sie na podworze. Ostroznie rozlozyli znalezione rzeczy na ziemi, w miejscu gdzie silnie przygrzewalo slonce.

– Czy nadaja sie jeszcze do badania? – spytal po chwili Cowart.

Brown wzruszyl ramionami.

– Podejrzewam, ze tak. – Spojrzal uwazniej na rozlozone rzeczy. – Tak naprawde to nie musza byc poddane zadnym badaniom.

– Tez prawda – zgodzil sie Cowart.

Wilcox probowal doczyscic sie, strzepujac z ubrania smierdzace odpadki. Spojrzal na swego partnera.

– Tanny – powiedzial miekko. – Przykro mi, stary. Powinienem byc bardziej dokladny. Powinienem to przewidziec.

Brown potrzasnal przeczaco glowa.

– Teraz wiesz wiecej, niz wiedziales wtedy. Nie ma sprawy. Powinienem dokladniej sprawdzic raport z przeprowadzonej rewizji.

Nadal wpatrywal sie w lezace szczatki odziezy.

– Do cholery – odezwal sie w koncu podniesionym glosem. – Do jasnej cholery.

Przeniosl wzrok na stojacego obok Cowarta.

– Teraz przynajmniej juz wiemy, co?

Cowart przytaknal.

Delikatnie podniesli strzepy ubran i kawalek wykladziny, po czym skierowali sie w strone domu. Zauwazyli, jak stara kobieta stoi samotnie, obserwujac ich uwaznie ze swego stanowiska na werandzie. Jej spojrzenie wyrazalo calkowita bezradnosc. Cowart dostrzegl, ze rece starszej kobiety trzesa sie wyraznie.

– To nic nie oznacza! – wrzasnela, szukajac rozpaczliwie mozliwosci obrony. Z trudem uniosla jedna reke i zamachala zwinieta w piesc koscista dlonia w ich kierunku. – Wyrzucam rozne stare smieci. To nic nie oznacza!

Policjanci i reporter mineli ciagle krzyczaca kobiete, ktorej slowa biegly przez podworze, osiagajac bladoniebieskie niebo.

– To nic nie oznacza! Nie slyszycie, czy co?! Niech pieklo pochlonie twoje oczy, Tanny Brown! To nic nie oznacza! Nie zrobilam tego umyslnie!

Rozdzial dwudziesty

PULAPKI

Tanny Brown bezmyslnie prowadzil woz policyjny ulicami miasta, w ktorym sie urodzil. Siedzacy obok Cowart czekal, az detektyw w koncu cos powie. Wilcox zostal w laboratorium kryminalnym razem ze znalezionymi w wychodku przedmiotami. Dziennikarz sadzil, ze wroca natychmiast na posterunek i zadecyduja, co dalej robic. Wbrew tym nadziejom krazyl teraz wolno po miescie.

– A wiec? – zapytal wreszcie. – Co dalej?

– Wiesz – odezwal sie powoli Brown – trudno to nawet nazwac miastem. Zawsze pozostawalo w cieniu Pensacola i Mobile. Mimo to bylo jedynym, jakie znalem, oraz jedyna rzecza, jakiej potrzebowalem. Nawet kiedy wyjechalem, zeby odbyc sluzbe wojskowa, a potem znalazlem sie w college’u w Tallahassee, caly czas mialem swiadomosc, ze chce tu wrocic. A ty, Cowart? Co uwazasz za swoj dom?

Cowart przedstawil sobie w pamieci maly ceglasty domek, w ktorym dorastal. Budynek byl nieco oddalony od ulicy, a na podworzu rosl ogromny dab. Przed wejsciem w rogu stalo skrzypiace, bujane, podwojne krzeslo, ktore nigdy nie uzywane zardzewialo pod wplywem wielu zim. Obraz domu rozmyl sie prawie natychmiast, ustepujac miejsca widokowi gazety jego ojca – jakies dwadziescia lat temu, widzianej oczami dziecka, w czasach gdy nie stosowano jeszcze komputerow ani maszyn elektronicznych. Zdawalo mu sie, jakby rozumienie swiata bylo wytyczane przez poobijane stalowoszare biurka i nikle blade swiatla, otoczone kakofonia nieustannie dzwoniacych telefonow, podniesionych glosow w redakcji gazety. Zlecenia, gotowe artykuly, charakterystyczny dzwiek poczty pneumatycznej laczacej pokoj redakcyjny z poszczegolnymi dzialami. Stukot starej, recznej maszyny do pisania przypominajacy strzaly z karabinu maszynowego, wybijajacy historie codziennych wydarzen. Dorastal w przekonaniu, ze chce uciec jak najdalej od tego wszystkiego, lecz „jak najdalej” bylo zawsze interpretowane jako to samo, tylko wieksze i lepsze. Az wreszcie na horyzoncie pojawilo sie Miami. Jedna z najbardziej liczacych sie gazet. Zycie definiowane slowami.

A moze, pomyslal, smierc zdefiniowana slowami.

– Zadnego domu – odparl. – Tylko kariera.

– Czy to nie to samo?

– Ciezko rozroznic.

Detektyw kiwnal potakujaco glowa.

– W takim razie co robimy? – zapytal Cowart ponownie.

Zadna rozsadna odpowiedz nie przychodzila policjantowi na mysl.

– No coz – zaczal, powoli wymawiajac slowa – wiemy, kto naprawde zabil Joanie Shriver.

Obaj mezczyzni poczuli ogarniajace ich przygnebienie. Wiedzialem, pomyslal Brown. Od dawna wiedzialem. Wciaz jednak nie mogl odrzucic mysli, ze cos sie zmienilo.

– Nie mozesz go udupic, co?

– Na pewno nie w sadzie. Wymuszone zeznanie. Nielegalne sledztwo. Bylibysmy skonczeni.

– Ja rowniez nie moge go udupic – powiedzial Cowart z gorycza w glosie.

– Dlaczego? Co sie stanie, jesli napiszesz artykul?

– Lepiej nie pytaj.

Brown skrecil gwaltownie kierownica i wprowadzil woz na kraweznik, hamujac ostro. Obrocil sie w kierunku Cowarta.

– Co sie stanie? – zapytal, wyraznie zdenerwowany. – Powiedz mi, do cholery! Co sie stanie?

Twarz Cowarta przybrala kolor purpury.

– Powiem ci, co sie stanie: Napisze artykul i caly swiat wskoczy nam na plecy. Myslisz, ze przedtem prasa obchodzila sie z toba ostro? Nie masz najmniejszego pojecia, jacy potrafia byc, gdy poczuja w powietrzu zapach krwi. Kazdy bedzie chcial uszczknac cos dla siebie z tego calego balaganu. Wiecej mikrofonow, dyktafonow, swiatel i kamer niz kiedykolwiek widziales. Glupi glina i glupi reporter spieprzaja swoja robote i pozwalaja mordercy ujsc bez szwanku. Nie znajdzie sie zadna gazeta czy stacja telewizyjna, ktora nie bedzie chciala wyciagnac macek po te historie.

– Co stanie sie z Fergusonem?

Cowart zawyl przerazliwie.

– Po prostu zaprzeczy. Usmiechnie sie do kamery i powie: „Nie, prosze pana. Nie zrobilem niczego takiego. Musieli podlozyc tam ten dowod. Wszystko zostalo sfingowane. Tania sztuczka sfrustrowanego gliniarza”. Powie, ze musielismy znalezc dowod gdzies indziej, w miejscu wskazanym przez Blaira Sullivana, ktory zasugerowal, ze mozemy znalezc cos takiego jak noz i podlozylismy go w to miejsce. Moze to byl kawal, a moze nie – nie robi to zadnej roznicy. Jestem klapa bezpieczenstwa dla twoich bledow. I wiesz co? Wielu ludzi w to uwierzy. Kiedys juz wymusiles na nim zeznanie. Dlaczego nie sprobujesz jakiegos innego sposobu?

Brown otworzyl usta, chcac najwyrazniej cos powiedziec, lecz Cowart nie dopuscil go do glosu.

– Pamietasz „Fatalne wyobrazenie”? Facet zalozyl szalona sprawe i tak sie na niej skupil, ze wydawalo sie, ze ludzie zapomnieli, iz byl oskarzony o zaszlachtowanie swojej zony i dzieci. Jak myslisz, kto bedzie plaszczem przeciwdeszczowym? Cos bardziej przekonujacego? Co zrobisz, gdy Barbara Walters albo pieprzony Mike Wallace pochyli sie nad stolem wsrod pracujacych kamer i swiatel, ktore sprawia, ze oblejesz sie potem, i zapyta, czy naprawde wydales swoim ludziom rozkaz, zeby pobili pana Fergusona? Swiadomie postepujac wbrew prawu? Wiedzac, ze gdyby to sie wydalo, facet wyszedlby na wolnosc? Czy pomoze ci wtedy zachowanie milczenia i nieudzielanie odpowiedzi? Jak zamierzasz odpowiedziec na te pytania, detektywie? Jak udowodnisz, ze nie podlozyles tego dowodu w domu Fergusonow? Powiedz mi, detektywie, bo chcialbym to wiedziec.

Brown spojrzal na Cowarta, a w jego oczach czaila sie wscieklosc.

– A co z toba?

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату