– Nikt jej po tobie nie przejal – oswiadczyl kryminolog. – Wciaz na ciebie czekamy.

– Wciaz czekacie? – szepnal z niedowierzaniem Dellray. – Mial do was zadzwonic i dzisiaj rano przyleciec wojskowym odrzutowcem. – Zdumienie na jego twarzy zmienilo sie w gniew. – Zajme sie tym, kiedy wroce do biura. Dla czegos takiego nie ma usprawiedliwienia.

– Na jakim etapie jest sledztwo w sprawie bomby? – zapytal Freda Sellitto.

Dellray wyciagnal plastikowa torbe, w ktorej tkwila jasnozolta laska dynamitu.

– Sprawdzili to na obecnosc markerow? – zapytal Rhyme.

– Nie. Powiedzieli, ze jest za stare na markery.

– Pewnie jest. Ale i tak chce to sprawdzic – mruknal kryminolog. – Zrob pelna analize! – zawolal do Mela Coopera.

– Jestem ci szczerze zobowiazany, Lincolnie – powiedzial Dellray.

– Odwdziecz sie, przysylajac nam kogos do pomocy, Fred.

Duch maszerowal wzdluz Mulberry Street, ubrany w wiatrowke, pod ktora chowal swojego nowego glocka 36 kalibru 45. Wlasnie otrzymal wiadomosc od Ujgura, ktoremu Yusuf zlecil wlamanie sie do strzezonego mieszkania Wu. Srodki bezpieczenstwa okazaly sie szczelniejsze, niz sadzili i zauwazyli go straznicy. Policja z pewnoscia zabrala juz stamtad rodzine. Komplikowalo to troche sytuacje, ale i tak sie dowie, gdzie sa.

Przeszedl kilkadziesiat metrow brukowana alejka, skrecil w nastepna, przecial zatloczona ulice i w koncu dotarl do celu. Otworzyl drzwi i pozdrowil uniesiona dlonia swojego eksperta feng shui, pana Zhou, ktory siedzial na zapleczu Sklepu Szczesliwej Nadziei.

Sonny Li zapalil papierosa i ruszyl dalej ulica, ktora nazywala sie Bowery. Czul sie dobrze. Dobre omeny, dobre sily. On i Loaban zlozyli ofiary Guan Di, bogu detektywow. Poucinal ogony demonom. I mial w kieszeni naladowany niemiecki pistolet. Odwiedzi eksperta feng shui i wyciagnie od niego adresy innych kryjowek Ducha, bez wzgledu na to, jakich trzeba bedzie uzyc metod.

Minal zatloczony targ rybny z koszami, w ktorych poruszaly szczypcami niebieskie kraby, z posypanymi lodem tacami pelnymi malzy i ryb i w koncu dotarl do Sklepu Szczesliwej Nadziei. Na zapleczu znalazl siedzacego przy biurku mezczyzne, ktory palil papierosa i czytal chinska gazete.

– Pan jest Zhou?

– Owszem, zgadza sie.

– Jestem zaszczycony, mogac pana poznac. Bylem w mieszkaniu przyjaciela przy Patrick Henry Street piecdziesiat osiem. Rozumiem, ze to pan je urzadzil. Musze sie z nim skontaktowac, ale tam go juz nie ma. Zywie nadzieje, iz pan udzieli mi informacji, gdzie teraz moze przebywac. Nazywa sie Kwan Ang.

Mezczyzna uniosl lekko brwi.

– Przykro mi, prosze pana. Nie znam nikogo o tym nazwisku.

– Wie pan, ze Kwan Ang jest szmuglerem i morderca. Widze to w panskich oczach. – Sonny Li potrafil czytac w twarzach w podobny sposob, w jaki Loaban czytal w dowodach rzeczowych.

– Daje slowo, ze nie wiem, o kim pan mowi. Jestem zwyklym ekspertem feng…

– Ach – parsknal Li. – Mam tego dosyc. Zadzwonie do urzedu imigracyjnego i powiem, zeby to oni zajeli sie panem i panska rodzina – zagrozil, wskazujac wiszace na scianie rodzinne fotografie.

– Nie ma takiej potrzeby – odparl szybko Zhou. – On wyszedl tuz przed panskim wejsciem. Jesli sie pan pospieszy, moze go pan dogoni. Niesie zolta torbe z napisem „Sklep Szczesliwej Nadziei”.

Li wyskoczyl ze sklepu i rozejrzal sie goraczkowo dookola. W odleglosci mniej wiecej stu metrow zobaczyl niosacego zolta torbe niewysokiego mezczyzne o krotkich ciemnych wlosach. W jego chodzie bylo cos znajomego – Li zapamietal go ze statku. Tak, to byl Duch.

Powinien chyba sprobowac zadzwonic do Loabana albo Hongse. Nie mogl jednak pozwolic, by facet mu uciekl. Duch skrecil w boczna alejke i Li pobiegl za nim najszybciej jak mogl, z pistoletem w reku.

Zanim szmugler zorientowal sie, ze jest scigany, Sonny Li dopadl go i wbil lufe w jego plecy. Zabojca puscil zolta torbe i siegnal pod koszule. Ale Li pierwszy wyciagnal wielki pistolet zza jego paska i schowal go do kieszeni. A potem brutalnie odwrocil szmuglera twarza do siebie.

– Kwanie Ang – wypowiedzial znajoma formule – aresztuje cie za naruszenie podstawowych praw Chinskiej Republiki Ludowej.

Chcial mowic dalej, lecz nagle jego wzrok padl na koszule Ducha, ktorej poly rozeszly sie, gdy siegal po bron. Zobaczyl bialy bandaz na jego piersi.

A potem wiszacy na rzemyku kamienny amulet w ksztalcie malpy.

Wstrzasniety cofnal sie, otwierajac szeroko oczy i celujac z pistoletu w twarz szmuglera.

– Ty… ty… – wyjakal. Przez chwile nie mogl pozbierac mysli, zrozumiec, co to wszystko znaczy. – Zabiles Johna Sunga na plazy i zabrales jego dokumenty i kamienna malpe – wyszeptal w koncu. – Podszyles sie pod niego.

Duch usmiechnal sie.

– Wyglada na to, ze obaj lubimy maskarade. Jestes jednym z prosiakow z „Fuzhou Dragona”. Czekales, az sie znajdziemy na amerykanskiej ziemi, zeby oddac mnie w rece tutejszej policji.

Li wreszcie zrozumial, co zrobil Duch. Ukradl: honde spod nadmorskiej restauracji. Loaban i policja zakladali, ze pojechal nia do miasta, ale on schowal cialo Sunga do bagaznika i ukryl ja gdzies w poblizu. Potem postrzelil sie powierzchownie z wlasnego pistoletu, wyplynal z powrotem na morze i czekal tam, az uratuje go policja i agenci z urzedu imigracyjnego, ktorzy laskawie podrzucili go do miasta.

Na dziesieciu piekielnych sedziow, zaklal w duchu Li. Hongse nie miala pojecia, ze rzekomy doktor Sung jest w rzeczywistosci szmuglerem.

– Wykorzystales te policjantke, by sie dowiedziec, gdzie sa Changowie i Wu – powiedzial.

Duch pokiwal glowa.

– Potrzebne mi byly informacje. Ona chetnie mi ich dostarczyla – odparl i przyjrzal sie bacznie Sonny'emu. – Dlaczego to zrobiles, knypku? Dlaczego scigales mnie taki szmat drogi?

– Zabiles trzy osoby w Liu Guoyuan, moim miescie.

– Naprawde? Nie pamietam. Moze na to zasluzyli.

– Jestes aresztowany – rzekl twardo Li. – Kladz sie na brzuchu. Juz!

Duch uklakl na bruku. Nagle Li uswiadomil sobie z groza, ze lezy miedzy nimi torba na zakupy i ze Duch ukryl za nia prawa reke.

– Nie! – krzyknal.

Torba Sklepu Szczesliwej Nadziei eksplodowala w jego strone. Duch strzelil do niego z drugiego pistoletu, ktory trzymal w kaburze na kostce, ale kula przeleciala obok biodra Li. Kiedy chinski policjant podniosl wlasny pistolet, Duch wytracil mu go z reki. Li zlapal go za nadgarstek i probowal odebrac tokariewa. Razem wywrocili sie na sliski bruk i drugi pistolet rowniez upadl na ziemie. Duch rzucil sie w jego strone.

Nie pozwol mu, nie pozwol, ryknal w duchu Li.

Zdolal pochwycic rzemyk na szyi szmuglera, ten sam, na ktorym zawieszona byla kamienna malpa, i mocno zacisnal na jego szyi. Duch zaczal wymachiwac na oslep rekoma i z gardla wydobyl mu sie charkot. Po chwili jal dygotac. Li pociagnal jeszcze mocniej.

I wtedy rzemyk pekl.

Figurka malpy upadla i roztrzaskala sie o ziemie. Li polecial na plecy i uderzyl glowa o bruk. O malo nie zemdlal. Piekielni sedziowie… Oczyma wyobrazni ujrzal straszliwy widok: martwa, lezaca w ciemnosci Hongse i martwego Loabana, z twarza tak samo nieruchoma po smierci, jak nieruchome za zycia bylo jego cialo. Z trudem dzwignal sie na kolana i ruszyl na czworakach w strone przeciwnika.

Amelia Sachs wyskoczyla z posepna twarza z autobusu ekipy dochodzeniowej. Towarzyszyl jej agent urzedu imigracyjnego Alan Coe. Pobiegli alejka w strone grupki umundurowanych policjantow.

Sachs stanela przy nich i spojrzala na cialo. Na zabloconym bruku lezal na brzuchu Sonny Li. Miala ochote ukleknac i wziac go za reke.

Patrz przed siebie, nie zwracaj uwagi na to, kto jest ofiara. Pamietaj o dewizie Rhyme'a: nie zaprzataj sobie glowy zmarlymi.

Tym razem bedzie to cholernie trudne. Zwlaszcza dla samego Lincolna Rhyme'a. Amelia zauwazyla, ze w ciagu ostatnich dwoch dni kryminologa polaczyla z tym czlowiekiem niezwykla wiez – odkad go poznala, do nikogo sie tak bardzo nie zblizyl.

Coe podszedl do niej.

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату