ktorzy popelnili najokropniejsze przestepstwa, i probujac grac twardziela.

– Moze na poczatek opowie mi pan troche o sobie? Na przyklad, jak to sie dzieje, ze osoba z Pachouli mowi bez akcentu?

Ferguson znowu sie rozesmial.

– Jesli pan chce, moge mowic z akcentem. Mowim tak, kajdym chcem. Mogem gadoc jok Muzyn z najcorniejsego lasa, jakiego kajdyk pon slysol… – Ferguson usiadl wygodnie, jakby rozkladajac sie na krzesle, udajac faceta rozpartego w bujanym fotelu. Powolny ciag slow wydawal sie osladzac nieruchome powietrze malego pomieszczenia. Nagle gwaltownie pochylil sie do przodu i zmienil akcent. – Moge zasunac slangiem lebka z ulicy; taka gadane tez mam opanowana na amen. Kiedy chce. – Ta poza tez szybko zniknela i powrocil zdecydowany, powazny mezczyzna, z lokciami wspartymi na stole i mowiacy rownym, spokojnym glosem. – I potrafie wyslawiac sie jak osoba, ktora studiowala na uniwersytecie i byla na drodze do zrobienia dyplomu i, byc moze, podjecia pracy w biznesie. Bo taki tez bylem.

Cowart byl zaskoczony tymi szybkimi zmianami. Wydawaly sie czyms wiecej niz jedynie modulacjami akcentu i tonu. Zmiany mowy byly podbudowane subtelnymi modyfikacjami gestykulacji i postawy, tak ze Robert Earl Ferguson stawal sie w kazdym calu uosobieniem srodowiska, ktore nasladowal.

– Robi wrazenie – powiedzial Cowart. – Ma pan chyba niezly sluch.

Ferguson przytaknal.

– Te trzy akcenty sa odbiciem trzech czesci, z jakich sie skladam. Urodzilem sie w Newark, w stanie New Jersey. Moja mama byla sluzaca. Codziennie o szostej rano jezdzila do podmiejskich dzielnic bialych i do wieczora sprzatala ich domy. Dzien w dzien. Moj tata sluzyl w wojsku i sluch po nim zaginal, gdy mialem trzy albo cztery lata. Wlasciwie to nawet nie wzieli slubu. Gdy mialem siedem lat, mama umarla. Powiedzieli nam, ze to serce, ale tak naprawde to nigdy sie nie dowiedzialem. Po prostu pewnego dnia dostala dusznosci, poszla do kliniki i wiecej juz jej nie zobaczylismy. Odeslano mnie do Pachouli i wychowywalem sie u babki. Nie ma pan pojecia, co to znaczylo dla takiego malego dzieciaka. Wydostanie sie z tego getta do miejsca, gdzie rosna drzewa, plyna rzeki i jest czyste powietrze. Wydawalo mi sie, ze mieszkam w raju, mimo ze nie mielismy biezacej wody. To byly najlepsze lata mojego zycia. Chodzilem pieszo do szkoly. Czytalem w nocy przy swieczce. Jadalismy ryby, ktore lowilem w strumieniach. Jakbym mieszkal w jakiejs innej epoce. Wydawalo mi sie, ze nigdy stamtad nie wyjade, az babcia zachorowala. Przestraszyla sie, ze nie bedzie mogla sie mna nalezycie opiekowac, i wyslano mnie z powrotem do Newark, gdzie zamieszkalem z ciotka i jej nowo poslubionym mezem. Tam skonczylem szkole srednia i poszedlem na studia. Ale uwielbialem przyjezdzac do babci w odwiedziny. Gdy nadchodzily wakacje, cala noc jechalem autobusem do Atlanty, tam przesiadalem sie w inny, do Mobile i potem w lokalny do Pachouli. W miescie wydawalo mi sie, ze jestem nie na miejscu. Chyba czulem sie chlopakiem ze wsi. Nie za bardzo mi sie podobalo w Newark.

Ferguson potrzasnal glowa i na twarzy pojawil mu sie dyskretny usmiech.

– Te cholerne przejazdy autobusami – powiedzial cicho. – Przez nie zaczely sie wszystkie klopoty.

– Co pan przez to rozumie?

Ferguson nadal potrzasal glowa, ale odpowiedzial na pytanie.

– Cala podroz zabierala niemal trzydziesci godzin. Najpierw po autostradzie, a potem przedzieranie sie przez wszystkie prowincjonalne miasteczka i wiejskie drogi. Podskakiwalem na wybojach, dawala mi sie lekko we znaki choroba lokomocyjna, potrzebowalem skorzystac z kibelka i bylem otoczony ludzmi, ktorym przydalaby sie kapiel. Biedakami, ktorzy nie mogli pozwolic sobie na bilet lotniczy. Nie za bardzo mi sie to podobalo. Wlasnie dlatego kupilem samochod. Uzywanego forda granade. Ciemnozielonego. Odkupilem go od innego studenta za tysiac dwiescie dolarow. Mial przejechane tylko sto tysiecy kilometrow. Cacko. Cholera! Uwielbialem jezdzic tym samochodem…

Glos Fergusona byl gladki i odlegly.

– Ale…

– Ale gdybym nie mial tego samochodu, nigdy nie dobraliby sie do mnie ludzie szeryfa przeprowadzajacy sledztwo.

– Niech mi pan o tym opowie.

– Nie za bardzo jest o czym opowiadac. Tego popoludnia, gdy dokonano zabojstwa, siedzialem w domu z babcia. Zeznalaby to, gdyby komukolwiek przyszlo do glowy ja zapytac…

– Czy jeszcze ktos pana widzial? Ktos spoza rodziny?

– Hm, nikogo sobie nie przypominam. Bylismy tylko we dwojke. Jak pan ja odwiedzi, to zrozumie pan dlaczego. Jej dom to stara lepianka, oddalona od innych ruder. Potwornie uboga.

– Niech pan mowi dalej.

– Wkrotce po tym, jak znalezli cialo, do domu przyjechalo dwoch detektywow, ktorzy chcieli sie ze mna zobaczyc. Bylem przed domem, mylem samochod. Kurcze, tak lubilem, zeby sie blyszczal. Byl srodek dnia. Przyjechali i pytali mnie, co robilem dwa dni wczesniej. Zaczeli przygladac sie mnie i samochodowi nie sluchajac za bardzo, co mowie.

– Jacy detektywi?

– Brown i Wilcox. Znam obydwu tych skurwieli. Wiedzialem, ze mnie nienawidza. Powinienem byl wiedziec, ze nie nalezy im ufac.

– Skad pan to wie? Dlaczego pana nienawidzili?

– Pachoula to mala miejscowosc. Niektorzy chcieliby, zeby tak trwala bez zmian. Wiedzieli, ze mam przed soba przyszlosc. Wiedzieli, ze zostane kims. To im sie nie podobalo. Chyba nie podobala im sie moja postawa.

– Niech pan mowi dalej.

– Jak im opowiedzialem, stwierdzili, ze musza spisac zeznanie w miescie, wiec pojechalem bez slowa sprzeciwu. Chryste! Gdybym wtedy wiedzial tyle co teraz… Ale rozumie pan, panie Cowart, nie sadzilem, ze powinienem sie czegokolwiek obawiac. Do diabla, nawet za bardzo nie wiedzialem, po co mam skladac to zeznanie. Powiedzieli, ze chodzi o zaginiona osobe. Nie o zabojstwo.

– I co?

– Jak napisalem panu w liscie, przez nastepne trzydziesci szesc godzin nie ujrzalem swiatla dziennego. Wprowadzili mnie do malej salki jak ta, posadzili i spytali, czy chce adwokata. Wciaz nie wiedzialem, co sie dzieje, wiec powiedzialem, ze nie. Wreczyli mi formulke z prawami konstytucyjnymi i kazali ja podpisac. Alez bylem glupi! Powinienem byl wiedziec, ze gdy sadzaja czarnucha na krzesle w takiej salce, to jedyny sposob, zeby z niego ponownie wstac, to powiedziec im to, co chca uslyszec, niezaleznie od tego, czy sie to zrobilo, czy nie.

Z glosu Fergusona zniknela cala zartobliwosc, a jej miejsce zajelo metaliczne ostrze gniewu, powstrzymywane z wielkim wysilkiem. Cowart czul, jak to opowiadanie go porwalo, jakby zmiotla go fala slow.

– Brown byl dobrym gliniarzem. Wilcox zlym. Najstarsze przedstawienie swiata. – Ferguson niemal splunal z pogarda.

– I co?

– Usiadlem i zaczeli pytac mnie o to i owo; o dziewczynke, ktora zniknela. Wciaz im powtarzalem, ze nic nie wiem. A oni swoje. Caly dzien. Az do wieczora. Bez wytchnienia. Bez przerwy te same pytania, jakby moja odpowiedz „Nie” nic nie znaczyla. Nie przestawali. Zadnych wycieczek do lazienki. Zadnego jedzenia. Zadnego picia. Tylko bez konca te pytania. Wreszcie, nie wiem po ilu godzinach, zdenerwowali sie. Zaczeli na mnie ostro wrzeszczec, a nastepnie pamietam, jak Wilcox uderzyl mnie w policzek. Plask! Potem przyblizyl swoja twarz od mojej i powiedzial: „Moze teraz mnie w koncu posluchasz, chlopcze?”

Ferguson spojrzal na Cowarta, jakby chcial sprawdzic, jakie wrazenie wywoluja jego slowa, i mowil dalej, glosem wypelnionym gorycza.

– Oczywiscie posluchalem. Dalej na mnie wrzeszczal. Pamietam, myslalem, ze dostanie ataku serca albo zawalu czy czegos podobnego; taka mial czerwona twarz, jakby go cos opetalo. „Chce sie dowiedziec, co zrobiles tej dziewczynce!” Wrzeszczal. „Powiedz mi, co jej zrobiles!” Krzyczal caly czas, a Brown wyszedl z pokoju, wiec zostalem sam z tym szalencem. „Powiedz mi, czy najpierw ja pieprzyles, a potem zabiles, czy odwrotnie?” Ciagnal to godzinami. Ciagle powtarzalem: „Nie, nie, nie; co to znaczy? O czym mowisz?” Pokazal mi zdjecia dziewczynki i dalej pytal: „Dobrze bylo? Podobalo ci sie, jak walczy? Podobalo ci sie, jak piszczy? Podobalo ci sie, jak ja po raz pierwszy przejechales nozem? A jak ja przejechales po raz dwudziesty, podobalo ci sie?” I od nowa, i od nowa, calymi godzinami.

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×