– Jasne, ze nie, do cholery! Nigdy nie bylem wierny. Ale nie mowimy o mnie, Thomas. Rozmawiamy o naszym Valentino, uwodzicielskim Callahanie, mezczyznie, ktory co miesiac paraduje z najnowsza wersja najwspanialszej kobiety swiata! Powiedz mi, Thomas… i nie oklamuj najlepszego przyjaciela… spojrz mi w oczy i powiedz, czy postanowiles trwac w monogamii?
Verheek prawie lezal na stole i chichotal glupkowato.
– Ciszej! – Callahan rozejrzal sie po sali.
– Odpowiedz!
– Podaj mi pozostale nazwiska z listy. Wtedy ci odpowiem.
Verheek wyprostowal sie.
– Ladna zagrywka. W zasadzie sam moge sobie odpowiedziec na to pytanie. Wedlug mnie zakochales sie, ale jestes tchorzem i nie chcesz sie do tego przyznac. Wpadles po same uszy, facet!
– Dobra, wpadlem. Lepiej ci teraz?
– Znacznie lepiej. Kiedy ja poznam?
– A kiedy ja poznam twoja zone?
– Mylisz pojecia, Thomas. Miedzy nami jest subtelna, acz zasadnicza roznica. Ty wcale nie chcesz poznac mojej zony, ja natomiast marze o spotkaniu z Darby. Kapujesz? Zapewniam cie, ze nasze kobiety bardzo roznia sie od siebie.
Callahan usmiechnal sie i pociagnal lyk szkockiej. Verheek usiadl wygodniej i skrzyzowal nogi. Podniosl zielona butelke do ust.
– Jestes spiety, chlopie – rzucil Callahan.
– Wybacz. Chce sie dzisiaj upic.
Kelner przyniosl grzyby na rozgrzanych patelniach. Verheek wepchnal do ust dwie faszerowane pieczarki i zul wsciekle. Callahan spogladal na niego spod oka. Sam nie czul glodu – whisky skutecznie tlumi laknienie – i postanowil odczekac kilka minut. Zreszta zawsze wolal pic niz jesc.
Przy stole obok usiadlo czterech Arabow, glosno rozmawiajacych w swoim jezyku. Wszyscy jak jeden maz zamowili jacka danielsa.
– Gavin, kto ich zabil?
Verheek przezuwal grzyby, a potem przelknal z trudem.
– Nawet gdybym wiedzial, nie moglbym ci powiedziec. Ale przysiegam, ze nie wiem. Zdumiewajaca i wielce zagadkowa sprawa. Mordercy znikneli bez sladu. Wszystko bylo bardzo starannie zaplanowane i doskonale wykonane. Zadnych poszlak.
– Dlaczego akurat ci dwaj?
Kolejna pieczarka powedrowala do ust Verheeka.
– To proste. Tak proste, ze latwo to przeoczyc. Obaj stanowili idealny cel. Rosenberg nie mial nawet systemu alarmowego w swojej posiadlosci. Kazdy przyzwoity wlamywacz mogl sobie wejsc i wyjsc bez zadnego problemu. A nieszczesny Jensen wloczyl sie nocami po podejrzanej okolicy. Sami wystawili sie na strzal. W chwili gdy ich mordowano, pozostala siodemka sedziow byla u siebie w domach obstawiona agentami FBI. Dlatego wybrano Rosenberga i Jensena.
– Kto ich wybral?
– Ktos bardzo nadziany. Mordercy byli zawodowcami i zapewne natychmiast po robocie wywieziono ich z kraju. Wedlug nas bylo ich czterech, moze wiecej. Krwawa jatke u Rosenberga mogl urzadzic jeden facet. Natomiast przy Jensenie pracowalo co najmniej dwoch. Jeden na strazy plus facet z linka, ktory go zamordowal. Trzeba pamietac, ze choc do takich przybytkow nie wala tlumy, kino bylo otwarte dla widzow i przez to niebezpieczne. Spisali sie jednak na medal, na zloty medal…
– Czytalem gdzies o jednym zabojcy.
– Zapomnij o tym. Jeden czlowiek nie mogl zabic obu sedziow. Wykluczone!
– Ile biora tacy sprawni zawodowcy?
– Miliony. Samo zaplanowanie wszystkiego pochlonelo mnostwo forsy.
– I nie wiecie, kto to zrobil?
– Posluchaj, Thomas, nie zajmuje sie bezposrednio sledztwem, musialbys pogadac z detektywami. Jestem pewny, ze wiedza wiecej ode mnie. Znacznie wiecej. Ja jestem tylko poslednim rzadowym prawnikiem.
– I tylko przypadkiem jestes po imieniu z pierwszym prezesem Sadu Najwyzszego?
– Dzwoni do mnie czasami. Nudzi mnie ta rozmowa. Wrocmy do kobiet. Nie znosze babrania sie w sprawach zawodowych po godzinach urzedowania.
– Rozmawiales z nim ostatnio?
– Alez jestes upierdliwy, Thomas. Tak, dzis rano zamienilem z nim dwa slowa. Wydelegowal wszystkich dwudziestu siedmiu asystentow, sekretarzy i aplikantow do grzebania w rejestrach federalnych w celu znalezienia poszlak. Bezsensowna robota, o czym nie omieszkalem go poinformowac. W kazdej sprawie trafiajacej na wokande Sadu Najwyzszego wystepuja co najmniej dwie strony i kazda z pewnoscia skorzystalaby na zniknieciu tego czy innego sedziego. W sadach federalnych rozpatruje sie tysiace apelacji, ktore predzej czy pozniej trafiaja tutaj, i zawsze mozna wybrac jedna z nich i powiedziec: “Znalazlem! To dlatego ich zabito!” Absurd…
– I co ci odpowiedzial?
– Oczywiscie zgodzil sie z moja blyskotliwa analiza. Przypuszczam, ze zadzwonil do mnie po przeczytaniu tej historii w “Post”. Chcial sprawdzic, czy uda mu sie cos ze mnie wycisnac. Co za tupet!
Przy stole zatrzymal sie kelner i omiotl ich niecierpliwym spojrzeniem.
– Miecznik z grilla z dojrzalym serem. Bez warzyw – zamowil pospiesznie Verheek, zerknawszy do menu.
– Dla mnie tylko pieczarki – dodal Callahan i kelner zniknal.
Profesor siegnal do kieszeni marynarki i wyjal z niej gruba koperte. Polozyl ja na stole obok pustej butelki po piwie.
– Przeczytaj to w wolnej chwili.
– Co to jest?
– Cos w rodzaju raportu.
– Nie znosze raportow, Thomas. Mowiac szczerze, nie znosze prawa, prawnikow i – pomijajac ciebie – uczonych parajacych sie ta dziedzina.
– Autorka jest Darby.
– W takim razie przeczytam to jeszcze dzis.
– Nie zawiedziesz sie. Mowilem ci juz, ze jest blyskotliwa i bardzo inteligentna. I nawet, jak na studentke, ma dosyc agresywny stosunek do rzeczywistosci. Pisze lepiej od innych, a jej prawdziwa namietnoscia, pomijajac moja skromna osobe, jest prawo konstytucyjne.
– Biedactwo.
– W zeszlym tygodniu wziela cztery dni wolnego, zapomniala o mnie i o reszcie swiata, i opracowala wlasna teorie, ktora, nawiasem mowiac, zarzucila. W kazdym razie przeczytaj raport. Rzecz jest fascynujaca.
– Kto jest podejrzanym?
Arabowie wybuchneli glosnym, skrzekliwym smiechem. Walili sie po plecach i rozlewali whisky.
– Nienawidze pijakow – oznajmil Verheek.
– Rzygac mi sie chce na ich widok – dodal Callahan.
Verheek wepchnal koperte do kieszeni plaszcza wiszacego na oparciu krzesla.
– Co to za teoria?
– Dosyc niezwykla. Przeczytaj koniecznie. Nie zaszkodzi ci to, prawda? Potrzebujecie przeciez pomocy.
– Przeczytam tylko ze wzgledu na Darby. Jaka jest w lozku?
– A jaka jest w lozku twoja zona?
– Bogata. Podobnie jak pod prysznicem, w kuchni i sklepie spozywczym. Jest bogata zawsze i wszedzie.
– To nie moze trwac dlugo…
– Do konca roku wniesie pozew. Niewykluczone, ze zalapie sie na dom w miescie i troche drobnych.
– Nie bylo intercyzy?
– Owszem, byla, ale nie zapominaj, ze jestem prawnikiem. Intercyza ma wiecej dziur niz ustawa podatkowa. Spisal ja moj znajomy. Jak mozna nie kochac prawa?
– Porozmawiajmy o czyms innym.