– Sa ponumerowane. Pierwsze pochodzi z tableau studentow przyjetych na prawo. Zdjecie bylo robione kilkanascie miesiecy temu, ale nic aktualniejszego nie znalezlismy. Nie jest zbyt wyrazne, bo zrobilismy powiekszenie. Drugie ma dwa lata. Tez powiekszenie z tableau absolwentow Uniwersytetu Stanowego Arizony.
Khamel podniosl zdjecia do oczu.
– Piekna kobieta.
– Owszem. Dosyc ladna. Jednak wez pod uwage, ze zmienila te wspaniala fryzure. Czwartkowa noc spedzila w hotelu. Placila karta kredytowa. W piatek rano juz ja prawie mielismy. Na podlodze w hotelu znalezlismy dlugie pasemka wlosow i plamke czegos, co zostalo zidentyfikowane jako czarna farba. Bardzo czarna.
– Co za strata!
– Nie widzielismy jej od srody wieczorem. Okazala sie sprytna: w srode placila karta za hotel, w czwartek podobnie, z tym ze zmienila lokum, w piatek po poludniu podjela z konta piec tysiecy w gotowce i gdzies sie zaszyla.
– Moze uciekla.
– Nie da sie tego wykluczyc, choc wszystko wskazuje na to, ze wciaz jest w miescie. Wczoraj wieczorem ktos byl w jej mieszkaniu. Zalozylismy tam podsluch, ale spoznilismy sie o dwie minuty.
– Wolno biegacie, chlopaki.
– To duze miasto. Nasi ludzie obstawiali lotnisko i dworzec kolejowy. Obserwujemy dom jej matki w Idaho. Bez rezultatu. Dlatego przypuszczam, ze wciaz jest tu.
– Ale gdzie?
– Chodzi po miescie, zmienia hotele, dzwoni z automatow, nie pokazuje sie w miejscach, do ktorych wczesniej chodzila. Szuka jej policja. Rozmawiali z nia po tym zamachu w srode, potem im uciekla. My jej szukamy, oni szukaja, ktos ja w koncu znajdzie.
– Dlaczego zamach sie nie udal?
– Prosta sprawa: nie wsiadla do samochodu.
– Kto podlozyl bombe?
Sneller zawahal sie:
– Tego nie moge wyjawic.
Khamel usmiechnal sie lekko i wyjal z aktowki plan miasta.
– Dobra. Powiedz mi, co znacza te czerwone kolka.
– Zakreslilismy kilka miejsc, ktore moga cie zainteresowac. Jej mieszkanie, jego mieszkanie, siedziba wydzialu prawa, hotele, w ktorych spala, miejsce zamachu, bary, do ktorych chadzaja studenci.
– Przez caly czas jest w dzielnicy?
– Mowilem ci, ze jest sprytna. Ma tu tysiace kryjowek.
Khamel wzial do reki fotografie numer jeden i przeniosl sie na drugie lozko. Podobala mu sie ta dziewczyna. Nawet jesli obciela wlosy i przefarbowala je na czarno, jej twarz nadal byla intrygujaca. Zabije ja, ale nie bedzie to przyjemne.
– Co za strata, nie sadzisz?
– Owszem. Niepowetowana.
ROZDZIAL 21
Gavin Verheek byl zmeczonym czlowiekiem; po dwoch nocach wloczenia sie po barach poczul, ze opuszczaja go sily.
Pierwsza knajpe zaliczyl zaraz po pogrzebie. Spedzil w niej siedem godzin. Saczyl piwo i dyskutowal z “mlodymi gniewnymi” o umowach, szacunkach szkod, biurach maklerskich z Wall Street i tym podobnych, nienawistnych mu, sprawach. Zmienil taktyke; domyslil sie, ze nie powinien przedstawiac sie jako agent FBI, zwlaszcza ze nie mial przeciez odznaki. W sobotni wieczor zaszedl do pieciu albo szesciu barow. Druzyna Tulane znow przegrala, i po meczu speluny zapelnily sie rozezlonymi kibicami. Niczego sie nie dowiedziawszy, o polnocy dal za wygrana.
Gdy zadzwonil telefon, obudzil sie natychmiast, choc spal twardo, w ubraniu i butach. Rzucil sie do aparatu.
– Slucham! Kto mowi?
– Gavin?
– Darby! To ty?
– A ktoz by inny?
– Dlaczego nie zadzwonilas wczesniej?
– Przestan, prosze, zadawac mi te idiotyczne pytania! Dzwonie z automatu, wiec mnie nie namierzysz.
– Nie wyglupiaj sie, Darby! Przysiegam, ze mozesz mi zaufac.
– Ufam ci. I co z tego?
Spojrzal na zegarek i zaczal rozsznurowywac buty.
– Jak dlugo chcesz sie ukrywac w Nowym Orleanie?
– Skad wiesz, ze jestem w Nowym Orleanie?
Zaskoczyla go tym pytaniem.
– Owszem, jestem w miescie – dodala. – Zakladam, ze chcesz sie ze mna spotkac i zaprzyjaznic, a potem przekonac mnie, zebym, jak to mowicie, przeszla na wasza strone i uwierzyla, ze zaopiekujecie sie mna przez reszte zycia.
– Zgadza sie. Jesli tego nie zrobisz, za kilka dni bedziesz martwa.
– Potrafisz byc okrutny, prawda?
– Owszem. Bawisz sie w cos, o czym nie masz zielonego pojecia.
– Kto mnie szuka, Gavin?
– Podejrzewam, ze cala masa ludzi.
– Kim oni sa?
– Nie wiem.
– Teraz ty sie brzydko bawisz, Gavin. Jak moge ci zaufac, skoro nie chcesz powiedziec mi prawdy?
– No dobrze. Wydaje mi sie, ze twoj raport bardzo kogos zaniepokoil. Jak slusznie sie domyslilas, dostal sie w niepowolane rece i dlatego zabito Thomasa. Ciebie czeka podobny los.
– Wiemy przeciez, kto zabil Rosenberga i Jensena, prawda?
– Chyba tak.
– W takim razie dlaczego Biuro nic nie robi?
– Bo komus bardzo zalezy na zatuszowaniu calej sprawy.
– Dzieki, ze to powiedziales. Bog zaplac.
– Moge stracic przez to prace.
– Uwazasz, ze doniose na ciebie? Powiedz mi, kto i co kryje.
– Nie jestem pewny. Zajmowalismy sie raportem, dopoki nie nacisnal na nas Bialy Dom, potem odlozylismy go ad acta.
– Rozumiem. Uwazaja, ze moga mnie zabic i pies z kulawa noga o tym sie nie dowie. Czy tak?
– Nie potrafie na to odpowiedziec. Byc moze wydaje im sie, ze wiesz znacznie wiecej.
– Cos ci powiem, Gavin: tuz po wybuchu, kiedy Thomas plonal w samochodzie, a ja lezalam polprzytomna na ziemi, pojawil sie jakis gliniarz. Powiedzial, ze nazywa sie Rupert. Wsadzil mnie do samochodu, a potem przyszedl facet w kowbojskich butach… i zaczal zadawac mi pytania. Bylam w szoku, potwornie mnie mdlilo… Rupert i kowboj znikneli, nie widzialam ich pozniej. To nie byli policjanci, Gavin. Ci ludzie podlozyli bombe, a kiedy okazalo sie, ze nie wsiadlam do samochodu, przeszli do realizacji planu B. Wtedy tego nie wiedzialam, ale dzisiaj jestem pewna, ze po minucie lub dwoch wpakowaliby mi kule w glowe…
Verheek sluchal z zamknietymi oczami.
– Co sie z nimi stalo?
– Nie wiem. Chyba sploszyli ich prawdziwi gliniarze. Uciekli. Siedzialam w ich samochodzie, Gavin. Mieli