Robinton spojrzal pytajaco na D’rama.
— Moze wyprobujemy nasza wladze?
— Powiedzialbym, ze Hamian dostarczyl nam najlepszej okazji do wyprobowania czegos tak nowego, nowego przynajmniej dla nas — zgodzil sie D’ram.
— No wiec idzmy do tego, ktory wie wszystko — powiedzial Robinton, wskazujac glowa w strone pokoju Siwspa. — Zapytajmy go.
Benelek zostal przy ekranie, a reszta popedzila dowiedziec sie co powie Siwsp. Robinton skinal na Hamiana, aby stanal na wprost ekranu, potem musial go szturchnac, gdyz kowal mial trudnosci ze sformulowaniem pytania.
— Spytaj go. Nie widzialem, by kogos ugryzl — zazartowal Robinton.
— Jeszcze nie — dodal Piemur, udajac zmartwionego.
— Yhm, Mistrzu Siwsp… — Hamian zupelnie zaniemowil.
— Chcesz sie nauczyc jak robic plastik z takich samych silikatow, jakich twoi przodkowie uzywali w narzedziach budowlanych, Mistrzu Hamianie?
Hamian tylko kiwnal glowa i uniosl brwi w komicznym zdziwieniu.
— Skad on to wie? — spytal cicho harfiarza.
— Ma dlugie uszy — odparl rozbawiony Robinton.
— Blad, Mistrzu Robintonie — powiedzial Siwsp. — Moje receptory dzwieku sa o wiele bardziej wrazliwe niz uszy, Mistrzu Hamianie, i skoro drzwi do przyleglego pokoju byly otwarte, slyszalem rozmowe. Wracajac do tematu, twoim zyczeniem, Mistrzu Hamianie, jest nauczyc sie, jak produkowac plastiki, ktorych uzywali przodkowie.
Hamian wyprostowal sie i podniosl wysoko glowe.
— Tak, Mistrzu Siwsp, takie jest moje zyczenie. Wielu moich towarzyszy pragnie udoskonalic jakosc zelaza, stali, mosiadzu i miedzi, ale ja, widzac dlugowiecznosc plastiku przodkow, chcialbym sie specjalizowac w ich wytwarzaniu. Wierze, ze moze to byc dla nas material tak samo uzyteczny, jak dla naszych przodkow.
— W czasach waszych przodkow wytwarzanie plastiku bylo skomplikowana umiejetnoscia. Z polimerow o zroznicowanym skladzie chemicznym otrzymywano bardzo rozmaite produkty koncowe, plastyczne, twarde albo posrednie. Poniewaz jednak w poblizu Jeziora Drake’a odkryto sadzawki ropy naftowej, nie ma powodu, byscie nie mogli znow wytwarzac organicznych plastikow. Ale najpierw musicie przejsc o wiele pelniejszy kurs chemii, niz to, co obecnie wchodzi w zakres programu dla mistrzow. Samo wytwarzanie to ciagly proces rozpuszczania jednych skladnikow w drugich. Joel Lilienkamp zostawil dwa komplety aparatury w Jaskiniach Katarzyny.
— Lilienkamp? — wykrzyknal Piemur, a Jancis mu zawtorowala: — Lilcamp?
— Kto to byl Joel Liliencamp? — spytal Piemur Siwspa.
— Oficer zaopatrzeniowy ekspedycji: osoba, ktora zmagazynowala tak wiele rzeczy w Jaskiniach Katarzyny.
— Jayge musi byc jego potomkiem! — goraczkowal sie Piemur, ale zaraz przeprosil za przerywanie rozmowy.
— Te dwa duze polimeryzujace urzadzenia nie zostaly oznaczone jako zapakowane w celu dlugiego przechowywania. Dlatego zapewne ulegly zniszczeniu i nie beda dzialac. Ale moga byc uzyte jako wzory. Mistrzu Hamianie, rekonstruujac je, wiele sie nauczysz. Bedziesz tez musial wykonac wiele doswiadczen chemicznych i fizycznych.
Hamian radosnie sie usmiechnal.
— Z przyjemnoscia, Mistrzu Siwsp, z przyjemnoscia. — Zatarl z zapalem swoje wielkie, pelne stwardnien dlonie. — Kiedy moge zaczac?
— Najpierw trzeba odnalezc w jaskini prototypy. — Na ekranie Siwspa ukazaly sie obrazy dwoch grubych szescianow z wieloma dziwnymi wypustkami. — Wlasnie tego musisz szukac, ale uprzedzam cie, ze te urzadzenia sa ciezkie i nieporeczne.
— Przenosilem dziwniejsze i ciezsze przedmioty, Mistrzu Siwsp. Z otworu drukarki wysunela sie kartka z rysunkiem niezbednych przedmiotow, i Piemur wreczyl ja kowalowi.
— Potrzebny ci bedzie warsztat, w ktorym bedziesz mogl rozlozyc je i sprawdzic, co juz masz, a co musisz zdobyc, by zlozyc nowe urzadzenie. Radze tez, zeby oprocz ciebie wiecej osob przerobilo kurs chemii i fizyki. Wytwarzanie polimerow bedzie wymagalo licznego zespolu pracownikow.
Hamian usmiechnal sie zalosnie.
— Z pewnoscia musimy sie wiele nauczyc, chocby tylko po to, zeby zrozumiec nieznane slowa, jakich uzywasz.
— Chyba mozna powiedziec — wtracil Mistrz Robinton, spogladajac znaczaco na Piemura i Jancis — ze bedziesz mial co najmniej trzech lub czterech dodatkowych uczniow w swojej klasie, Siwspie. Hamianie, a ty na pewno bedziesz chcial, by na kurs uczeszczalo rowniez kilku czlonkow twojego Cechu.
— Tak, zaproponuje to paru kolegom — odparl Hamian. Zaczerpnal gleboko powietrza i wypuscil je ze swistem. — Wielkie dzieki, Mistrzu Siwsp.
— Nie ma za co, Mistrzu Hamianie.
— Jak uciekles Torikowi? — spytal Piemur cicho, zaslaniajac usta dlonia.
— Nie musialem uciekac. — Hamian dziwnie sie skrzywil. — Jestem swoim wlasnym panem. Zorganizowalem kopalnie poludniowe tak, aby pracowaly bez cudzego wtracania sie. Teraz bede odkrywal nowe mozliwosci, tak jak to robil Torik w swoim czasie. Jeszcze raz dziekuje, Mistrzu Robintonie, D’ramie. Wiem, gdzie sa jaskinie. Zaczne od razu. — I zdecydowanym krokiem wyszedl z pokoju.
Gdy tylko kowal zniknal za rogiem, Mistrz Esselin wyskoczyl z jednego z pokoi sypialnych na korytarzu. Byl bardzo zagniewany.
— Mistrzu Robintonie, mowilem temu kowalowi, zeby nie…
— Mistrzu Esselinie… — Robinton przyjal swoje najbardziej czarujace maniery, objal tluste ramiona mezczyzny i obrocil go. D’ram stanal po drugiej stronie i poprowadzili Esselina do wyjscia. — Wydaje mi sie, ze zostales ostatnio potraktowany w bezwstydny sposob.
— Ja? — Esselin polozyl pulchna dlon na piersi, a jego twarz przyjela wyraz pelen zdziwienia. — Tak, Mistrzu Robintonie, kiedy zboje takie jak ten kowal z Poludniowej Warowni nie zwracaja uwagi na moje rozkazy…
— Masz calkowita racje, Mistrzu Esselinie. Co za wstyd. Uwazam, ze w niedopuszczalny sposob naduzyto twojej dobroci, dzieki ktorej oddales nam nieocenione uslugi. Dlatego zadecydowano, ze Przywodca Weyru D’ram, Lord Opiekun Lytol i ja sam odciazymy cie od brzemienia obowiazkow, zebys mogl powrocic do wlasnych zajec.
— Och, ale, Mistrzu Robintonie… — Esselin zwolnilby kroku, jednak nie pozwolono mu na to. — Przeciez ja chetnie…
— Tak, jestes bardzo ofiarny — przyznal D’ram.
— To dobrze o tobie swiadczy, Mistrzu Esselinie, ale badzmy sprawiedliwi, byles niezmiernie uprzejmy pelniac tu dodatkowe funkcje. Teraz myje przejmiemy.
Mistrz Esselin protestowal przez cala droge wzdluz korytarza i sciezki wiodacej do kompleksu Archiwow. Przywodca Weyru i harfiarz delikatnie, lecz stanowczo popchneli go po raz ostatni, usmiechajac sie, kiwajac glowami i zupelnie ignorujac jego powtarzajace sie protesty.
— Zrobione! — powiedzial D’ram, kiedy znalezli sie z powrotem w budynku. Zadowolony, zatarl rece. — Robintonie, wezme pierwszy dyzur. — Zwrocil sie do jednego ze straznikow. — Ja tu teraz dowodze. Jak sie nazywasz?
— Gayton, panie.
— Bede ci wdzieczny, Gaytonie, jesli pojdziesz do kuchni po cos zimnego do picia. Przynies tyle, zeby wystarczylo dla nas wszystkich. Nie, Robintonie, na razie nie przyniesie ci wina.
Bedziesz potrzebowal trzezwej glowy kiedy przejmiesz dyzur.
— Co takiego? Ty stary zrzedo! — wykrzyknal Robinton. — Moja glowa pozostaje trzezwa bez wzgledu na to, ile wina wypije. Cos takiego!
— Zabieraj sie, Robintonie — usmiechajac sie, D’ram przegonil go. — Pakuj sie w klopoty gdzie indziej.
— Klopoty? — mruknal harfiarz z udawana uraza w glosie, ale wlasnie wtedy obaj uslyszeli tryumfalny