie. Jezdzcow uprzedzono, ze bedzie to dluzszy skok niz te, do ktorych byli przyzwyczajeni, i ze powinni pamietac o regularnym oddychaniu.
Rozumieja i sa gotowi, przekazal Ruth chwile pozniej.
Jaxom wzial gleboki oddech. Na sekunde polozyl dlon w rekawicy na barku Rutha, a potem uniosl ja wysoko, dajac sygnal do skoku.
A wiec ruszajmy, powiedzial, zanim strace odwage. I opuscil dlon.
To byl dlugi skok, tak jak sie tego spodziewali. Jaxom doliczyl sie trzydziestu ostroznych oddechow. Szkoda, ze Lessa nie pamieta, jak dlugo trwal lot o czterysta Obrotow w przeszlosc, bo taka wiedza dodalaby mu pewnosci. Przy trzydziestym drugim oddechu Jaxoma opanowal niepokoj.
Jestesmy! oznajmil Ruth, a jego krzyk odbil sie echem w umysle jezdzca.
Unosili sie nad powierzchnia na krancu wielkiej rozpadliny. Gwiazdy znajdowaly sie na niebie na odpowiednich pozycjach, wiec Jaxom wiedzial, ze przybyli we wlasciwe kiedy. Powrocil mysla do zadania. Mieli dziesiec minut, zeby opuscic olbrzymi silnik na dno rozpadliny.
Ci, ktorzy rozsiewaja owoidy, juz wykonuja swoje zadanie, powiadomil go Ruth.
Jaxom przekazal dla smokow rozkaz opuszczenia silnikow, a potem usmiechnal sie szeroko. Smokom udalo sie dokonac tej niewiarygodnej podrozy! Ciezar silnika byl minimalny, gdyz smoki nie myslaly o nim jako o czyms rzeczywistym. Poryw uniesienia niezmiernie poprawil jego samopoczucie.
Zrobilismy to, Ruth! Udalo sie!
Oczywiscie, ze tak. Spokojnie, utrzymujcie to na rownym poziomie, dodal Ruth, a Jaxom skinal na smoki z tylu, ktore obnizaly sie szybciej niz te z przodu. T’gellan pyta, jak nisko mamy sie opuscic?
Powiedz mu, ze tak nisko jak mozemy, bez ocierania smoczych skrzydel. Powinny tu byc jakies wystajace skaly, ktore utrzymaja silnik na miejscu tak dlugo jak trzeba. Powoli, opuszczajcie sie rowno.
Znajdowali sie ponizej krawedzi rozpadliny, kiedy Jaxom poczul, ze cos jest nie tak.
Czy mozemy opuscic go w dol, Ruth i zobaczyc czy to wystarczy?
Oczy Rutha lsnily oceniajac warstwy skaly, granitu i ciemnoszarego kamienia. Potem smok znalazl sie ponizej silnika.
Przekrzywi sie, jesli go puscimy, powiedzial. Mial lepszy wzrok niz Jaxom.
Kto jest na koncu? spytal Jaxom.
Heth, Clarinath, Silvrath i Jarlath.
Popros ich, zeby opuscili silnik tak nisko, jak tylko moga.
Juz to zrobili.
Popros ich zeby rozluznili chwyt, ale byli gotowi, by natychmiast znowu go zlapac. Nie mozemy pozwolic, zeby silnik obsunal sie w przepasc.
Heth mowi, ze jesli prawa strona przesunie sie nieco w przod, bedzie tam dobra polka dla podparcia drugiej strony.