Decyzje podjela w tym samym momencie, kiedy zaczela wycofywac sie spod domu na farmie. Bala sie tylko, ze nie zdola zadzwonic do Duncana i powiedziec mu, co udalo jej sie odkryc i co ma zamiar zrobic. Wiedziala, ze nie moze z tym zwlekac. On zrozumie, kiedy mu zaprezentuje swoj plan.
Megan wyszla z samochodu i szybkim krokiem udala sie w kierunku sklepu. Pchnela szerokie drzwi wejsciowe zderzajac sie niemal z ostatnimi klientami zmierzajacymi na parking i pospieszyla korytarzem stukajac obcasami po gladkiej podlodze. Oddychala ciezko, jak plywak walczacy z falami. Swiatla sklepikow – nie konczacego sie ciagu roznorodnych butikow i salonow z odzieza – zalewaly ja, jakby ujawniajac publicznie jej panike i desperacje. Musze sie opanowac, przykazywala sobie. Lecz jakis glos w jej wnetrzu podpowiadal, ze powinna raczej zaczac spiewac piesn zalobna za swa stracona dusze. To, co zamierzam uczynic, nie jest wcale czyms zlym, wmawiala sobie. Oczy manekinow wystawowych, nieruchome i bezduszne, przygladaly sie, gdy przebiegala obok.
Zadala sobie pytanie, czy tak wlasnie wygladaja oczy martwego czlowieka, lecz natychmiast przegnala te mysl i przyspieszyla kroku.
Kiedy dotarla do sektora z artykulami sportowymi, skonstatowala z ulga, ze poza pracownikiem liczacym utarg przy kasie, nie bylo w nim nikogo.
Mlody czlowiek spojrzal na Megan, nastepnie na zegar scienny – do zamkniecia bylo zaledwie kilkanascie minut – po czym znowu na Megan. Kiedy wyszedl zza kasy zobaczyla, ze mial na sobie dzinsy, biala koszule, krawat, a w uchu – kolczyk. Nie wygladal jak podejrzany typek.
Ja chyba tez nie, pomyslala posepnie.
– Witam – zaczal grzecznie. – Zdazyla pani w ostatniej chwili. W czym moge pomoc?
– Interesuje mnie sprzet do polowania – odpowiedziala Megan starajac sie opanowac drzenie glosu.
– Prosze bardzo – odparl sprzedawca. Zaprowadzil ja w glab sklepu, gdzie na jednej ze scian rozmieszczona byla rozmaita bron: haki z fantazyjnymi nacieciami i kolorowo pomalowane strzaly, jakby wyjete prosto z futurystycznych opowiesci, a takze rozmaite strzelby, karabinki, pistolety i kusze. Obok wisialy parki i spodnie mysliwskie w roznych kolorach – w ostrych, jaskrawo-pomaranczowych, i w stonowanych dla potrzeb kamuflazu. Na gornej polce znajdowaly sie okulary, a nizej pelen asortyment mysliwskich nozy – zebate, odblaskowe, z ukrytym ostrzem itp. Wylozonych bylo takze pare czasopism:
– Jakiego dokladnie rodzaju ekwipunku mysliwskiego pani potrzebuje? – uslyszala pytanie sprzedawcy. – Ma byc na prezent czy do uzytku wlasnego?
Gleboko zaczerpnela powietrza.
– Dla mojej rodziny – odparla.
– A wiec prezent. Czy ma pani cos konkretnego na uwadze?
– Polowanie – rzucila krotko.
– Aha, polowanie. Ale na co? – pytal sprzedawca cierpliwie, z lekkim rozbawieniem.
– Na dzikie bestie – rzekla polglosem.
– Slucham? – Sprzedawca popatrzyl na nia dziwnym wzrokiem. Megan zignorowala jego spojrzenie i pamiecia siegnela do domu w Lodi.
Wyobrazila sobie, ze siedzi w mrocznym salonie, ciezkim od dymu i entuzjazmu, i przysluchuje sie dyskusji Olivii z Kwanzim i Sundiata. Znajomosc broni u obu czarnych mezczyzn byla typowa dla mieszkancow murzynskiego getta: noze i obrzyny. Wiedza Olivii byla bardziej rozlegla; mowila o zasiegu i szybkosci strzalu, latwo rzucala rodzajami i kalibrami. Megan przypomniala sobie, jak do grupy przylaczyla sie Emily, pokazujac, jak ma zamiar trzymac karabin pod swoim dlugim plaszczem; przed oczami stanal jej obraz Emily z karabinem w reku. Widziala czarna lufe i brazowa, drewniana kolbe. Wzrok skierowala na sciane z rozwieszona bronia.
– Taki jak ten – powiedziala do sprzedawcy wskazujac palcem.
– Ten raczej nie jest przeznaczony na polowania – odparl sprzedawca, patrzac na wskazana bron. – To jest dwunastokalibrowa strzelba, w rodzaju tych, ktore policjanci woza w swoich samochodach. Farmerzy uzywaja ich na swistaki i inne szkodniki. Widzi pani, lufa jest krotsza, duzo krotsza, co ogranicza dokladnosc przy strzelaniu na odleglosc. Niektorzy uzywaja takiej broni do ochrony domow, chociaz…
– Moglabym zobaczyc? Sprzedawca wzruszyl ramionami.
– Jasne. Mysliwi jednak na ogol wola cos wiekszego… Przerwal, zmrozony spojrzeniem Megan.
– Prosze, zaraz pani podam. – Wzial kluczyk i otworzyl zamkniecie zabezpieczajace bron. Wzial strzelbe i wreczyl ja Megan.
Przez moment trzymala ja w pozycji 'prezentuj bron', zastanawiajac sie, co z nia teraz zrobic. Probowala przypomniec sobie wszystko, czego sie nauczyla podczas wieczorow w Lodi, za zaciagnietymi zaslonami. Chwycila loze ponizej lufy i pociagnela ja mocno do tylu, slyszac glosne klikniecie mechanizmu oznaczajace gotowosc broni do strzalu.
– Dobrze – pochwalil sprzedawca – tylko troszeczke delikatniej. Nie trzeba trzaskac tak silnie. – Wzial z rak Megan strzelbe i skierowal ja na tyly sklepu. Nacisniety spust wydal suchy trzask. – Prosze spojrzec. Raz, dwa trzy, cztery, piec, szesc. Teraz musi pani przeladowac – o tu. – Pokazal otwor z boku magazynku.
Wziela strzelbe i powtorzyla czynnosci, jakie wykonal sprzedawca. Strzelba wazyla ile trzeba, prawie tyle, ile myslala. Dotyk drewnianej kolby na ramieniu byl niemal uwodzicielski. Wszystko to jednak bylo zwodnicze. Podczas strzalu podskakiwala i wyrywala sie jak dzikie zwierze, Megan obawiala sie, czy da sobie z nia rade.
Westchnela ciezko myslac, ze musi sobie poradzic. Kladac bron na kontuarze stwierdzila:
– Swietnie, biore ja. I druga taka sama.
– Chce pani dwie… – zaczal ekspedient zaskoczony, ale urwal i wzruszyl ramionami. – Prosze bardzo. Jak pani sobie zyczy. – Zdjal ze stelaza identyczna strzelbe. – Amunicje tez?
Megan znow siegnela pamiecia do przeszlosci. Przypomniala sobie nauki Olivii: 'Musicie zawsze uzywac takiej samej broni jak Swinie albo lepszej. Nie mozecie byc niedozbrojeni'.
Wspomnienie to wywolalo gorzki usmiech na jej twarzy.
Przybierajac ton na poly przyjacielski, na poly zartobliwy odparla:
– Prosze tez pare pudelek najgrubszego srutu. Sprzedawca szeroko otworzyl oczy i pokrecil glowa:
– Widze, ze pani ma zamiar polowac na slonie, nosorozce albo wieloryby. – Siegnal pod lade i wyjal dwa pudelka nabojow. – Prosze bardzo. Moga przedziurawic nawet metalowa blache podwojnej grubosci. Moga rozwalic sciane w pani domu. Radze, zeby pani wyprobowala je najpierw na strzelnicy dla lepszej orientacji.
Megan pokiwala glowa i usmiechnela sie. Po czym skierowala ponownie wzrok na polki z bronia. Jej uwage zwrocil przedmiot znajomy z setek wieczornych wiadomosci.
– A co to jest?
– To jest colt AR-16, prosze pani. Polautomatyczny karabinek z wyjatkowo poteznymi nabojami. To wersja karabinow uzywanych w armii. Absolutnie nie nadaje sie na polowania. Taki sam sprzedalem niedawno malzenstwu planujacemu tej zimy wyprawe jachtem po Karaibach. Warto jest miec taka bron przy sobie, to znaczy na jachcie.
– Dlaczegoz to?
– Jest bardzo dokladna na duze odleglosci, nawet do tysiaca metrow, i moze zrobic dziure w przedmiocie oddalonym o poltora kilometra. Strzela bardzo szybko i jest przystosowana takze do magazynka z dwudziestu jeden nabojami.
– Ale dlaczego na Karaiby?
– Kreci sie tam mnostwo przemytnikow i porywaczy. Napadaja czasami na luksusowe jachty, by wykorzystac je do jednorazowego przerzutu narkotykow. Taki AR-16 moze juz z daleka zniechecic do zblizenia sie w nieprzyjaznych zamiarach. Widzi pani, z pistoletem czy rewolwerem musi pani czekac, az klopoty beda blisko. A z tym nie.
Podniosl strzelbe i zademonstrowal technike strzelania.
– Tak wlasnie dziala. No i nie ma duzego odrzutu. Spojrzal na Megan trzymajac wciaz karabinek przy ramieniu.
– Rozumiem, ze bierze go pani takze.
– Tak – potwierdzila. – Nikt nie chce miec klopotow w zasiegu reki.
– W celu polowania, rzecz jasna?
– Oczywiscie.