– Moim zdaniem powinnismy to puscic – oznajmil Krauthammer. – Bo inaczej “Times” da nam wycisk.
– Nie mozemy – stwierdzil twardo Grantham.
– Niby dlaczego? – spytal Krauthammer.
– Bo ja tego nie napisze, a jesli zrobi to ktos inny, stracimy dziewczyne. Proste. W tej chwili panna Darby Shaw powaznie zastanawia sie nad tym, czy nie uciec z kraju. Wystarczy jeden nasz blad i mozemy o niej zapomniec.
– Przeciez powiedziala ci juz wszystko – wtracil Keen.
– Dalem jej slowo, rozumiecie? Przyrzeklem, ze nie napisze niczego, dopoki nie poskladamy wszystkiego do kupy, tak zeby miec Mattiece’a na widelcu. Jasne?
– Wykorzystujesz ja, nie sadzisz? – spytal Keen.
– Jak kazde inne zrodlo.
– Jesli “Times” ma raport, to wie o Mattiesie – zauwazyl Feldman. – A jesli o nim wie, to zaloze sie, ze weszy jak jasna cholera, zeby raport zweryfikowac. Co bedzie, jesli nas wyprzedzi?
Krauthammer chrzaknal z niezadowoleniem.
– Bedziemy siedziec na tylkach i patrzec, jak wymyka nam sie z rak najwieksza historia, o jakiej slyszalem od dwudziestu lat. Powtarzam, ze trzeba puscic to, co mamy. Wiem, ze to tylko wierzcholek i tak dalej, ale wystarczy na piekielnie dobry artykul.
– Nie – sprzeciwil sie Grantham. – Nie napisze tego, dopoki nie bede mial calosci.
– Ile ci to zajmie? – spytal Feldman.
– Tydzien, nie wiem…
– Nie mamy tyle czasu! – wrzasnal Krauthammer.
– Dobra, dowiem sie, na czym siedzi “Times”. Dajcie mi czterdziesci osiem godzin – poprosil Grantham z poczuciem bezsilnej wscieklosci.
– Pamietaj, ze wydrukuja cos juz jutro lub w niedziele – powiedzial Feldman.
– Niech drukuja. Zaloze sie o kazde pieniadze, ze powtorza to, co napisal “Picayune”, i dadza nawet te same zdjecia. Za bardzo wybiegacie mysla naprzod, panowie. Zakladacie, ze “Times” ma kopie raportu, a on jest nieosiagalny… Nie ma go nawet autorka. My go nie mamy! Poczekajmy na to, co napisza, a potem sie zastanowimy.
Redaktorzy spojrzeli na siebie. Krauthammer byl zawiedziony, Keen zniecierpliwiony, ale o wszystkim decydowal Feldman.
– W porzadku – oznajmil. – Jesli wydrukuja cos w porannym wydaniu, spotykamy sie tu o dwunastej i podejmujemy decyzje.
– Zgadzam sie – rzucil Grantham i ruszyl ku drzwiom.
– Spiesz sie, Gray! – krzyknal za nim Feldman. – Zostalo nam niewiele czasu.
ROZDZIAL 33
Limuzyna wlokla sie zatloczona obwodnica. Na dworze bylo juz ciemno. Matthew Barr czytal przy zapalonej pod sufitem lampce. Coal popijal wode i wygladal przez okno. Znal raport na pamiec; moglby go wyrecytowac Barrowi, chcial jednak zobaczyc jego reakcje na oryginal.
Barr nie reagowal, dopoki nie zobaczyl zdjecia. Pokrecil glowa, odlozyl dokument na siedzenie i rozmyslal przez chwile.
– Bardzo nieladnie – powiedzial w koncu.
Coal potwierdzil te opinie chrzaknieciem.
– Ile jest w tym prawdy? – spytal Barr.
– Sam chcialbym wiedziec.
– Od kiedy to masz?
– FBI przyslalo mi to w jednym z dziennych meldunkow w ubiegly wtorek.
– Co mowi prezydent?
– Nie byl uszczesliwiony, ale nie widzial powodow do niepokoju. Wydawalo nam sie, ze to kolejny strzal na oslep. Prezydent rozmawial z Voylesem, ktory zgodzil sie nie angazowac w te sprawe. Nie wiem, czy nie zmienil zdania.
– Prezydent prosil Voylesa o wycofanie sie ze sledztwa? – wycedzil z niedowierzaniem Barr.
– Owszem.
– Pachnie mi to paragrafem o naklanianiu do zaniechania obowiazkow sluzbowych i utrudnianiu pracy wymiarowi scigania. Zakladajac oczywiscie, ze raport okaze sie prawdziwy.
– A jesli jest prawdziwy?
– Wowczas prezydent bedzie mial klopoty. Mam na swoim koncie wyrok za mieszanie sie w sprawy policji, wiec wiem, czym to grozi. Z tym jest jak z oszustwem pocztowym [10]. Wszyscy o nim wiedza, wszyscy to robia i dlatego latwo to udowodnic. Maczales w tym palce?
– A jak sadzisz?
– Sadze, ze jesli tak, to rowniez bedziesz mial problemy.
Jechali w milczeniu, wpatrujac sie w uliczny ruch. Coal juz wczesniej rozwazal sprawe pod katem zarzutu o utrudnianie pracy wymiarowi scigania, ale chcial poznac opinie Barra. Nie martwil sie ewentualnym oskarzeniem o lamanie prawa. Prezydent poprosil dyrektora o zajecie sie czyms pozytecznym – to wszystko. Przestepcy tak nie postepuja. Coal obawial sie czego innego: wyniku przyszlorocznych wyborow. Skandal, ktorego glownym bohaterem bylby jeden z najhojniejszych sponsorow kampanii prezydenckiej, mialby katastrofalne skutki. Robilo mu sie niedobrze, gdy myslal o Mattiesie. Dobry znajomy prezydenta, wspierajacy milionami poprzednia kampanie, wylozyl pieniadze na zamordowanie dwoch sedziow Sadu Najwyzszego po to, by jego kumpel w Bialym Domu mogl mianowac dwoch rozsadniejszych ludzi do szanownego gremium, ktorego nowy sklad zapewnilby mu swobodny dostep do ropy! Demokraci wylegna na ulice i zawyja z zachwytu! Kazda podkomisja Kongresu urzadzi przesluchania. Gazety beda walkowac ten temat przez kolejny rok. Departament Sprawiedliwosci zostanie zmuszony do wszczecia postepowania. Coal bedzie musial wziac wine na siebie i podac sie do dymisji. Z Bialego Domu wyleca wszyscy, z wyjatkiem rzecz jasna prezydenta.
Wizja byla przerazajaca.
– Musimy sie dowiedziec, czy raport zawiera prawde – powiedzial Coal, patrzac w okno.
– Skoro gina ludzie, to nie moze klamac. Podaj mi inny powod zamordowania Callahana i Verheeka.
Coal wiedzial, ze nie bylo takiego powodu.
– Chce, zebys cos zrobil.
– Odnalazl dziewczyne?
– Nie. Dziewczyna nie zyje albo ukrywa sie w mysiej dziurze. Chce, zebys porozmawial z Mattiece’em.
– Na pewno znajde jego adres w ksiazce telefonicznej – sarknal Barr.
– Potrafisz go znalezc. Musimy to zrobic w tajemnicy przed prezydentem. Ponadto powinnismy ustalic, czy fakty podane w raporcie sa prawdziwe.
– Myslisz, ze Victor zaprosi mnie do gabinetu i wyzna wszystko jak na spowiedzi?
– Nie bedzie mial wyjscia. Nie jestes gliniarzem, pamietaj. Zakladamy, ze raport mowi prawde, a Mattiece wie, ze sprawa niedlugo wyjdzie na jaw. Probuje sie jeszcze bronic, ale z przerazenia miota sie jak oszalaly i strzela do ludzi jak do kaczek. Powiesz mu, ze jesli ma zamiar zniknac, to powinien to zrobic natychmiast. Nie zapominaj, ze przyjezdzasz do niego z Waszyngtonu, z kregow bliskich wladzy i samego prezydenta. Wyslucha cie.
– No dobrze. Zalozmy, ze maja racje. Co z tego wynika dla nas?
– Mam pare pomyslow. Najpierw zajmiemy sie naprawianiem szkod. Pierwsza rzecza, jaka zrobimy, bedzie mianowanie dwoch milosnikow przyrody w sklad Sadu Najwyzszego. Jakichs pieprznietych, radykalnych ornitologow. Unaoczni to spoleczenstwu, ze w glebi duszy jestesmy za ochrona srodowiska i brzydzimy sie Mattiece’em i jego polami naftowymi. Narod odetchnie z ulga. W tym samym czasie prezydent zaprosi Voylesa, prokuratora generalnego i asesora z Departamentu Sprawiedliwosci i zazada od nich przeprowadzenia pilnego