Baltyk, Morze Polnocne, kanal La Manche, a potem na poludniowy zachod, w strone Long Island i Nowego Jorku.

Podczas calego rejsu nie zdarzylo sie nic, co mogloby wzbudzic podejrzenia.

– Skad sie o nas dowiedzieli? – zapytal kapitan.

Duch wyprostowal sie i nie zwracajac uwagi na porywisty wiatr, wyszedl na zewnatrz.

– Kto to moze wiedziec? – zawolal przez ramie, stojac tuz za progiem. – Moze uzyli czarow?

– Mamy ich, Lincoln. Lodz kieruje sie w strone brzegu, ale czy uda im sie doplynac? Nie, nie ma mowy. Zaczekajcie… czy nie powinienem nazywac tej jednostki statkiem? Chyba tak. Jest za duza na lodz.

– No, nie wiem – mruknal w zamysleniu Lincoln Rhyme, zwracajac sie do Freda Dellraya.

Wysoki tyczkowaty agent FBI, Dellray, nadzorowal ze strony wladz federalnych sledztwo, ktore mialo na celu zlokalizowanie i aresztowanie Ducha. Ani jego kanarkowozolta koszula, ani czarny garnitur nie rozniacy sie zbytnio kolorem od skory Dellraya, nie mialy ostatnio blizszej stycznosci z zelazkiem. W gruncie rzeczy nikt z obecnych w pokoju nie sprawial wrazenia wypoczetego. Szesc otaczajacych Rhyme'a osob przez ostatnie dwadziescia cztery godziny praktycznie koczowalo w jego domu przy Central Park West, w pomieszczeniu nie przypominajacym wcale wiktorianskiej bawialni, ktora kiedys bylo, lecz raczej kryminalistyczne laboratorium – wypelnione sprzetem, komputerami, chemikaliami i setkami specjalistycznych ksiazek i czasopism.

Zespol skladal sie z funkcjonariuszy federalnych i stanowych. Stan reprezentowal porucznik Lon Sellitto z sekcji zabojstw Nowojorskiego Wydzialu Policji, NYPD, ubrany w jeszcze bardziej wygniecione ciuchy niz Dellray i znacznie od niego tezszy (niedawno przeniosl sie do swojej mieszkajacej w Brooklynie dziewczyny, ktora, jak oznajmil z zalosna duma, gotowala niczym Emeril). Obecny byl takze Eddie Deng, Amerykanin chinskiego pochodzenia z piatego komisariatu nowojorskiej policji, obejmujacego swoim zasiegiem Chinatown. Schludny i elegancki, w okularach od Armaniego i o nastroszonych niczym u jeza czarnych wlosach, byl partnerem Lona Sellitto.

Sily federalne wspieral piecdziesieciokilkuletni Harold Peabody, sprytny facet o gruszkowatej figurze, ktory zajmowal jedno z wyzszych stanowisk w manhattanskim biurze Urzedu do spraw Imigracji i Naturalizacji, INS. On i Dellray nieraz juz sie starli podczas tego dochodzenia. Po incydencie z „Golden Venture” – w trakcie ktorego dziesieciu nielegalnych imigrantow zatonelo, kiedy przewozacy ich statek rozbil sie o brzeg w Brooklynie – FBI przejelo zwierzchnia jurysdykcje nad duzymi dochodzeniami zwiazanymi z przemytem ludzi. Urzad imigracyjny nie byl zbytnio zachwycony faktem, ze ma podlegac innym agencjom, zwlaszcza takim, ktore uparly sie, by wspolpracowac z… jakby to okreslic… alternatywnymi konsultantami pokroju Lincolna Rhyme'a.

Peabody'emu pomagal agent Alan Coe, trzydziestolatek z krotko przystrzyzonymi ciemnorudymi wlosami. Energiczny, lecz humorzasty Coe byl istna zagadka: nie mowil prawie nic o zyciu osobistym ani o karierze. Ozywil sie tylko raz, wyglaszajac jeden ze swoich spontanicznych – i nudnych – wykladow na temat zla, jakim jest nielegalna imigracja. Mimo to pracowal bez wytchnienia i strasznie mu zalezalo na ujeciu Ducha.

Byla czwarta czterdziesci piec rano i Lincoln Rhyme manewrowal wlasnie przez zagracony pokoj swoim napedzanym bateriami wozkiem inwalidzkim Blyskawica, lawirujac w strone tablicy, do ktorej przyklejono tasma jedna z nielicznych posiadanych fotografii Ducha – bardzo slabe policyjne zdjecie – a takze fotke kapitana „Fuzhou Dragona” Sen Zi-juna oraz mapke wschodniej Long Island i omywajacego ja oceanu. W okresie zaraz po tragicznym wypadku na miejscu zbrodni, kiedy to doznal urazu na wysokosci czwartego kregu szyjnego i pelnego, obejmujacego cztery konczyny porazenia, Rhyme wycofal sie calkowicie z czynnego zycia i lezal przykuty do lozka. Obecnie spedzal duza czesc dnia w swojej wisniowej Blyskawicy, zaopatrzonej w nowy supernowoczesny dotykowy sterownik MKIV, ktory wyszukal jego opiekun Thom. Sterownik, na ktorym spoczywal jedyny sprawny palec Rhyme'a, dawal mu o wiele wieksze mozliwosci od starego pneumatycznego sterownika uruchamianego ustami.

Rhyme niejeden juz raz pracowal jako konsultant dla Nowojorskiego Wydzialu Policji, na ogol jednak chodzilo o klasyczne ekspertyzy kryminalistyczne. Ta sprawa byla nietypowa.

Przed czterema dniami zlozyli mu wizyte Sellitto, Dellray, Peabody i Alan Coe. Rhyme nie sluchal ich uwaznie – w tym momencie zycia niepomiernie absorbowal go pewien zblizajacy sie zabieg medyczny, lecz Dellray zdolal w koncu przyciagnac jego uwage.

– W tobie nasza ostatnia nadzieja, Linc – powiedzial. – Mamy cholerny problem i nie wiemy, do kogo innego sie zwrocic.

Interpol, miedzynarodowa organizacja policji kryminalnych, rozeslal wlasnie list gonczy za Duchem. Wedlug informatorow, szmugler udal sie do jednego z portow w Rosji, aby odebrac grupe chinskich imigrantow, wsrod ktorych byl jego bangshou, czyli asystent, szpieg udajacy jednego z pasazerow. Portem docelowym mial byc prawdopodobnie Nowy Jork. Nastepnie Duch zniknal.

Dellray przyniosl ze soba jedyny dowod rzeczowy, jaki posiadali: teczke zawierajaca kilka nalezacych do Ducha przedmiotow z jego kryjowki we Francji. Mieli nadzieje, ze Rhyme potrafi im udzielic pewnych wskazowek, dokad moze prowadzic ten slad.

– Skad taka mobilizacja? – zapytal Rhyme, przygladajac sie gosciom.

– Duch jest prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznym przemytnikiem na swiecie – oznajmil Harold Peabody z urzedu imigracyjnego. – Poszukuje sie go za jedenascie zabojstw: nie tylko imigrantow, lecz takze policjantow i agentow. A wiemy, ze ma na sumieniu wiecej. Nielegalnych imigrantow nazywa sie skreslonymi z ewidencji: jesli probuja oszukac szmuglera, gina. Jesli sie skarza, gina. Ich rodziny nie maja od nich zadnych wiadomosci. Oceniamy, ze w ciagu ostatnich kilku lat zaginelo co najmniej piecdziesieciu lub szescdziesieciu imigrantow, ktorymi zajmowal sie Duch.

– Transportuje tych ludzi osobiscie – wlaczyl sie Dellray – wylacznie dlatego, ze chce rozszerzyc tutaj swoja dzialalnosc.

– No dobrze, ale dlaczego przyszliscie z tym do mnie? – zapytal Rhyme. – Nie znam sie na przemycie ludzi.

– Probowalismy wszystkiego – wyjasnil agent FBI. – Bez rezultatu. Nie mamy zadnej jego porzadnej fotografii, zadnych odciskow. Zero. Z wyjatkiem tego – dodal, wskazujac glowa teczke.

– No nie wiem, panowie… – Rhyme zmierzyl teczke sceptycznym spojrzeniem. – Zrobie co w mojej mocy. Ale nie oczekujcie cudow.

Po dwoch dniach wezwal ich z powrotem. Thom oddal Alanowi Coe teczke.

– Znalazl pan tu cos przydatnego? – zapytal mlody agent.

– Nie – odparl raznym tonem Rhyme.

– Niech to diabli – mruknal Dellray. – No, to mamy przechlapane.

Lincoln Rhyme tylko na to czekal. Oparl glowe na luksusowej poduszce, ktora Thom przymocowal do oparcia jego wozka, i wyrzucil z siebie jednym tchem:

– Duch wraz z dwudziestoma, maksimum trzydziestoma nielegalnymi chinskimi imigrantami plynie wyposazonym w dwa silniki wysokoprezne frachtowcem o nazwie „Fuzhou Dragon”, ktorego portem macierzystym jest Fuzhou w prowincji Fujian w Chinach. Statkiem dowodzi piecdziesiecioszescioletni kapitan Sen Zi-jun. Sen to nazwisko. Zaloga liczy siedem osob. Przed czternastoma dniami wyplyneli o godzinie osmej czterdziesci piec z Wyborga i sa w tej chwili… jak oceniam… okolo trzystu mil od wybrzezy Nowego Jorku.

– Jak, do diabla, udalo sie panu to ustalic? – baknal oslupialy Coe. Nawet Sellitto, dla ktorego zdolnosci dedukcyjne Rhyme'a nie stanowily niespodzianki, wybuchnal smiechem.

– To proste – odparl kryminolog. – Zalozylem, ze beda zeglowac ze wschodu na zachod; w przeciwnym razie wyplyneliby z samych Chin. Mam znajomego w moskiewskiej policji. Poprosilem go, zeby zadzwonil do kapitanatow portow w zachodniej Rosji. Znajomy uzyl swoich wplywow i zdobyl manifesty ladunkowe wszystkich chinskich statkow, ktore wyszly z portow w ciagu minionych trzech tygodni. Odkrylismy, ze tylko jeden statek zabral dosc paliwa, aby przeplynac osiem tysiecy mil, podczas gdy w jego manifescie byla mowa tylko o czterech tysiacach czterystu. Dysponujac zapasem paliwa na osiem tysiecy mil, moga doplynac z Wyborga do Nowego Jorku i z powrotem do Anglii. Maja zamiar wysadzic Ducha i imigrantow i czym predzej zmykac do Europy.

– Moze paliwo w Nowym Jorku jest dla nich zbyt drogie… – mruknal Dellray.

Rhyme wzruszyl ramionami – byl to jeden z niewielu lekcewazacych gestow, na jakie pozwalalo mu jego cialo.

– Jest cos wiecej – podjal. – W manifescie statku napisano, ze „Fuzhou Dragon” transportuje maszyny przemyslowe do Ameryki. Jego zanurzenie przy wyjsciu z portu wynosilo trzy metry, podczas gdy w pelni obciazony statek tej wielkosci powinien miec co najmniej sie dem i pol metra zanurzenia. To znaczy, ze byl pusty.

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату