Powiem im, zaraz powiem im wszystko, pomyslal Duncan. Spojrzal na Megan.

– Nie, Lauren, musimy najpierw poczekac.

– Czekaj! Mysle, ze…

– Nie sprzeczaj sie – przerwal jej Duncan.

Lauren cofnela sie, natomiast Karen nachylila sie do przodu.

– To nie ma sensu. Policja pomoze nam. A jesli nie bedziemy mieli dosyc pieniedzy dla kidnaperow?

– Na razie musimy po prostu poczekac. Ucichly, ale po chwili znowu odezwala sie Karen.

– Mamo, dlaczego to wszystko sie stalo?

– Nie wiem, kochanie. Karen pokrecila glowa.

– To wszystko jest bez sensu. W pokoju zapadla cisza.

Karen uniosla sie nieco i ujela reke Lauren. Siedzialy na swoich miejscach, ale Karen czula sie silniejsza, kiedy dotykala siostry. Lauren scisnela jej dlon na znak zachety.

– To naprawde nie ma sensu. Myslicie, ze jestesmy wciaz malymi dziecmi i nie chcecie nam powiedziec prawdy, ale Tommy jest tez naszym bratem, a my nic nie rozumiemy. Myslicie, ze wolimy nie rozumiec, ale to nieprawda. Myslicie, ze nie wytrzymamy tego, ale on jest naszym bratem i chcemy pomoc. A jak to mamy zrobic, jesli nic nie wiemy?

Lauren zaczela plakac, jakby zale siostry byly tez jej zalami. Oczy Karen rowniez wypelnily sie lzami.

Megan poczula uklucie w sercu. Usiadla miedzy dziewczynkami i objela je ramionami, przytulajac do piersi.

Duncan wstal i usiadl obok Karen rowniez ogarniajac ramionami rodzine.

– Macie racje – powiedzial rzeczowym tonem. – Nie powiedzielismy wam nawet polowy prawdy. – Spojrzal na Megan. – Powinny wiedziec – dodal.

Skinela glowa.

– Przepraszam, masz racje. Trzeba im powiedziec.

Mocno przygarnela dziewczynki do siebie. Poczula jednak, ze ich miesnie zesztywnialy, a uwage zwrocily glownie ku ojcu.

– Nie bardzo wiem, od czego zaczac – przyznal – ale na poczatek udziele wam kilku informacji. Przyczyna, dla ktorej nie wezwalismy na pomoc policji, jest to, ze ja, to znaczy my – wasza matka i ja – wiemy, kim sa porywacze.

– Znacie ich?

– To kobieta, ktora znalismy osiemnascie lat temu. Jeszcze zanim wy sie urodzilyscie.

– Jak to?

– Bylismy z nia razem w grupie radykalow.

– Co?

– Radykalow. Uwazalismy sie za rewolucjonistow. Chcielismy zmienic swiat.

– Wy? Niemozliwe!

Duncan wstal z kanapy i zaczal chodzic po pokoju.

– Nie wiecie, jak wtedy bylo – powiedzial. – To wszystko przez wojne. Byla taka niesprawiedliwoscia, takim zlem; caly narod oszalal. Byl rok tysiac dziewiecset szescdziesiaty osmy. Akurat trwala ofensywa Tet, z ciezarowek rozrzucano zdjecia marines, saperow na terenie ambasady, no i zdjecie zastrzelonego Wietnamczyka. A potem zabity zostal Martin Luther King, zastrzelono go, kiedy przemawial z balkonu w Memphis, i wybuchly zamieszki w Newark, w Waszyngtonie i wielu innych miastach. Ustawiono nawet karabiny maszynowe na schodach Kapitolu. Bylo tak, jakby losy calego kraju zawisly na wlosku. Potem zastrzelony zostal Bobby Kennedy – przed kamerami, jak w potwornym widowisku telewizyjnym; wydawalo sie wtedy, ze bez przemocy nic juz nie mozna zdzialac. Nastepnie odbywala sie konwencja w Chicago. Nie wyobrazacie sobie co sie dzialo – policja przypominala oddzialy szturmowe, a na ulicach pelno bylo rannej mlodziezy. Bylo tak, jakby oszalal caly swiat. Co wieczor w wiadomosciach podawano to samo – bomby, zamieszki, demonstracje, no i wojna. Wciaz, bez przerwy. Wojna byla wszedzie – chociaz nikt sobie tego nie uswiadamial. Toczyla sie tak samo tutaj, jak tam. – Duncan zamilkl na chwile, a potem cicho powtorzyl: – Szescdziesiaty osmy. – Gleboko zaczerpnal powietrza, zebral mysli i kontynuowal: – A my tak jej nienawidzilismy. Uwazalismy, ze trzeba ja skonczyc. Probowalismy demonstrowac. Ale prowadzili ja nadal. Nikt nas nie sluchal! Nikt! Nie wyobrazacie sobie, jakie to bylo okropne. Nikogo nie obchodzilismy! Bylo tak, jakby wojna stala sie symbolem calego przegnilego spoleczenstwa. Nic sie nie udawalo. Wszystko bylo nie tak. Wiec uznalismy, ze to spoleczenstwo musi sie zmienic, ze trzeba je do tego zmusic. A potem doszlismy do wniosku, ze musimy to spoleczenstwo zniszczyc, zeby mozna bylo zaczac wszystko od poczatku.

Wierzylismy w to. Ja naprawde wierzylem. Teraz to wydaje sie glupota, dziecinada, ale w tamtych czasach to bylo rzeczywistoscia, a my gotowi bylismy nawet zginac, zeby nastapily zmiany. Sami bylismy jeszcze prawie dziecmi, ale wierzylismy w to. Boze, jak my w to wierzylismy. I wtedy spotkalismy Olivie.

Przerwal, zbierajac mysli.

– Olivia miala plany. Wielkie plany, ktore poruszaly romantyczna czesc naszej natury. Zamiast dawac sie bic palkami i przepedzac gazem lzawiacym, to my mielismy wreszcie zadac im cios. Co gorsza, byla osoba, ktora potrafila namowic do wszystkiego. Cokolwiek sugerowala, wydawalo sie, ze musi byc tak wlasnie, jak ona twierdzi. Byla piekna, inteligentna i energiczna. Wszystkich nas owinela wokol palca, moze z wyjatkiem waszej matki. Kazdym z nas manipulowala w inny sposob. W moim przypadku – za pomoca sarkazmu, zawstydzania, ponizania. Popychala mnie do dzialania. Wobec innych poslugiwala sie seksem, przekonywaniem, logika – wszystkim, czym tylko dysponowala.

Dziewczeta wychylily sie do przodu na swoich miejscach, patrzac jak ojciec gestykuluje tlumaczac sie przed nimi.

– No i zrobilismy cos razem z nia – powiedzial ostroznie Duncan. – Podjelismy sie – a raczej ja, bo wasza matka byla temu przeciwna – czegos, co uwazalismy za akt rewolucyjny. Czegos, co mialo uderzyc w samo serce spoleczenstwa, ktorego tak nienawidzilismy. Och, sam siebie musialem cholernie mocno przekonywac, ze to, co robie, jest sluszne, wlasciwe i niezbedne. Ale z cala pewnoscia nie uwazalem tego za przestepstwo. Nie, nie mozna bylo nazwac nas przestepcami. Bylismy rewolucjonistami. Byl to czysty akt rewolucyjnego zapalu. – Po chwili ciagnal dalej: – Bylem strasznie naiwny. Bylem glupim studentem owladnietym glupimi ideami i w rezultacie wpakowalem nas w cos, co nie miesci sie w glowie. – Zawahal sie.

– Nie – powiedziala Megan. – Tu nie masz racji. Duncan spojrzal na nia.

– To, ze chcielismy zmian, wcale nie bylo glupota. I to, ze chcielismy, zeby skonczyc wojne, tez nie bylo niesluszne. – Westchnela gleboko. – Po prostu, zamiast myslec samodzielnie, poszlismy za niewlasciwym przywodca, to wszystko.

– Za Olivia? – zapytal Karen.

– Miala dar przekonywania – odparla Megan. – Nie wyobrazacie sobie nawet jaki. A zwlaszcza, gdy trafila na podatny grunt.

– Wciaz jednak nie rozumiem – skonstatowala Lauren. – Dlaczego nie mozemy zadzwonic na policje, zeby aresztowala te kobiete?

Duncan odwrocil sie.

Megan zaczerpnela gleboki haust powietrza.

– To przez to, co zrobilismy. Zlapano ja i poszla do wiezienia. A my ucieklismy – osiemnascie lat temu.

– No, ale…

Megan mowila coraz szybciej.

– Nigdy nie zdradzila, kto byl w to zamieszany. Gdybysmy teraz poszli na policje, prawdopodobnie powiazaliby nas z nia.

– To bylo osiemnascie lat temu i przeciez wszystko sie zmienilo…

– Jedno nigdy sie nie zmieni – przerwal Duncan. Dziewczynki patrzyly na niego, ale Megan odwrocila wzrok.

– Piec osob stracilo zycie.

Dziewczynki patrzyly na ojca szeroko otwartymi oczami.

– Czy wy… – zaczela Lauren.

– Nie. Nie doslownie. Czy kogos zabilem? Nie z pistoletu. Ale czy bylem w to wmieszany? Tak.

– Ale co sie wlasciwie stalo? – zapytala Karen. Duncan wzial gleboki oddech.

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату