oszolomiony. Krzyki w ciemnosciach, spiewy.
Schody, potem przeszywa nas zimny wiatr; wspinamy sie do gory i znow znajdujemy sie w labiryncie brukowanych, brudnych ulic Gamma Town. Odnosze wrazenie, ze za rogiem znajduje sie gabinet Poseidona Musketeera. Zapadla juz noc, mrugaja swiatla w miescie. Lilith chce wstapic do tawerny — odmawiam. Do domu, do domu. Dosyc, moj umysl przesiakniety jest obrazami ze swiata androidow. Lilith ustepuje i odchodzimy pospiesznie do najblizszego przekaznika.
Skaczemy. Jakze teraz jej apartament wydaje mi sie jasny i cieply! Pozbywamy sie ubran, w dopplerze oczyszczam sie z czerwonej barwy i pozbywam termicznej oslony.
— Czy to bylo interesujace?
— Fantastyczne — stwierdzam. — Ale jest tyle rzeczy, ktore musisz mi wytlumaczyc, Lilith…
Obrazy tancza w moim umysle. Plone.
— Chyba rozumiesz, ze nie powinienes mowic nikomu, ze cie tam zaprowadzilam — mowi Lilith. — Mialabym straszliwe klopoty…
— Zrozumiale, to tajemnica.
— Chodz do mnie, Alfa Leaper.
— Manuel…
— Manuel… Chodz do mnie.
— Powiedz mi najpierw, co to znaczy, gdy mowia: „Niech Krug bedzie”…
— Pozniej. Zimno mi. Ogrzej mnie, Manuelu…
Biore ja w ramiona. Dotykam ustami jej ust, wsuwam jezyk pomiedzy jej wargi; osuwamy sie na podloge. Bez wahania wchodze w nia — drzy, obejmuje mnie. Gdy zamykam oczy, widze narkomanow, odpady i stackersow.
Lilith.
Lilith.
Lilith.
Lilith kocham cie kocham cie Lilith Lilith Lilith
Gotuje sie wielka kadz. Wychodza z niej czerwone, wilgotne stworzenia. Smiechy. Blyski. O, niezbyt gleboki jest twoj staw, brudny wegorzu. Moje cialo klaszcze o jej cialo. Plit! Plit! Plack! Gwaltownie Alfa Leviticus Leaper, wyczerpany, wyladowuje miliardy dziewczat i chlopcow w sterylne lono swojej kochanki.
Rozdzial dwudziesty szosty
Wieza ma dziewiecset czterdziesci metrow i rosnie szybciej niz kiedykolwiek. Stojac u podnoza trudno jest dostrzec szczyt, ginacy w slabym odblasku zimowego nieba. W tej porze roku dzien trwa tylko kilka godzin, podczas ktorych promienie sloneczne odbijaja sie od blokow lsniacej lancy.
Struktury wewnetrzne praktycznie juz ukonczono w calej dolnej czesci budowli. Trzy moduly komunikacyjne wielkiej mocy ustawiono juz na miejscach: ciemne, metalowe kontenery piecdziesieciometrowej wysokosci zawieraja w swym wnetrzu potezne wzmacniacze, dzieki ktorym poslanie ludzi pomknie poprzez mrok. Gdy patrzylo sie na wieze z daleka, moduly przypominaly olbrzymie, dojrzewajace ziarna w przezroczystej otoczce.
Krzywa wypadkow pnie sie do gory. Smiertelne wypadki wywoluja niepokoje; szczegolnie wielu wypadkom ulegaja Gammy. Pomimo tego mowi sie, ze morale budowniczych jest wysokie, androidy sa zadowolone i zdaja sobie sprawe z roli, jaka odgrywaja w najambitniejszym planie ludzkosci. Jesli nic sie nie zmieni, wieza zostanie ukonczona o wiele wczesniej niz przewidywano.
Rozdzial dwudziesty siodmy
Po pokazaniu swym gosciom wiezy Krug zaprowadzil ich do CLUB NEMO, gdzie mial na stale zarezerwowany apartament. Klub byl jednym z mniejszych przedsiewziec Kruga; wybudowano go przed dziesieciu laty i wtedy byla to najbardziej ekskluzywna restauracja na Ziemi, miejsce trzeba bylo rezerwowac szesc miesiecy wczesniej. CLUB NEMO usytuowano dziesiec tysiecy metrow pod powierzchnia Zachodniego Pacyfiku, w Rowie Challengera i skladal sie on z kompleksu pietnastu kul, zbudowanych z tak samo solidnego szkla, co i wieza; poprzez sciany mozna bylo podziwiac zdumiewajacych mieszkancow ponurych otchlani.
Goscmi Kruga byli: senator Henry Fearon, jego brat Lou, adwokat, Doheny i Franz Guidice z Europejskich Przekaznikow, Leon Spaulding i Mordecai Salah al-Din, przewodniczacy Kongresu. Aby dotrzec do CLUB NEMO, musieli udac sie do przekaznika az na wyspie Yap, gdzie miescila sie stacja kapsul typu stosowanego do eksploracji Jupitera i Saturna, gdyz gestosc wody uniemozliwiala korzystanie z przekaznikow. Oceaniczne cisnienie nie stanowilo problemu dla inercyjnych kapsul, ktore zanurzaly sie z predkoscia siedmiuset piecdziesieciu metrow na sekunde, przenoszac gosci do CLUB NEMO. Otchlanie oceanu rozswietlaly reflektory, a mieszkancy glebin nie przejawiali obaw i podplywali do szklanych scian, pozwalajac podziwiac swe delikatne ciala bez miesni, o polplynnej konsystencji, wytrzymujace cisnienie od dziesieciu do dwunastu ton na centymetr kwadratowy. Wiekszosc tych stworzen natura wyposazyla w fosforyzujace wypustki, z reguly na bokach lub miedzy oczami. Dlugosc fal reflektorow dobrano tak starannie, by nie zachodzila interferencja z luminescencja glebinowych stworow, dzieki czemu mozna je bylo dokladnie obejrzec — to Justin Maledetto, projektant wiezy, byl tworca klubu, a on nie pozostawial zadnego detalu przypadkowi. Liczne stworzenia z glebin podplywaly do scian, mieniac sie wszelkimi barwami; drapiezniki demonstrowaly paszcze, rozwierajace sie tak szeroko, ze pozwalaly im na pozeranie dwa lub trzy razy wiekszych od siebie okazow. Podczas takich spotkan pigmeje pozeraly giganty, a spozywajacy w klubie obiad goscie mieli rzadki przywilej ogladania tych horrorow. Tutaj oczywiste bylo, ze nie ma potrzeby udawania sie na odlegle swiaty, by zobaczyc najbardziej dziwaczne zwierzeta — potwory z koszmarow zyly tutaj, na planecie ludzi i mozna bylo na nie patrzec do woli: potezne kolce, zeby pozaginane i tak dlugie, ze pyski nigdy sie nie zamykaly, grzbiety zakonczone mackami, szczeki tak potezne lub ogony na tyle dlugie, ze reszty ciala niemal nie bylo, powyginane czulki, pulsujace roznobarwnym blaskiem. Wszystkie te stwory dawaly wyjatkowy, unikalny spektakl.
Krug zamowil bardzo prosty posilek: koktajl z kryla, zupa z osmiornicy, stek i australijskie bordeaux — nie byl zarlokiem. Menu klubu zawieralo wszystkie rodzaje rzadkich dan, ale Krug nigdy z nich nie korzystal. Jego goscie natomiast nie mieli takich skrupulow i z radoscia zamawiali ostrygi, kraby, embriony z kalmara, filety z jagniecia, miazsz ze slimakow i wiele innych, wyszukanych dan, nie liczac najrozniejszych win ze wszystkich stron swiata. Kelnerzy w CLUB NEMO wygladali godnie i walecznie, gdy odwolywali sie do pomocy swych szescianow- menu — cala obsluga to byly Alfy i choc uzywanie Alf do poslug osobistych bylo czyms niecodziennym, to jednak bylo to miejsce szczegolne i zaden z pracownikow klubu nie wygladal na poirytowanego tym, ze wykonuje prace, ktore normalnie wykonywalyby Bety czy nawet Gammy. Jednakze nie wszyscy kelnerzy byli chyba w pelni zadowoleni ze swego losu, bowiem w pewnej chwili senator Fearon zwrocil sie do Kruga:
— Czy zauwazyl pan emblemat P.W.A. w klapie kelnera, ktory nas obsluguje?
— Mowi pan powaznie?
— Jest bardzo maly. Trzeba miec dobry wzrok. Krug spojrzal na Spauldinga.