Olivia usmiechnela sie.

– Och sedzio, doprawdy pan nic nie rozumie.

– Prosze przestac mowic zagadkami.

Pokrecila glowa, jakby smiejac sie do jakiejs wlasnej mysli.

– Alez ty jestes naiwny, dziadku. Myslisz, ze zdolasz zapanowac jakos nad sytuacja walczac ze mna. Nie fizycznie, oczywiscie, lecz intelektualnie. Przez to, ze bedziesz nam sie sprzeciwial. Kazal przynosic sobie rozne rzeczy – na przyklad wiadro. Manipulowal sytuacja. Teraz pewnie zazadasz dodatkowych kocow – mimo ze jest tu calkiem cieplo…

– No coz, rzeczywiscie przydalyby sie nam, i dodatkowe poduszki…

– Albo stwierdzisz, ze nie odpowiada wam jedzenie…

– W rzeczy samej, zupe i sandwicze z trudem mozna uznac za znosne…

– Uplynelo juz piec godzin i poczatkowy szok minal. Miales troche czasu, zeby zastanowic sie nad sytuacja. Nie jest jeszcze najgorsza. Zadnemu z was nic sie nie stalo. A poddasze nie jest najpaskudniejszym miejscem, jakie w zyciu widziales. Wasi nadzorcy moze wydaja sie troche narwani, ale pomyslales, ze zdolasz sie z nimi dogadac. Troche orientujesz sie w sytuacji, zapewne nieraz przysluchiwales sie zeznaniom porywaczy podczas niejednego procesu? W sumie, mogloby byc duzo gorzej. Wiec zaczales myslec, prawda?

– Zeby zrozumiec, o co wam chodzi.

Olivia wyciagnela swoj wielki rewolwer i pogrozila nim sedziemu.

– Chodzi mi o to, zebys znowu zaczal sie bac. Znam ludzi twojego pokroju, sedzio. Tacy sami sa straznicy wiezienni. Mysla, ze sile mozna przechytrzyc. Wiedza, ze najwazniejsza jest wladza. Tak to wlasnie dziala w wiezieniu, chociaz ty jeszcze tam nigdy nie byles, sedzio. Cale setki najtwardszych, najbardziej nikczemnych i brutalnych kryminalistow slucha polecen wydawanych przez kilku umundurowanych straznikow. Bo liczy sie wladza i sila. I tu jest tak samo. Ja jestem straznikiem, a ty wiezniem. Caly czas musze panowac nad toba. A ty szukasz jakichs malych sposobikow, zeby zachowac swoja tozsamosc. Pod tym wzgledem znacznie cie wyprzedzam. – Wyszczerzyla zeby w usmiechu. Wycelowala prosto w Pearsona, potem cofnela lufe, jakby bawila sie z nim. – Naprawde nie rozumiesz? Jestem ekspertem.

Nagle spojrzala na Totnmy'ego.

– I zaczniesz sie bac, sedzio. Kiedy zabiore stad chlopca.

– Co?

– To proste, sedzio. Mysle, ze to, iz jestescie razem, dodaje wam sil. Chyba wiec was rozdziele. Mamy tu piwnice. Chcielismy tam was umiescic, ale wydalo sie to nam zbyt okrutne. Naprawde. Jest gorsza niz ktorakolwiek z dziur, w jakich siedzialam. Bez swiatla. Zimna, wilgotna, zatechla. Z odorem sciekow. Nadzwyczaj przygnebiajace miejsce, pelne bakterii i nie wiadomo czego. Moze tam wlasnie przywiaze chlopaka na troche.

– Prosze! Nie! Chce zostac tutaj! – Tommy prawie krzyczal. Sedzia Pearson poczul, ze cialo wnuka cale drzy.

– To nie bedzie konieczne, zrobimy, czego pani zada.

– Czolo.

– Prosze, niech pani oglada.

Olivia odlozyla rewolwer i wziela mala apteczke. Na skaleczenie na skroni sedziego wycisnela troche betadinu.

– Czy boli pana glowa?

– Nie bardziej, niz mozna by sie bylo spodziewac.

– Prosze mi dac znac, gdyby wystapily zawroty.

– Dobrze.

Odlozyla apteczke i wyprostowala sie.

– Musi pan cos zrozumiec, sedzio.

– Co, mianowicie?

– Juz panu powiedzialam. To nie jest zwykle porwanie. Z czyms takim nie mial pan jeszcze do czynienia. – Rozesmiala sie. – Niech pan sie dobrze przypatruje wszystkiemu. Przemienimy cos calkiem zwyczajnego w cos naprawde przerazajacego.

Popatrzyl na nia oczyma bez wyrazu. Klasnela w rece.

– No swietnie, chlopcy. Kto potrzebuje do toalety przed spaniem? Ani sedzia, ani Tommy nie odpowiedzieli.

– No, dalej. Macie szanse uniknac ponizajacego wiadra. Kto chce pojsc? Milczeli nadal.

– No coz, pojdziecie obaj. Sedzio, pan pierwszy. Za drzwiami czeka na pana moj towarzysz z malym automatem, calkiem niezla bronia. Probowal pan kiedys? Wie pan, prawie go nie slychac, kiedy kogos zabijaja.

Sedzia nie wiedzial, czy to sa tylko przechwalki, czy rzeczywiscie prawda.

– Wiem, co pan sobie mysli, sedzio. – Znow sie rozesmiala. – No coz, zostanie to na razie nasza mala tajemnica, dobrze? – Nagle zmienila ton i krzyknela ostro: – No, zbieraj sie, do cholery, i ruszaj do lazienki. Ja zostane tutaj i dotrzymam malemu Tommy'emu towarzystwa.

– Dziadku, blagam, nie zostawiaj mnie! Sedzia Pearson wstal z ociaganiem.

– Szybciej!

– Dziadku!

Olivia podeszla do lozka i polozyla reke na ramieniu Tommy'ego.

– Prosze, nie zostawiaj mnie samego, dziadku! Blagam! Nie chce, zebys wychodzil! Dziadku!

– Widzisz, jaki wybor jest trudny? Czujesz sie caly rozdarty? Coz ja tu za twoimi plecami moge zrobic? Co moze sie stac? A moze chlopca juz nie bedzie, jak wrocisz? Moze zabiore go do piwnicy? Ale z drugiej strony, moge to zrobic, jesli nie zgodzisz sie pojsc. No, dalej, sedzio. Zdecyduj sie. Postap jak prawdziwy sedzia. Podejmij decyzje! Zgadnij, co tez mam zamiar uczynic? Czy bede okrutna? Jaki wybor bedzie wlasciwy?

– Dziadku!

– Pojde. Tommy zostaniesz tutaj, a ja zaraz wroce.

– Dziadku! Blagam!

Olivia chwycila ramie chlopca. Patrzyla na sedziego.

Niech cie diabli! pomyslal. Odwrocil sie i podszedl do drzwi, a jego krokom towarzyszyly spazmy placzu wnuka. Dzwiek ten przeszywal go na wskros i sam juz nie wiedzial, co robic, rozdarty miedzy szlochem Tommy'ego a grozbami, ktore wciaz pulsowaly mu w glowie. Co ona chce zrobic? Tommy! chcial zawolac, zeby uspokoic wnuka, ktory plakal bez przerwy. Zobaczyl Billa Lewisa szczerzacego zeby w usmiechu, czekajacego na korytarzu z pistoletem maszynowym.

– Tutaj – wskazal Lewis. – Zostaw drzwi otwarte. Pewnie chcesz slyszec, co sie dzieje.

Sedzia podszedl do pisuaru i zaczal sie zalatwiac.

– Szybciej, sedzio.

Spuscil wode i skierowal sie z powrotem na poddasze, skad wciaz dochodzil placz Tommy'ego. Doznal nieomal uczucia ulgi: nie zabrala go stad.

– Wracam, wracam, juz jestem, Tommy, juz dobrze.

Ogarnal chlopca ramieniem i mocno przytulil. Fala gniewu zaczela w nim narastac, kiedy tak obejmowal i kolysal wnuka. Olivia pozwolila im postac tak przez chwile.

– No, dobrze – odezwala sie. – Nie bylo to takie straszne. Ale bedzie gorzej. Tommy! Wstawaj! Twoja kolej.

– Moglby skorzystac z wiadra – powiedzial sedzia ze zloscia.

– Nie, nie moglby. Nie teraz.

– To prosze pozwolic mi pojsc z nim.

– Nie ma mowy.

– Dziadku! – Tommy szlochal. – Ona zabierze mnie do piwnicy, na pewno!

– Moze. Zawsze jest taka mozliwosc, nieprawdaz? Zycie jest takie… zmienne. – Olivia usmiechnela sie. – Idziemy!

– Nie, dziadku, nie. Ja chce zostac tu z toba. Ja nie chce isc, nie chce! Prosze, pozwol mi tu zostac, prosze,

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату