mnie!

– Musisz sie zglosic, Darby! Zrob to, prosze!

– Pamietasz nasza rozmowe w czwartek rano? Mowilam ci, ze rozpoznalam pewna twarz… Opisalam ci tego faceta…

– Tak, pamietam.

– Ten sam czlowiek byl wczoraj na pogrzebie. Razem z przyjaciolmi.

– Bylas na pogrzebie?!

– Przygladalam sie z daleka. Ten facet byl tam. Spoznil sie pare minut, wszedl do kaplicy i po dziesieciu minutach spotkal sie z Tucznikiem.

– Z Tucznikiem?

– To jeden z bandy. Tucznik, Rupert, Kowboj i Chudzielec. Wspaniale postaci! Jestem pewna, ze sa jeszcze inni.

– Obawiam sie, ze twoje nastepne spotkanie z nimi moze okazac sie ostatnim. Daje ci najwyzej czterdziesci osiem godzin zycia, Darby.

– Zobaczymy. Jak dlugo zostaniesz w miescie?

– Kilka dni. Choc planowalem, ze wyjade stad dopiero wtedy, gdy cie znajde.

– Juz znalazles. Moze zadzwonie jutro…

Verheek wzial gleboki oddech.

– Zrobisz, co zechcesz. Uwazaj na siebie.

Odlozyla sluchawke. Gavin cisnal aparat w drugi koniec pokoju. Zaklal.

Dwie przecznice dalej i czternascie pieter wyzej Khamel wpatrywal sie w ekran telewizora i mruczal cos pod nosem. Ogladal film o ludziach z wielkiego miasta. Aktorzy mowili po angielsku. Khamel nauczyl sie tego jezyka jako trzeciego z kolei i teraz powtarzal kazde slowo wspanialej, idiomatycznej amerykanskiej angielszczyzny. Cwiczyl ten jezyk codziennie. Podstawy poznal, gdy ukrywal sie w Belfascie, a przez minione dwadziescia lat obejrzal tysiace amerykanskich filmow. Jego ulubionym obrazem byly Trzy dni Kondora. Ogladal go cztery razy, zanim zrozumial, kto zabija kogo i dlaczego. Za piatym razem doszedl do wniosku, ze nie mialby problemow z wykonczeniem Redforda.

Powtarzal glosno kazde slowo. Mowiono mu, ze jego angielski przypomina nieokreslony dialekt amerykanski. Wystarczy jednak jeden blad jezykowy, jeden maly lapsus, by dziewczyna sploszyla sie i zapadla pod ziemie.

Volvo stalo na parkingu, oddalone o poltorej przecznicy od wlasciciela, ktory placil sto dolarow miesiecznie za miejsce i – jak mial prawo sadzic – ochrone swego mienia. Weszli bez problemow przez brame, ktora powinna byc zamknieta.

Byl to model GL z 1986 roku. Bez alarmu. Otwarcie drzwi od strony kierowcy zajelo kilka sekund. Jeden z mezczyzn usiadl na bagazniku i zapalil papierosa. Dochodzila czwarta rano w niedziele.

Towarzysz palacego otworzyl maly przybornik z narzedziami i zabral sie do pracy przy telefonie samochodowym – udogodnieniu, ktore swoja yuppiszonowatoscia wprawialo w zazenowanie Granthama. Lampa pod sufitem dawala dosyc swiatla i wlamywacz pracowal szybko. Robota nie byla trudna. Rozkreciwszy sluchawke, umiescil w niej maly nadajnik. Po minucie wysiadl z auta i przykucnal obok tylnego zderzaka. Ten z papierosem podal koledze niewielka czarna kostke, ktora ten przytknal do podwozia za zbiornikiem paliwa. Kostka byla namagnesowanym przekaznikiem wzmacniajacym sygnal nadajnika. Dzialala szesc dni, potem trzeba bylo ja wymienic.

Wszystko zajelo im nie wiecej niz siedem minut. W poniedzialek, gdy Grantham znajdzie sie w budynku “Posta” przy Pietnastej, wejda do jego mieszkania i zajma sie telefonem domowym.

ROZDZIAL 22

Druga noc w pensjonacie byla zdecydowanie lepsza od pierwszej. Darby spala do pozna i nie meczyly jej koszmary. Obudzila sie wypoczeta. Gdy otworzyla oczy, jej wzrok padl na zaslony wiszace w malenkim okienku. Z ulga pomyslala, ze tej nocy nie snily jej sie tajemnicze postaci, sunace w ciemnosci z pistoletami gotowymi do strzalu, wyciagajace noze, rzucajace sie na nia. Spala glebokim, twardym snem i sporo czasu zabralo jej dojscie do siebie.

Starala sie narzucic sobie pewien rezim myslowy. Od czterech dni byla “Pelikanem”; jesli ma dozyc piatego, musi dzialac i myslec jak zawodowy morderca. Cztery dni przezyla na kredyt. Od czterech dni powinna byc martwa.

Gdy otwierala oczy i zdawala sobie sprawe, ze wciaz zyje i jest bezpieczna, ze nie skrzypia drzwi i nie trzeszczy podloga, a w garderobie nie kryje sie podstepny zabojca, kierowala mysli ku Thomasowi. Wstrzas, jaki przezyla po jego smierci, mijal. Celowo spychala w najdalsze zakatki umyslu huk wybuchu i dudniacy odglos ognia. Wiedziala, ze Callahan zginal w ulamku sekundy i nie cierpial. Przywolywala w pamieci obraz jego twarzy tuz obok wlasnej, myslala o szeptach i chichotach, gdy lezeli w lozku zmeczeni seksem i tulili sie do siebie. Thomas uwielbial sie przytulac, uwielbial podszczypywac ja, calowac i piescic, gdy skonczyli sie kochac. I chichotal. Kochal ja do szalenstwa, zapominal sie w milosci i po raz pierwszy w zyciu byl tak blisko z kobieta. Czesto podczas wykladow – gdy widziala jego marsowa mine – przypominal jej sie ten szczebiot i chichot w lozku. Musiala wtedy mocno przygryzac warge, by nie wybuchnac smiechem.

Darby darzyla go nie mniejszym uczuciem. I bardzo cierpiala. Miala ochote przez tydzien nie wychodzic z lozka i plakac, plakac, plakac. Po smierci ojca pewien psychiatra wytlumaczyl jej, ze ludziom potrzebny jest krotki okres intensywnej rozpaczy, podczas ktorej dusza oczyszcza sie i przygotowuje do nastepnej fazy zycia. Bol jest niezbedny, podobnie jak niczym nie skrepowane cierpienie – jesli tlumimy je, dusza nie moze isc dalej. Posluchala rady i rozpaczala bez opamietania przez dwa tygodnie, potem zmeczyla sie i weszla w nastepna faze. Dzialalo.

Lecz z Thomasem bylo inaczej. Nie mogla wrzeszczec i rzucac przedmiotami. Rupert, Chudzielec i reszta odebrali jej zdrowa rozpacz.

Po kilku minutach rozmyslan o Thomasie skierowala mysli ku wrogom. Gdzie zaczaja sie dzisiaj? Dokad moze pojsc, by nikt jej nie rozpoznal? Czy po dwoch nocach w pensjonacie powinna sie wyprowadzic? Tak, zrobi to. Po zmroku. Zarezerwuje sobie pokoj telefonicznie w innym malenkim hoteliku. Ciekawe, gdzie zatrzymal sie Rupert i inni. Czy patroluja ulice, ludzac sie, ze przypadkowo trafia na jej slad? Czy wiedza, gdzie jest teraz? Nie. Bylaby juz martwa. Czy wiedza, ze ufarbowala wlosy na blond?

Mysl o wlosach kazala jej wstac z lozka. Podeszla do lustra nad biurkiem i spojrzala na siebie. Wlosy byly jeszcze krotsze i niemal biale. Niezle sie spisala. Pracowala wczoraj nad nowa fryzura trzy godziny. Jesli przezyje kolejne dwa dni, podetnie wlosy jeszcze bardziej i wroci do czerni. Jesli pozyje tydzien, bedzie zapewne lysa.

Poczula glod i przez chwile myslala o jedzeniu. Od kilku dni nic nie jadla. Dochodzila dziesiata. W pensjonacie panowal dziwny zwyczaj niepodawania sniadan w niedziele. Musi wyjsc z pokoju, kupic cos do jedzenia oraz swiateczne wydanie “Posta” i przekonac sie, czy rozpoznaja ja jako platynowa blondynke.

Wziela szybki prysznic. Ulozenie wlosow nie zajelo nawet minuty. Nie uzywala makijazu. Wciagnela nowe wojskowe spodnie i narzucila lotnicza kurtke. Byla gotowa do bitwy. Oczy zakryla ciemnymi szklami.

Od czterech dni nie zdarzylo sie, by wyszla z ktoregos budynku frontowymi drzwiami, choc czasami wchodzila nimi. Przeszla przez ciemna kuchnie pensjonatu i otworzywszy tylne drzwi, wkroczyla w zaulek. Na dworze bylo chlodno. Lotnicza kurtka nie powinna budzic podejrzen. Zreszta to nieistotne. W tym miescie, a szczegolnie w tej dzielnicy, moglaby wyjsc na ulice w skorze polarnego niedzwiedzia i nikt nie zwrocilby na nia uwagi. Maszerowala sprezystym krokiem przez zaulek, trzymajac rece gleboko w kieszeniach i rozgladajac sie wokol zza ciemnych szkiel.

Zobaczyl ja, gdy znalazla sie na ulicy Burgundy. Zmienila kolor wlosow, ale wciaz miala piec stop i osiem cali wzrostu – tego nie byla w stanie zmienic. Podobnie jak dlugich, zgrabnych nog ukrytych w wojskowych spodniach i sposobu chodzenia. Po czterech dniach rozpoznawal ja w tlumie bez wzgledu na rodzaj kamuflazu. Kowbojskie buty z wezowej skory, o ostro zakonczonych czubkach, uderzyly obcasami w chodnik i ruszyly za nia.

Byla sprytna, skrecala za kazdy napotkany rog, przechodzila na druga strone ulicy, jesli trafialo sie

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату