automatyczna sekretarka. Tak sie stalo.

– Anito, tu sierzant Storr. Mamy kolejnego zabitego wampira.

Podnioslam sluchawke.

– Czesc, Dolph.

– Swietnie. Ciesze sie, ze zlapalem cie przed wyjsciem do kosciola.

– Jeszcze jeden zamordowany wampir?

– Uhm.

– Tak jak poprzednie? – spytalam.

– Na to wyglada. Powinnas przyjechac i sama to obejrzec.

Skinelam glowa, uswiadomilam sobie, ze nie mogl mnie zobaczyc, i powiedzialam:

– Jasne, kiedy?

– Najlepiej natychmiast.

Westchnelam. No i po kosciele. Nie zechca zatrzymac zwlok do poludnia albo nawet dluzej tylko ze wzgledu na mnie.

– Podaj mi adres. Zaczekaj, wezme dlugopis, ktory pisze. – Przy lozku zawsze mialam bloczek do notowania, ale dlugopis ostatnio sie wypisal. – Dobra. Wal.

Miejsce zbrodni znajdowalo sie o jedna przecznice od Cyrku Potepiencow.

– To na obrzezach Dystryktu. Zadne z morderstw nie zostalo popelnione z dala od Nabrzeza.

– Zgadza sie – przytaknal.

– Jakies rozbieznosci w porownaniu z poprzednimi przypadkami?

– Zobaczysz, kiedy tu dotrzesz.

Skarbnica informacji.

– W porzadku. Bede za pol godziny.

– To na razie. – W sluchawce zapanowala cisza.

– Tobie tez zycze milego dnia, Dolph – rzucilam do sluchawki.

Moze on takze nie byl rannym ptaszkiem.

Moje dlonie goily sie. Zeszlej nocy zdjelam plastry z opatrunkiem, bo cale byly ubabrane w koziej krwi. Zadrapania goily sie niezle, wiec nie zawracalam juz sobie glowy plastrami.

Moje lewe ramie bylo mocno zabandazowane, rane od noza przeslanial gruby opatrunek. Nie moglam juz pozwolic sobie na skaleczenie lewej reki. Brakowalo juz na niej miejsca. Ugryzienie na mojej szyi otaczal wielki siniak. Wygladal jak najpaskudniejsza na swiecie malinka. Gdyby zobaczyl to Zerbrowski, chyba bym tego nie przezyla. Zakleilam siniec plastrem. Teraz wygladalo, jakbym starala sie ukryc ukaszenie wampira. Cholera. Zostawilam tak, jak bylo. Niech sie ludzie zastanawiaja. Zreszta to i tak nie ich sprawa.

Nalozylam czerwona koszulke polo i wetknelam w dzinsy. Jeszcze tylko nike’i, szelki z kabura i bylam gotowa. Przy szelkach mam specjalne skorzane pochewki na dodatkowa amunicje. Wlozylam do nich dwa pelne magazynki. Dwadziescia szesc naboi. Uwazajcie, bandziory. Prawda jest taka, ze wiekszosc strzelanin konczy sie przed oddaniem pierwszych osmiu strzalow. Ale kiedys zawsze moze zdarzyc sie ten pierwszy raz.

Przelozylam przez ramie zolta wiatrowke. Naloze ja, gdyby widok broni zaczal nadmiernie denerwowac ludzi. Czekala mnie praca z policja. Gliny zawsze nosza bron na widoku. Czemu ja mialabym ja ukrywac? Poza tym zmeczylo mnie udawanie. Mialam dosc wszelkich gierek. Niech dranie wiedza, ze mam bron i nie zawaham sie jej uzyc.

Na miejscu zbrodni zawsze jest zbyt wiele osob. Nie mam na mysli gapiow, ludzi, ktorzy przychodza tu, aby popatrzec, tych akurat mozna sie spodziewac. W smierci innych osob zawsze jest cos fascynujacego. Na miejscu przestepstwa zawsze roi sie od policji, glownie od detektywow, ale i mundurowych. Mozna by sie zastanawiac, czy przy jednym morderstwie powinno byc zaangazowanych tylu strozow prawa.

Byl tu nawet woz transmisyjny z wielka antena satelitarna z tylu, wygladajaca jak wielkie dzialo laserowe z filmow SF z lat czterdziestych. Przyjada kolejne, moglam sie o to zalozyc. Nie mam pojecia, jakim cudem policja zdolala utrzymac to wydarzenie w takiej tajemnicy. Zabojstwa wampirow, wiadomosci z pierwszych stron brukowcow. Nawet nie musisz niczego dodawac, perwersja w najlepszym wydaniu.

Ustawilam sie pomiedzy tlumem a kamerzysta. Reporter o krotko przystrzyzonych jasnych wlosach i w eleganckim garniturze podsunal Dolphowi mikrofon. Dopoki stalam blisko upiornych szczatkow, bylam wzglednie bezpieczna. Mogli mnie nakrecic, ale i tak nie pokaza tego w telewizji. Dobry smak i takie tam, zreszta wiecie sami.

Mialam mala zafoliowana legitymacje – plakietke ze zdjeciem, ktora pozwalala mi wejsc na teren zabezpieczony przez policje. Gdy przypinalam ja do kolnierzyka, zawsze czulam sie jak agentka rzadowa nizszego szczebla.

Przy zoltej policyjnej tasmie zatrzymal mnie jeden z mundurowych. Przez kilka sekund wpatrywal sie w moj identyfikator, jakby zastanawial sie, czy ma pozwolic mi wejsc, czy raczej nie. A moze powinien wezwac ktoregos z detektywow?

Stalam z rekoma opuszczonymi wzdluz bokow, starajac sie sprawiac wrazenie niegroznej. Jestem w tym calkiem niezla. Potrafie wygladac naprawde uroczo. Mundurowy uniosl tasme i przepuscil mnie. Juz mialam powiedziec:

– Grzeczny chlopiec – ale zmitygowalam sie. Rzucilam tylko: – Dziekuje.

Cialo lezalo nieopodal latarni. Nogi rozrzucone szeroko. Jedna reka wcisnieta pod cialo, najprawdopodobniej zlamana. Brakowalo fragmentu srodkowej czesci plecow, jakby ktos wbil reke w cialo i wyszarpnal cos z wnetrza, zapewne serce. Tak jak w przypadku poprzednich zabojstw.

Detektyw Clive Perry stal tuz obok ciala. Byl wysokim, szczuplym czarnoskorym mezczyzna, najnowszym nabytkiem pogromcow duchow. Zawsze byl mily i ukladny. Mowil spokojnie i cicho. Trudno mi bylo sobie wyobrazic, aby Perry mogl zrobic cos, czym zdenerwowal kogos „na gorze”. Ale do tej grupy nikt nie trafial przez przypadek.

Uniosl wzrok znad notesu.

– Witam, panno Blake.

– Dzien dobry, detektywie Perry. Czy wszyscy inni juz skonczyli ze zwlokami?

Skinal glowa.

– Naleza do pani.

Spod ciala wyplynela ciemnobrazowa kaluza krwi. Ukleklam przy niej.

Krew zgestniala, byla lepka i kleista. Stezenie posmiertne pojawilo sie i ustapilo, oczywiscie jesli rigor mortis w ogole tu wystapil. Wampiry nie zawsze reaguja na smierc tak jak zwykli smiertelnicy. To utrudnia ustalenie czasu zgonu. Ale to zadanie nalezalo do koronera, nie do mnie.

Zwloki skapane byly w zlocistych promieniach slonca. Sadzac po figurze i czarnym kostiumie, mialam do czynienia z kobieta. Moglam sie o to zalozyc. Oczywiscie nie mialam calkowitej pewnosci, gdyz ofiara lezala na brzuchu, miala zapadnieta klatke piersiowa, no i brakowalo jej glowy. Przez poszarpany otwor widac bylo bialy, blyszczacy kregoslup. Krew wyplynela z szyi jak czerwone wino ze stluczonej butelki. Skora byla rozdarta, naciagnieta. Wygladalo, jakby ktos oderwal glowe denatki golymi rekami.

Przelknelam sline. Od wielu miesiecy nie zdarzylo mi sie zwymiotowac na miejscu zbrodni. Wstalam i cofnelam sie nieco od trupa.

Czy to mozliwe, aby ten mord byl dzielem czlowieka? Nie. Moze. Cholera. Jezeli to zrobil czlowiek, to niezle sie nameczyl, aby nic na to nie wskazywalo. Niezaleznie od tego, co moglo sie wydawac na pierwszy rzut oka, koroner i tak odnajdzie na ciele slady noza. Pytanie brzmialo, czy zadano je przed czy po smierci ofiary. Czy zbrodni dokonal czlowiek podszywajacy sie pod potwora, czy monstrum usilujace nasladowac czlowieka?

– Gdzie jest glowa? – spytalam.

– Na pewno dobrze sie pani czuje?

Spojrzalam na niego. Czy bylam blada?

– Nic mi nie bedzie.

Ja, wielka, twarda pogromczyni wampirow nie puszczam pawia na widok bezglowych zwlok. No jasne.

Perry uniosl brwi, ale dyplomatycznie zakonczyl ten temat. Poprowadzil mnie do miejsca odleglego o jakies dwa i pol metra. Ktos zakryl oderwana glowe plastykowa plachta. Spod plastyku rowniez wyplynela nieco mniejsza kaluza krzepnacej juz krwi.

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату