okrzyk Piemura, wiec pospieszyl zobaczyc, co sie stalo.
— Udalo sie! — Gdy nadszedl harfiarz, Piemur ciagle jeszcze wykrzykiwal w podnieceniu. Jancis i Jaxom wygladali na nieco zazdrosnych. Benelek udawal obojetnosc.
— Co ci sie udalo?
— Napisalem program! Sam, bez pomocy.
Harfiarz przyjrzal sie zagadkowym slowom i literom na ekranie, a potem czeladnikowi.
— To… jest program?
— Oczywiscie, ze tak. To zupelnie proste, gdy juz wiesz jak sie do tego zabrac! — Radosc Piemura byla zarazliwa.
— Piemurze — harfiarz ze zdziwieniem sluchal wlasnych slow. — Mam teraz pare wolnych godzin, bo D’ram objal dyzur. Czy wspomniales, ze jedno z tych urzadzen jest wolne?
Piemur wystrzelil ze swego stolka i podszedl do polki, gdzie porzadnie ulozono czesci urzadzenia.
— Zdaje sie, ze pozaluje tego — powiedzial Robinton do siebie.
— Nalezy miec nadzieje, ze tak sie nie stanie, Mistrzu Robintonie — zabrzmialo ciche zapewnienie Siwspa.
Zair wyrwal Robintona z drzemki skubiac go mocno w ucho. Robinton rozpieral sie w krzesle, jego glowa spoczywala na oparciu, nogi ulozyl na biurku. Pierwsza rzecza, z ktorej zdal sobie sprawe budzac sie, byl skurcz w szyi. Gdy opuscil nogi, jego kolana nie chcialy sie zgiac. Kiedy jeknal, Zair uszczypnal go znowu, oczy mial ogniscie czerwonopomaranczowe.
Mistrz Harfiarz natychmiast otrzezwial. Z drugiego konca korytarza uslyszal glos Siwspa wyjasniajacy cos, a potem wyzszy glos jednego ze studentow. Chyba wszystko bylo w porzadku. Podniosl wzrok na Zaira, ktory wpatrywal sie poza drzwi, w noc. Wtedy uslyszal slaby odglos czegos pekajacego i jeszcze slabszy dzwiek rozpryskujacej sie cieczy.
Wstal przeklinajac po cichu sztywnosc w starzejacych sie stawach, ktore juz nie funkcjonowaly tak, jak kiedys. Starajac sie zachowywac cicho, minal korytarz i wyszedl na dwor. Zauwazyl, ze zbliza sie swit. Dzwieki insektow, ktore go uspily na dyzurze, juz ustaly, a dzienne halasy jeszcze sie nie zaczely. Podkradl sie naprzod, bo znow slyszal cichy odglos pekania. Na lewo, gdzie pod sciana zostaly zainstalowane baterie Fandarela, ujrzal ciemne cienie. Dwoch ludzi. Dwoch mezczyzn zajetych rozbijaniem szklanych pojemnikow, w ktorych trzymano ciecz baterii.
— Hej, co wy tu robicie? — spytal rozgniewany. — Zair! Lap ich! Pie… mur! Jancis! Na pomoc! — Pobiegl za uciekajacymi, zdecydowany zapobiec dalszemu uszkodzeniu zrodel energii Siwspa.
Pozniej zastanawial sie, jak wlasciwie zamierzal przepedzic wandali. Przeciez byl juz stary i nie mial przy sobie zadnej broni. Ale gdy ci dwaj rzucili sie na niego z uniesionymi kijami czy zelaznymi pretami, czy cokolwiek tam mieli do rozbicia baterii, nie bal sie. Byl po prostu wsciekly.
Na szczescie Zair mial bron: dwadziescia ostrych szponow. A kiedy maly spizowy jaszczur zanurkowal by wydrapac oczy pierwszego mezczyzny, Farli Piemura, Trig Jancis i pol tuzina innych jaszczurek ognistych przylaczylo sie do bitwy. Robinton zlapal jednego z napastnikow za tunike i probowal go przewrocic, ale mezczyzna wyrwal sie i uciekl. Slychac bylo tylko pelen bolu krzyk, gdy szpony jaszczurek rozrywaly mu skore na twarzy. Jaszczurki podzielily sie na dwie grupy i podazyly za obcymi, ktorzy pobiegli w roznych kierunkach.
Zanim ludzie nadciagneli z pomoca, odglosy ucieczki ucichly.
— Nie martw sie, Robintonie — powiedzial Piemur. — Musimy tylko sprawdzic, kto zostal podrapany. Znajdziemy ich! Nic ci sie nie stalo, Mistrzu?
Robinton trzymal sie za serce i ciezko oddychal. Chociaz machal na nich rekami, by pobiegli za uciekajacymi, najpierw zatroszczyli sie o niego.
— Nic mi nie jest, nic mi nie jest — wolal. — Zlapcie ich! — I zaczal kaslac, bardziej ze zlosci niz wysilku.
Zanim przekonal ich o swoim dobrym samopoczuciu, jaszczurki ogniste powrocily. Byly niezmiernie zadowolone z siebie, gdyz przegonily napastnikow. Rozdrazniony ucieczka wandali Robinton schwycil kosz zarow i udal sie na miejsce ataku.
— Piec rozbitych, a gdybys nie uslyszal… — zaczal Piemur.
— Nie uslyszalem. To Zair mnie zaalarmowal. — Robinton byl wsciekly, ze zasnal.
— Na to samo wychodzi — odrzekl Piemur z psotnym usmiechem. — Nie potlukli dosc baterii, by przerwac doplyw energii. Nie martw sie teraz, Mistrzu. W magazynie sa dodatkowe baterie.
— Martwie sie, ze cos takiego w ogole moglo sie wydarzyc! — wolal Robinton glosem az piskliwym ze zdenerwowania.
— Znajdziemy ich — zapewnil Piemur swojego Mistrza. Zaprowadzil harfiarza z powrotem do jego krzesla i nalal mu kubek wina.
— Lepiej, zebysmy ich znalezli — powiedzial Robinton twardo. Wiedzial, ze wsrod ludzi narasta sprzeciw wobec Siwspa, ale nawet przez chwile nie bral pod uwage, ze ktos rzeczywiscie zaatakuje urzadzenie.
Kto to mogl byc, zastanawial sie, saczac wino i czujac jego zwykly lagodzacy efekt. Esselin? Watpil, zeby ten tlusty, stary glupiec osmielil sie, bez wzgledu na to, jak niezadowolony byl z powodu utraty swojej synekury. Czy ktorys ze szklarzy Norista byl wczoraj na Ladowisku?
— Nie denerwuj sie — powtorzyl Piemur, spogladajac na swego Mistrza z niepokojem. — Widzisz? Zair zranil jednego z nich. Znajdziemy ich, nie obawiaj sie.
Nastepnego ranka mezczyzn nie odnaleziono, chociaz Piemur zorganizowal dyskretne przeszukiwania calego Ladowiska. Posunal sie nawet do tego, by obudzic Esselina na dlugo przed pora, ktora ten leniwy czlowiek sklonny byl uznac za stosowna, ale na okraglej, tlustej twarzy nie malowal sie nawet cien niepokoju czy winy.
— Musieli biec bez przerwy — zlozyl raport zmartwionemu harfiarzowi, ktory nadzorowal wymiane zbiornikow baterii.
— Musimy je ogrodzic — powiedzial Robinton. — Musimy wystawic stale warty. Siwsp nie moze byc narazony na niebezpieczenstwo.
— Jak myslisz, kto jest najbardziej prawdopodobnym podejrzanym? — spytal Piemur, obserwujac zmeczona twarz Mistrza.
— Podejrzanym? Mamy spory wybor, ale zadnych dowodow.
Piemur wzruszyl ramionami.
— Wobec tego musimy bardziej uwazac. — Potem cos mu przyszlo do glowy. — Dlaczego Siwsp nie alarmowal? Przeciez widzi w nocy.
Gdy go spytali, Siwsp odparl, ze wandale dzialali ponizej poziomu zewnetrznych czujnikow, a jedyne dzwieki zarejestrowane przez czujniki dzwiekowe, nie odbiegaly od tego, co normalnie slychac w nocy.
— A w budynku? — spytal Robinton.
— Tu jestem bezpieczny. Do srodka wandale nie wejda.
Robinton wcale nie poczul sie pewniej, ale nie bylo czasu na rozmowy, gdyz na lekcje zaczeli przybywac studenci.
— Na razie nie powiemy o tym nikomu, Piemurze — nakazal Robinton tonem nie dopuszczajacym sprzeciwu.
— Nie przeslemy wiadomosci do wszystkich harfiarzy, zeby rozgladali sie za mezczyznami, ktorych twarze sa poznaczone pazurami?
Robinton wzruszyl ramionami.
— Watpie, aby pokazywali sie publicznie, dopoki rany sie nie zagoja, ale jednak rozeslij wiadomosc.
Rozdzial VI
W ciagu nastepnych kilku tygodni fakt, ze harfiarz, stary Przywodca Weyru i emerytowany Lord Opiekun ustanowili sie kustoszami czy zarzadcami Siwspa, okazal sie opatrznosciowy.
Ich pozycja nie byla zagrozona, poniewaz od dawna cieszyli sie reputacja ludzi prawych i bezstronnych. Poza tym wspolna wiedza Mistrza Harfiarza, Przywodcy Weyru i Lorda Opiekuna byla w najwyzszym stopniu