– Nie, nie. Nie teraz.

To znaczy, ze tylko on tu zostal, uznal sedzia i przeszly go ciarki. Jest ich tylko troje, a dwoje pojechalo samochodem. Poczul scisk w sercu.

– Skorzystaj, cholera, z wiadra – odpowiedzial Bill Lewis.

– Jakiego wiadra?

– Kurcze, nie ma tam jakiegos wiadra?

– Nie.

– Chryste!

Bill Lewis rozejrzal sie. Wiadro stalo w rogu hallu, to samo, ktore mial postawic wczesniej na stryszku. Byl na siebie wsciekly. – Szlag by to trafil, wcale mi sie to nie podoba. Nie ufam temu staremu ani na jote. Gdzie jest, do diabla, Olivia?

Sedziemu Pearsonowi serce zabilo mocniej.

Jest sam – byl juz przekonany. Reszta odjechala i zostawila go samego. Ma malo doswiadczenia, jest przestraszony i niepewny siebie.

Wzial gleboki oddech. Teraz, pomyslal. Teraz.

Jesli otworzy drzwi, zeby wziac cie do lazienki albo podac wiadro, to musisz dzialac. Bez wzgledu na to jaka bronia bedzie ci machal przed twarza.

Stary czlowiek sprezyl sie caly, przemawiajac do swoich niegdysiejszych miesni: Nogi, musicie skoczyc do przodu. Ramiona, chwytajcie tego czlowieka. Rece, wyduscie z niego zycie. Ugial sie i pochylil, gotowy do skoku w chwili, gdy drzwi sie otworza.

Bill Lewis wciaz sie wahal.

To bylo tak dawno. I w zasadzie, nigdy przedtem nie robilem czegos takiego. Ale jego serce zaczelo juz targowac sie z naglymi watpliwosciami. Wiec stlumil je i postanowil: Po to tu jestes. Zeby byc bogatym. Nie spieprz tego.

Tylko przez krotki moment blysnela w nim mysl, ze oklamuje siebie samego.

Przelknal z trudem i podniosl bron, ktora powiesil na ramieniu kiedy uslyszal pierwsze wolania starego. Byl to maly pistolet maszynowy; dwukrotnie sprawdzil, czy magazynek byl na swoim miejscu. Odciagnal bezpiecznik i przesunal mala boczna dzwignie na ogien ciagly. Pomyslal, ze dobrze by bylo, gdyby juz kiedys mial okazje, zeby uzyc tej broni. Ostroznie polozyl palec na spuscie.

Siegnal do drzwi.

– Prosze, musze pojsc…

Za drzwiami sedzia Pearson gotowal sie do ataku. Slyszal dziwne drzenie we wlasnym glosie, ktory brzmial tak, jakby nalezal do kogos innego. Zamknal oczy, zamierzal rzucic sie na wchodzacego.

– No dobrze – powiedzial Lewis.

Juz mial otworzyc drzwi, ale znow sie zawahal.

– Sluchaj – odezwal sie po chwili zastanowienia. – Wiedz, ze jestem uzbrojony i nie pozwole na zadne numery. Stawiam wiadro pod drzwiami. Potem otwieram zatrzask. Czekasz, az dam ci rozkaz, wtedy otwierasz drzwi i bierzesz wiadro.

Wzial gleboki oddech i przesunal wiadro pod drzwi stryszku.

– Sluchaj uwaznie, stary. Zabije cie. Zabije cie na smierc tak szybko, ze nawet nie zdazysz uswiadomic sobie, ze jestes w drodze do piekla. Zrobisz jeden niewlasciwy ruch i juz jestes martwy.

Przerwal, pozwalajac, zeby jego slowa przeniknely do srodka.

– I wciaz bedziemy mieli dzieciaka. Bill Lewis czekal z reka na klamce.

– No, odezwij sie, stary. Chce cie uslyszec.

– W porzadku – rzekl sedzia Pearson. Zamarl w bezruchu.

– Posluchaj tylko – ciagnal Bill Lewis. Przeladowal automat i nastawil go na strzelanie. Poznajesz ten dzwiek?

– Nie…

– Oznacza, ze pistolet maszynowy jest gotowy do strzalu. Znow zamilkl.

– To bylaby paskudna smierc. Duzo kul i mnostwo krwi.

– Dobrze. – Watpliwosci zaczely sie wkradac do serca sedziego. Poczul, jak napiecie miesni ustepuje z lekka. Zaczal sie zastanawiac: Teraz? Czy to sluszne? On jest sam, czy zdolasz obezwladnic go? Zrob to. Nie, poczekaj. Poczekaj. Nie, teraz jest najlepsza okazja. Zrob to!

Bylo tak, jak gdyby dwa glosy w jego wnetrzu przekrzykiwaly sie wzajemnie, a kazdy chcial zwrocic uwage na siebie.

Wyprostowal sie. I wtedy uslyszal trzeci dzwiek, wlasny, tubalny glos tak dobrze mu znany z licznych wystapien sadowych wyglaszanych po wysluchaniu argumentow obu stron.

Nie, nie teraz. Musisz poczekac.

– Nie ma mowy, zebym nie trafil. Nie ta bronia.

– Rozumiem – odparl sedzia. Przez chwile poczul ciezar swoich lat, poczul ze smutkiem, jak opuszczaja go sily.

Bill Lewis krzyknal:

– Jestes gotowy, stary?

– Tak.

– Nie slysze.

– Tak, moge wziac wiadro.

Kiedy sedzia Pearson odpowiadal, Bill Lewis wzial klucz, otworzyl zamek i cofnal sie. Uznal, ze niezle nastraszyl starego czlowieka. Oparl pistolet na biodrze celujac w drzwi.

– No dobra. Otwieraj drzwi i bierz wiadro.

Obserwowal, jak drzwi otwieraja sie powoli, odslaniajac sedziego, ktory przypatrywal mu sie uwaznie. Lewis lufa wskazal na wiadro. Sedzia skinal i ujal kablak.

– Dziekuje – powiedzial. – Jestesmy panu wdzieczni. Lewis gapil sie na niego.

– Zaden problem. Chcemy, zeby bylo wam jak najwygodniej podczas pobytu tutaj. – Slowa wymawial z duza starannoscia. Usmiechnal sie, kiedy starszy pan skinal glowa.

– Aha, jeszcze jedno.

– Slucham?

– Do kanapek zyczy pan sobie musztarde czy majonez?

Bill Lewis usmiechal sie zamykajac za soba drzwi. Nie pamietal juz jak bardzo przerazony byl w pierwszej chwili – przede wszystkim wlasna slaboscia.

Olivia Barrow pozwolila, aby cisza w telefonie narastala, jakby wchlaniajac w siebie cala czern nocy. Wyobrazala sobie ziemista bladosc, jaka musiala wystapic na twarzy jej ofiary.

– Kto mowi? – uslyszala wreszcie.

– Duncan, doprawdy! Wiesz przeciez kto.

Wymowila te slowa niemal jak kochajaca cioteczka strofujaca bez przekonania swojego malego siostrzenca za to, ze zbil ohydna, antyczna waze.

– Czy rzeczywiscie musimy bawic sie w zgadywanki? – zapytala.

– Nie – odpowiedzial.

– Kim jestem, w takim razie? Powiedz, kim jestem.

– Olivia. Tanya.

– Ta sama. No coz, nie zamierzasz sie przywitac ze stara towarzyszka broni? Uplynelo tyle czasu, spodziewalam sie, ze sie ucieszysz, ze powiesz: dzien dobry, jak sie masz, co sie z toba dzialo przez te wszystkie lata? Tak jak na spotkaniu dawnej klasy, na zjezdzie szkolnym.

– To bylo tak dawno – odparl.

– Ale pamietamy wszystko, nieprawdaz? Wszystko, chociaz zdarzylo sie tak dawno.

– Tak. Pamietam.

– Naprawde, Duncan? Pamietasz, jak zostawiles mnie na pewna smierc? Ty tchorzliwy sukinsynu!

– Pamietam – przyznal.

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату