bialymi opaskami na ramionach skineli im glowami, gdy wychodzili w swiatlo skrytego za chmurami slonca.

— Mam nadzieje, ze twoja rozmowa z Cyklopem pojdzie gladko, Gordon — oznajmil jego przewodnik. — Wszystkich nas oczywiscie podekscytowala wiadomosc, ze ponownie nawiazalismy kontakt z reszta kraju. Jestem pewien, ze Cyklop zgodzi sie udzielic ci wszelkiej mozliwej pomocy.

“Cyklop. — Gordon wrocil do rzeczywistosci. Nie sposob tego odwlec. Nie wiem nawet, czy bardziej tego pragne, czy bardziej sie tego boje”.

Uzbroil sie w mestwo, by odegrac swa role do konca. Nie mial wyboru.

— Moje uczucia sa identyczne — zapewnil. — Chce wam udzielic wszelkiej mozliwej pomocy.

Mowil szczerze, z glebi serca.

Peter Aage odwrocil sie, by poprowadzic go przez pieknie przystrzyzony trawnik ku Domowi Cyklopa. Przez chwile Gordon byl zaintrygowany. Czy byl to wytwor jego wyobrazni, czy tez naprawde dostrzegl w oczach technika przelotny wyraz smutku i glebokiego poczucia winy?

7. CYKLOP

Hol Domu Cyklopa — dawnego Laboratorium Sztucznej Inteligencji Uniwersytetu Stanu Oregon — stanowil uderzajace przypomnienie bardziej eleganckiej ery. Zloty, lekko tylko wystrzepiony dywan niedawno odkurzono. Jasny blask swietlowek odbijal sie we wspanialych meblach wylozonego boazeria westybulu, w ktorym wiesniacy i dygnitarze z osad odleglych niekiedy nawet o czterdziesci mil nerwowo skrecali w palcach petycje, oczekujac na krotka rozmowe z wielka maszyna.

Wszyscy mieszczanie i farmerzy podniesli sie z miejsc, gdy ujrzeli Gordona. Kilku odwazniejszych zblizylo sie, by z powaga zaoferowac mu uscisk stwardnialych od pracy dloni. W ich oczach, w ich cichych, pelnych szacunku glosach kryla sie goraca nadzieja i zachwyt. Gordon zamaskowal mysli usmiechem. Kiwal uprzejmie glowa, zalujac, ze on i Aage nie moga zaczekac gdzie indziej.

Wreszcie ladna recepcjonistka usmiechnela sie i wskazala im drzwi na koncu holu. W dlugim korytarzu wiodacym ku pokojowi spotkan Gordon i jego przewodnik natkneli sie na dwoch mezczyzn. Jeden z nich byl sluga Cyklopa w charakterystycznym bialym plaszczu wyszywanym w czarne wzory. Drugi — obywatel ubrany w wyblakly, lecz starannie utrzymany przedwojenny garnitur wpatrywal sie z zasepiona mina w dlugi wydruk.

— Nadal nie jestem pewien, czy to rozumiem, doktorze Grober. Czy Cyklop mowi, ze powinnismy wykopac studnie w poblizu polnocnej kotliny, czy tez nie? Jego odpowiedz nie jest zbyt jasna, jesli mnie pan o to pyta.

— Posluchaj, Herb. Wytlumacz swoim ludziom, ze zadaniem Cyklopa nie jest rozpracowywanie wszystkiego w najdrobniejszych szczegolach. Moze zawezic zakres wyboru, ale nie potrafi podjac za was ostatecznej decyzji.

Farmer szarpnal ciasny kolnierzyk.

— Jasne, wszyscy to wiedza, ale dawniej dostawalismy od niego klarowniejsze odpowiedzi. Dlaczego tym razem nie moze wypowiedziec sie bardziej jednoznacznie?

— No wiec, Herb, po pierwsze uplynelo juz przeszlo dwadziescia lat od ostatniej aktualizacji map geologicznych zawartych w jego pamieci. Zdajesz tez sobie na pewno sprawe, ze zbudowano go z mysla o wspolpracy z wysoko kwalifikowanymi ekspertami. Dlatego jest oczywiste, ze mnostwo jego wyjasnien jest calkowicie niezrozumialych… czasem nawet dla nas, nielicznych ocalalych uczonych.

— Tak, a… ale…

W tej chwili obywatel podniosl wzrok i dostrzegl zblizajacego sie Gordona. Uniosl reke, jakby mial zamiar zdjac kapelusz, ktorego nie mial na glowie. Nastepnie otarl dlon o nogawke spodni i wyciagnal ja nerwowo w strone Gordona.

— Jestem Herb Kalo ze Sciotown, panie inspektorze. To dla mnie wielki zaszczyt poznac pana.

Sciskajac dlon mezczyzny, Gordon wymamrotal uprzejme slowa. Bardziej niz kiedykolwiek w zyciu czul sie jak polityk.

— Tak, panie inspektorze. Zaszczyt! Mam szczera nadzieje, ze planuje nas pan odwiedzic w celu zalozenia poczty. Jesli tak, moge panu obiecac fete, jakiej nigdy…

— Daj spokoj, Herb — przerwal mu starszy technik. — Pan Krantz przyszedl tu na spotkanie z Cyklopem.

Popatrzyl znaczaco na elektroniczny zegarek.

Kalo zaczerwienil sie i skinal glowa.

— Prosze pamietac o zaproszeniu, panie Krantz. Dobrze o pana zadbamy…

Wydawalo sie, ze niemal sie poklonil, nim oddalil sie korytarzem w strone westybulu. Pozostali najwyrazniej tego nie zauwazyli, lecz Gordon przez chwile mial wrazenie, jakby jego policzki ogarnal ogien.

— Czekaja na pana — przypomnial mu starszy technik, po czym poprowadzil gosci dlugim korytarzem.

Zycie w gluszy sprawilo, ze sluch Gordona stal sie ostrzejszy niz zapewne sadzily te mieszczuchy. Uslyszawszy gdzies przed soba prowadzony szeptem spor — w chwili gdy wraz ze swymi przewodnikami zblizal sie do otwartych drzwi gabinetu — zwolnil celowo, udajac, ze chce stracic jakies pylki z munduru.

— Skad mamy wiedziec, czy te dokumenty, ktore nam pokazal, sa prawdziwe? — pytal ktos. — Fakt, ze wszedzie mialy pieczecie, ale i tak wygladaly na dosc prymitywne. A ta historyjka o laserach satelitarnych jest dla niego cholernie wygodna, jesli mnie o to pytacie.

— Byc moze. Ale tlumaczy, dlaczego od pietnastu lat niczego nie zlapalismy! — odparl inny glos. — A jesli jest oszustem, to skad sie wziely te listy, ktore przyniosl kurier? Elias Murphy z Albany otrzymal wiadomosc od swej dawno zaginionej siostry, a George Seavers porzucil farme w Greensbury, by pojechac do swej zony w Curtin. Przez wszystkie te lata myslal, ze umarla!

— Nie sadze, by mialo to jakies znaczenie — wtracil trzeci glos, najlagodniejszy. — Liczy sie, ze ludzie w to wierza…

Peter Aage przyspieszyl kroku i odchrzaknal przy drzwiach. Gdy Gordon wszedl za nim do srodka, zza politurowanego debowego stolu stojacego w oswietlonym lagodnym blaskiem gabinecie wstali czterej mezczyzni i dwie kobiety, wszyscy ubrani na bialo. Ludzie ci dawno juz przekroczyli wiek sredni.

Gordon uscisnal zebranym dlonie, cieszac sie, ze zdazyl ich poznac juz wczesniej, gdyz w tych warunkach nie moglby zapamietac ich nazwisk. Staral sie byc uprzejmy, lecz jego spojrzenie wciaz wedrowalo ku szerokiej szybie z grubego szkla, dzielacej pomieszczenie na dwie czesci.

Stol konczyl sie przy niej. Choc gabinet byl slabo oswietlony, w dalszej czesci pomieszczenia bylo jeszcze ciemniej. Pojedynczy snop swiatla padal na migotliwa, opalizujaca powierzchnie, przypominajaca perle lub ksiezyc na nocnym niebie.

Za pojedynczym, polyskujacym, szarym obiektywem widnial ciemny cylinder. Rozblyskiwaly na nim dwa skomplikowane, falujace wzory slabych swiatel, ktore zdawaly sie nieustannie powtarzac. Cos w tych nawracajacych falach wstrzasnelo Gordonem do glebi… Nie potrafil dokladnie okreslic, dlaczego. Trudno mu bylo oderwac wzrok od szeregow mrugajacych punktow.

Maszyne spowijal delikatny oblok gestej pary. Choc szklo bylo grube, Gordon odczuwal wrazenie lekkiego chlodu dobiegajace z przeciwnego konca pomieszczenia.

Pierwszy sluga, doktor Edward Taigher, ujal go za ramie i skierowal ku szklanemu oku.

— Cyklopie — zaczal — chcialbym, zebys poznal pana Gordona Krantza. Przedlozyl nam listy uwierzytelniajace, z ktorych wynika, ze jest inspektorem pocztowym Stanow Zjednoczonych i przedstawicielem odrodzonej republiki.

— Panie Krantz, czy moge przedstawic panu Cyklopa?

Gordon spojrzal na perlowy obiektyw, na unoszace sie w powietrzu mgly i migotliwe swiatla. Musial opanowac uczucie, ze jest malym dzieckiem, ktore posunelo sie stanowczo zbyt daleko w swych klamstwach.

— Bardzo sie ciesze z naszego spotkania, Gordonie. Usiadz, prosze.

Lagodny glos mial doskonale ludzka barwe. Dobiegal z glosnika ustawionego na koncu debowego stolu. Gordon usiadl na wyscielanym krzesle, ktore podsunal mu Peter Aage. Nastapila przerwa. Po chwili Cyklop przemowil raz jeszcze.

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату