Wciagnal gleboko powietrze, a potem lyk whisky z woda sodowa.

– „Dobry Boze, wiesz chlopcze', powiada do mnie, „to mogl byc arszenik. Nigdy nie pomyslalem o otruciu'. „Panie doktorze', ja na. to, „moze to tylko takie gadanie. W kazdym razie ktos sie tym bardzo niepokoi. Dowiemy sie, kto to taki, i cala sprawe wyjasnimy'. A teraz zajmijmy sie Apron Street.

– Slucham uwaznie – powiedzial Campion starajac sie ukryc wielkie podniecenie. – Chodzi o dom Palinode'ow?

– Jeszcze nie. Najpierw trzeba zajac sie sama ulica. Ulica bardzo wazna. Raczej waska, niewielka. Po obu stronach male sklepiki. Na jednym koncu kaplica jakiegos bractwa religijnego, obecnie Teatr Tespisa, z ambicjami, nieszkodliwy; na drugim koncu Portminster Lodge – dom Palinode'ow. W ostatnich trzydziestu latach dzielnica ta bardzo podupadla, a wraz z nia i Palinode'owie. Teraz pewna podstarzala aktorka rewiowa wynajmuje w tym.domu pokoje. Hipoteka wygasla, ona odziedziczyla pewna sume, a ze jej wlasny dom zostal zbombardowany, wiec sie przeniosla ze swoimi starymi lokatorami na Apron Street i wziela pod swe skrzydla rodzine Palinode'ow.

– Panna Ropep to moja dobra znajoma z dawnych lat.

– Doprawdy? – Jasne szparki oczu rozszerzyly sie wyraznie. – A wiec niech mi pan w takim razie cos powie: czy ona moglaby pisac te listy?

Brwi Campiona uniosly sie nad okularami.

– Trudno mi powiedziec, na tyle dobrze jej nie znam – mruknal. – Sadze raczej, ze nie bylaby zdolna do tego.

– I ja tak mysle, ja… ja… jestem dla niej pelen podziwu – w glosie Luke'a brzmiala szczerosc. – Ale nigdy nie wiadomo, prawda? – Wyciagnal swoja potezna dlon. – Tak sie zastanowic. Samotna kobieta, szczesliwe zycie minelo, nic tylko harowka, nuda, z pewnoscia nienawisc tych starych prykow. Moze zwracaja sie do niej per „moja dobra kobieto', a ona.stara sie utrzymac ten dom na poziomie. – Urwal. – Niech pan nie mysli, ze oskarzam ja o cos – powiedzial impulsywnie. – Kazdy z nas ma w duszy jakies ciemne zakamarki. I mnie sie wydaje, ze po prostu okolicznosci ujawniaja je. Wcale nie stawiam zarzutow tej biedaczce, po prostu chcialbym wiedziec. Moze miala zamiar pozbyc sie calej tej budy i nie wiedziala, jak to zrobic. A moze stracila glowe dla doktora i chciala mu dokuczyc. Oczywiscie na to jest troche za stara.

– Czy ktos inny wchodzi w gre?

– Czy ktos inny mogl je pisac? Z piecset osob. Kazdy z pacjentow doktora. Nabral bardzo dziwnych manier, od kiedy ozenil sie z tym okropnym babsztylem. A teraz ulica. Nie moge zajmowac sie kazdym domem po kolei, bo nie skonczylibysmy do poznej nocy. Niech pan sie napije. Ale postaram sie panu oddac jej ogolny charakter. Na rogu, naprzeciwko teatru mamy sklep kolonialny i z towarami zelaznymi, wlasciciel pochodzi ze wsi, ale w Londynie mieszka od jakichs piecdziesieciu lat. Prowadzi swoj sklep tak, jakby to byla placowka handlowa zagubiona gdzies w gluszy lesnej. Udziela kredytu. Ma stale klopoty, ser trzyma za blisko parafiny, i zmienil sie bardzo od smierci zony. Palinode'ow znal cale zycie. Ich ojciec pomogl mu, kiedy stawial pierwsze kroki w Londynie, i gdyby nie on, niektorzy z nich pod koniec miesiaca przymieraliby glodem. Obok sklepu kolonialnego jest sklad wegla. Wlasciciel to czlowiek nowy. Potem gabinet doktora. Dalej sklep warzywniczy. Bardzo mili ludzie; maja duzo corek o wymalowanych twarzach i brudnych rekach. Dalej, panie Campion, aptekarz – znizyl glos, ale nawet wtedy jego sila byla tak wielka, ze mogla wprowadzic w wibracje boazerie. Nagla cisza, kiedy urwal, byla przyjemna dla ucha.

– Aptekarz najwazniejszy? – zachecil go jego sluchacz, ktory dal sie porwac temu widowisku.

– Tata Wilde nawet w filmie bylby ciekawy – wyjasnil Charlie Luke. – Co za sklep! A jak zaopatrzony! Slyszal pan kiedy o „Syropie Na Kaszel Matki Appleyard Leczacym. Rowniez Wnetrznosci'? Oczywiscie nie, ale moge sie zalozyc, ze panski dziadek sie nim kurowal. I gdyby pan chcial, dostanie go pan, w oryginalnym opakowaniu. Ma dziesiatki nieporzadnych malych szufladek, a pachnie tam jak w sypialni starej panny, tak ze od tego zapachu czlowiek az sie zatacza. A wsrod tego wszystkiego kroluje Tata Wilde wygladajacy jak stara ciotka, z malowanymi wlosami, z takim kolnierzykiem, o tak – uniosl brode i wytrzeszczyl oczy – w czarnym krawacie i sztuczkowych spodniach. Kiedy stary Joey Bowels z synem Pantaloonem wykopali panne Ruth Palinode, a my wszyscy czekalismy zmarznieci na sir Dobermana, zeby zapelnil te swoje cholerne sloiki, musze przyznac, ze zaczalem myslec o Tacie Wilde. Nie powiem,, ze to on cos takiego zapisal, ale moglbym sie zalozyc, ze to pochodzi z jego skladu aptecznego.

– Kiedy bedzie wynik analiz?

– Na razie mamy prowizoryczny. Pelny wynik otrzymamy nie wczesniej niz dzis wieczorem. Z cala pewnoscia przed polnoca. Jezeli to byla trucizna podana swiadomie, obudzimy przedsiebiorcow pogrzebowych i natychmiast wykopiemy brata. Takie otrzymalem rozkazy. Nie cierpie takiej pracy. Mnostwo kamieni i smrodu. – Potrzasnal glowa jak mokry pies i wypil duzy haust whisky.

– Chodzi o starszego brata, jesli dobrze zrozumialem? Najstarszego z Palinode'ow?

– Tak. O Edwarda Palinode, lat Szescdziesiat siedem w chwili smierci, ktora nastapila w marcu. Ile minelo czasu? Siedem miesiecy. Ciekawe, w jakim.jest stanie. To wilgotny stary cmentarz i proces rozkladu szybko postepuje.

Campion usmiechnal sie.

– Zostawil mnie pan w ciemnym skladzie aptecznym. Gdzie teraz pojdziemy? Wprost do domu Palinode'ow?

Inspektor milczal przez chwile zamyslony.

– Oczywiscie mozna – zgodzil sie z nieoczekiwana powsciagliwoscia. – Z drugiej strony ulicy jest tylko ten stary nudziarz Bowels, wejscie do zaulku, gdzie dawniej byly stajnie, potem bank – mala filia Clougha i podejrzana knajpa „Pod Lokajem'. A teraz, prosze pana, dochodzimy do samego domu. Znajduje sie na rogu, po tej samej stronie co sklad apteczny. Jest wielki, ma suterene. Zniszczony jak wielkie nieszczescie, z jednej strony znajduje sie niewielkie podworko, jakby ogrodek, wysypane piaskiem i obrosniete krzewami laurowymi. A poza tym pelno tam toreb papierowych i kotow. – Urwal. Jego poprzedni entuzjazm zniknal, waskimi oczami wpatrywal sie ponuro w Campiona. – Wie pan co – powiedzial z nagla ulga – wydaje mi sie, ze bede mogl panu pokazac teraz kapitana.

Wstal cicho i z ta ostrozna lagodnoscia, charakterystyczna dla ludzi bardzo silnych, zdjal wielki, oprawiony w ramy plakat, reklamujacy irlandzka whisky, ktory wisial posrodku sciany. Za nim znajdowalo sie oszklone okienko, przez ktore czujny wlasciciel mogl z gory obserwowac ogolna sale. Scianki, oddzielajace poszczegolne czesci baru, rozchodzily sie od glownego kontuaru jak szprychy kola, a w kazdej z tych czesci tloczyli sie ludzie. Obaj mezczyzni pochyliwszy.sie do przodu spojrzeli w dol.

– Widze go – szept Charlie'ego Luke'a przypominal daleki pomruk artylerii. – Jest w barze. – Wysoki, starszy jegomosc, o tam, w kacie. W zielonym kapeluszu.

– To ten, co rozmawia z Price-Williamsem z,,Sygnalu'? – Campion dostrzegl pieknie modelowana glowe najbardziej przebieglego sposrod londynskich reporterow kryminalnych.

– Price nic nie wie. Jest znudzony. Niech pan spojrzy, jak on sie drapie – powiedzial cicho detektyw. Byl to glos wedkarza: doswiadczonego, cierpliwego, pochlonietego swoja pasja.

Kapitan mial, postawe wyraznie -.wojskowa. Zblizal sie do szescdziesiatki i zachowujac smukla sylwetke wkraczal lagodnie w starosc. Wlosy i cienkie wasy mial tak krotko przyciete, ze ich kolor byl blizej nieokreslony – ani jasny, ani siwy. Campion nie slyszal jego glosu, ale przypuszczaj:, ze choc przyjemny w tonacji, jest zapewne lekcewazacy. Domyslal sie rowniez, ze z wierzchu jego dlonie pokryte sa brunatnymi plamami, jak skora zaby, i ze prawdopodobnie nosi dyskretny sygnet i ma zawsze przy sobie wizytowki.

Zdumialo go, ze siostra takiego czlowieka mogla byc osoba, ktora kawalek tektury i woal samochodowy uwazala za nakrycie glowy, i powiedzial to glosno. Luke przeprosil go spiesznie

– Och, prosze mi wybaczyc. Powinienem byl panu od razu wyjasnic. To nie jest zaden z Palinode'ow. On tylko mieszka w tym domu. Renee zabrala go ze soba. Byl jej ulubionym lokatorem i ma teraz jeden z lepszych pokoi. Nazywa sie Alastair Seton, sluzyl jako zawodowy oficer w armii, z ktorej musial sie wycofac z powodu slabego zdrowia. Serce, chyba. Ma jakies cztery funty czternascie szylingow renty tygodniowo. Ale jest dzentelmenem w kazdym calu i robi wszystko, zeby sie utrzymac na poziomie, biedaczysko. Swoje wizyty w pubie utrzymuje w najwiekszej tajemnica.

– O Boze – powiedzial Campion – to pewno tutaj przychodzi, kiedy od niechcenia mowi, ze ma bardzo wazne spotkanie na miescie..

Вы читаете Jak najwiecej grobow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×