– Czy w dzien ktokolwiek tu urzeduje?

– O tak, rekrutacja odbywa sie za dnia.

– Rekrutacja?

– No wiesz, chodzenie od domu do domu, tak jak mormoni czy swiadkowie Jehowy.

Spojrzala na mnie.

– Chyba zartujesz?

– Czy wygladam, jakbym zartowala?

Pokrecila glowa.

– Wampiry z dostawa do domu. Jakie to… – Splotla palce dloni. – Wygodne.

– Taa – ucielam. – Chodzmy zobaczyc, kto dzis ma dyzur w biurze.

Szerokie biale stopnie prowadzily do dwuskrzydlowych olbrzymich drzwi. Jedno skrzydlo bylo otwarte, na drugim wisiala tabliczka z napisem: WEJDZ PRZYJACIELU I POKOJ Z TOBA. Zwalczylam w sobie chec zerwania i podeptania tej tabliczki.

Wampiry bazowaly tutaj na najbardziej pospolitym z ludzkich lekow – strachu przed smiercia. Wszyscy boja sie smierci. Ateisci tez maja z tym nie lada klopot. Bo oto umierasz i przestajesz istniec. Ot tak, trzask, prask i po wszystkim. Tu jednak, w Kosciele Wiecznego Zycia, obiecuja dokladnie to, co sugeruje nazwa. I maja na to dowody. Zadnych prob wiary. Zadnego oczekiwania. Zero pytan, ktore pozostaja bez odpowiedzi. Jakie to uczucie byc martwym? Chcesz wiedziec, zapytaj czlonka zboru.

Poza tym koniec ze starzeniem sie. Zadnych liftingow, odsysania tluszczu, jedynie wieczna mlodosc. W sumie calkiem niezly uklad, jesli tylko nie wierzysz w niesmiertelna dusze. Jezeli nie wierzysz, ze twoja dusza zostanie uwieziona w ciele wampira i nigdy nie trafi do Nieba, tym bardziej, ze wampiry sa z gruntu zle i gdy stajesz sie jednym z nich, automatycznie jest ci pisane Pieklo. Kosciol katolicki postrzega dobrowolna przemiane w wampira jako odmiane samobojstwa. W sumie sie z tym zgadzam. Mimo iz papiez ekskomunikowal rowniez wszystkich animatorow, dopoki nie zaprzestaniemy ozywiac zmarlych. No i dobrze; przeszlam na protestantyzm.

Rzedy drewnianych law wiodly do miejsca, gdzie stal kiedys oltarz. Znajdowal sie tam pulpit, ale po oltarzu nie zostal zaden slad. Jedynie pusta niebieska sciana otoczona z dwoch stron bialymi.

Okna zdobily czerwono-niebieskie witraze. Wpadajace promienie slonca rzucaly barwne plamy na biala posadzke.

– Spokojnie tu – rzekla Ronnie.

– Jak na cmentarzu.

Usmiechnela sie do mnie.

– Domyslalam sie, ze to powiesz.

Zmarszczylam brwi.

– Dobra, dosc zartow. Przyszlysmy tu w konkretnej sprawie.

– Co wlasciwie mam robic?

– Wspierac mnie; robic grozne wrazenie, graj twarda babe, najlepiej jak potrafisz. I wypatruj potencjalnych sladow.

– Sladow?

– No wiesz, tropow, kawalkow biletow, na wpol spalonych kartek z zapiskami i takich tam.

– A, o to ci chodzi.

– Przestan sie do mnie szczerzyc, Ronnie.

Poprawila okulary przeciwsloneczne i zrobila zacieta mine. Byla w tym niezla. Potrafila tym spojrzeniem zmrozic oprycha z dwudziestu krokow. Zobaczymy, jak ten numer podziala na czlonkow zboru.

Z boku „oltarza” znajdowaly sie drzwi. Prowadzily na wylozony wykladzina korytarz. Uslyszalysmy kojacy szum klimy. Po lewej stronie byly toalety, a po prawej sala rekreacyjna. Moze tu po skonczonej ceremonii schodzono sie na kawe. Nie, raczej nie na kawe. Powiedzialabym raczej na szklaneczke krwi.

Na drzwiach biura byla tabliczka z napisem BIURO. Jakie to proste. Wewnatrz znajdowal sie drugi gabinet, biurko sekretarki i to co zwykle. Za biurkiem siedzial mlody mezczyzna. Szczuply, z krotko ostrzyzonymi wlosami. Za szklami okularow w drucianych oprawkach kryly sie naprawde sliczne brazowe oczy. Na szyi mial gojacy sie juz slad po ugryzieniu.

Wstal i wyszedl zza biurka, wyciagajac reke i usmiechajac sie na powitanie.

– Witajcie, przyjaciele. Jestem Bruce. W czym moge wam dzis pomoc?

Uscisk dloni byl silny, ale nie za mocny, przyjacielski, lecz nie poufaly, i pozbawiony seksualnego podtekstu. W taki sposob podaja reke dobrzy spece od handlu uzywanymi samochodami. I brokerzy od sprzedazy nieruchomosci. Ma pani przeciez te sliczna mala duszyczke, w dodatku prawie w ogole nie uzywana. Dobrze zaplace. Moze mi pani zaufac. Gdyby te jego ufne brazowe oczy rzucily mi jeszcze bardziej szczere spojrzenie, dalabym MMI psiego herbatnika i poklepala po glowie.

– Chcialabym umowic sie na spotkanie z Malcolmem – powiedzialam.

Zamrugal.

– Prosze usiasc.

Usiadlam. Ronnie oparla sie o sciane przy drzwiach. Splecione rece, luzna ochroniarska postawa.

Bruce wrocil za swoje biurko, zaproponowal nam kawe i usiadl, zaciskajac dlonie.

– Slucham, panno…

– Pani Blake.

Nie zadrzal na dzwiek mego nazwiska, najwyrazniej nigdy o mnie nie slyszal. Slawa bywa ulotna.

– Pani Blake, po co chce pani spotkac sie z przywodca naszego Kosciola? Mamy wielu kompetentnych i wyrozumialych doradcow, ktorzy pomoga pani w podjeciu decyzji.

Usmiechnelam sie do niego. Na pewno, ty maly padalcu.

– Mysle, ze Malcolm zechce ze mna porozmawiac. Mam informacje dotyczace zabojstw wampirow.

Usmiech znikl z jego ust.

– Skoro dysponuje pani takimi informacjami, prosze pojsc z tym na policje.

– Nawet jezeli mam dowod, ze ich sprawcami sa pewni czlonkowie waszego zboru?

Maly blef, znany inaczej jako klamstwo. Przelknal sline i tak mocno docisnal dlonie do blatu biurka, ze zbielaly mu opuszki palcow.

– Nie rozumiem. To znaczy…

Usmiechnelam sie do niego.

– Spojrzmy prawdzie w oczy, Bruce. Nie jestes w stanie uporac sie z morderstwem. Brak ci do tego niezbednego przeszkolenia, zgadza sie? I nie lezy to w twoich kompetencjach, mam racje?

– Nno tak, ale…

– Wobec tego powiedz, o ktorej mam wrocic dzisiejszej nocy, aby zobaczyc sie z Malcolmem.

– Nie wiem. Ja…

– Bez obawy. Malcolm jest przywodca zboru. On sie wszystkim zajmie.

Skinal glowa, nawiasem mowiac troche zbyt energicznie. Przeniosl wzrok na Ronnie i powrocil spojrzeniem do mnie. Przekartkowal oprawny w skore notes lezacy na biurku.

– Dzis wieczorem o dziewiatej. – Wzial do reki pioro; jego dlon zawisla nad kartka. – Jak pani godnosc, chcialbym pania oficjalnie zapisac.

Mialam ochote odpowiedziec, ze moja godnosc ma sie calkiem niezle, ale ostatecznie odpuscilam sobie.

– Anita Blake.

W dalszym ciagu moje nazwisko nic mu nie mowilo. To tyle, jezeli chodzi o opinie plagi swiata wampirow.

– A w jakiej sprawie konkretnie? – Byl profesjonalista w kazdym calu.

Wstalam.

– W sprawie morderstwa. Dokladnie tak.

– Ach tak, no dobrze. – Zapisal cos. – Dzis wieczorem o dziewiatej, Anita Blake, morderstwo. – Zmarszczyl brwi, jakby w tym, co wlasnie przeczytal, bylo cos, co niezbyt przypadlo mu do gustu.

Postanowilam mu pomoc.

– Niech sie tak pan nad tym nie zastanawia. Zapisal pan wszystko jak nalezy.

Spojrzal na mnie. Jakby troche zbladl.

– Jeszcze tu wroce. Niech pan nie zapomni przekazac mu wiadomosci.

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату