Gabinet Gerhardta Petersona byl pograzony w niemal calkowitej ciemnosci, rozswietlanej jedynie przez mala halogenowa lampke, rzucajaca jasna plame na biurko, oraz wlaczony telewizor. Peterson oczekiwal waznego telefonu. Nie byl pewien, kto sie do niego odezwie – moze wenecka policja miejska – ale nie mial najmniejszych watpliwosci, ze wkrotce zabrzmi dzwonek, a glos w sluchawce powie: “Przepraszam za klopotanie pana o tak poznej porze, Herr Peterson, lecz musze panu przekazac, ze dzisiejszej nocy doszlo w Wenecji do strasznej tragedii. Chodzi o skrzypaczke Anne Rolfe…”.
Peterson podniosl wzrok znad teczki z dokumentami i utkwil spojrzenie w telewizorze. Wieczorne wiadomosci dobiegaly konca. Podano juz najwazniejsze informacje z Berna i Zurychu, by teraz prezentowac glupkowate historyjki i nieistotne wzmianki, ktore zwykle ignorowal. Tej nocy jednak sluchal uwaznie. Zgodnie z jego oczekiwaniami, pokazano material o triumfalnym powrocie na scene Anny Rolfe, ktora wieczorem wystapila przed wenecka publicznoscia.
Wylaczyl telewizor i zamknal dokumenty w osobistym sejfie. Niewykluczone, ze czlowiek Antona Orsatiego nie byl w stanie wykonac zlecenia z powodu zbyt szczelnej ochrony Anny Rolfe. Moze sie zlakl. Mozliwe tez, ze Anna Rolfe i jej przyjaciel juz nie zyli, a ich cial po prostu jeszcze nie odnaleziono. Ale instynkt podpowiedzial mu, ze to nieprawda i ze w Wenecji cos musialo pojsc zle. Podjal decyzje. Rano tradycyjnymi kanalami nawiaze kontakt z Orsatim i dowie sie, co sie wydarzylo. Czesc papierow wsunal do aktowki, zgasil lampke na biurku i wyszedl. Wysokie stanowisko uprawnialo Petersona do parkowania samochodu na dziedzincu biura, a nie na odleglym parkingu dla personelu. Poinstruowal ochrone budynku, aby zwracala szczegolna uwage na jego mercedesa, choc nie wyjawil dlaczego.
Jechal wzdluz nabrzeza rzeki Sihl. Ulice niemal calkowicie opustoszaly. Raz minal taksowke, gdzie indziej ujrzal trojke cudzoziemskich robotnikow, czekajacych na tramwaj, ktory zabierze ich do zatloczonego mieszkania w Aussersihl lub Industrie-Quartier. Jednym z obowiazkow personelu podleglego Petersonowi bylo pilnowanie, aby tacy ludzie nie sprawiali klopotow. Nie zyczyl sobie zadnych spiskow przeciwko despotom, ktorych gastarbeiterzy pozostawili w swoich ojczyznach, ani zadnych protestow przeciwko szwajcarskiemu rzadowi. Robotnicy mieli robic swoje, brac pieniadze i trzymac geby na klodke. Peterson uwazal ich za zlo konieczne: miejscowa gospodarka nie dalaby sobie bez nich rady. Niekiedy odnosil wrazenie, ze w Zurychu jest wiecej Portugalczykow i Pakistanczykow niz Szwajcarow.
Zerknal w lusterko wsteczne. Najwyrazniej nikt go nie obserwowal, choc nie mial calkowitej pewnosci. Wiedzial, jak nalezy sledzic innego czlowieka, lecz przeszedl zaledwie podstawowe szkolenie, podczas ktorego uczono go, jak samemu unikac inwigilacji.
Przez dwadziescia minut jezdzil ulicami Wiedikon, a nastepnie skierowal sie do garazu przy apartamentowcu, w ktorym mieszkal. Pokonawszy stalowa brame wjazdowa, czekal po drugiej stronie, aby sie upewnic, ze nikt nie idzie za nim pieszo. Przejechal kreta droga do swojego miejsca parkingowego. Numer jego mieszkania, 6C, wymalowano na murze za pomoca szablonu.
Zatrzymal samochod w wyznaczonym punkcie i najpierw zgasil reflektory, a potem silnik. Przez dluzsza chwile siedzial nieruchomo, sciskajac dlonmi kierownice. Serce bilo mu nieco zbyt pospiesznie jak na mezczyzne w jego wieku. Powinien wypic bardzo duzego drinka. Nagle poczul sie zmeczony.
Powoli przeszedl do przedsionka, z ktorego wjezdzal winda do mieszkania. Przed zasunietymi drzwiami z nierdzewnej stali ujrzal kobiete: uniosla glowe, aby na podswietlanej tablicy sledzic ruchy windy.
Kilka razy nacisnela przycisk i glosno zaklela. Potem, zauwazywszy Petersona, odwrocila sie i usmiechnela przepraszajaco.
– Prosze mi wybaczyc, ale czekam na te cholerna winde od pieciu minut. Chyba sie popsula, pieprzony zlom.
Peterson stwierdzil, ze nieznajoma posluguje sie perfekcyjnym Zuridutsch. Nie byla cudzoziemka. Zlustrowal ja wprawnym okiem. Miala ciemne wlosy i jasna cere. Te kombinacje Peterson zawsze uwazal za niesamowicie atrakcyjna. Nosila niebieskie dzinsy, podkreslajace dlugosc jej nog. Spod skorzanej kurtki wystawala czarna bluzka, rozpieta akurat tyle, zeby wyeksponowac koronke stanika. Kobieta byla ladna i szczupla, choc nie nalezala do takich pieknosci, ktore sie spotyka na Bahnhofstrasse. Mloda, lecz juz dojrzala. Nieco po trzydziestce. Gora trzydziesci piec lat.
Zdawala sie wyczuwac dyskretna aprobate Petersona i sama obrzucila go podobnym spojrzeniem. Miala psotne, szare oczy. Od czasu ostatniego romansu Petersona minelo juz pol roku, zatem nadszedl czas na nastepny. Jego poprzednia kochanka byla zona dalekiego kolegi, czlowieka z wydzialu ds. malwersacji. Peterson dobrze rozegral karty w tamtym zwiazku. Przez pewien czas byl usatysfakcjonowany, a kiedy nadeszla pora, zakonczyl romans bez nieprzyjemnosci czy zbednych skrupulow.
Pomimo zmeczenia zdobyl sie na usmiech.
– Jestem przekonany, ze lada moment zjedzie.
– Watpie. Raczej ugrzezniemy tutaj na cala noc.
Sugestywnosc tej uwagi byla wyrazna. Peterson postanowil wejsc do gry, aby sprawdzic, jak daleko uda mu sie posunac.
– Mieszka pani w tym budynku?
– Nie, tu mieszka moj chlopak.
– Zatem pani chlopak w koncu wezwie pomoc, prawda?
– Pojechal na noc do Genewy. Ja zostaje w jego mieszkaniu.
Zastanawial sie, kim moze byc jej chlopak i o ktorym mieszkaniu mowa. Nastepnie puscil wodze fantazji i wyobrazil sobie krotki i pospieszny stosunek seksualny, lecz zaraz gore wzielo zmeczenie, ktore przegnalo wszelkie pomysly blyskawicznego podboju. Tym razem Peterson wcisnal guzik od windy, klnac pod nosem.
– Nigdy nie przyjedzie. – Z kieszeni kurtki wyjela paczke papierosow, wysunela jednego i wlozyla do ust. Potem pstryknela zapalniczka. Plomien sie nie pojawil, wiec powtorzyla te czynnosc jeszcze kilka razy.
– Cholera. To chyba moja kiepska noc.
– Pozwoli pani… – Peterson wyciagnal wlasna zapalniczke, z ktorej wystrzelil jezyk niebieskozoltego plomienia. Ostroznie zblizyl go do kobiety, a on przypalila papierosa, jednoczesnie delikatnie glaszczac grzbiet dloni mezczyzny. Ten celowy, intymny gest wzbudzil w nim dreszcze, przebiegajace po calym ciele.
Wplyw jej dotyku okazal sie tak silny, ze Peterson nie zauwazyl, jak kobieta przysuwa swoja zapalniczke do jego twarzy i wpuszcza mu prosto w nos slodkawa chmurke srodka odurzajacego. Spojrzal na nieznajoma, szeroko otwierajac oczy i nic nie rozumiejac. Kobieta rzucila papierosa na ziemie i wydobyla z torebki pistolet.
Jak sie okazalo, niepotrzebnie. Gaz obezwladniajacy zrobil swoje. Peterson poczul, ze ma nogi jak z waty, pomieszczenie zaczelo wirowac, a podloga wystrzelila w gore, by go przytulic. Bal sie, ze uderzy glowa o beton, lecz zanim zupelnie stracil rownowage, zjawil sie mezczyzna, ktory w ostatniej chwili go podtrzymal.
Peterson zdazyl jeszcze rzucic okiem na twarz nieznajomego, kiedy wleczono go z przedsionka i wrzucano na tyl furgonetki. Wszystko przebiegalo sprawnie, szybko i zadziwiajaco delikatnie. Peterson chcial podziekowac mezczyznie za uratowanie, lecz stracil przytomnosc, gdy otworzyl usta, aby przemowic.
41
Gerhardt Peterson czul sie tak, jakby wyplywal z glebin jednego z alpejskich jezior. Przenikal przez kolejne powloki swiadomosci, warstwy cieplej i zimnej wody, az wreszcie jego twarz wychynela na powierzchnie i mogl wypelnic pluca powietrzem. Wbrew oczekiwaniom nie znajdowal sie w wysnionym jeziorze alpejskim, tylko w zimnej piwnicy o pokrytej terakota podlodze i surowych scianach z bielonego stiuku. Nad jego glowa widnialo male okienko, ukryte we wnece na poziomie ziemi. Przez szybe saczylo sie slabe swiatlo barwy sjeny. Peterson usilowal zorientowac sie w czasie i przestrzeni. Przypomnial sobie ciemnowlosa kobiete przy windzie, sztuczke z zapalniczka, dotyk dloni nieznajomej, kiedy spryskiwala mu twarz srodkiem odurzajacym. Nagle ogarnelo go zazenowanie. Jak mogl sie okazac tak slaby? Tak latwy do pokonania? Jakie sygnaly musial wysylac, ze skierowano przeciwko niemu kobiete?
Dudniacy bol w glowie Petersona byl niezbadanym terytorium i kojarzyl sie z czyms posrednim miedzy urazem