– Probowalismy obrabowac bank.
– Co? Co takiego?
– Probowalismy obrabowac bank. Mielismy zaatakowac zaraz potem, jak opancerzona furgonetka przywiezie gotowke z zakladow chemicznych. Widzicie, te zaklady wchodzily w sklad korporacji, produkujacej napalm.
– I co z tego?
– Musicie zrozumiec. Napalm stosowano w wojnie i… – zawahal sie. – Rzeczywiscie, to brzmi jeszcze bardziej idiotycznie, niz sie spodziewalem.
– Ale dlaczego bank?
– Dla pieniedzy. Zeby kupic bron i propagande. Zeby o naszej grupie bylo glosno.
– I rzeczywiscie bylo – z gorycza wyszeptala Megan.
– Ale, tato… – zaczela Lauren.
– Sluchaj! Wiem, ze wszystkie te wyjasnienia brzmia glupio, ale nic nie poradze.
– Ale co sie wlasciwie stalo? – spokojnie ponowila swoje wczesniejsze pytanie Karen.
Duncan westchnal.
– Wszystko potoczylo sie fatalnie, od pierwszej minuty. Straznicy nie rzucili broni, jak to zakladalismy. Zaczeli
– Ale dlaczego nie mozemy pojsc na policje? – znowu zapytala Lauren. Nie plakala juz, w jej glosie brzmialo naleganie i ciekawosc.
– Poniewaz wsadziliby mnie do wiezienia.
– Och.
Przez chwile wszyscy milczeli. Duncan zdawal sobie sprawe, ze dziewczeta chcialyby znac odpowiedzi na wiele pytan, lecz odkladaja to na pozniej.
– Dobrze – Karen odezwala sie w koncu z zaskakujaca stanowczoscia – z tego wynika, ze bedziemy musieli poradzic sobie sami. Ale czy zdolamy? Damy im czego chca i bedzie spokoj?
Duncan i Megan skineli glowami.
– Mam nadzieje – powiedziala Megan cicho.
Sedzia Thomas Pearson otworzyl oczy. Swiatlo, ktore wypelnialo pokoj, razilo jego wzrok. Caly byl zesztywnialy; czul sie tak, jakby jakas potezna lapa skrecila mu szyje podczas snu. Zmienil ostroznie pozycje, starajac sie nie obudzic wnuka, ktory drzemal z lekko rozchylonymi ustami i z glowa na jego kolanach. Chlopiec cicho jeknal, machnal reka przed twarza, jakby chcial odepchnac jakis koszmarny obraz, a potem przekrecil sie na bok i zapadl w gleboki sen. Sedzia ostroznie wstal, wzial koc i okryl chlopca. Tommy westchnal przez sen.
Pearson przez moment zastanawial sie, czy nie zgasic gornego swiatla, postanowil jednak tego nie robic. Nie chcial, by dziecko obudzilo sie w ciemnosci, przerazone.
Spojrzal na zegarek. Byla druga w nocy.
Jestem starym czlowiekiem, ktory nocami spi kiepsko, za to w ciagu dnia ucina sobie drzemke. To tak, jakby moje cialo zaczynalo zwalniac bieg. Nic juz nie pracuje tak dobrze jak kiedys. Porownal siebie do ulubionego starego zegara, takiego ze sprezynami, wahadlem i ciezarkami, ktore podnosily sie i opuszczaly, by wskazac czas, a nie do nowoczesnego zegarka elektronicznego z cyfrowa tarcza i precyzyjnymi ruchami sterowanymi przez uklad komputerowy.
Rozejrzal sie po pokoju – chyba setny raz. No coz, mam wrazenie, ze cos jeszcze we mnie tyka…
Nasluchiwal chwile. W calym domu panowala cisza, slychac bylo tylko miarowy oddech wnuka. Podziwial odpornosc dziecka – tak bylo przerazone, teraz sie regeneruje. Do tej pory chlopiec trzymal sie dzielnie. Ale nie przyszlo jeszcze najgorsze. Nie wiem, jak twardy potrafi byc.
Wzdrygnal sie na mysl o fatalnym doswiadczeniu z lazienka.
Ta kobieta, pomyslal, pokazala mi cos. Pokazala, jak potrafi byc okrutna, jak dobrze umie grac na ludzkich uczuciach. To byla rzeczywiscie imponujaca demonstracja wladzy, skutecznie ukazujaca, jak krucha jest sytuacja. Przypuszczalnie nie ma tu zadnej piwnicy, wilgotnej, ciemnej i zatechlej, jak mowila, ale grozba odniosla taki sam skutek, jakby to byla prawda, a moze nawet lepszy. Musi zachowac czujnosc wobec tego rodzaju manipulacji; musi sprawic, zeby zajela sie czyms rzeczywistym. Trzeba ja zmusic, zeby zajela sie realnymi sprawami. I nie pozwolic, zeby wymyslala jakies okropienstwa, ktore moglyby tylko oslabic moja determinacje.
Sedzia Pearson pokrecil glowa. Gdyby chodzilo tylko o mnie, powiedzialbym im, zeby mnie zastrzelili i poszli do diabla.
Popatrzyl na Tommy'ego i pogladzil go po glowie. Ale nie jestem sam, nie pozwole, zeby nas rozdzielili. To bedzie moja pierwsza bitwa, zdecydowal, nawet jezeli oni o tym nie wiedza. Nie pozwole, zeby nas rozlaczyli, ani na chwile, bez wzgledu na to iloma pistoletami beda wymachiwac. Potrafisz wygrac te potyczke, przekonywal sam siebie, a kiedy zaczniesz odnosic male zwyciestwa, zdolasz opracowac plan wygrania calej wojny. Chca pieniedzy. Przeciez nie zrezygnuja ze swojego glownego celu po to tylko, zeby udowodnic, ze maja wladze w drobiazgach.
Postanowienie to wyraznie dodalo mu sily. Jego reka powedrowala mimowolnie do ramienia Tommy'ego. Przez sztywny koc poczul falowanie oddechu dziecka. Usmiechnal sie. To naprawde jest niemozliwe, pomyslal, zeby widzac spiace dziecko nie odczuwac przemoznej checi poglaskania go czy otulenia kocem.
Usiadl na drugiej pryczy, pozwolil myslom krazyc i snic na jawie o wczesnym switaniu.
Pomyslal o zonie – bylo to naturalne, gdyz dziecko mialo wiele jej rysow, Zadowolony byl, ze juz jej nie ma i ze nie musi sie o nia martwic. Byl to przejaw egoizmu, ale trudno, tak wlasnie o tym myslal. Wspomnial jej pogrzeb, jak glupio sie wtedy czul, uwazal, ze to nie w porzadku, ze on zyje, wymienia usciski dloni, wita starych przyjaciol. Byla wczesna jesien, popoludnie, liscie dopiero zaczynaly zolknac i pojawialy sie pierwsze rdzawe plamki na tle zieleni. Dzien byl upalny i pamietal, ze w czarnym garniturze bylo mu zdecydowanie za goraco. Mial chec go zdjac, krzyczec, ze wszystko jest nie tak, i ze kazdy przeklety glupiec powinien wiedziec, ze ktos tu przesadzil. Nie sluchal slow ksiedza ani monotonnego potoku kondolencji skladanych przez gosci. Przygladal sie grubym, szarym chmurom zbierajacym sie na burze w oddali nad gorami, czekajac na prozno, ze spadnie deszcz, runie prosto na niego i otoczy go sciana wody. Usmiechnal sie – blizniaczki chwycily go pod ramiona i wyprowadzily
Wciaz jednak wydawalo mu sie absurdalne, ze ja przezyl, i wciaz go to dziwi. Przez tyle wspolnych lat nigdy nie przyszla mu do glowy taka mozliwosc. Byl przekonany, pewnoscia zrodzona z jakiejs glupiej, meskiej arogancji, ze to on umrze pierwszy i wazne bylo, zeby zostawil ja dobrze zabezpieczona. Wszystkie polisy ubezpieczeniowe byly na to nastawione, a w ich testamentach byly jedynie malutkie wzmianki o tym, ze ona moglaby umrzec przed nim. Pamietal, jak byl oslupialy, gdy w gabinecie lekarskim powiedziano mu, ze ona nie zyje. Patrzyl na lekarza siedzacego po drugiej stronie biurka w bialym kitlu i myslal: To jakas bzdura; na pewno mozna to zmienic w trakcie apelacji. Nie widzial nic absurdalnego w traktowaniu smierci jako jeszcze jednego problemu prawnego.
Usmiechnal sie na to wspomnienie.
Problem z prawem polega na tym, ze zmusza ono do traktowania wszystkiego, co sie w zyciu zdarza, jako precedensow, opinii i kwestii do rozstrzygniecia. Jest taka zimna rzecza, slowami i orzeczeniami, sztywnymi, probujacymi wtloczyc cala nieskonczona roznorodnosc stworzona przez czlowieka w zbior przepisow. Ona zawsze zwracala uwage na wplyw, jaki wywieraja formulki prawne na ludzi, i to wlasnie czynilo prawo zywym. Wszystkie postanowienia, o zyciu i wolnosci, lata orzekania o winie i niewinnosci, a ona byla czescia kazdego z nich. Dopoki nie umarla, a ja nie stracilem woli dzialania.
To bylo dziesiec lat temu, a ja wciaz jeszcze tu jestem. A myslalem, ze wkrotce umre. Nie umarlem i wciaz sie temu dziwie.
Chcialbym, zeby tu byla. Zjadlaby te suke zywcem.
Mysl ta znow wywolala usmiech na jego twarzy, choc nie bylo to prawda.
Sedzia polozyl sie na pryczy i skulil pod kocem. Zimno tu, pomyslal. Szron wystapi w nocy, niedlugo spadnie