cholewami, wszyscy w beretach dziarsko zsunietych na prawe oko… Nie, nie wszyscy. Posrodku szeregu, na prawym skrzydle kandydatow sterczal niczym wieza kandydat Mak Sym, bardzo zgrabny chlopak, ulubieniec. Wprawdzie dowodca nie powinien miec ulubiencow, ale… hm… To nic wielkiego, ze nie wytrzeszcza swoich dziwnych brunatnych oczu. Nauczy sie z czasem. Ale ze… hm…
Gaj podszedl do Maksyma i zapial mu gorny guzik. Potem uniosl sie na palcach i poprawil beret. To chyba wszystko… Znowu w szeregu rozdziawil gebe od ucha do ucha… No dobra. Odzwyczai sie. Badz co badz to dopiero kandydat, najmlodszy kandydat w druzynie…
Aby zachowac pozory sprawiedliwosci Gaj poprawil sprzaczke sasiadowi Maksyma, chociaz to bylo zupelnie niepotrzebne. Potem cofnal sie o trzy kroki i zakomenderowal „spocznij”. Druzyna przyjela postawe „spocznij”: lekko odstawila prawa noge i zalozyla rece do tylu.
— Legionisci — powiedzial Gaj. — Dzis nasza druzyna wyrusza z cala kompania na regularna akcje likwidacji agentury potencjalnego przeciwnika. Operacja odbedzie sie wedlug planu numer trzydziesci trzy. Panowie czynni szeregowi niewatpliwie pamietaja swoje obowiazki w ramach tego planu, natomiast panom kandydatom, ktorzy zapominaja zapiac guziki, uwazam za stosowne przypomniec. Druzyna otrzymuje jedna brame. Druzyna dzieli sie na cztery grupy: trzy trojki i rezerwa zewnetrzna. Trojki w skladzie dwoch czynnych szeregowych i jednego kandydata bez zbednego halasu obchodza mieszkania. Po wejsciu do mieszkania trojka dziala w sposob nastepujacy: kandydat pilnuje glownego wejscia, drugi szeregowiec obsadza wejscie kuchenne, starszy grupy przeprowadza ogledziny pomieszczen. Rezerwa trzech kandydatow pod dowodztwem druzynowego, w tym wypadku pod moim dowodztwem zostaje na dole w bramie i ma za zadanie po pierwsze, nikogo nie wypuszczac w trakcie operacji i po drugie, natychmiast okazac pomoc trojce, ktora tej pomocy bedzie potrzebowac. Sklad trojek i rezerwy znacie. Uwaga! — powiedzial cofajac sie jeszcze o krok. — Na trojki i rezerwe, rozbic sie!
Krotki wielokierunkowy ruch i druzyna sie rozbila. Nikt nie pomylil miejsca, nikt nie zaczepil automatem, nikt nie poslizgnal sie i nie zgubil beretu, jak to sie zdarzalo na poprzednich cwiczeniach. Na prawym skrzydle rezerwy tkwil Maksym, ktory znow sie usmiechal cala geba. Gajowi zaswitala nagle nieprawdopodobna mysl, ze Maksym patrzy na to wszystko jak na swietna zabawe. To oczywiscie nie byla prawda. Wszystkiemu byl niewatpliwie winien ten idiotyczny usmieszek…
— Nie najgorzej — burknal Gaj tonem kaprala Serembesza i spojrzal przychylnie na Pandiego. Zuch, stary, wymusztrowal chlopakow. — Druzyna! — zawolal. — W dwuszeregu zbiorka!
Znow krotki, wielokierunkowy ruch, piekny przez swa dokladnosc i precyzje, i znow druzyna stanela przed nim wyciagnieta w jeden szereg. Dobrze! Po prostu wspaniale! Az czlowieka dreszcz przechodzi. Gaj znow zalozyl rece do tylu i przeszedl sie przed frontem.
— Legionisci! — powiedzial. — Jestesmy podpora i jedyna nadzieja panstwa w tym trudnym dla niego okresie. Tylko na nas moga bez zastrzezen polegac Plomienni Chorazowie przy wcielaniu w zycie swych wielkich zamierzen. — To byla prawda, swieta prawda i w swiadomosci tego krylo sie jakies oczarowanie, jakas sila. — Chaos zrodzony przez zbrodnicza wojne ledwie sie skonczyl, ale jego nastepstwa do tej pory daja sie ciezko we znaki. Bracia legionisci! Mamy tylko jedno zadanie: bezlitosnie zniszczyc wszystko to, co ciagnie nas z powrotem ku chaosowi. Wrog na naszych granicach nie spi. Wielokrotnie bez powodzenia probowal on wciagnac nas do nowej wojny na ladzie i na morzu. Tylko dzieki mestwu i odwadze naszych braci-zolnierzy nasz kraj moze zaznawac porzadku i spokoju. Ale zadne wysilki armii nie doprowadza do celu, jezeli nie zostanie zlamany wrog wewnetrzny. Zlamanie wroga wewnetrznego nalezy do nas i tylko do nas, bracia legionisci. W imie tego ponosimy wiele ofiar, zaklocamy spokoj naszych matek, braci i dzieci, pozbawiamy zasluzonego wypoczynku uczciwego robotnika, uczciwego urzednika, uczciwego handlarza i przemyslowca. Oni zreszta wiedza, dlaczego musimy wdzierac sie do ich domow i witaja nas jak najlepszych przyjaciol, jak swoich obroncow. Pamietajcie o tym i nie dajcie porwac sie nadgorliwosci w szlachetnym zapale wypelniania rozkazu. Przyjaciel jest przyjacielem, wrog zas wrogiem. Sa pytania?
— Nie — wrzasnelo dwanascie gardzieli.
— Ba-acznosc! Trzydziesci minut na wypoczynek i sprawdzenie oporzadzenia. Rozejsc sie!
Druzyna rozbiegla sie, a nastepnie legionisci grupkami po dwoch i trzech skierowali sie ku koszarom. Gaj niespiesznie poszedl za nimi czujac wewnatrz przyjemna pustke. Maksym czekal na niego w poblizu i juz z gory sie usmiechal.
— Zagrajmy w slowa — zaproponowal.
Gaj jeknal w duchu. Trzeba go przywolac do porzadku, koniecznie trzeba! Coz moze byc bardziej nieznosnego niz kandydat, zoltodziob, ktory na pol godziny przed rozpoczeciem akcji bezczelnie narzuca sie kapralowi?
— Teraz nie pora na to — mozliwie suchym tonem odpowiedzial Gaj.
— Denerwujesz sie? — zapytal Maksym wspolczujaco.
Gaj zatrzymal sie i uniosl oczy ku niebu. Co robic? Okazuje sie, ze zupelnie nie mozna zbesztac takiego dobrodusznego giganta i to w dodatku zbawce wlasnej siostry… Gaj obejrzal sie dokola i powiedzial z prosba w glosie:
— Posluchaj, Mak, stawiasz mnie w niezrecznej sytuacji. Kiedy znajdujemy sie w koszarach, ja jestem kapralem, twoim dowodca. Ja rozkazuje, ty wykonujesz moje rozkazy. Mowilem ci to juz sto razy…
— Ale przeciez ja jestem gotow sie podporzadkowac, rozkazuj! — powiedzial goraco Maksym. — Wiem, co to znaczy dyscyplina. Rozkazuj.
— Juz rozkazalem. Zajmij sie sprawdzeniem oporzadzenia.
— Nie, przepraszam cie, Gaj, ale rozkazales co innego. Poleciles odpoczywac i sprawdzac oporzadzenie. Czys zapomnial? Oporzadzenie juz sprawdzilem, a teraz odpoczywam. Chodz, zagramy. Wymyslilem dobre slowo.
— Mak, zrozum: podwladny ma prawo zwracac sie do przelozonego tylko w regulaminowej formie i tylko w sprawach dotyczacych sluzby.
— Tak jest, pamietam. Paragraf dziewiaty. Ale to tylko w czasie sluzby, a teraz przeciez odpoczywamy…
— Kto ci powiedzial, ze ja odpoczywam? — spytal Gaj. Stali za makieta parkanu z drutem kolczastym i dzieki Bogu nikt ich tam nie widzial. Nikt nie widzial, jak ten dragal oparl sie ramieniem o parkan i usiluje co chwila lapac swojego kaprala za guzik. — Ja odpoczywam tylko w domu, ale nawet w domu zadnemu podwladnemu bym nie pozwolil… Sluchaj, pusc moj guzik i zapnij swoj…
Maksym zapial sie i powiedzial:
— Na sluzbie jedno, w domu co innego. Po co?
— Nie mowmy o tym. Znudzilo mi sie powtarzac ci ciagle jedno i to samo. Przy okazji: kiedy ty sie przestaniesz usmiechac w szeregu?
— Regulamin nic na ten temat nie mowi — odpowiedzial natychmiast Maksym. — A co sie tyczy powtarzania, to cos ci powiem, Gaj, tylko sie nie obraz. Ja wiem, ze nie jestes gadatnikiem… mowiarzem…
— Kim?
— Nie jestes czlowiekiem, ktory potrafi pieknie przemawiac.
— Mowca?
— Mowca… Tak, nie jestes mowca. Ale wszystko jedno. Dzis wyglosiles do nas przemowe. Slowa byly prawdziwe, dobre. Kiedys mi w domu opowiadal o zadaniach legionu i o sytuacji kraju, to bylo bardzo ciekawe. Powiedziane bardzo po twojemu. A dzisiaj siodmy raz z rzedu mowiles to samo i znow nie po twojemu. Bardzo prawidlowo. Bardzo jednakowo. Bardzo nudno. Nie obraziles sie, co?
Gaj sie nie obrazil. To znaczy jakas zimna igielka uklula go, gdyz do tej pory wydawalo mu sie, ze mowi tak samo gladko i przekonujaco jak kapral Serembesz albo nawet pan rotmistrz Toot. Kiedy sie jednak dobrze pomysli, to okaze sie, ze kapral Serembesz i pan rotmistrz rowniez powtarzali to samo w ciagu trzech lat. Nie ma w tym zreszta nic dziwnego, a tym bardziej nagannego, poniewaz w ciagu tych trzech lat nie nastapily zadne istotne zmiany tak w sytuacji zagranicznej, jak i wewnetrznej.
— A gdzie to w regulaminie napisano — zapytal Gaj z usmieszkiem — ze podwladny moze zwracac uwage swemu dowodcy?
— Tam napisano cos wrecz przeciwnego — przyznal z westchnieniem Maksym. — Moim zdaniem to nie jest dobre. Sluchasz przeciez moich rad, kiedy rozwiazujesz zadania z batalistyki, pozwalasz sobie zwracac uwage, kiedy pomylisz sie w obliczeniach.