mi gardlo. Chyba jednak wezme sie do roboty.
Latem w St. Louis ciezko jest nosic bron. Czy w przypadku kabury podramiennej, czy olstra przy pasku, problem byl ten sam. Jezeli zalozysz kurtke, aby ukryc bron, roztapiasz sie z goraca. Jesli wlozysz bron do torebki, przyplacisz to zyciem, bo zadna kobieta nie jest w stanie odnalezc w niej niczego w czasie krotszym niz dwanascie minut. To regula.
Jak dotad nikt do mnie nie strzelal, ale nie bralam tego za dobra monete. Badz co badz zostalam juz uprowadzona i omal mnie nie zabito. Nie zamierzalam dopuscic, by cos takiego sie powtorzylo. Nie poddam sie bez walki. Wyciskalam piecdziesiat kilo, to calkiem niezly wynik, naprawde. Kiedy wazysz tylko piecdziesiat trzy, w wiekszosci starc przewage nad toba maja przeciwnicy. Jestem gotowa stawic czolo praktycznie kazdemu bandziorowi moich rozmiarow.
Sek w tym, ze na tym swiecie nie ma zbyt wielu lotrow o moich gabarytach. A wampiry, no coz, dopoki nie bede w stanie wyciskac ciezaru rownego sredniej wielkosci samochodu, nie moge sie z nimi mierzyc.
Dlatego nie rozstaje sie z bronia.
Ostatecznie zdecydowalam sie na nieco mniej profesjonalny wyglad. Przyduzy podkoszulek siegal mi do polowy ud. Byl wyjatkowo luzny. Zostawilam go tylko z uwagi na rysunek na przedzie, przedstawiajacy pingwiny grajace w pilke plazowa i male pingwinki budujace nieopodal zamki z piasku. Lubie pingwiny. Kupilam te koszulke do spania i nie zamierzalam nosic jej poza domem. Dopoki nie przylapie mnie lotna brygada do spraw mody i ubioru, powinnam byc bezpieczna.
Przeplotlam pasek przez szlufki moich czarnych szortow, aby moc przypiac do niego kabure wewnetrzna. Byl to model Uncle Mike’s Sidekick, ktory bardzo lubilam, ale nie nadawal sie do browninga. Mialam drugi pistolet, latwy do ukrycia i bardzo wygodny, malego firestara kaliber 9 mm, z magazynkiem na siedem naboi.
Stroju dopelnily biale bawelniane skarpety z gustownymi niebieskimi paskami pasujacymi do wstawek moich bialych nike’ow. W ten sposob wygladalam i czulam sie jak szesnastolatka, moze troche glupio, ale gdy przejrzalam sie w lustrze, nie zauwazylam przy pasku wybrzuszenia zdradzajacego, ze mam przy sobie bron. Luzna koszulka maskowala ja idealnie.
Od pasa w gore moje cialo jest szczuple, mozna by rzec drobne, umiesnione i calkiem niebrzydkie. Niestety nogi mam o jakies dziesiec centymetrowi za krotkie w porownaniu ze standardowym amerykanskim idealem. Nigdy nie mialam szczuplych ud i moje lydki sa raczej mocno umiesnione. Stroj podkreslal moje nogi i maskowal cala reszte, ale przynajmniej dzieki temu moglam miec przy sobie pistolet i w dodatku nie roztopie sie z goraca. Kompromis to niedoskonala sztuka.
Krzyzyk schowalam pod koszulke, a na lewy nadgarstek zalozylam bransoletke z amuletami. Na srebrnym lancuszku zawieszone byly trzy male krzyzyki. Widac tez bylo moje blizny, ale latem staram sie udawac, ze ich nie ma. Wole nie myslec, ze mialabym nosic bluzy z dlugimi rekawami w ponad czterdziestostopniowym upale przy stuprocentowej wilgotnosci Odpadlyby mi rece. Poza tym gdy mam gole rece, blizny nie sa pierwsza rzecza, na jaka zwrocilibyscie uwage. Naprawde.
Animatorzy sp. z o.o. miala nowe biura. Pracujemy tu zaledwie od trzech miesiecy. Naprzeciwko jest gabinet psychologa, rowne sto dolcow za godzine, w glebi korytarza ulokowal sie chirurg plastyczny, jeszcze dalej kancelaria adwokacka, poradnia malzenska i biuro handlu nieruchomosciami. Cztery lata temu Animatorzy spolka z o.o. dzialala w przybudowce nad garazem. Interesy szly calkiem niezle.
To w duzej mierze zasluga naszego szefa, Berta Vaughna. Ten facet byl biznesmenem, showmanem, dzieckiem szczescia, maszynka do robienia pieniedzy i szczwanym oszustem. Oczywiscie nie pakowal sie w nic nielegalnego, byl na to za sprytny, ale… Wiekszosc ludzi postrzega siebie w kategoriach postaci pozytywnych, jak dawni bohaterowie westernow, kowboje w bialych kapeluszach. Niektorzy przywdziewaja czarne kapelusze i jest im z tym dobrze. Bert lubil kolor szary. Niekiedy mam wrazenie, ze gdyby go zranic, zaczalby krwawic na zielono, nowiutkimi banknotami prosto z drukarni.
To on sprawil, ze talent powszechnie uznawany za niezwykly, klopotliwa klatwa lub doznanie religijne, polegajace na ozywianiu zmarlych, stal sie narzedziem sporych skadinad zyskow. To my, animatorzy, posiadalismy ow talent, ale to Bert wiedzial, co nalezy zrobic, aby stal sie on rentowny. Trudno sie z tym nie zgodzic. Mimo to zamierzalam sprobowac.
Sciany recepcji wylozone sa tapeta w kolorze bladej zieleni, z malymi orientalnymi znakami w odcieniach zielem i brazu. Dywan jest gruby i bardzo miekki, zielony, zbyt blady, aby mogl imitowac trawe, lecz mimo wszystko bardzo sie stara. Wszedzie stoja rosliny.
Po prawej stronie drzwi napotykamy fikusa beniaminka, smuklego jak wierzba i z malymi, skorzastymi zielonymi listkami. Nieomal oplata on krzeslo stojace przed jego donica. Drugie drzewko rosnie w przeciwleglym rogu, wysokie i proste, ze spiczasta korona przypominajaca zwienczenie palm – to dracena. Oba drzewa siegaja do sufitu. Poza tym w kazdym wolnym miejscu tego nieduzego zielonego pokoju stoja tuziny innych, mniejszych roslinek.
Bert uwaza, ze pastelowa zielen ma kojace dzialanie, a rosliny sprawiaja, ze w biurze czujemy sie swojsko, jak w domu. Mnie kojarzy sie to raczej z nieudolnym polaczeniem kostnicy i kwiaciarni.
Mary, nasza dzienna sekretarka, ma ponad piecdziesiat lat. Ile ponad, to jej prywatna sprawa. Wlosy ma krotkie i tak sztywne, ze nie porusza ich nawet silniejszy powiew wiatru. To zasluga pokaznej porcji lakieru. Mary nie uznaje walorow naturalnego wygladu. Ma dwoch doroslych synow i czworo wnuczat. Gdy weszlam, usmiechnela sie do mnie z pelnym profesjonalizmem.
– Czym moge… och, to ty, Anito. Nie sadzilam, ze zjawisz sie przed siedemnasta.
– Nie mialam takiego zamiaru, ale musze pomowic z Bertem i zabrac pare rzeczy z mojego gabinetu.
Zmarszczyla brwi i zerknela do ksiag, gdzie notowala nasze spotkania, a scislej godziny naszych spotkan z klientami.
– Teraz w twoim gabinecie jest Jamison. Ma klienta.
W naszym malym biurze sa tylko trzy gabinety. Jeden nalezy do Berta, a dwa pozostale dzielimy miedzy soba my, szaraczkowie. Wiekszosc naszej pracy wykonywana jest w terenie, a dokladniej na cmentarzu, totez nie musimy korzystac z owych dwoch nieszczesnych gabinetow wszyscy naraz. Nasze miejsce pracy moglo przywodzic na mysl wspolne mieszkanie w studenckiej bursie.
– Jak dlugo ma potrwac to spotkanie?
Mary zerknela do notatek.
– To matka, ktorej syn mysli o przylaczeniu sie do Kosciola Wiecznego Zycia.
– Czy Jamison probuje go do tego naklonic czy raczej mu to odradzic?
– Anito! – rzucila karcacym tonem Mary, ale nie zamierzalam spasowac. Kosciol Wiecznego Zycia byl zborem wampirow. Pierwszym kosciolem w historii, ktory gwarantowal swoim wiernym zycie wieczne i nie rzucal slow na wiatr. Dowody widac bylo czarno na bialym. Zero oczekiwania. Zero tajemnic. Jedynie wiecznosc podana na srebrnej tacy. Wiekszosc ludzi i tak nie wierzy w istnienie niesmiertelnej duszy. Przejmowanie sie czyms takim jak Pieklo i Niebo albo czy jestes prawym czlowiekiem, bylo ostatnimi czasy wyjatkowo niepopularne. Nic wiec dziwnego, ze wierni naplywali do kosciola calymi tabunami. Jezeli nie wierzyles, ze przystapienie do zboru pozbawi cie niesmiertelnej duszy, coz miales do stracenia? Jedynie dni. Posilki. W sumie niewiele. Z utrata takich drobiazgow mozna sie od biedy pogodzic.
Mnie niepokoila kwestia utraty duszy. Moja niesmiertelna dusza nie jest na sprzedaz, nawet za cala wiecznosc. Bo, widzicie, ja wiedzialam, ze wampiry nie sa niesmiertelne. Nawet krwiopijcy mogli umrzec. Wiem, bo sama unicestwilam paru z nich.
Jakos tak sie dziwnie skladalo, ze nikt nie byl ciekaw, co sie dzieje z dusza wampira, gdy ten zostanie ostatecznie unicestwiony. Czy istnieja dobre wampiry, ktore po smierci ida do Nieba? Szczerze mowiac, nie potrafilam sobie tego wyobrazic.
– Czy Bert takze ma klienta?
Raz jeszcze zajrzala do ksiegi.
– Nie. Jest wolny. – Uniosla wzrok i usmiechnela sie, jakby ucieszyla sie, ze moze mi pomoc. Moze faktycznie tak bylo.
Prawda jest, ze Bert zajal najmniejszy z naszych trzech gabinetow. Sciany sa pomalowane na pastelowy niebieski kolor, a dywan jest o dwa tony ciemniejszy. Bert uwaza, ze to uspokaja klientow. Ja mam wrazenie, jakbym znalazla sie w bryle blekitnego lodu.
Bert nie pasowal do malego niebieskiego gabinetu. Bo widzicie, Bert nie nalezy do ulomkow. Mierzy metr dziewiecdziesiat, ma szerokie bary i atletyczna sylwetke, z lekkimi tylko oponkami w pasie. Biale wlosy ma niemal