Pod numerem 1909 nikt nie odpowiadal na pukanie. Gdyby przytrzymywane lancuchem drzwi uchylily sie, przeprosilby i dodal, ze musial sie pomylic. Gdyby drzwi otworzyly sie bez lancucha, a w szparze pojawil sie ktos, kopnalby go z calej sily i wszedl do srodka.

Jego nowy kumpel Verheek szwenda sie na pewno po barach, rozdaje wizytowki i blaga studenciakow, zeby opowiedzieli mu o Darby Shaw. Co za debil!

Zastukal ponownie i udajac, ze czeka na odpowiedz, wsunal pomiedzy drzwi i framuge szesciocalowa plastikowa linijke. Przesunal ja delikatnie w dol i zamek odskoczyl. Zamki nigdy nie byly przeszkoda dla Khamela, ktory bez klucza potrafil otworzyc i uruchomic kazdy samochod w niecale pol minuty.

Gdy znalazl sie w srodku, zamknal za soba drzwi, rozejrzal sie i polozyl torbe na lozku. Z kieszeni wyciagnal rekawiczki i wlozyl je starannie jak chirurg. Pistolet i tlumik umiescil na stole.

Telefon nie zajal mu wiele czasu. Podlaczyl magnetofon do gniazdka pod lozkiem. Sprawdzil, czy miniaturowe urzadzenie jest niewidoczne. Dwukrotnie wykrecil numer prognozy pogody i wysluchal nagrania. Idealnie.

Jego nowy kumpel Verheek byl flejtuchem. Wiekszosc ubran byla brudna i walala sie wokol walizki stojacej na stole. Nawet sie nie rozpakowal. W garderobie wisial tandetny pokrowiec na ubrania i samotna koszula.

Khamel zatarl za soba slady i usadowil sie w zamykanej wnece na ubrania. Byl cierpliwy, potrafil czekac wiele godzin. Na wszelki wypadek mial ze soba dwudziestkedwojke. Temu blaznowi moglo strzelic do glowy, zeby zajrzec do garderoby. Wtedy odstrzeli mu glowe. Jesli zachowa sie przyzwoicie, Khamel tylko poslucha, o czym rozmawia z dziewczyna. Na razie.

ROZDZIAL 23

W niedziele Gavin zrezygnowal z chodzenia po barach. Niczego sie nie dowiedzial. Rozmawial z Darby, upewnil sie, ze nie znajdzie jej w miescie, wiec gra nie byla warta swieczki. Za duzo pil, za duzo jadl i byl zmeczony Nowym Orleanem. Mial juz zarezerwowany lot poznym popoludniem w poniedzialek, i jesli Darby nie zadzwoni ponownie, skonczy z ta zabawa w detektywa.

Nie umial jej znalezc i nie byla to jego wina. W tym miescie gubili sie nawet taksowkarze. Jutro w poludnie nie bedzie go w biurze i Voyles wpadnie w szal. Zrobil juz wszystko, co mogl.

Lezal na lozku w samym szortach i przerzucal jakies pismo, nie zwracajac uwagi na wlaczony telewizor. Dochodzila jedenasta. Poczeka do polnocy, a potem sprobuje usnac.

Telefon zadzwonil punktualnie o jedenastej. Gavin wylaczyl telewizor za pomoca pilota.

– Slucham.

– Gavin? – To byla ona.

– Wiec jeszcze zyjesz.

– Ledwo.

Usiadl na brzegu lozka.

– Co sie stalo?

– Jeden z ich goryli, moj przyjaciel Tucznik, gonil mnie przez pol dzielnicy. Nie znasz Tucznika, ale to jeden z tych, ktorzy obserwowali ciebie i wszystkich wchodzacych do kaplicy.

– Udalo ci sie uciec?!

– Owszem. Zdarzyl sie cud i ucieklam.

– A co z Tucznikiem?

– Ktos zrobil mu spora krzywde. Pewnie teraz lezy w lozku z workiem lodu w majtkach. Byl juz bardzo blisko, ale wdal sie w bojke. Boje sie, Gavin.

– Sledzil cie?

– Nie, napatoczyl sie na mnie na ulicy.

Verheek umilkl na chwile. Darby mowila lekko drzacym glosem, ale panowala nad soba. Mimo to widac bylo, ze traci pewnosc siebie.

– Posluchaj, Darby. Mam zarezerwowany lot na jutro po poludniu. Musze wrocic do pracy. Nie moge spedzic calego miesiaca w Nowym Orleanie, modlac sie, zeby cie nie zabili i zebys zechciala mi zaufac. Jutro wyjezdzam i uwazam, ze powinnas pojechac ze mna.

– Dokad?

– Do Waszyngtonu. Do mnie do domu.

– I co potem?

– Najwazniejsze, ze bedziesz zyla. Porozmawiam z dyrektorem i wymyslimy cos, do cholery! Musisz stad wyjechac!

– Uwazasz, ze to mozliwe?

– Tak. Nie jestem kompletnym idiota, Darby. Posluchaj, wystarczy, ze powiesz, gdzie jestes, a za pietnascie minut zjawie sie tam z trzema agentami FBI. Ci faceci nosza bron i nie robia w portki na widok Tucznikow i im podobnych. Jeszcze dzisiaj wywieziemy cie z miasta, a jutro znajdziesz sie w Waszyngtonie. Obiecuje, ze gdy tylko dotrzemy na miejsce, osobiscie porozmawiasz z czcigodnym F. Dentonem Voylesem i zaczniemy wszystko od poczatku.

– Myslalam, ze FBI nie zajmuje sie ta sprawa.

– Owszem, co nie znaczy, ze nie moze sie zajac w przyszlosci.

– Skad w takim razie wezmiesz agentow?

– Mam przyjaciol.

Rozwazala przez chwile jego propozycje, a potem odezwala sie zdecydowanym glosem:

– Na tylach twojego hotelu jest takie miejsce, ktore nazywa sie Riverwalk. Znajduje sie tam centrum handlowe i…

– Wiem. Spedzilem tam po poludniu dwie godziny.

– Dobrze. Na pietrze centrum handlowego jest sklep odziezowy o nazwie Frenchmen’s Bend.

– Widzialem.

– Jutro, punktualnie o dwunastej w poludnie, stan przy wejsciu do sklepu i czekaj piec minut.

– Darby, tak nie mozna! Czy wiesz, co moze sie zdarzyc do poludnia! Nie baw sie ze mna w kotka i myszke!

– Zrobisz dokladnie to, co ci powiedzialam, albo nici z naszego spotkania. Nie widzialam cie jeszcze, wiec nie wiem, jak wygladasz. Zaloz jakas czarna koszule i czerwona czapke baseballowa.

– Skad mam to wziac?

– Postaraj sie.

– Dobrze, dobrze, postaram sie o wszystko. Tylko blagam, nie kaz mi dlubac w nosie wykalaczka! Co za dziecinada!

– Nie jestem w nastroju do zartow, wiec lepiej zamknij sie, bo wszystko odwolam.

– To twoje zycie.

– Prosze, Gavin!

– Przepraszam. Zgadzam sie na wszystko. Zdaje sie, ze wybralas dosyc zatloczone miejsce.

– Owszem. W tlumie czuje sie bezpieczniejsza. Stan przy wejsciu i czekaj piec minut. Trzymaj w reku zlozona gazete. Bede obserwowala. Po pieciu minutach wejdz do sklepu i przejdz w prawy tylny rog. Stoja tam wieszaki z kurtkami safari. Mozesz je poogladac. Znajde cie.

– A ty w co bedziesz ubrana?

– Mna sie nie przejmuj.

– W porzadku. I co dalej?

– Wyjedziemy z miasta we dwoje, podkreslam: tylko we dwoje! Nikt nie moze sie o tym dowiedziec. Rozumiesz?

– Moge zalatwic ochrone.

– Nie, Gavin. Pozwolisz, ze ja bede szefem? Nikt inny. Zapomnij o trzech znajomych agentach, zgoda?

– Zgoda. W jaki sposob chcesz sie wydostac z miasta?

– Mam pewien plan.

– Nie podobaja mi sie twoje plany, Darby. Masz mordercow na karku i wplatujesz mnie w nie wiadomo co.

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату