pistolet Debrego i strzelil dwa razy. Obie kule przeszyly klatke piersiowa napastnika. Wielki mezczyzna runal na podloge, a spomiedzy jego palcow trysnela krew. Anglik jeszcze dwukrotnie wypalil prosto w czaszke dogorywajacego bandyty.
Pokonany Debre, wsparty o maske samochodu, trzymal sie za reke.
– Zabieraj pieprzona forse! Zabieraj walizke! I wynos sie!
– Nie powinienes byl probowac mnie wykiwac, Pascal.
– Racja. Bierz wszystko i zjezdzaj.
– Miales racje w jednej sprawie – przyznal Anglik. Ciezki, wojskowy noz z karbowanym ostrzem wysunal sie z pochwy ukrytej w rekawie i znalazl w dloni zabojcy. Chwile pozniej blady jak papier Pascal Debre lezal na ziemi obok kumpla, a z jego rozcietego niemal do kregoslupa gardla saczyla sie krew.
Kluczyki do samochodu Debrego wciaz tkwily w stacyjce. Wyciagnal je i otworzyl bagaznik. W srodku byla druga bomba, taka sama jak pierwsza. Podejrzewal, ze Francuz zaplanowal kolejna transakcje na pozniejsza godzine. No coz, zapewne ocalil czyjs sklep. Zamknal walizke i delikatnie opuscil klape bagaznika.
Podloge pokrywaly krwawe plamy. Anglik obszedl zwloki i stanal przy masce samochodu. Otworzyl walizke i nastawil zegar na trzy minuty. Potem przymknal wieko i umiescil walizke miedzy trupami. Szybko przeszedl przez magazyn i uchylil brame, po czym podbiegl z powrotem do samochodu i usiadl za kierownica. Kiedy przekrecil kluczyk, silnik zakrztusil sie i zamilkl. Boze, tylko nie to, pomyslal Anglik. Zemsta Pascala. Przekrecil ponownie. Tym razem silnik glosno zaskoczyl.
Blyskawicznie ruszyl przed siebie. Gdy bomba eksplodowala, gwaltowny blysk w lusterku wstecznym na chwile go oslepil. Jechal droga wzdluz rzeki, a purpurowe plamy jeszcze przez pewien czas migotaly mu przed oczami.
Dziesiec minut pozniej zaparkowal w poblizu stacji metra, tuz za zakazem zatrzymywania sie. Wyjal z bagaznika walizke i wrzucil kluczyki do kosza na smieci, a nastepnie zszedl po schodach na peron i wskoczyl do pociagu.
Pomyslal o starej signadorze w swojej wiosce na Korsyce. Ostrzegla go przed tajemniczym mezczyzna, ktorego powinien unikac. Zastanawial sie, czy chodzilo jej o Pascala Debre.
Wysiadl na stacji Luxembourg i wrocil do hotelu przy rue St. Jacques. W pokoju zorientowal sie, ze po drodze nie widzial ani jednego policjanta. Debre ewidentnie klamal w sprawie kontroli drogowych.
17
Gabriel uznal, ze najwyzszy czas porozmawiac z Mullerem. Nastepnego ranka zatelefonowal do galerii.
– Muller. Bonjour.
– Mowi pan po niemiecku?
– Ja.
Gabriel przeszedl z francuskiego na niemiecki.
– W sobote widzialem na wystawie pana galerii pewien interesujacy obraz.
– Ktory ma pan na mysli?
– Martwa natura z kwiatami Jeana-Georges’a Hirna.
– Urocza, nieprawdaz?
– W rzeczy samej. Zastanawialem sie, czy jeszcze dzisiaj moglbym obejrzec ja z bliska.
– Niestety, dzisiaj jestem dosc zajety.
– Naprawde?
Przez ostatnie trzy doby Gabriel uwaznie sledzil wszystkie rozmowy telefoniczne prowadzone w galerii i nie mial cienia watpliwosci, ze Muller dysponuje mnostwem czasu.
– Pozwoli pan, ze zerkne do kalendarza spotkan. Moze pan na chwile uzbroic sie w cierpliwosc?
– Oczywiscie.
– Hmm… Okazuje sie, ze ktos nagle odwolal spotkanie zaplanowane na dzisiejsze popoludnie.
– Co za szczesliwy zbieg okolicznosci.
– Kiedy moglby sie pan zjawic?
– Prawde mowiac, jestem nieopodal. Moge przyjechac w niecaly kwadrans.
– Wysmienicie. Pana godnosc?
– Ulbricht.
– Zatem do zobaczenia, panie Ulbricht.
Gabriel szybko sie spakowal, wsunal berette za pasek spodni i po raz ostatni rozejrzal po pokoju, aby sie upewnic, ze nie zostal po nim zaden slad. Przed wyjsciem popatrzyl przez okno na galerie. Jakis mezczyzna wlasnie naciskal przycisk dzwonka przy jej drzwiach. Byl sredniego wzrostu, mial ciemne wlosy, w prawej rece trzymal aktowke. Moze jednak ktos nie odwolal spotkania z Mullerem. Gabriel pospiesznie wyjal aparat fotograficzny i zuzyl caly film na obfotografowanie nieznajomego. Potem wyciagnal klisze, wsunal ja do kieszeni, a aparat wlozyl do torby.
Recepcjonista na dole wyrazil ogromny zal, ze Herr Kiever wyjezdza tak wczesnie. Spytal, jak poszla praca, na co Gabriel odparl, ze niedlugo wszyscy sie przekonaja.
Krople deszczu delikatnie padaly mu na twarz. Renault stal zaparkowany na ulicy za rogiem, a za wycieraczka tkwily dwa mandaty. Gabriel wepchnal je do kieszeni i schowal torbe w bagazniku.
Zerknal na zegarek. Od zakonczenia rozmowy z Mullerem minelo dwanascie minut. Powinien sie nieco spoznic: Szwajcar zapewne tego oczekiwal. Gabriel dwukrotnie obszedl pobliskie ulice, aby miec pewnosc, ze nikt go nie sledzi. Dopiero potem poszedl do galerii. Drzwi otworzyl mu Muller.
– Witam, Herr Ulbricht. Zaczynalem sie martwic.
– Musze przyznac, ze mialem niewielkie klopoty z ponownym zlokalizowaniem tego miejsca.
– Nie mieszka pan w Paryzu?
– Spedzam tu wakacje. Pochodze z Dusseldorfu.
– Rozumiem. – Muller klasnal w dlonie teatralnym gestem. – Zatem chcialby pan przyjrzec sie blizej Hirnowi. Wcale sie nie dziwie. To zupelnie fantastyczny obraz. Doskonale uzupelnienie kazdego zbioru. Zaraz wroce, tylko zdejme plotno z wystawy.
Gdy Muller byl zajety Hirnem, Gabriel omiotl wzrokiem pomieszczenie. Przecietna galeria, bardzo przecietne obrazy. W glebi pokoju widnialo biurko Mullera, recznie malowany antyk, a na podlodze obok biurka stala aktowka.
Muller uniosl obraz ze sztalug przy oknie. Dzielo bylo niewielkie, mniej wiecej trzydziesci na czterdziesci piec centymetrow. Marszand postawil je na obitym filcem stojaku posrodku pomieszczenia i wlaczyl kilka dodatkowych swiatel.
Podchodzac blizej, by obejrzec plotno, Gabriel mimowolnie spojrzal przez okno galerii. W kawiarni po drugiej stronie ulicy zauwazyl cos, co zwrocilo jego uwage. Cos znajomego, jakby wspomnienie, nic wiecej.
Skupil uwage na plotnie i wymamrotal kilka milych slow na temat jakosci pociagniec pedzla i warsztatu tworcy.
– Mam wrazenie, ze calkiem niezle zna sie pan na malarstwie, Herr Ulbricht – rzekl Muller.
– Akurat na tyle dobrze, aby wszystkie pieniadze wydawac na obrazy, na ktore mnie nie stac – wyjasnil Gabriel i obaj rozesmiali sie serdecznie.
Gabriel dyskretnie odwrocil wzrok od Hirna i skierowal spojrzenie na kawiarnie. Znowu uderzyl go znajomy widok czegos albo kogos. Patrzyl na gosci przy stolikach pod markiza i wtedy go dostrzegl. Mezczyzna, ktory zlozyl gazete, wstal i szybko odszedl. Czlowiek, ktoremu sie spieszy, bo grozi mu spoznienie na wazne spotkanie. Gabriel widzial juz te postac.
Ten mezczyzna przed chwila wyszedl z galerii…
Gabriel odwrocil glowe i zerknal na aktowke. Potem ponownie wyjrzal przez okno, lecz mezczyzna zniknal juz za rogiem.