– Cokolwiek by to bylo, zrobmy to i wynosmy sie stad do diabla – nalegal Ramon.
Olivia zaczela zastanawiac sie, do jakiego stopnia kazdy z nich gotow jest sprzeciwic sie jej. Obaj sa wystraszeni i spieci, pomyslala. Trzeba im dac to czego chca. A potem zrobic to czego chce ja.
– Juz dobrze – odezwala sie, jakby przemawiala do dzieci. – Obaj chcecie konczyc to, prawda?
Mezczyzni skineli glowami, wciaz patrzac na siebie z wsciekloscia.
– Aja mysle, ze Duncan zasluguje na cos wiecej. – Duzo wiecej, pomyslala. Spojrzeli na nia dziwnym wzrokiem. Zauwazyla, ze juz na siebie nie patrza. Zlapali haczyk, pomyslala, i usmiechnela sie.
– No, teraz juz spokoj. Czy do tej pory poszlo cos nie tak? Czy nie spedzilam calych lat na obmyslaniu kazdego kruczka?
Mezczyzni zerkneli jeden na drugiego, potem znow na nia i potakneli.
– Czy cos poszlo nie tak, jak przewidywalam? Znowu skineli glowami z ulga.
– To jest jeden z tych kruczkow, ktore zajely mi najwiecej czasu. Ostatnie przekrecenie noza w miejscu – jest nie do zepsucia. A oto moj plan: skontaktuje sie wieczorem z Duncanem – bedzie juz wtedy na pograniczu obledu. Kaze mu spotkac sie z nami jutro rano. Gdzies w cichym, odludnym miejscu. I powiem mu, ze nie wyplacil sie nam jeszcze. Wyniesiemy sie stad o osmej pietnascie. Samolot mamy w poludnie. Pasuje wam?
Olivia spojrzala na nich. Obaj byli jeszcze troche zdenerwowani, ale tylko troche.
– Wciaz mysle, ze powinnismy po prostu ich zabic i wyniesc sie – wymamrotal Ramon.
– Rzeczywiscie sprytnie – uznal Bill Lewis. – Brzmi to niezle, Olivio. Ale dlaczego mamy czekac do wieczora?
– Poniewaz wlasnie wtedy zmieknie najbardziej. Ludzie zawsze sa najbardziej nerwowi kiedy zapada ciemnosc. Swiat wydaje sie wowczas mniejszy, ciasniejszy, bardziej niebezpieczny.
– Mysle jednak, ze powinnismy zmyc sie stad od razu i zadzwonic do niego z daleka, z jakiegos automatu. Wcale nie musimy tu sterczec.
– Owszem, musimy – odparla Olivia. – Nie uwazasz, ze on bedzie miekki jak wosk? To, ze wciaz jestesmy tutaj, dodaje ostrosci calej sprawie. Swiadomosc, ze jestesmy w poblizu, zmiekczy go do reszty. Jak wszystko razem sie doda – czekanie, ciemnosci, zagrozenie – Duncan zrobi wszystko, co mu kazemy.
– A jak to wszystko ma wygladac?
– Prosciutko – odpowiedziala Olivia. – Mam zamiar wyslac go w jakies zabite dechami miejsce, a naszych zakladnikow po prostu zostawic samych, tu na gorze. Zanim sie zorientuja, my bedziemy juz daleko. Wymkniemy sie, drzwi zostawimy otwarte. Staremu draniowi zajmie troche czasu, zanim opanuje nerwy i sprobuje otworzyc drzwi. Potem bedzie musial wykombinowac, jak sie stad wydostac. Przetniemy kabel telefoniczny. Moze nawet zabierzemy im buty. Kiedy wreszcie uda mu sie skontaktowac z Duncanem i Megan, my bedziemy juz w powietrzu, w drodze z lotniska w Bostonie w jakies cieple strony. A pozniej, kiedy zrobi sie krotko z forsa, przyjedziemy znowu do Greenfield na krotki urlop, i odwiedzimy naszego osobistego bankiera. Zaloze sie, ze nie bedzie chcial przechodzic przez to wszystko od nowa. Znam Duncana. Matematyk bedzie chcial zalatwic wszystko szybko i bez klopotu. Da nam pieniadze. I koniec bajki. Dopoki nie bedziemy znow w potrzebie. I tak dalej. I tak dalej.
Ramon wzdrygnal sie, lecz Bill Lewis wydawal sie wyraznie uspokojony.
– Masz racje. Dran bedzie placil do konca zycia. A my zostawimy nie tyle swiadkow, ile cos na pamiatke. Bedzie zawsze swiadom tego, jak latwo udalo nam sie ich zgarnac. I ze mozemy to zrobic znowu.
– Swietnie – zasmiala sie krotko Olivia. – Widze, ze sie uczysz.
– Mimo wszystko nie zostawialbym swiadkow – nalegal Ramon. Olivia zamilkla na moment, po czym odpowiedziala:
– Czy masz zamiar zmusic mnie do tego? – I dotknela rewolweru. Ramon wzdrygnal sie.
Olivia popatrzyla na niego przenikliwie.
– Nie – nadal sie.
– To dobrze. – Wstala i podeszla do Billa Lewisa. Palcami pogladzila go po policzku. – Zaczynasz byc miekki – skarcila go z usmiechem. – Przeciez zdawalismy sobie wczesniej sprawe z tego, ze moga byc ofiary smiertelne. Wiedzielismy i poszlismy na to. – Mocno dzgnela go palcem w zoladek. – Musisz byc twardy. A nie miekki. – Skinal glowa, lecz ona siegnela do jego podbrodka, ujela go mocno w swe dlugie palce i z premedytacja sama poruszyla jego glowa w gore i w dol.
Ramon rozesmial sie. Olivia usmiechnela sie i Bill Lewis takze, ale jednoczesnie potarl twarz w miejscu, gdzie zaciskaly sie palce Olivii.
– Mysle, ze masz racje – przyznal. – Powinienem po prostu sluchac sie ciebie.
– Wtedy wszystko szloby latwiej – odrzekla Olivia i figlarnym gestem dala mu lekkiego klapsa w policzek. – Dobrze, zanies teraz na gore lunch dla naszych gosci. Mozesz im powiedziec, ze ich czekanie juz niedlugo sie skonczy. Nie wdawaj sie w szczegoly, powiedz tylko, ze wedlug ciebie wroca do domu jutro, najdalej pojutrze. Daj im promyk nadziei. To cudownie wplynie na ich cierpliwosc.
Lewis przytaknal i wypadl z pokoju, Ramon chcial wyjsc za nim, ale stanal jak wryty, kiedy zobaczyl nagle wyraz twarzy Olivii. Cala kokieteria zniknela w jednej sekundzie, oczy zwezily sie w szparki, szczeki stezaly, a usta zacisnely sie w waska kreske. Wzrokiem nakazywala mu zostac na miejscu. Po chwili oboje uslyszeli ciezkie kroki Billa Lewisa na schodach.
– Tak? – czekal Ramon.
– Twoja sugestia wcale naszym planom nie zaszkodzi.
– Nie? Myslalem…
– Pieniadze to jedno – wyjasnila Olivia – a zemsta to zupelnie cos innego. Ramon przytaknal i usmiechnal sie.
Olivia podeszla do niego. Reka potargala pieszczotliwie jego bujna czupryne.
– Myslimy podobnie – powiedziala. – Jestes twardy. Widzisz rzeczy takimi, jakie sa naprawde. Dziwie sie, ze dotad tego nie zauwazylam.
– Usmiechnal sie.
– Ale kiedy? Bill sadzi…
– Na pewno nie wczesniej niz jutro rano. Dokladnie – kiedy bedziemy stad wyjezdzac. Wlasnie wtedy. Bill wpadnie w szal, wiec musimy na niego uwazac.
Glowa podskoczyla mu w gore i w dol na znak zgody.
– Pieprz go. On nie ma pojecia o tym wszystkim. Pieprz go.
– Ty juz to kiedys robiles.
– Dawno temu. On sie zmienil. Zrobil sie miekki. I ja sie zmienilem. Zrobilem sie twardy.
Olivia usmiechnela sie.
– A jesli on sie nie zgodzi? – zapytala. Ramon wyszczerzyl zeby.
– Wtedy podzielimy forse na pol.
– Okay – powiedziala. – A teraz zrob mi grzecznosc i sprawdz nasza bron. Ramon, zachwycony jej uznaniem, wybiegl z pokoju pelen dziwnego, niemal narkotycznego uniesienia. Olivia patrzyla za nim z pogarda. Alez to latwe, stwierdzila. Teraz musze przekonac Billa, ze nie ufam Ramonowi i stojac z boku przygladac sie fajerwerkom. Uleglosc ludzi dzialajacych w warunkach stresu wciaz robila na niej wrazenie. Tylko ja jestem w stanie w pelni kontrolowac sie. Od samego poczatku. Zauwazyla, ze pogwizduje beztrosko, rozsiadajac sie z powrotem w fotelu. Nie widziala zadnej potrzeby dzielenia sie z kims owocami dzialalnosci Duncana. Na tym zreszta polegal jej prawdziwy plan, od samego poczatku.
Megan siedziala w samochodzie rozgrzewajac dlonie filizanka kawy. Zaparkowala obok niewielkiego sklepu, zastanawiajac sie przez chwile, czy to ten sam sklepik, przed ktorym Duncan wyczekiwal poprzedniego dnia. Spojrzala na liste potencjalnych adresow i pokrecila glowa. Lykajac goraca kawe popatrzyla na zachmurzone niebo. Stwierdzila, ze do zmroku zostalo jeszcze dwie – trzy godziny. Westchnela i rozlozyla mape na desce rozdzielczej.
Gdzie jestescie? – myslala.
Niecierpliwila sie, ze badanie kazdego adresu zajmuje jej tyle czasu. Pod sam dom podjechac nie mogla; musiala go najpierw zlokalizowac, zaparkowac auto w pewnej odleglosci i ostroznie sie rozejrzec. Do tej pory nie osiagnela nic. Przed pierwszym domem bawily sie dzieci, co niemal ja zalamalo. Stala przy drodze jak wrosnieta, wpatrujac sie w gromadke dzieciakow, udajac kowbojow i Indian bawili w berka. W koncu odwrocila sie niechetnie, przypominajac sobie, ilez to razy obserwowala takie zabawy z wlasnego okna.