poprzewracal toboly?

— No i masz babo placek! — krzyknela Tania. — A tlumoka „E-9” nie ma wcale!

Mboga cichutko dodal od siebie:

— A nam, panienko, zginelo przescieradlo.

— Co takiego? — spytal Popow, blednac ze zlosci. — Szukajcie porzadnie! — krzyknal i zeskoczywszy z dachu pobiegl do Fokina i Tani.

Mboga odprowadzil go oczyma i skierowal wzrok na poludnie, za rzeke.

Slychac bylo, jak Popow na sasiednim dachu powiedzial:

— Co wlasciwie zginelo?

— „WCG” — odpowiedziala Tania.

— No to cozescie sie tak rozgdakali? Zlozycie nowy.

— Latwo powiedziec. To nam zajmie dwa dni — rzucila gniewnie Tania.

— A wiec co proponujesz?

— Trzeba bedzie ciac sciane — rzekl Fokin. Na dachu zapanowalo milczenie.

— Spojrzcie, fizyku Lu — powiedzial nagle Mboga, ktory patrzyl za rzeke, zaslaniajac oczy przed sloncem.

Lu odwrocil sie. Zielona rownina za rzeka cala byla usiana czarnymi punktami. Te ciemne plamy — to grzbiety „hipopotamow”, a bylo ich zatrzesienie. Lu nigdy by nie przyszlo do glowy, ze za rzeka moze byc tak duzo tych zwierzat. Czarne punkciki powoli przesuwaly sie na poludnie.

— Ewakuacja — usmiechnal sie smutno Mboga. — Uciekaja jak najdalej od miasta, za wzgorza.

IV

Popow postanowil nocowac pod golym niebem. Wyniosl z namiotu swa posciel i wyciagnal sie na dachu, splotlszy rece na karku. Niebo bylo ciemnoniebieskie, zza horyzontu na wschodzie wypelzal z wolna wielki zielono-pomaranczowy dysk z niewyraznymi konturami; byl to ksiezyc Leonidy — Palmira. Od strony ciemnej rowniny za rzeka niosly sie stlumione, przeciagle okrzyki. To chyba tak dziwnie zawodzily ptaki. Nad baza co chwila ukazywaly sie krotkie blyski i cos niezbyt glosno zgrzytalo i trzeszczalo. „Trzeba wzniesc ogrodzenie — myslal Popow. — Otoczyc miasto drutem i puscic przezen prad, oczywiscie — nie za silny. Zreszta, jesli to sa ptaki, to parkan nic nie pomoze. A to najprawdopodobniej ptaki. Coz to dla takiego olbrzyma sciagnac tobolek? Z pewnoscia i z czlowiekiem z latwoscia by sobie poradzil. Przeciez byl juz wypadek, kiedy na Pandorze skrzydlaty smok porwal czlowieka w skafandrze najwyzszej mocy; a taki skafander — nie piorko: poltora cetnara jak obszyl. U nas tez moze dojsc do tego… Z poczatku trzewiki, potem wezelek, a na czym sie skonczy?…

I na caly oddzial, dzieki Gorbowskiemu, przypada jeden jedyny karabin.

Oczywiscie, trzeba bylo strzelac juz wtedy — przynajmniej by sie ich troche od nas odstraszylo… Dlaczego wlasciwie doktor nie strzelal? Bo mu sie cos «wydalo». Ale ja sam bym tez nie wystrzelil, gdyz mnie sie takze cos «zdawalo»… Lecz co ja w nich wlasciwie takiego widzialem?

— Popow mocno potarl dlonia pofaldowane od napiecia czolo. — Olbrzymie ptaki, przepiekne ptaki, a jak lecialy!.. Jak cichy, lekki i pewny byl ich lot… No coz, nawet mysliwym czasem szkoda zabijac, a ja nie jestem mysliwym”.

Wsrod mrugajacych gwiazd przesunal sie z wolna przez zenit jaskrawy bialy punkcik. Popow uniosl sie na lokciach, scigajac go wzrokiem. Byl to „Slonecznik” — poltorakilometrowy desantowy gwiazdolot superdalekiego zasiegu. Krazyl teraz dookola Leonidy w odleglosci dwoch megametrow od jej powierzchni. Wystarczy wyslac sygnal alarmowy i stamtad od razu przyjda z pomoca. Ale czy warto wysylac taki sygnal?

Przepadla raptem para trzewikow, dwa tobolki i cos sie tam „majaczylo” dowodcy. Nie ma co mowic, doskonale urzadzona planeta!

Bialy punkcik zmatowial i znikl nagle — to „Slonecznik” skryl sie w cieniu Leonidy. Popow znow sie polozyl, splotlszy rece na karku. — „Czy czasem nie za dobrze urzadzona? — pomyslal. — Cieple, zielone rowniny, wonne powietrze, idylliczna rzeczka bez krokodyli… Moze to tylko blichtr, tylko parawan, za ktorym dzialaja jakies niepojete sily? Albo wszystko jest znacznie prostsze? Tanka zgubila gdzies w trawie trzewiki; Fokin, jak wiadomo, jest fajtlapa i zaginione toboly leza teraz pod stosem czesci ekskawatora. Przeciez to on biegal dzisiaj caly dzien wsrod stosow rzeczy, rozgladajac sie ukradkiem na wszystkie strony!..” Zdaje sie, ze Popow sie zdrzemnal, a kiedy sie przebudzil, Palmira wzeszla juz wysoko. Z namiotu, gdzie spal Fokin, rozleglo sie mlaskanie i pochrapywanie, na sasiednim dachu zas szeptano:

— …szefostwo nad nasza szkola objeli chemicy, wiec wykombinowalismy trzy balony z helem i tego samego wieczoru napelnilismy sterowiec. Kostek zlazl na ziemie, by odrabac koniec. Jak tylko oderwala sie lina, polecielismy, a Kostek pozostal na dole. Pedzil za nami i wolal, abysmy sie zatrzymali, nastepnie mianowal mnie kapitanem i zabronil mi leciec dalej. Ja oczywiscie od razu zaczalem sterowac na maszt przekaznikowy. Tam zawisnelismy i wisielismy tak przez cala noc. I przez cala noc darlismy sie na cale gardlo, probujac sie dogadac: czy Kostek ma isc do kierownika szkoly, czy nie. Kostek mogl pojsc, ale nie chcial, a my chcielismy, lecz nie moglismy, az rano zauwazono nas z aerobusu i wreszcie zdjeto.

— A ja bylam spokojna dziewczynka. I zawsze bardzo sie balam wszelkich mechanizmow. Wiesz przeciez, ze do tej pory boje sie cyberow.

— Cyberow nie masz sie czego bac, Taniusiu. One sa lagodne.

— Tak, lagodne… Jak taki zlapie za noge… Sam przyznasz, ze te zywe truposze maja w sobie cos niesamowitego. To bardzo nieprzyjemne…

Popow przewrocil sie na bok i popatrzyl. Tania i Lu siedzieli na sasiednim dachu, zwiesiwszy nogi. „Rozcwierkali sie jak wroble — pomyslal Popow. — A jutro caly dzien beda ziewac”.

— Tatjana — powiedzial polglosem. — Czas juz spac.

— Nie chce sie jakos…

—. Ale jednak bedziesz musiala!

— A my spacerowalismy po brzegu — pochwalila sie Tania. Lu poruszyl sie zmieszany. — Cudownie jest nad rzeka. Ksiezyc, ryby pluskaja.

Lu zapytal:

— E-e… a gdzie doktor Mboga?

— Doktor Mboga jest przy pracy — odpowiedzial Popow.

— A prawda, Lu! — ucieszyla sie Tania. — Chodzmy szukac doktora Mbogi!

„Beznadziejna”… — pomyslal Popow i przewrocil sie na drugi bok. Na dachu znow zaczeli szeptac. Popow zdecydowanym ruchem podniosl sie, zebral posciel i wrocil do namiotu. W namiocie bylo bardzo glosno…

Fokin spal na caly regulator… „Och, niedojdo ty, niedojdo — pomyslal Popow lokujac sie wygodnie. — Taka wlasnie noc jest jakby stworzona do zalecania sie. A ty zapusciles wasy i myslisz, ze na tym koniec!..” Owinal sie szczelnie w przescieradlo i momentalnie zasnal.

V

Ogluszajacy grzmot podrzucil go na poslaniu. W namiocie bylo ciemno.

Du-dut! Du-dut! — zagrzmialy jeszcze dwa strzaly.

— Co za licho! — wrzasnal w ciemnosci Fokin. — Kto tu?

Rozlegl sie krotki, zajeczy pisk i triumfujacy okrzyk Fokina:

— A tus mi! Tutaj, do mnie!

Popow zaplatal sie w hamaku i w zaden sposob nie mogl sie podniesc.

Wtem uslyszal tepe uderzenie, Fokin steknal glucho i natychmiast cos ciemnego i malenkiego mignelo i przepadlo w jasnym trojkacie wyjscia.

Popow rzucil sie w slad za tym czyms. Fokin takze skoczyl naprzod i obaj z rozpedem zderzyli sie glowami. Popow zgrzytnal zebami i wreszcie wybiegl na zewnatrz.

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×