Wowczas Maksym w rozdraznieniu pokazal na sufit i powiedzial: „Z nieba”. Ku jego zdziwieniu Gaj uznal to za calkiem naturalne i zaczal sypac jakimis slowami, ktore Maksym wzial za nazwy planet miejscowego ukladu slonecznego. Ale Gaj rozwinal mape swiata w projekcji prostokatnej i wtedy wyjasnilo sie, ze to wcale nie nazwy planet, lecz nazwy krajow — antypodow. Maksym wzruszyl ramionami, wyglosil wszystkie znane zaprzeczenia i zaczal studiowac mape. Rozmowa na tym chwilowo sie urwala.
Dwa dni pozniej Maksym i Rada ogladali telewizje. Nadawano jakas dziwna transmisje, cos w rodzaju filmu bez poczatku i konca, bez okreslonej fabuly i z nieskonczona liczba postaci. Przerazajacych postaci, zachowujacych sie dosyc niesamowicie z punktu widzenia kazdego humanoida. Rada patrzyla na to z ciekawoscia, wydawala okrzyki, chwytala Maksyma za rekaw, dwa razy rozplakala sie, Maksym zas szybko sie znudzil i juz zasypial ukolysany ponuro— grozna muzyka, kiedy nagle po ekranie przemknelo cos znajomego. Az przetarl oczy ze zdumienia. Na ekranie byla Pandora, smetny tachorg wlokl sie przez dzungle miazdzac drzewa. Nagle pojawil sie Peter z kusza w rekach, bardzo skupiony i powazny. Peter cofal sie tylem, potknal sie o korzen i wpadl plecami prosto w bagno. Z najwyzszym zdziwieniem Maksym poznal wlasny mentogram, potem nastepny, pozniej jeszcze jeden. Nie bylo jednak zadnych komentarzy, grala ta sama muzyka, a pozniej Pandora znikla, ustepujac miejsca niewidomemu, chudemu czlowiekowi, ktory pelzal po suficie pokrytym gruba warstwa zakurzonej pajeczyny. „Co to”? — spytal Maksym wskazujac palcem ekran. „Audycja — powiedziala niecierpliwie Rada. — Ciekawa. Patrz”. Nie zdolal sie w koncu niczego dowiedziec i do glowy przyszla mu mysl o wielu dziesiatkach rozmaitych przybyszow, skrupulatnie wspominajacych swoje swiaty. Ale szybko z tej mysli zrezygnowal, bo swiaty byly zbyt straszne i zbyt monotonne: gluche, duszne izdebki, nie konczace sie korytarze zagracone meblami, ktore nagle porastaly ogromnymi kolcami; spiralne schody wkrecajace sie sruba w nieprzenikniona ciemnosc waskich studzien; zakazane piwnice zatloczone bezmyslnie mrowiacymi sie cialami, sposrod ktorych wygladaly chorobliwie nieruchome twarze, jakby zywcem przeniesione z obrazkow Hieronima Boscha. Wszystko to w sumie bardziej przypominalo goraczkowe majaczenia niz rzeczywiste swiaty. Na tle tych widziadel mentogramy Maksyma cechowal nagi realizm, chociaz ze wzgledu na jego temperament byly raczej romantyczno-naturalistyczne. Transmisje, nadawane w cyklu „Czarodziejskie podroze” powtarzaly sie niemal codziennie, lecz Maksym nie mogl zrozumiec, na czym polega ich atrakcyjnosc. W odpowiedzi na jego pytanie Rada i Gaj wzruszali ramionami i mowili: „Audycja. Zeby bylo ciekawie. Czarodziejska podroz. Bajka. Patrz, patrz! Bywa smiesznie, bywa strasznie”. W duszy Maksyma zrodzily sie wiec bardzo powazne watpliwosci co do tego, czy celem doswiadczen profesora Hipopotama bylo nawiazanie kontaktu i czy w ogole te eksperymenty mialy cos wspolnego z nauka.
Ten intuicyjny wniosek potwierdzil sie posrednio jakies dziesiec dni pozniej, kiedy Gaj zdal konkursowy egzamin do zaocznej szkoly kandydatow na pierwszy stopien oficerski i zaczal wkuwac matematyke i mechanike. Wykresy i wzory podstawowego kursu balistyki wprawily Maksyma w oslupienie. Zaczal wiec zanudzac Gaja, ten poczatkowo nie zrozumial, o co chodzi, a potem z poblazliwym usmiechem opisal mu kosmografie swojego swiata. Wyjasnilo sie wtedy, ze zaludniona wyspa nie jest kula, nie jest geoida i w ogole nie jest planeta.
Zaludniona wyspa byla Swiatem, jedynym swiatem w kosmosie. Pod nogami tubylcow lezala twarda powierzchnia Sfery Swiata. Nad glowami tubylcow rozposcierala sie gigantyczna, lecz o skonczonej objetosci kula gazowa o nie znanym na razie skladzie i nie zbadanych dotychczas wlasciwosciach fizycznych. Istniala teoria mowiaca o tym, ze gestosc gazu gwaltownie rosnie w kierunku srodka gazowego pecherza i ze tam odbywaja sie jakies tajemnicze procesy, ktore powoduja regularne zmiany natezenia w tak zwanej Wszechswiatlosci, warunkujace z kolei nastepstwo dnia i nocy. Oprocz krotkoterminowych dobowych zmian stanu Wszechswiatlosci istnialy zmiany dlugookresowe, wywolujace sezonowe wahania temperatury i zmiane por roku. Sila ciezkosci byla skierowana od srodka Sfery Swiata prostopadle do jej powierzchni. Krotko mowiac wyspa lezala na wewnetrznej powierzchni ogromnego pecherza znajdujacego sie w srodku nieskonczonej opoki wypelniajacej caly pozostaly kosmos.
Maksym, kompletnie oszolomiony takimi nieoczekiwanymi pogladami, sprobowal dyskutowac, ale szybko okazalo sie, ze Gaj i on mowia zupelnie roznymi jezykami, ze zrozumiec sie jest im znacznie trudniej niz zwolennikowi teorii Kopernika i zatwardzialemu wyznawcy pogladow Ptolemeusza. Glownym tego powodem byly zadziwiajace wlasciwosci atmosfery planety. Po pierwsze, niezwykle silna refrakcja niepomiernie unosila horyzont ku gorze i od wiekow przekonywala tubylcow, ze ich ziemia nie jest plaska, a juz w kazdym razie nie wypukla, lecz wklesla. „Stancie na morskim brzegu — zalecaly szkolne podreczniki — i zaobserwujcie ruch statku odplywajacego z portu. Poczatkowo statek bedzie sie poruszal jakby po plaszczyznie, ale im dalej bedzie odplywal, tym wyzej bedzie sie wznosil, poki nie skryje sie w atmosferycznej mgielce zaslaniajacej pozostala czesc Swiata”. Po drugie, ta atmosfera byla nader gesta i fosforyzowala dniem i noca, wobec czego nikt tu nie ogladal gwiazdzistego nieba, a wypadki obserwacji Slonca byly zapisane w kronikach i sluzyly za pozywke nieustannych prob stworzenia teorii Wszechswiatlosci.
Maksym zrozumial, ze znajduje sie w gigantycznej pulapce, ze kontakt stanie sie mozliwy dopiero wtedy, kiedy uda mu sie doslownie wywrocic na nic poglady ksztaltowane w ciagu tysiacleci. Najwidoczniej ktos to juz usilowal zrobic, jesli sadzic z rozpowszechnionego tu przeklenstwa „massaraksz”, co znaczylo doslownie „przenicowany swiat”; poza tym Gaj opowiadal mu o czysto abstrakcyjnej teorii matematycznej opisujacej Swiat zupelnie inaczej. Teoria ta powstala juz w starozytnosci, byla niegdys tepiona przez oficjalna religie, miala swych meczennikow, zyskala matematyczna klarownosc dzieki pracom genialnych uczonych ubieglego wieku, ale pozostala abstrakcja, chociaz podobnie jak wiekszosc abstrakcyjnych teorii znalazla zastosowanie praktyczne. Stalo sie to zupelnie niedawno, kiedy skonstruowano superdalekosiezne pociski balistyczne.
Przemyslawszy i zestawiwszy ze soba to wszystko, czego sie dowiedzial, Maksym zrozumial po pierwsze to, ze przez caly czas sprawial wrazenie szalenca i ze nie na darmo jego mentogramy wlaczono do schizofrenoidalnych „Czarodziejskich podrozy”. Po wtore zrozumial, ze na razie nie moze wspominac o swoim prawdziwym pochodzeniu, jezeli nie chce powrocic do Hipopotama. Pojal ostatecznie, ze zaludniona wyspa nie udzieli mu pomocy, ze moze liczyc tylko na siebie, ze budowe nadajnika zeroprzestrzennego nalezy odlozyc na czas nieograniczony i ze on sam utkwil tu na dlugo, a mozliwe, massaraksz, ze i na zawsze. Beznadziejnosc sytuacji o malo nie zwalila go z nog, ale zacisnal zeby i zmusil sie do czysto logicznego rozumowania. Mama bedzie musiala przezyc ciezkie chwile. Bedzie jej niewyobrazalnie zle i ta jedna mysl pozbawila go wszelkiej ochoty do logicznego myslenia. Niech diabli porwa ten idiotyczny zamkniety swiat! Ale sa tylko dwa wyjscia: albo nieprzytomnie tesknic za krajem i gryzc palce z bezsilnej zlosci, albo wziac sie w garsc i zyc. Zyc, jak zawsze pragnal: kochac przyjaciol, dazyc do celu, walczyc, zwyciezac, ponosic kleski, dostawac po nosie, oddawac… Robic obojetnie co, byle nie zalamywac rak… Przestal mowic o budowie Wszechswiata i zaczal wypytywac Gaja o historie i ustroj spoleczny swojej zaludnionej wyspy.
Z historia sprawa nie przedstawiala sie najlepiej. Gaj znal tylko pojedyncze fakty, a wartosciowych ksiazek nie mial. W bibliotece miejskiej powaznych opracowan tez brakowalo. Mozna sie jednak bylo zorientowac, ze kraj, ktory przygarnal Maksyma, przed wybuchem ostatniej wojny byl znacznie obszerniejszy, kierowany byl wowczas przez klike nierozgarnietych finansistow i zdegenerowanych arystokratow. Klika wpedzila narod w nedze, skorumpowala aparat panstwowy i wreszcie ugrzezla w wielkiej wojnie kolonialnej, rozpetanej przez sasiadow. Wojna ta ogarnela caly Swiat, zniszczyla tysiace miast, dziesiatki malych panstewek zostaly starte z powierzchni ziemi, wszedzie zapanowal chaos. Nastapily dni glodu i epidemii. Proby powstan ludowych grupka wyzyskiwaczy zdlawila pociskami jadrowymi. Kraj i caly swiat chylil sie ku zagladzie. Sytuacja zostala uratowana przez Plomiennych Chorazych. Wszystko wskazywalo na to, ze byla to anonimowa grupa mlodych oficerow sztabu generalnego, ktora pewnego pieknego dnia przy pomocy dwoch dywizji bardzo niezadowolonych z faktu, ze posylaja je do atomowej jatki, zorganizowala przewrot i zagarnela wladze. Od tego czasu sytuacja w znacznym stopniu sie ustabilizowala, wojna jakos sama przez sie ucichla, chociaz nikt z nikim traktatow pokojowych nie zawieral.
Maksym zrozumial, ze ustroj polityczny panstwa jest daleki od idealu i stanowi pewna odmiane dyktatury wojskowej. Jasne bylo jednak, ze Plomienni Chorazowie ciesza sie ogromna popularnoscia, i to we wszystkich warstwach spolecznych. Rzeczywiste powody tej popularnosci pozostaly dla Maksyma niejasne: badz co badz pol kraju lezy jeszcze w ruinach, wydatki na wojsko sa olbrzymie, przytlaczajaca wiekszosc spoleczenstwa zyje gorzej niz skromnie… Ale sprawa polegala prawdopodobnie na tym, ze junta wojskowa potrafila lub obiecala ukrocic apetyty przemyslowcow, czym zyskala popularnosc wsrod robotnikow i podporzadkowala ich sobie, czym z kolei zjednala przemyslowcow. To zreszta byly tylko domysly. Gajowi na przyklad taka interpretacja wydawala sie bardzo dziwaczna: dla niego spoleczenstwo bylo jednolitym organizmem, przeciwienstw miedzy warstwami spolecznymi nie mogl sobie wyobrazic…
Pozycja miedzynarodowa kraju byla nadal w najwyzszym stopniu niepewna. Na polnocy rozposcieraly sie