–
–
–
–
–
–
–
–
Lucy ruszyla do przodu.
– Niech nikt niczego nie dotyka – nakazala. – To jest miejsce zbrodni! Evans wydawal sie zmieszany obecnoscia panny Jones i wyjakal cos bez sensu. Doktor Gulptilil, nadal zaskoczony zmiana wygladu pani prokurator, pokrecil glowa i przesunal sie w kierunku Lucy, jakby mogl ja spowolnic, tarasujac droge. Ochroniarze, Duzy Czarny i Maly Czarny przestapili z zaklopotaniem z nogi na noge.
– Ona ma racje – powiedzial z naciskiem Peter. – Trzeba wezwac policje. Glos Strazaka wyrwal Evansa z oslupienia. Psycholog odwrocil sie gwaltownie w strone Petera.
– Co ty tam, do cholery, wiesz!
Gulptilil podniosl reke, lecz ani nie przytaknal, ani nie zaprzeczyl. Zamiast tego zakolysal sie nerwowo, przelewajac swoje gruszkowate cialo niczym ameba.
– Nie bylbym taki pewny – oznajmil spokojnie. – Czy nie rozmawialismy juz na ten temat przy okazji poprzedniego zgonu na oddziale?
– Tak, chyba tak – prychnela Lucy Jones.
– Ach, oczywiscie. Starszy pacjent, ktory zmarl na atak serca. Ten przypadek, jak pamietam, rowniez chciala pani badac jako zabojstwo.
Lucy wskazala znieksztalcone cialo Kleo, wciaz zwisajace groteskowo z poreczy.
– Watpie, zeby to mozna bylo przypisac atakowi serca.
– Nie ma tu tez znakow szczegolnych morderstwa – odparowal Pigula.
– Sa – wtracil z ozywieniem Peter. – Uciety kciuk.
Doktor odwrocil sie i przez kilka chwil patrzyl na dlon Kleo oraz na makabryczny widok na podlodze. Pokrecil glowa.
– Byc moze. Ale z drugiej strony, panno Jones, przed wezwaniem policji i wszystkimi klopotami, jakie sie z tym wiaza, powinnismy sami zbadac te sprawe i zobaczyc, czy nie dojdziemy do jakiegos wspolnego wniosku. Bo moja wstepna ocena w najmniejszym stopniu nie sklania mnie do przypuszczen, ze to bylo zabojstwo.
Lucy Jones spojrzala na psychiatre z ukosa, zaczela cos mowic, przerwala.
– Jak pan sobie zyczy, doktorze – powiedziala w koncu. – Rozejrzyjmy sie.
Weszla za lekarzem na klatke schodowa. Peter i Francis odsuneli sie na bok. Pan Zly obrzucil Petera wscieklym spojrzeniem i rowniez ruszyl za doktorem. Pozostali jednak zatrzymali sie w okolicach drzwi, jakby podchodzac blizej, mogli zwiekszyc oczywistosc tego, czemu sie przygladali. Francis widzial w niejednych oczach zdenerwowanie i strach. Pomyslal, ze smiertelny wizerunek Kleo przekroczyl zwykle granice normalnosci i szalenstwa – byl jednakowo wstrzasajacy dla normalnych i oblakanych.
Przez blisko dziesiec minut Lucy i Gulptilil krazyli powoli po klatce schodowej, zagladajac do kazdego kata, badajac wzrokiem kazdy centymetr podlogi. Peter uwaznie sie im przygladal; Francis sam tez podazyl za wzrokiem Lucy i doktora, jakby chcial przeniesc ich mysli do wlasnej glowy. Wtedy zaczal widziec. Przypominalo to nieostre zdjecie, gdzie wszystko ma rozmyte i niewyrazne ksztalty. Po chwili jednak obraz sie wyostrzyl. Francis zaczal sobie wyobrazac ostatnie chwile Kleo.
W koncu doktor Gulptilil odwrocil sie do Lucy.
– A wiec prosze mi powiedziec, pani prokurator, gdzie tu pani widzi slady zabojstwa?
Lucy wskazala odciety kciuk.
– Sprawca zawsze obcinal palce. Ona bylaby piata. Dlatego nie ma kciuka.
Doktor pokrecil glowa.
– Niech sie pani rozejrzy – powiedzial wolno. – Nie ma tu zadnych sladow walki. Nikt jak dotad nie zglosil, ze w nocy cos sie tu dzialo. Trudno mi sobie wyobrazic, ze morderca zdolalby sila powiesic kobiete o takiej masie i sile fizycznej, nie zwracajac przy tym niczyjej uwagi. A ofiara… coz, co w jej smierci kojarzy sie pani z