niedawno wielka dama, byl tylko kwestia gustu. Brzmiala w nim wielka sila wyrazu i bogactwo tonu, co wielu aktorow staraloby sie na prozno nasladowac.

– To straszny facet, nic dziwnego, ze jest przedsiebiorca pogrzebowym Ostrzegalem ja, kiedy brala slub z tym karawaniarzem.

– Podczas wesela? – zapytal jego chlebodawca z zainteresowaniem.

– Wylal na mnie pol butelki brytyjskiego szampana.- Wygladalo na to, ze zdarzenie to wspomina z satysfakcja.

Campion polozyl reke na telefonie.

– Kim ona byla? Twoja dziewczyna?

– O rany, nie! To byla moja siostra. On jest moim szwagrem, nedzny wykopywacz robakow. Od trzydziestu lat nie zamienilem z nim jednego slowa, nie pomyslalem nawet o nim, az dopiero dzis to przyszlo.

Campion z niepokojem spojrzal w oczy towarzyszowi swoich roznych eskapad – czego nie byl w stanie, zrobic od paru tygodni.

– On slowo, „karawaniarz' uwazal za komplement. – Okragle jak guziczki oczy patrzyly sposrod fald skory wojowniczo.- Taki to juz gbur z tego Jasa. Zachowal sie okropnie, odeslal mi prezent slubny dla Betty wraz z kilkoma zapytaniami, ktore ani mnie, ani panu by sie nie spodobaly… Napisalem mu wtedy pare slow do sluchu. A teraz nagle wyskakuje jak diabel z pudelka i przy okazji powiada, ze od pewnego czasu moja siostra nie zyje, o czym dobrze wiedzialem, i prosi o przysluge. To zbieg okolicznosci. Czy pozwoli mi pan wyjsc na chwile, podczas gdy pan bedzie telefonowac?

Campion odwrocil sie od biurka.

– Czy cos przede mna ukrywasz? – spytal krotko.

Miejsca, gdzie Lugg mial kiedys brwi, podniosly sie, zeby sie spotkac na nagiej kopule czola. Zlozyl swoja kamizelke z niezwykla starannoscia.

– Niektorych uwag nie slysze – powiedzial z godnoscia. – Wlasnie skladam rzeczy. Wszystko w porzadku. Napisalem juz swoje ogloszenie.

– Swoje co?

– Swoje ogloszenie. „Prawdziwy dzentelmen szuka ciekawej pracy. Godne zaufania referencje. Pozadani pracodawcy utytulowani.' Cos w tym stylu. Nie moge z panem jechac, szefie. Nie chcialbym stac sie powodem miedzynarodowego konfliktu,.

Campion usiadl, zeby raz jeszcze przeczytac list.

– Kiedy przyszedl?

– Z ostatnia poczta, dziesiec minut temu. Pokaze panu koperte, jesli pan ma watpliwosci.

– Czy Renee Roper mogla go namowic do tego?

– Trzydziesci piec lat temu nie wyswatala mu naszej Beatt, jesli o to panu chodzi. – W glosie Lugga brzmiala pogarda. – Niech sie pan tak nie denerwuje. To zwykly zbieg okolicznosci, drugi, jaki sie panu zdarza w zwiazku z ta heca z Palinode'ami. W zadnym wypadku niech sie pan nie przejmuje. Nie ma po temu powodow. Co pana obchodzi Jas?

– To ta trzecia wrona, jesli cie to bardzo interesuje – stwierdzil Campion i po chwili twarz mu sie rozjasnila.

3. Tacy staroswieccy i zupelnie niezwykli

Inspektor policji czekal w pokoju na pietrze,,Gospody Pod Platnerzem', dyskretnej, staroswieckiej piwiarni na jednej z bocznych uliczek swej dzielnicy.

Campion spotkal sie z nim tutaj kilka minut po osmej, tak jak to ustalil nadinspektor. W glosie Yeo, z ktorym rozmawial przez telefon, brzmiala ulga i zadowolenie.

– Od razu wiedzialem, ze pan w koncu ulegnie – powiedzial z radoscia. – Nielatwo zmienic swoja nature. Niebiosa nam pana zeslaly – nie mowiac juz o wladzy zwierzchniej – do tej sprawy. Zawiadomie zaraz Charlie'go Luke'a. Najlepiej, jak sie pan z nim spotka w tej gospodzie na Edwards Place. Z pewnoscia polubi pan tego chlopca.

I teraz kiedy Campion po drewnianych schodach wszedl na gore i znalazl sie na wykladanym lakierowanym drewnem pieterku tuz nad duzym, okraglym barem, jego oczy spoczely na synu Billa Luke'a. Inspektor byl mocno zbudowanym mezczyzna. Siedzac na brzegu stolu z rekami w kieszeniach, z kapeluszem nasunietym na oczy, z muskularni rozsadzajacymi cywilne ubranie, wygladem swym przypominal gangstera. Mial ciemna cere, zywa twarz, wydatny nos, waskie, bystre oczy i usmiech swiadczacy o gwaltownym usposobieniu.

Wstal natychmiast z wyciagnieta reka.

– Bardzo milo mi pana poznac – powital Campiona ze sztuczna uprzejmoscia.

Kazdy inspektor jest jedynym i absolutnym wladca swego rejonu az do momentu, w ktorym wydarzy sie cos niezwykle interesujacego, bowiem wtedy jego zwierzchnik w Scotland Yardzie zwykle uwaza za swoj obowiazek wyslac mu pomoc i choc inspektor z pewnoscia lepiej orientuje sie w swoim terenie, musi sie podporzadkowac. Campionowi zrobilo sie go zal.

– No, chyba nie tak bardzo – powiedzial rozbrajajaco. – Z iloma morderstwami w rodzinie Palinode'ow mial pan do tej pory do czynienia?

W waskich oczach Luke'a zapalil sie blysk i Campion uswiadomil sobie, ze jego rozmowca jest mlodszy, niz przypuszczal: trzydziesci cztery, najwyzej trzydziesci piec lat. Jak na pelniona funkcje wiek zaskakujaco mlody.

– Najpierw, czego sie pan napije? – Luke nacisnal pekaty dzwonek stojacy na stole. – Musimy pozbyc sie Mamy Chubb z zasiegu sluchu, a wtedy wszystko panu dokladnie opowiem.

Wlascicielka obslugiwala ich sama. Byla to niewysoka kobieta o bystrych -oczach, energiczna, o uprzejmej, znuzonej twarzy i siwych wlosach zwinietych pod siatka w wymyslne sploty.

Skinela glowa Campionowi, nie patrzac na niego i odeszla zainkasowawszy naleznosc.

– A teraz – powiedzial Charlie Luke przymknawszy oczy, a w jego glosie zabrzmial cien prowincjonalnego akcentu. – Nie wiem, co pan slyszal, ale pokrotce opowiem panu to, co ja wiem. Wszystko zaczelo sie od biednego starego doktora Smitha.

Campion nigdy nie slyszal o tym wlasnie lekarzu, ale nagle znalazl sie on z nimi w pokoju. Postac ta nabrala ksztaltu jak portret pod dotknieciem olowka.

– Dosyc wysoki, starszy jegomosc – no, nie taki znowuz stary, piecdziesiat piec, ozeniony z sekutnica. Przepracowany. Przewrazliwiony. Codziennie rano wychodzi z domu zupelnie zagderany i idzie do swego gabinetu we frontowym sklepie z witryna przypominajaca zupelnie pralnie. Zgarbiony. Plecy jak u wielblada. Obwisle spodnie wypchane na siedzeniu. Glowa pochylona do przodu jak u zolwia, lekko chwiejaca sie. Zmeczone zaczerwienione oczy. Porzadny czlowiek. Dobry Moze nie tak lotny jak inni lekarze (nie ma na to czasu), ale dobry fachowiec, Stara szkola, choc nie konczyl znanej uczelni z tradycjami. Sluga swego powolania, o czym zawsze pamieta. Nagle zaczal dostawac listy na temat trucizny. To nim wstrzasnelo.

Charlie Luke mowil urywanymi zdaniami, na ogol bez orzeczenia, chaotycznie, ale w tym mowieniu bralo udzial cale cialo. Kiedy opisywal, jak bardzo zgarbiony jest doktor Smith. jego wlasne plecy sie pochylily. Kiedy wspomnial o wystawie sklepu, oddal jej ksztalt gestem rak. Jego dobitna relacja uwypuklala fakty

Campion zostal zmuszony do tego, by dzielic zaniepokojenie doktora. Opowiesc Luke'a toczyla sie jak lawina.

– Cala ohyde tego przedstawie pozniej – powiedzial. – Na poczatek tylko zarys. – Znowu byl soba, szybko formulujac slowa, podkreslajac je gestami rak. – Zwykle wstretne anonimy. Maja w sobie posmak czegos anormalnego. Nasuwaja przypuszczenie, ze pisze je kobieta, nie tak niewyksztalcona, jakby to wynikalo z pisowni. W listach tych oskarza sie doktora o ulatwienie morderstwa. To, ze zamordowana stara kobieta, Ruth Palinode, zostala pochowana i nikt o nic nie pytal, to wina doktora. Doktor powoli zaczyna sie orientowac. Podejrzewac, ze pacjenci moga tez dostawac takie listy. W luznych uwagach doszukuje sie ukrytego sensu. Biedaczysko zaczyna rozmyslac. Zastanawiac sie nad objawami choroby tej starej kobiety. Cholernie Jest przerazony. Opowiada o tym zonie, ktora to wykorzystuje, by go dreczyc. Znajduje sie u progu -zalamania nerwowego, idzie do kolegi-lekarza, ktory naklania go, zeby,nas zawiadomil. Cala sprawa zostaje mi przekazana..:

Вы читаете Jak najwiecej grobow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×