28.
Siedziala wtulona w rog przedzialu, nad jej glowa lezala ciezka walizka, Karenin przywarl jej do nog. Myslala o kucharzu z restauracji, w ktorej pracowala, kiedy mieszkala u matki. Wykorzystywal kazda okazje, zeby dac jej klapsa w posladki i czesto na oczach wszystkich domagal sie, zeby sie z nim przespala. Dziwne, ze myslala teraz wlasnie o nim. Byl dla niej ucielesnieniem wszystkiego, co bylo jej wstretne. Ale teraz wyobrazala sobie, ze go odszuka i powie mu: „Mowiles, ze chcesz sie ze mna przespac. Oto jestem.
Pragnela zrobic cos takiego, od czego nie mialaby odwrotu. Pragnela zniszczyc brutalnie cala przeszlosc swych ostatnich siedmiu lat. Byl to zawrot glowy. Oszalamiajace, nie do opanowania pragnienie upadku.
Moglibysmy nazwac zawrot glowy pijanstwem slabosci. Czlowiek uswiadamia sobie swa slabosc i nie chce sie przed nia bronic; pragnie jej sie poddac. Slabosc go upija, chce byc jeszcze slabszy, chce upasc posrodku placu, na oczach wszystkich, chce byc na dnie, jeszcze nizej niz na dnie.
Przekonywala sama siebie, ze nie zostanie w Pradze i nie bedzie juz fotoreporterem. Wroci do malego miasta, skad kiedys odwolal ja glos Tomasza.
Ale kiedy przyjechala do Pragi, musiala zostac w niej jednak przez pewien czas i pozalatwiac mnostwo praktycznych spraw. Zaczela odkladac odjazd.
Tak minelo piec dni, az w mieszkaniu zjawil sie nagle Tomasz. Karenin dlugo podskakiwal i lizal go po twarzy, tak ze uwolnil ich na dluga chwile od koniecznosci, by cos powiedziec.
Czuli sie, jak gdyby stali posrodku snieznej pustyni i drzeli z zimna.
Potem zblizyli sie do siebie jak kochankowie, ktorzy sie jeszcze nie pocalowali.
– Wszystko w porzadku? – zapytal.
– Tak – odpowiedziala.
– Bylas juz w tygodniku?
– Dzwonilam tam.
– I?
– Nic. Czekalam.
– Na co?
Nie odpowiedziala. Nie mogla mu powiedziec, ze czekala na niego.
29.
Wracamy do momentu, ktory juz znamy. Tomasz byl zrozpaczony i bolal go zoladek. Usnal dopiero nad ranem.
Wkrotce potem zbudzila sie Teresa. (Rosyjskie samoloty krazyly nad Praga i ich huk nie dawal spac.) Jej pierwsza mysla bylo: wrocil dla niej. Dla niej zmienil swoj los. Teraz juz nie on bedzie odpowiedzialny za nia, ale ona za niego.
Ta odpowiedzialnosc wydawala jej sie ponad sily.
Ale potem nagle przypomniala sobie, ze wczoraj, chwile potem, kiedy stanal w drzwiach ich mieszkania, na praskim kosciele wybila szosta. Kiedy spotkali sie pierwszy raz, konczyla prace o szostej. Zobaczyla go siedzacego na zoltej lawce i slyszala dzwon na wiezy.
Nie, to nie przesadnosc, to poczucie piekna uwolnilo ja od leku i napelnilo nowa wola zycia. Ptaki przypadkow znow obsiadly jej ramiona. Miala lzy w oczach i czula bezmiar szczescia, ze oto slyszy obok jego oddech.
CZESC III. Niezrozumiane slowa
1.
Genewa jest miastem wodotryskow, fontann i parkow, w ktorych stoja muszle koncertowe; niegdys grywaly w nich orkiestry. Rowniez budynek uniwersytetu tonie w drzewach. Franz skonczyl wlasnie popoludniowy wyklad i wyszedl z budynku. Z polewaczek tryskala woda na trawniki, a on byl we wspanialym humorze. Z uniwersytetu szedl prosto do swej kochanki. Mieszkala o pare ulic stad.
Wstepowal do niej czesto, ale zawsze w charakterze troskliwego przyjaciela, nigdy jako kochanek. Gdyby sie z nia kochal w jej genewskiej pracowni, przechodzilby w ciagu jednego dnia od jednej kobiety do drugiej, od zony do kochanki i z powrotem, a poniewaz w Genewie malzonkowie, francuskim zwyczajem, spia we wspolnym lozku, przechodzilby na przestrzeni kilku godzin z lozka jednej kobiety do lozka drugiej kobiety. Wydawalo mu sie, ze w ten sposob ponizalby zarowno zone, jak i kochanke i koniec koncow siebie samego.
Jego milosc do kobiety, w ktorej zakochal sie przed kilku miesiacami, wydawala mu sie czyms tak cennym, ze staral sie stworzyc dla niej w swym zyciu wyodrebniona przestrzen, nieprzystepne terytorium czystosci. Czesto zapraszano go na wyklady na rozne zagraniczne uniwersytety: przyjmowal gorliwie wszystkie te zaproszenia. Poniewaz nie bylo ich dostatecznie duzo, wymyslal dodatkowo nie istniejace kongresy i sympozja, ktore uzasadnialy wobec zony jego wyjazdy. Jego kochanka, ktora sama dysponowala swym czasem, towarzyszyla mu. W ten sposob umozliwil jej w krotkim czasie zwiedzenie wielu europejskich i jednego amerykanskiego miasta.
– Jesli nie masz nic przeciwko temu, moglibysmy za dziesiec dni pojechac do Palermo – powiedzial.
– Wole Genewe – odpowiedziala. Stala przed sztalugami z rozpoczetym plotnem i przygladala mu sie. – Jak chcesz zyc, nie znajac Palermo? – staral sie zazartowac.
– Znam Palermo – odpowiedziala.
– Jak to? – spytal prawie zazdrosnie.
– Moja znajoma poslala mi stamtad widokowke. Przylepilam ja skoczem w ubikacji. Nie zauwazyles? Potem dodala:
– Na poczatku wieku zyl pewien poeta. Byl juz bardzo stary i jego sekretarz prowadzal go na spacer. „Mistrzu – powiedzial mu kiedys – niech pan spojrzy w gore! Dzis leci nad miastem pierwszy samolot!” „Umiem to sobie wyobrazic” – odpowiedzial mistrz i nie uniosl wzroku. Widzisz, ja rowniez umiem sobie wyobrazic Palermo. Sa tam takie same hotele i takie same samochody jak w innych miastach. W mojej pracowni mam przynajmniej wciaz nowe obrazy.
Franz posmutnial. Przyzwyczail sie juz do polaczenia zycia milosnego z podrozowaniem i w wezwanie „Pojedziemy do Palermo!” wkladal jednoznacznie erotyczna tresc. Odpowiedz „Wole Genewe!” miala dla niego rownie jasny sens: jego kochanka nie pragnie go juz.
Jak-to mozliwe, ze jest przy niej taki niepewny? Nie ma przeciez po temu zadnych powodow! To nie on. a ona pierwsza podjela erotyczna inicjatywe zaraz po ich formalnym zapoznaniu sie; byl przystojnym mezczyzna u szczytu kariery naukowej, jego koledzy nawet sie go bali, bo w dyskusjach zawodowych byl zarozumialy i uparty. Dlaczego wiec wciaz mysli o tym, ze kochanka go porzuci?
Nie moge tego wyjasnic inaczej niz przez fakt, ze milosc nie byla dla niego przedluzeniem jego publicznego zycia, ale jego przeciwienstwem. Znaczyla dla niego pragnienie, by zdac sie na czyjas laske i nielaske. Kto oddaje sie drugiemu jak zolnierz do niewoli, musi porzucic wszelka bron. A poniewaz nic go nie chroni przed ciosami, nie moze obronic sie pytaniem, kiedy nastapi uderzenie. Dlatego moge powiedziec: dla Franza milosc oznaczala ustawiczne oczekiwanie na cios.
Podczas gdy oddawal sie rozczarowaniu, jego kochanka odlozyla pedzel i odeszla do sasiedniego pomieszczenia. Wrocila z butelka wina. Bez slowa otworzyla ja i nalala wino do szklanek.
Kamien spadl mu z serca. Mial ochote sam sie z siebie smiac. Slowa „Wole Genewe!” nie oznaczaly, ze nie chce juz z nim spac, a wrecz przeciwnie, ze ma dosc ograniczania chwil ich milosci wylacznie do obcych