kaze dokonac ekshumacji. Jak dotad nikt nie wie, jakie sa wyniki badan laboratoryjnych. Sledztwo nie zostalo jeszcze zakonczone. Nie, nie sadze, by istnialy jakies przeslanki swiadczace o tym, ze ktos z domownikow jest obecnie w niebezpieczenstwie, naprawde jestem o tym prze- konany. Gdyby nie policja, nawet nie pomyslelibyscie o truciznie.

Clarrie odstawil piwo.

– Moj drogi panie, jest pan prawnikiem. Bez obrazy. I po prostu nie widzi pan sytuacji w zwyklym ludzkim swietle. Oczywiscie, ze wszystkim nam grozi niebezpieczenstwo! Wsrod nas jest morderca. Nikogo nie powieszono. A poza tym co ze starszym panem: z bratem, pierwsza ofiara? – Swoja duza wymanikiuro-wana reka wymachiwal jak kijem. – Umarl w marcu, prawda? Teraz z kolei policja jego wykopie. To logiczne. Gdyby tego nie zrobili, nigdy bym im tego nie darowal.

Campion niezbyt byl pewien, czy sledzi dokladnie tok mysli tamtego, ale to, co mowil, bylo przekonywajace, przynajmniej ton jego wypowiedzi. Clarrie robil wrazenie zadowolonego z tej milczacej aprobaty.

– Bedzie nafaszerowany jakims paskudztwem – powiedzial stanowczo – tak jak jego siostra. Powiadam, ze w to wszystko zaplatana jest rodzina Allyeh-Pallyeh, taka jest moja teoria. – Byl bardzo powazny. – To bije w oczy. Sam sie pan przekona.

Campion poruszyl sie na krzesle. Zaczynala go meczyc ta tyrada.

– O ile wiem, sa bardzo ekscentryczni – mruknal.

– Ekscentryczni? – Clarrie spojrzal na niego i wstal. Dla jakiegos niezrozumialego powodu robil wrazenie obrazonego. – Dobry Boze – powiedzial – wcale nie sa ekscentryczni. Sa bardzo zwyczajni i na miejscu. Ekscentryczni? Chyba ze inteligencja mialaby byc uwazana za cos ekscentrycznego. To bardzo dobra rodzina. Ich ojciec byl czyms w rodzaju geniusza, byl profesorem i mial wiele tytulow naukowych… – Zrobiwszy te uwage, chwile milczal, potem podjal znowu:- Panna Ruth nie wrodzila sie w nich. Troche byla pomylona. Czesto zapominala, jak sie nazywa, zabierala sztucce, itp. Moze wydawalo je} sie, ze jest niewidzialna? Moim zdaniem reszta rodziny zebrala sie, omowila te sprawe i… – Zrobil wymowny gest reka. – Ona nie dorastala do nich.

Campion przez dobra chwile siedzial wpatrujac sie w niego. Wreszcie doszedl do przekonania, ze aktor mowil calkowicie szczerze.

– Kiedy moglbym spotkac ktores z nich? – spytal.

– Moj kochany, jesli chcesz, mozesz zaraz isc do nich – powiedziala Renee ukazujac sie z kuchni z 'taca w rekach. – Wyreczysz mnie i' zaniesiesz to pannie Evadne. Ktos to przeciez musi, zrobic. Clarrie, ty dzis zajmiesz sie panem Lawrence'em. Zaniesiesz mu wode, a z reszta sam sobie poradzi.

5. Drobne nieprzyjemnosci

Kiedy Campion niepewnie szedl po obcych sobie schodach, pomyslal, ze panna Evadne nawet jak na potencjalna trucicielke ma dziwny gust. Na niewielkiej tacy znajdowal sie kubek brazowej odzywki mlecznej, szklanka goracej wody, druga zimnej, pudelko po serze z krystalicznym cukrem, a moze z sola, kieliszek czegos obrzydliwego, przypominajacego zakrzeple jajko na miekko, puszka z napisem „Sole epsomskie', z przekreslonym slowem „epsomskie', i mala zatluszczona buteleczka z nieoczekiwana nalepka,,Parafina do uzytku domowego'.

Wnetrze domu, na podstawie tego, co zdolal dojrzec, bylo zaskakujace.

Schody z czarnego drewna zostaly zaprojektowane przez kogos, kto wprawdzie lubil prostote, ale bez przesady, bo od czasu do czasu widac bylo wyrzezbione karciane kiery, a moze piki. Na stopniach nie bylo chodnika. Siegaly one dwoch pieter otaczajac cztery strony kwadratowej klatki i oswietlone byly od gory jedna slaba zarowka, zwisajaca z miejsca w suficie, gdzie zaplanowany ongis byl zyrandol. Na kazdym podescie, usytuowane parami, znajdowaly sie bardzo wysokie drzwi.

Campion dobrze wiedzial, dokad isc, gdyz cala podniecona trojka wytlumaczyla mu to dokladnie w kuchni.

Stapajac ostroznie znalazl sie w poblizu jedynego okna, znajdujacego sie na pierwszym podescie. Zatrzymal sie, by wyjrzec przez nie… Zarysy rozleglego domu ukazaly mu sie w swietle slabej ulicznej lampy, swiecacej z tylu, i gdy wzrok jego spoczywal na wystepie, znajdujacym sie blisko niego i jakos dziwnie uksztaltowanym, wystep ten drgnal.

Stal nieruchomo, a jego oczy coraz bardziej przyzwyczajaly sie do slabego oswietlenia. W chwile pozniej na prawie rownym z nim poziomie ukazala sie jakas postac i to o wiele blizej, niz sie spodziewal, tak iz sie domyslil, ze tuz pod oknem musi sie znajdowac cos w rodzaju platformy, moze, dach wykuszu.

Na dachu tym byla kobieta. Spostrzegl ja wyraznie, gdy przez chwile znajdowala sie w blasku lampy. Odniosl wrazenie jakiejs wyrafinowanej elegancji – dostrzegl bialy kapelusz z duza kokarda i owinieta wokol szyi jaskrawa czerwona szarfa w stylu regencji. Twarzy kobiety nie widzial.

Wstrzymujac oddech slyszal jej kroki i ciekaw byl, co tez, na Boga, ona robi. Jesli zamierzala sie wlamywac, to szkoda tylko bylo jej cennego czasu. Campion' wlasnie zrobil ostrozne pol kroku w przod, kiedy w. oknie zamajaczyl mu jakis ksztalt. Nie powtorzylo to sie wiecej, ale zza okna nadal dolatywaly jakies szmery. Wreszcie po dlugiej przerwie zaczela sie unosic zasuwa okienna.

Szybko skorzystal z jedynej kryjowki, jaka mial do dyspozycji, i przykucnal na drugim stopniu od gory, gdzie przyciskajac kurczowo tace przywarl do mocnej balustrady. Okno otworzylo sie powoli i z miejsca, gdzie przyklakl, mogl dostrzec powoli rozszerzajacy sie otwor.

Najpierw zobaczyl pare nowiutkich pantofelkow o bardzo wysokich obcasach. Mala szczupla reka, niezbyt czysta, ustawila je starannie na parapecie okiennym. Potem ukazal sie bialy kapelusz i sukienka w kwiaty, zlozona starannie i zwiazana szarfa. Wreszcie na szczycie tego stosu znalazla sie zwinieta porzadnie para ponczoch.

Campion oczekiwal z wielkim zainteresowaniem dalszego rozwoju wypadkow. Z doswiadczenia wiedzial, ze powody, dla ktorych ludzie wchodza do swych domow przez okna, byly rownie roznorakie i liczne jak te, dla ktorych sie zakochuja, ale po raz pierwszy spotkal sie z faktem, ze ktos przedtem sie rozbieral.

Wreszcie pojawila sie.wlascicielka calej tej garderoby. Szczuple nogi, teraz w grubych brazowych ponczochach, ukazaly sie powoli na parapecie i bezszelestnie, co swiadczylo o duzej wprawie, mloda dziewczyna wsliznela sie na podest. Byla to dziwaczna postac ubrana w niemodny kapelusz, ktory ktos calkiem bez polotu moglby nazwac „praktycznym'. Szara i bez ksztaltu, niestarannie wlozona spodnica zwisala luzno na szczuplej talii, a okropny sweter koloru brunatnozielonego na poly tylko zakrywal szafranowego koloru bluzke, ktora znakomicie moglaby nosic kobieta cztery razy wieksza i starsza niz dziewczyna. Czarne aksamitne wlosy, dzieki ktorym natychmiast ja poznal, znowu zwiazane byly ciasno z tylu. Nieporzadne kosmyki spadaly jej na twarz.

A wiec ponowne spotkanie z panna Klitia White, tym razem przebierajaca sie na dachu. Trzymajac mocno tace, Campion wstal.

– Bylas na hulance? – spytal uprzejmie.

.Spodziewal sie, ze ja troche zaniepokoi, ale zupelnie nie byl przygotowany na taki efekt. Najpierw zastygla bez ruchu, potem nagle drgnela jak trafiona kula. Jej reakcja przestraszyla go. Byl pewien, ze zaraz zemdleje.

– Sluchaj – powiedzial szybko – opusc glowe. Zaraz poczujesz sie lepiej. Wszystko w porzadku, uspokoj sie.

Glosno wciagnela powietrze i obrzucila nerwowym spojrzeniem zamkniete drzwi. Jej lek udzielil mu sie na chwile. Przytknela palec do warg, a potem schwyciwszy ubranie zwinela je gwaltownie w duzy nieporzadny wezelek.

– Bardzo mi przykro – powiedzial cicho. – To pewno cos waznego, prawda?

Wrzucila pakunek za kotare, oparla sie o nia plecami i dopiero wtedy spojrzala mu prosto w twarz. Miala duze, ciemne oczy.

– To sprawa zycia i smierci – odparla krotko. – Co pan zamierza zrobic?

W tej chwili Campion zdal sobie sprawe z jej niezwyklego uroku. Charlie Luke napomknal juz o tym. Clarrie rowniez zdradzal wyrazne zainteresowanie. To mlode, niedoswiadczone stworzenie emanowalo jakims magnetycznym fluidem. To dziwne, bo nie byla piekna, w kazdym razie nie w tym odrazajacym ubraniu, ale byla pelna zycia i urzekala kobiecoscia i inteligencja.

– Wiesz, ta cala sprawa nic mnie nie obchodzi – powiedzial. – Zalozmy, ze nic nie widzialem, po prostu

Вы читаете Jak najwiecej grobow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату