malych budynkow.
– Gdzie jestesmy?
– Niedaleko placu Mount Vernon, w centrum. Siedziba “Posta” jest szesc przecznic dalej. A za rogiem sa male delikatesy.
Gdy weszli do srodka, delikatesy zapelnialy sie wyglodnialymi urzednikami. Darby usiadla przy stole pod oknem, a Grantham stanal w kolejce i zamowil kanapki. Minelo juz pol dnia i choc nie bardzo podobala jej sie reporterska robota, cieszyla sie, ze jest zajeta, dzieki czemu nie pamieta o mrocznej stronie swojej sytuacji.
Gray przyniosl na tacy kanapki i mrozona herbate. Zaczeli jesc.
– Czy tak wyglada twoj typowy dzien pracy? – spytala.
– Trzeba jakos zarabiac na chleb. Wesze rano, pisuje po poludniu, a wieczorami weryfikuje to, co napisalem.
– Ile masz spraw tygodniowo?
– Trzy, cztery… czasami zadnej. Jestem wybredny, poza tym sa jeszcze moi przelozeni. To, co robimy teraz, to zupelnie co innego.
– Co bedzie, jesli nie dobierzemy sie do Mattiece’a? Co wtedy napiszesz?
– Wszystko zalezy od tego, w ktorym miejscu trzeba sie bedzie zatrzymac. Juz teraz moglibysmy puscic historie Callahana i Verheeka, ale gra jest niewarta swieczki. Oczywiscie nie umniejszam tragizmu ich smierci, ale zabojstwo twoich przyjaciol jest wierzcholkiem gory lodowej, a my chcemy opisac cala gore.
– Slowem, polujesz na grubego zwierza.
– Tak wyszlo. Jesli uda nam sie zweryfikowac twoja hipoteze, upolujemy rekina.
– Juz masz przed oczami te tytuly… Przyznaj sie…
– Przyznaje sie. Czuje skok adrenaliny. To bedzie najwieksza historia od czasow…
– Watergate?
– Niezupelnie. Afera Watergate zaczela sie od drobiazgow, ktore z czasem polaczyly sie w jedna wielka calosc. Woodward i Bernstein miesiacami szukali tropow, zanim zdolali ulozyc pelny obraz sprawy. Rozmawiali z wieloma ludzmi, a kazdy opowiadal inna czesc historii. My, moja droga, mamy do czynienia z czyms zupelnie innym. Nasza afera jest o wiele wieksza, a prawde zna jedynie niewielka grupa wtajemniczonych. Watergate zaczelo sie od nieudanego wlamania, my natomiast mamy do czynienia z mistrzowsko zaplanowana zbrodnia, za ktora kryja sie bardzo bogaci i bardzo sprytni ludzie.
– Nie zapominaj, ze nasza sprawe rowniez probuje sie zatuszowac.
– Tym takze sie zajmiemy. Gdy polaczymy Mattiece’a z zabojstwem sedziow, opublikujemy nasza historie. Szydlo wyjdzie z worka i w ciagu jednej nocy rozpocznie sie tuzin niezaleznych dochodzen. To miasto bedzie wygladac jak po bombardowaniu, zwlaszcza gdy ujawnimy bliskie stosunki prezydenta z Mattiece’em. Kiedy ucichnie halas, zajmiemy sie administracja i sprobujemy dociec, kto o czym wiedzial i od kiedy.
– Ale najpierw Garcia.
– Wlasnie. Wiem, ze tam jest. Wiem, ze jest prawnikiem, pracuje w tym miescie i ze trzyma w reku klucz do calej sprawy.
– A jesli nie zechce mowic, gdy go juz znajdziemy?
– Trzeba go bedzie naklonic.
– Jak?
– My, reporterzy, mamy swoje sposoby: tortury, porwania, wymuszenia, grozby i tym podobne.
Nagle obok stolu wyrosla potezna postac mezczyzny z wykrzywiona twarza.
– Jesc i nie gadac! – wrzasnal potwor.
Kanapka wypadla Darby z rak.
– Dzieki, Pete – rzekl spokojnie Gray, nie podnoszac glowy.
Pete stal juz obok innego stolika i wyrzucal kolejnych gosci.
– To wlasciciel – wyjasnil Gray. – Tworzy atmosfere.
– Wspaniale! O malo sie nie posikalam. Bierze za to napiwki?
– O nie! Jedzenie jest tu bardzo tanie i Pete zarabia na przerobie. Nie podaje sie tu kawy, bo przy kawie za dlugo sie gada. Uwaza, ze klient powinien szybko nazrec sie do syta i wynosic.
– Dziekuje, juz skonczylam.
Gray spojrzal na zegarek.
– Jest pietnascie po dwunastej. O pierwszej mamy byc u Judith Wilson. Chcesz teraz zatelegrafowac do banku po pieniadze?
– Ile czasu to zajmie?
– Mozemy teraz wyslac telegram, a pieniadze odbierzemy pozniej.
– W takim razie w droge.
– Ile chcesz wziac z konta?
– Pietnascie tysiecy.
Judith Wilson mieszkala na pierwszym pietrze starego, rozpadajacego sie domu, podzielonego na dwupokojowe mieszkania dla studentow. Nie wrocila o pierwszej, wiec przez godzine jezdzili po miescie. Gray zamienil sie w przewodnika. Pokazal Darby kino “Montrose” z zabitymi wyrwami w murach, wypalone od srodka. Zwrocil uwage na codzienny cyrk przy Dupont Circle.
Pietnascie po drugiej stali przy krawezniku, gdy na waski podjazd przed domem Judith wjechala czerwona mazda.
– To ona – powiedzial Gray i wysiadl.
Darby zostala w samochodzie.
Zlapal ja przed domem. Byla calkiem mila. Porozmawiali troche, pokazal jej fotografie, przyjrzala sie i pokrecila glowa. Po chwili siedzial juz w samochodzie.
– Szosta odpada – rzucil.
– Zostaje nam Edward Linney, nasz czlowiek numer jeden, ktory pracowal w kancelarii dwa lata z rzedu.
Trzy przecznice dalej znalezli automat w sklepie spozywczym. Grantham wykrecil numer telefonu Linneya. Nikt nie odpowiadal. Trzasnal sluchawka.
– Nie bylo go o dziesiatej – powiedzial, gdy wsiadl do samochodu. – A teraz tez biega po miescie.
– Moze ma zajecia – zauwazyla Darby. – Potrzebny nam bedzie jego plan. Mogles poprosic w sekretariacie.
– Nie bylo rozkazu.
– A kto jest detektywem? Kto jest najwazniejszym reporterem “Washington Post”? Ja jestem tylko byla studentka prawa, ktora z przejeciem obserwuje cie przy pracy i cieszy sie, ze moze siedziec obok ciebie na przednim siedzeniu.
Szkoda, ze nie z tylu! Juz mial to powiedziec, ale ugryzl sie w jezyk.
– Dobra. Co teraz?
– Wracamy do szkoly – odparla. – Poczekam w samochodzie, a ty pojdziesz do sekretariatu i wrocisz z planem zajec Linneya.
– Tak jest, szefowo.
W sekretariacie dorabial sobie teraz student. Gdy Gray poprosil o rozklad zajec Linneya, chlopak poszedl szukac kierowniczki, ktorej znowu nie bylo na miejscu. Po pieciu minutach wyszla zza rogu i spiorunowala Granthama wzrokiem.
Gray rozpromienil sie.
– Witam. Pamieta mnie pani? Gray Grantham z “Posta”. Potrzebny mi jest jeszcze jeden plan.
– Dziekan nie pozwolil mi wydawac planow.
– Myslalem, ze wyjechal.
– Owszem. To prodziekan zakazal wydawania planow zajec poszczegolnych studentow. Przysporzyl mi pan nie lada klopotow.
– Nie rozumiem. Nie prosze przeciez o nic wielkiego.
– Prodziekan nie zgadza sie.
– Gdzie go moge znalezc?