Perry pochylil sie i ujal za rog plachty.

– Jest pani gotowa?

Skinelam glowa, nie ufalam swemu glosowi. Uniosl plastyk jak kurtyne, by ukazac to, co lezalo na chodniku.

Blada twarz otaczaly dlugie czarne wlosy. Byly zmierzwione i zlepione krwia. Twarz kiedys mogla uchodzic za atrakcyjna. Teraz juz nie. Rysy zwiotczaly i nadaly obliczu wrazenia nierealnosci. Zupelnie jakbym miala przed soba lalke z porcelany. Rozpoznalam te twarz, ale uswiadomilam to sobie dopiero po kilku sekundach.

– Cholera!

– Co sie stalo?

Podnioslam sie energicznie i cofnelam o dwa kroki. Perry podszedl do mnie.

– Na pewno wszystko w porzadku?

Wrocilam wzrokiem do kawalka plastyku i tego, co znajdowalo sie pod przykryciem. Czy wszystko w porzadku? Dobre pytanie. Moglam zidentyfikowac trupa.

To byla Theresa.

33

Do biura Ronnie dotarlam kilka minut przed jedenasta. Przystanelam z dlonia na klamce. Nie moglam zapomniec widoku glowy Theresy na chodniku. Byla okrutna i pewnie zabila setki ludzi. Dlaczego bylo mi jej zal? Zapewne z glupoty. Wzielam gleboki oddech i pchnieciem otworzylam drzwi.

W biurze Ronnie jest pelno okien. Swiatlo wpada z dwoch stron, od poludnia i zachodu. Oznacza to, ze w poludnie w pomieszczeniu jest jak w solarium. Zadna klima nie jest w stanie poradzic sobie z taka powodzia promieni slonecznych.

Z rozswietlonych sloncem okien biura Ronnie mozna zobaczyc Dystrykt. Tylko po co? Ja w kazdym razie nie tesknilam za tym widokiem.

Ronnie machnieciem reki zaprosila mnie do swego biura. Wewnatrz bylo tak jasno, ze swiatlo niemal zupelnie mnie oslepilo.

W fotelu za biurkiem siedziala kobieta wygladajaca na bardzo delikatna. Byla Azjatka o lsniacych czarnych wlosach, sczesanych gladko do tylu. Na podlokietniku fotela wisial starannie zlozony purpurowy zakiet, pasujacy do eleganckiej, dobrze skrojonej spodnicy. Blyszczaca bluzka w kolorze lawendy podkreslala jej skosne oczy i lawendowe cienie na powiekach. Siedziala z nogami skrzyzowanymi w kostkach i dlonmi zlozonymi na podolku. W lawendowej bluzce wygladala lodowato pomimo panujacej w gabinecie duchoty.

Na moment stracilam orientacje; nie spodziewalam sie jej ujrzec po latach ot, tak zwyczajnie. Wreszcie zamknelam rozdziawione usta i podeszlam blizej, wyciagajac reke na powitanie.

– Beverly, kope lat.

Wstala i energicznie uscisnela moja dlon.

– Scislej mowiac, trzy.

Beverly zawsze byla bardzo precyzyjna.

– Znacie sie? – spytala Ronnie.

Odwrocilam sie do niej.

– Bev nie wspominala, ze mnie zna?

Ronnie pokrecila glowa.

Spojrzalam na Beverly.

– Dlaczego nie powiedzialas o tym Ronnie?

– Nie uwazalam, zeby to bylo konieczne. – Bev uniosla lekko glowe, aby spojrzec mi w oczy. Niewiele osob musi to robic. Zdarza sie to na tyle rzadko, ze czuje sie przy tym dosc dziwnie i mam wrazenie, ze powinnam sie nachylic, aby znalezc sie na poziomie jej wzroku.

– Czy ktos moglby mi wyjasnic, skad sie znacie? – spytala Ronnie.

Ronnie przeszla obok nas, aby usiasc za biurkiem. Odchylila lekko fotel do tylu, zlozyla dlonie na brzuchu i czekala. Jej czyste szare oczy, miekkie jak kocie futerko, wpatrywaly sie we mnie.

– Moge jej powiedziec, Bev?

Bev ponownie usiadla, jednym plynnym kobiecym ruchem. Miala w sobie wiele dostojenstwa i zawsze robila na mnie wielkie wrazenie, byla dama w pelnym znaczeniu tego slowa.

– Jezeli musisz, to trudno, nie bede sie z toba spierac – odparla.

Niezbyt zachecajacy poczatek, ale musial mi wystarczyc. Zajelam miejsce na drugim fotelu; dzinsy i adidasy, ktore mialam na sobie, nagle staly sie bardzo niewygodne. Przy Bev wygladalam jak sierota w lachmanach. To uczucie trwalo tylko chwilke i zaraz pryslo. Pamietaj, nikt bez twego przyzwolenia nie moze sprawic, ze poczujesz sie gorsza. To slowa Eleanor Roosevelt. Zyje zgodnie z tym mottem. Zwykle udaje mi sie go przestrzegac.

– Rodzina Bev padla ofiara watahy wampirow. Przezyla tylko Beverly. Bylam jedna z osob, ktore pomogly w unicestwieniu wampirow. – Krotko, rzeczowo i z pominieciem wielu istotnych kwestii. Tych bardziej bolesnych.

Bev odezwala sie tym swoim cichym, precyzyjnym glosikiem.

– Anita nie wspomniala, ze ryzykujac wlasnym zyciem, ocalila moje. – Wlepila wzrok w dlonie, ktore splotla na podolku.

Pamietalam, jak pierwszy raz ujrzalam Beverly Chin. Jedna blada noga tlukaca bezsilnie w podloge. Blysk klow, gdy wampir szykowal sie do ataku. Migniecie bladej twarzy, ust rozchylonych w przerazliwym krzyku i rozwianych czarnych wlosow. Niepohamowana groza w jej glosie. Moja dlon ciskajaca noz o srebrnym ostrzu, ktory trafil wampira w bark. To nie bylo zabojcze trafienie, nie bylo na to czasu. Stwor poderwal sie na nogi i ryknal. Stalam naprzeciw niego sama, z ostatnim nozem, jaki mi pozostal; w pistolecie juz dawno zabraklo mi naboi.

I pamietalam, jak Beverly Chin rabnela wampira w glowe srebrnym swiecznikiem, gdy stwor przykucnal nade mna, a jego goracy oddech omiotl moja szyje. Jego krzyki nawiedzaly mnie w snach przez wiele tygodni, wrzaski, jakie z siebie wydawal, gdy Bev roztrzaskala mu glowe na kawalki, az krew i mozg rozbryznely sie po podlodze.

Obylo sie bez slow. Uratowalysmy jedna drugiej zycie, to wiez, ktora laczy jak zadna inna. Przyjazn moze sie wypalic, ale to pozostaje na zawsze, swiadomosc ukuta w ogniu grozy, krwi i wspolnie przezytej przemocy, takie zobowiazania nigdy nie przemijaja. Mimo uplywu trzech dlugich lat nasze stosunki ani troche sie nie zmienily.

Ronnie jest bystra. Zwrocila uwage na nasze wymowne milczenie.

– Napijecie sie czegos?

– Ale bezalkoholowego – odparlysmy rownoczesnie, Bev i ja.

Obie wybuchnelysmy smiechem i napiecie zaczelo ustepowac. Nigdy nie bedziemy prawdziwymi przyjaciolkami, ale moze przestaniemy byc dla siebie tylko zjawami z przeszlosci.

Ronnie przyniosla dwie dietetyczne cole. Skrzywilam sie, ale przyjelam napoj. Wiedzialam, ze w malej lodowce w biurze nie miala niczego innego. Czesto dyskutowalysmy na temat dietetycznych napojow gazowanych, ale Ronnie przysiegala, ze lubi ich smak. Lubi ten smak, bue!

Beverly przyjela swoj napoj z radoscia; moze to samo pijala w domu. Ja pije wylacznie napoje gazowane z dodatkiem cukru. Niewazne, ze od tego sie tyje. Lubie je i juz.

– Ronnie wspomniala przez telefon, ze przy LPW moglo zawiazac sie komando smierci. Czy to prawda?

Bev wlepila wzrok w puszke, ktora trzymala od spodu jedna reka, aby nie poplamic spodniczki.

– Nie mam na to zadnych dowodow, ale przypuszczam, ze to moze byc prawda.

– Opowiesz mi, co na ten temat slyszalas? – zapytalam.

– Juz od jakiegos czasu mowiono o utworzeniu komanda smierci, ktore scigaloby wampiry. Aby je pozabijac, tak jak one zabijaly… nasze rodziny. Prezes rzecz jasna zawetowal ten pomysl. Dzialamy w granicach prawa. Nie jestesmy samozwanczymi mscicielami.

Powiedziala to niemal z wahaniem, jakby starala sie przekonac o tym bardziej sama siebie niz nas. Byla wstrzasnieta tym, co moglo sie wydarzyc. Jej maly, zgrabny swiat znow zaczal sie rozpadac.

– Ostatnio slyszalam rozne plotki. Ludzie w naszej organizacji przechwalaja sie, ze zabijaja wampiry.

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату