– Nie wiem. Tak naprawde nic nie wiemy.
Megan skinela glowa. Z trudem przelknela sline i z wolna sie wyprostowala.
– Dziewczeta, idzcie do kuchni i zaparzcie dzbanek kawy. Jesli jestescie glodne, wezcie sobie cos do zjedzenia. Zostawcie ojca i mnie na pare minut. Musimy chwile porozmawiac, a potem wszystko wam powiemy. – Megan odezwala sie tonem matki, ktora wszystko wie najlepiej, tonem jakiego uzywala, kiedy chciala ograniczyc dyskusje.
– Mamo!
– No, juz! – polecila.
Duncan zobaczyl, ze Karen pociagnela siostre za rekaw. Popatrzyly na niego, a on skinal glowa. Zachmurzone i niezadowolone wstaly i poszly do kuchni bez dalszego sprzeciwu.
Duncan zwrocil sie do Megan.
– No wiec, co im powiemy? – zapytal mocniejszym glosem. – Zaczniemy od tego, ze ich tata jest przestepca? Ze policja w Lodi, w Kalifornii, marzy tylko o tym, zeby go przyskrzynic, nawet po osiemnastu latach? A moze od tego, ze jest tchorzem, ktory zostawil swoich towarzyszy na smierc, podwinal ogon i zwial? A co z faktem, ze zmajstrowalismy je, zanim wzielismy slub? Jestem pewny, ze to zmieni ich spojrzenie na swiat. Jak im powiemy, ze zycie, jakie prowadzimy, jest jednym wielkim klamstwem, przykrywka na czyms, co powinno zostac dawno zapomniane?
– Nieprawda! – wykrzyknela Megan. – Nasze zycie nie jest zadna przykrywka! Teraz tacy wlasnie jestesmy. Nie jestesmy juz tacy jak kiedys. Zadne z nas!
– Ale Olivia jest!
To stwierdzenie ostudzilo na chwile Megan.
– Tak, ona jest – przyznala z rozpacza. A potem pomyslala: Ale czy rzeczywiscie? Przeciez wcale tego nie wiemy. Jak dotad.
– No wiec – rzekl Duncan – od czego zaczniemy? Jak im to wszystko wyjasnimy?
– Nie wiem. Musimy po prostu zaczac.
Gniew Duncana ustapil rownie nagle, jak sie pojawil. Zawahal sie, potem skinal glowa.
– Dobrze. Miejmy nadzieje, ze to sie dobrze skonczy.
Lecz w tej samej chwili oboje poczuli, ze skonczy sie to fatalnie, choc trudno im bylo powiedziec jak.
Olivia Barrow przystanela na parkingu obok samochodu, poczula chlod nocnego powietrza. Usilowala wzrokiem przeniknac otaczajace ciemnosci. Nie spostrzeglszy nikogo otworzyla drzwi auta i wslizgnela sie za kierownice wytwornej limuzyny. Przesunela palcami po skorzanym siedzeniu, po czym szybko zapalila silnik i wlaczyla bieg.
Ruszyla szybko, ale i ostroznie, przez Greenfield. Miasteczko wydawalo sie pograzone we snie; na ulicach bylo pusto. Nawet neony, zapraszajace do barow i sklepow, wydawaly sie jakby przycmione.
Po paru minutach jazdy znalazla sie juz poza centrum, w dzielnicy willowej. Nie zwracala uwagi na wymuskane domy i podmiejska schludnosc. Patrzyla prosto przed siebie, zaglebiajac sie w narastajaca czern przedmiescia.
Energicznie skrecila w jedna i w druga przecznice i przyhamowala dopiero wtedy, gdy zobaczyla droge dojazdowa do swojego domu. Minela ja, przejechala jeszcze jakies piecdziesiat metrow, w koncu wydostala sie na bity, czesciowo porosniety trawa, stary dukt prowadzacy do lasu. Zwolnila. Wielka limuzyna podskakujac wcisnela sie miedzy drzewa. Galezie ze swistem, jaki wydaja niekiedy zwierzeta w rui, rysowaly boki samochodu. Po chwili dojechala do zakatka, ktory odkryla kilka tygodni temu. Upewniajac sie, ze kola limuzyny nie trafily na bagniste podloze, ostro skrecila kierownice i zgasila silnik.
Wziela nieduzy wczesniej przygotowany podrozny worek i sprawdzila jego zawartosc: komplet ubrania, przybory toaletowe, falszywy dowod tozsamosci, sto dolarow gotowka, falszywe karty kredytowe i pistolet magnum kaliber 357.
Zadowolona, zamknela torbe, wsunela ja pod siedzenie samochodu i dopiero wowczas wysiadla, zostawiajac kluczyki w stacyjce. To moj zawor bezpieczenstwa, pomyslala. Na wszelki wypadek.
Nastepnie ruszyla w droge, w ciemnosciach miedzy drzewami i krzewami jezyn, szybko pokonujac dystans dzielacy ja od domu.
Tommy z zapalem machal lyzka – ciepla zupa pozwalala mu zapomniec o otoczeniu. Myslal o domu, o tym czy mama, tata i siostry siedza teraz przy stole jedzac obiad. Uznal jednak, ze pewnie nie,
Na pewno przyjda po mnie, zdecydowal. Mama i tata tez. A tata dolozy tej kobiecie, ktora tak mnie przestraszyla i aresztuje ja, a dziadek wsadzi ja do wiezienia, gdzie jest jej miejsce.
Mam nadzieje, ze Karen i Lauren nie zapomna o herbatnikach dla mnie.
Na chwile przerwal rozmyslania. Lyknal troche mleka – smakowaloby lepiej z syropem czekoladowym – i ugryzl kes chleba. Zobaczyl, ze dziadek siedzi na krawedzi swojej pryczy i patrzy przed siebie pustym wzrokiem.
– Dziadku, musisz zjesc troche zupy. Jest dobra.
Sedzia Pearson pokrecil przeczaco glowa, ale usmiechnal sie do chlopca.
– Nie jestem glodny – odpowiedzial.
– Ale my musimy byc silni, obydwaj, jesli mamy z nimi walczyc. Sedzia Pearson usmiechnal sie znowu.
– Tak powiedzialem?
– No wlasnie.
Tommy odsunal pusty talerz na bok i podszedl do starszego pana.
– Prosze, dziadku. – Jego glos drzal lekko. – Prosze, zjedz. – Ujal reke dziadka. – Mama zawsze mowi, ze nie mozna biegac z pustym zoladkiem. Nie mozna bawic sie i w ogole nic robic.
Sedzia Pearson spojrzal na dziecko i pokiwal glowa.
– Wszystko co mowisz, Tommy, brzmi nadzwyczaj rozsadnie.
Przysunal talerz i zaczal jesc zupe. Ku swemu zaskoczeniu stwierdzil, ze jest calkiem smaczna. Jadl, a wnuk obserwowal go uwaznie.
– Masz racje, Tommy. Czuje sie teraz silniejszy. Chlopiec rozesmial sie i klasnal w rece.
– Tommy, mysle, ze to ty powinienes byc dowodca. Bedziesz generalem, a ja szeregowcem. Wyglada na to, ze wiesz, co jest najlepsze dla zolnierza. – Sedzia Pearson wzial do reki kanapke. – Troche za malo majonezu.
Moj Boze, pomyslal, minelo tyle lat odkad czesto jadalem mleko, zupe i kanapki. Takie potrawy jedza dzieci. Ciekawe, czy oni uswiadamiaja sobie, ze w ten sposob poglebiaja jeszcze nasza zaleznosc od nich, ze traktujac mnie jak dziecko odbieraja mi cos z mojej doroslosci.
Po raz pierwszy sedzia Pearson uprzytomnil sobie, ze sama sila nie wystarczy, by zdolal wydostac sie ze strychu. Jednak rozwazanie wszelkich psychologicznych aspektow postanowil zostawic na pozniej. Teraz przede wszystkim musimy zaczac dzialac.
– Tommy, czy zdajesz sobie sprawe, ze minelo juz pare godzin od naszego porwania, a my wciaz nie przyjrzelismy sie dokladnie tej wieziennej celi? – Spojrzal na zegarek. Minela dziewiata wieczor. Nie sa zbyt