przelatujacym obok meteorze'.
Lecz o ile Lauren wydawala sie czasem troche zazdrosna, stosunek Karen do brata byl bardziej rzeczowy. Kiedy Tommy mial ataki szalenstwa, kiedy zawodzil i krzyczal, rzucal sie na podloge i ciskal o sciany, kiedy plonal z wscieklosci na to cos, co toczylo walke w nim samym, to zawsze Karen, z wlasciwym sobie kojacym stoicyzmem, potrafila uciszyc go prawie tak skutecznie jak matka. Po prostu obejmowala go ramionami i szeptala mu do ucha rozne slowa, dopoki sie nie opanowal. Recytowala mu wtedy fragmenty z Ogdena Nasha, z
Tommy nigdy nie mial problemu z rozroznieniem siostr, nawet wtedy, gdy sie przebieraly, probujac wprowadzic go w blad. To byla ich ulubiona zabawa, w ktorej nigdy dotad nie przegral.
– Na pewno. Recze, ze zaden kidnaper nie da mu rady. On jest jak taka mala skala. Pamietasz, jak spadl z hustawki, gdy mial cztery lata, zlamal sobie nadgarstek i nie powiedzial o tym nikomu przez dwa dni? Przyznal sie dopiero wtedy, gdy reka posmiala i spuchla, i mama zaprowadzila go do doktora Schwartzmana.
Lauren usmiechnela sie.
– Pamietam. Tylko, wiesz, kiedy ma te swoje odloty, kiedy zamyka sie w sobie i nie odzywa sie, i siedzi tak patrzac w pustke, bardzo sie o niego boje. Kazdy moze go wtedy skrzywdzic. A jesli ma wlasnie taki atak, a kidnaperzy tego nie zrozumieja? Moga go skrzywdzic.
– Jest tam dziadek. Wytlumaczy im wszystko.
– Jesli mu pozwola. Przeciez jemu tez moga cos zrobic.
– Rany, ty chyba nic nie wiesz o kidnaperach. Nic im nie przyjdzie z tego, ze zrobia krzywde porwanym. Wtedy nie dostana pieniedzy.
– Wiem. Wszyscy o tym wiedza. Ale czasami ludzie wpadaja w panike. A zaloze sie, ze maja bron. W dodatku moga sie wkurzyc na dziadka – jest zgryzliwy i uparty, i na pewno bedzie im sie stawial. O to sie boje.
– Gdzie jest cukier i smietanka?
– Pod twoim nosem, gluptasie.
– A, rzeczywiscie.
– A poza tym, nie rozumiem, po co porwali akurat Tommy'ego i dziadka.
– Wlasnie, tez sie nad tym zastanawiam. Zwykle porywaja dzieci bardzo bogatych ludzi. Na przyklad synow milionerow naftowych. Albo gwiazd filmowych.
– Jak mama i tata im zaplaca?
– Mysle, ze chyba maja dosc pieniedzy.
– Skad wiesz?
– Widzialam kiedys ksiazeczke czekowa ojca, bylo na niej ponad siedem tysiecy dolcow.
– Kidnaperzy na ogol zadaja milionow.
– Sadzisz, ze tata moglby je pozyczyc?
– Od kogo?
– Sama nie wiem.
– W kazdym razie ciekawe, o co sie tak kloca?
– Taaak. I dlaczego nie zawiadomili policji? Myslalas o tym?
– Kidnaperzy zawsze uprzedzaja, ze zabija porwanych, jesli zadzwoni sie na policje.
– Ale w filmach telewizyjnych i tak zawsze zawiadamia sie gliniarzy.
– Tak, wiem. Albo prywatnych detektywow, jak Spensera albo Magnum.
– Myslisz, ze to zrobia?
– Nie wiem. Nie sadze, zeby w Greenfield byli jacys prywatni detektywi. Nie znam nikogo, kto by tak wygladal.
– Jak myslisz, bedziemy musialy isc jutro do szkoly?
– Nie zastanawialam sie nad tym.
– Biedny Tommy. Zaloze sie, ze jest przerazony.
– Taak, chyba tak. Myslisz, ze go zwiazali?
– Nie. Najwyzej nogi. Ale pewnie nie wiedza, jak szybko potrafi biegac.
– Aha, szybciej niz ty, grubasku.
– Zaraz, zaraz, wazymy tyle samo, wiec mow za siebie.
– Wcale nie. Ostatnio schudlam prawie trzy kilo, tylko ci o tym nie powiedzialam.
– Nieprawda.
– Wlasnie, ze tak.
– Zaloze sie, ze schudlas nie wiecej niz ten grejpfrut, ktory zjadlas…
– W kazdym razie Tommy jest szybszy niz my obie.
– A jesli go zabija? – W momencie kiedy wypowiedziala te slowa, Lauren polozyla reke na ustach, i szybko dodala: – Nie, nie, lepiej nawet o tym nie myslec. Nie wierze, ze moglam to powiedziec.
– A jezeli? – zapytala Karen.
Spojrzaly na siebie i obie poczuly lzy w oczach. Rzucily sie sobie w ramiona.
– Nie pozwole im – plakala Lauren. – Nie pozwole. To taki maly chlopiec, to byloby niesprawiedliwe.
– Musimy cos zrobic – powiedziala Karen. – Jesli cos sie stanie Tommy'emu, to… Cholera, to niemozliwe, nie pozwole im!
– Ale co my mozemy zrobic?
– Nie wiem, lecz jesli zrobia Tommy'emu najmniejsza krzywde, to ja… ja… to ich zabijemy.
– Masz racje. Juz nas popamietaja! Pamietasz, jak Alex Williams pobil Tommy'ego? Dobrze mu wtedy dolozylas.
– Nie przyszlo mu nawet do glowy, ze moge go uderzyc. Karen usmiechnela sie.
– Mysla, ze jak jestes dziewczyna i do tego kilkunastoletnia, to nie jestes w stanie zrobic czegos takiego. A przeciez my nie jestesmy juz takie mlode. Moglybysmy nawet isc do wojska, gdybysmy chcialy.
– Do tego trzeba miec osiemnascie lat.
– To zaledwie jeszcze dziewiec miesiecy. A zreszta, przyjmuja i mlodszych, jesli tylko rodzice wyraza zgode. Pamietasz tego czlowieka, co przyszedl do naszej szkoly, zeby werbowac do armii?
– Tak, rzeczywiscie.
– Ciii… zauwazylas?
– Co?
– Uciszyli sie. Juz sie nie kloca.
– Mamy tam isc?
– Chyba tak.
Ale zanim zdazyly sie ruszyc, uslyszaly, ze ojciec ich wola.
Usiadly na sofie naprzeciwko rodzicow. Spokojnie czekaly na to, co powiedza.
Zaczela Megan.
– Dziewczeta, nie mamy zbyt wiele informacji, ale mozemy wam powiedziec, ze Tommy i dziadek zostali porwani przez pewnych ludzi. Nie wiemy, dokad ich zawiezli, ani czego od nas chca. Jak dotad. Dzwonili do taty i rozmawiali z nim tuz przed jego wyjsciem z banku. Powiedzieli, ze wkrotce znowu sie odezwa. Wlasnie na to czekamy.
– Czy z Tommym i dziadkiem wszystko w porzadku?
– Powiedzieli, ze obaj sa cali i zdrowi. Nie sadze, zeby chcieli cos im zrobic dopoki… – zawahala sie. – No coz, nie wiemy, jakie maja plany. Wiemy tylko, ze chca pieniedzy.
– Ile?
– Tego jeszcze nie powiedzieli.
– Dlaczego nie zadzwoniliscie na policje? – zapytala Lauren. Duncan westchnal gleboko. Zaczelo sie, pomyslal.
– Zagrozili nam, ze zrobia krzywde Tommy'emu i dziadkowi, jesli zawiadomimy policje. Tak wiec, na razie nie chcemy ryzykowac.
– Przeciez gliniarze wiedza, jak postepowac z kidnaperami…
– Myslicie, ze moglaby tu pomoc policja w Greenfield?
– Moze nie, ale policja stanowa albo FBI…