oczekiwal nadzwyczajnych wysilkow oswobodzenia pana.

– Nadzwyczajnych wysilkow?

Mezczyzna zasmial sie i przejechal dlonia po scietych najeza wlosach.

– To znaczy, ze nie bedzie pan wymagal od nas, zebysmy ryzykowali wlasne tylki, zeby ocalic panski.

Cowart usmiechnal sie i zrobil mine.

– To chyba dla mnie kiepski interes.

Sierzant Rogers rozpromienil sie.

– Kiepski. To jasne, ze wiezienie to kiepski interes dla wszystkich, oprocz tych, ktorzy tu pracuja i na noc udaja sie do domu.

Cowart wzial od sierzanta dokument i podpisal go zamaszystym zawijasem.

– Coz – powiedzial, wciaz sie usmiechajac – nie powiem, zebyscie na wstepie napelniali mnie ufnoscia.

– Och, nie ma sie pan o co martwic; nie w przypadku wizyty u Roberta Earla. On jest dzentelmenem i nie jest stukniety. – Mowiac to sierzant dokladnie przeszukiwal teczke Cowarta. Otworzyl rowniez magnetofon, zeby sprawdzic, co jest w srodku, i zdjal wieczko z kieszonki na baterie, zeby sie upewnic, ze sa one na swoim miejscu. – Co innego, gdyby chcial pan odwiedzic Williego Arthura albo Specsa Wilsona, to ci motocyklisci z Fort Lauderdale, ktorych nieco ponioslo podczas zabaw z dziewczyna zabrana autostopem; albo z Jose Salazarem, wie pan, zabil dwoch gliniarzy. Przenikneli do srodowiska handlarzy narkotykow. Wie pan, co im kazal zrobic, zanim ich wykonczyl? Sobie nawzajem? Pewnie sie pan domysla. To panu powinno dac przyklad, jak straszni moga stac sie ludzie, gdy tylko chca. Albo inni milusinscy, ktorych tutaj trzymamy. Wiekszosc tych najgorszych przybywa z poludnia, z panskiego miasta. Co wy tam robicie, ze ludzie sie bez przerwy zabijaja?

– Sierzancie, gdybym potrafil odpowiedziec na to pytanie…

Obydwaj sie usmiechneli. Sierzant Rogers odlozyl teczke Cowarta i gestem kazal mu podniesc rece do gory.

– To na pewno niezle, gdy dopisuje tutaj poczucie humoru – powiedzial obmacujac dlonmi tulow Cowarta. Sprawnie przeszukal go do samego dolu. – W porzadku – oznajmil. – Musze panu w skrocie przedstawic regulamin. Bedziecie tylko we dwojke. Dla bezpieczenstwa pozostane w poblizu. Bede stal przed drzwiami. Gdyby potrzebowal pan pomocy, prosze zaczac krzyczec. To sie jednak nie wydarzy, bo tu nie chodzi o stuknietego wieznia. A co tam, uzyjemy apartamentu dyrektorskiego…

– Czego?

– Apartamentu dyrektorskiego. Tak nazywamy sale przesluchan przeznaczona dla tych, ktorzy sie najlepiej sprawuja. To zaledwie stol i krzesla, a wiec nic takiego. Mamy inne pomieszczenia, ktore zapewniaja wiecej bezpieczenstwa.

Robert Earl nie bedzie mial zalozonych zadnych ogranicznikow. Nawet nie bedzie mial skutych nog. Ale nie wolno panu nic mu podawac. To znaczy, moze go pan poczestowac papierosem…

– Nie bede go czestowal.

– I dobrze. Bystry z pana facet. Moze pan od niego wziac papiery, jesli poda panu dokumenty. Ale gdyby to pan chcial mu cos wreczyc, bedzie to musialo przejsc przeze mnie.

– Co mialbym mu wreczac?

– Och, moze pilnik i pilke do metalu albo jakies mapy drogowe.

Cowart wydal sie zaskoczony.

– Zartuje tylko – powiedzial sierzant. – Tutaj oczywiscie na ten temat za czesto nie zartujemy. Na temat ucieczki. Wie pan, to jakos malo smieszne. Ale jest wiele sposobow, zeby uciec z wiezienia. Nawet z celi smierci. Wielu wiezniow sadzi, ze jedna z form sa rozmowy z reporterami.

– Pomoc im uciec?

– Pomoc im sie wydostac. Kazdy chce, zeby prasa zainteresowala sie jego przypadkiem. Wiezniom zawsze wydaje sie, ze za malo rozdmuchano ich sprawe. Mysla, ze moze jesli narobia dosc zamieszania, beda ponownie sadzeni. To sie czasami zdarza. Dlatego pracownicy wiezienia, jak ja, niemal nienawidza reporterow. Nienawidzimy widoku tych notesow, ekip telewizyjnych i reflektorow. Tylko nas draznia, wprowadzaja niepotrzebne zamieszanie. Ludziom sie wydaje, ze wiezniowie stwarzaja problemy z powodu utraty wolnosci. Nieprawda. Duzo gorsza rzecza jest rozbudzanie w nich nadziei, ktore potem nie sa spelniane. Dla was to tylko temat do artykulow. Dla facetow, ktorzy tu sa zamknieci, to kwestia zycia. Jesli uda im sie wymyslic jakas historyjke, odpowiednia historyjke, to sie stad wydostana. Pan i ja wiemy, ze nie zawsze tak jest. Rozczarowanie. Potezne, kipiace zloscia, frustrujace rozczarowanie. Przysparza ono wiecej problemow, niz sie panu wydaje. My tu lubimy rutyne. Zadnych smialych nadziei, zadnych marzen. Kazdy dzien taki sam jak poprzedni. Nie brzmi to zbyt ekscytujaco, ale gdy w wiezieniu robi sie ekscytujaco, to recze panu, ze nie chcialby pan tu wtedy byc.

– Coz, przykro mi, ale chcialem tylko sprawdzic kilka faktow.

– Z mojego doswiadczenia wynika, panie Cowart, ze nie ma takich rzeczy jak fakty, moze oprocz dwoch – faktu narodzin i faktu smierci. Ale nie ma zadnego problemu. Ja nie jestem taki zatwardzialy jak niektorzy tutaj. Nawet podoba mi sie, jak cos sie dzieje, oczywiscie w granicach rozsadku. Niech mu pan tylko nic nie daje. To by mu moglo tylko jeszcze bardziej obrzydzic zycie.

– Bardziej niz cela smierci?

– Musi pan zrozumiec, ze nawet w celi smierci jest wiele sposobow odsiadki. Od nas zalezy, czy jest im bardzo ciezko, czy troche mniej. Jak na razie z Robertem Earlem obchodzimy sie dosc delikatnie. Och, nadal codziennie przeszukujemy jego cele i robimy mu rewizje osobista po malym spotkanku, jak to dzisiejsze, ale moze wychodzic na podworko, dostaje ksiazki i tak dalej. Pewnie pan nie przypuszczal, ale nawet w wiezieniu jest pelno drobiazgow, ktorych pozbawienie sprawia, ze zycie jest znacznie bardziej przykre.

– Nic dla niego nie mam. Ale byc moze on ma jakies papiery czy cos w tym rodzaju…

– Z tym nie ma problemu. Nie przejmujemy sie za bardzo rzeczami przemycanymi poza teren wiezienia… – Sierzant znowu sie rozesmial. Mial tubalny smiech, ktory pasowal do jego prostolinijnej mowy. Najwyrazniej Rogers byl typem czlowieka, ktory, zaleznie od sytuacji, albo mogl bardzo pomoc, albo bardzo uprzykrzyc zycie. – Powinien mi pan tez powiedziec, ile to panu zajmie.

– Nie wiem.

– Ach, do diabla, mam caly ranek, wiec niech sie pan nie spieszy. Potem troche pana oprowadze po naszym przybytku. Widzial pan kiedys „pudlo”?

– Nie.

– Duzo sie mozna nauczyc.

Sierzant podniosl sie. Byl barczystym, poteznym mezczyzna o postawie, ktora wskazywala, ze przeszedl w zyciu przez wiele trudnych sytuacji i zawsze skutecznie dawal sobie z nimi rade.

– W pewnym sensie nadaje swiatu wlasciwe proporcje, jesli mnie pan rozumie.

Cowart podazyl za nim przez drzwi, czujac sie jak karzel w porownaniu z poteznymi barami mezczyzny.

Poprowadzono go przez szereg zamykanych drzwi i wykrywacz metalu, obslugiwany przez straznika, ktory, gdy przechodzili, usmiechnal sie szeroko do sierzanta. Doszli do centralnego punktu, gdzie zbiegalo sie kilka skrzydel ogromnego, zbudowanego w formie kola budynku instytucji. W tej chwili Cowart zdal sobie sprawe z odglosow wiezienia, nieustannej kakofonii podniesionych glosow, metalicznych stukotow i szczekow, gdy otwierano i po chwili zamykano drzwi i przekrecano zamki. Gdzies z radia wydobywala sie muzyka country. Odbiornik telewizyjny byl nastawiony na jakis tasiemcowy serial; do jego uszu docieraly glosy, a potem wszechobecna muzyka reklam. Odniosl wrazenie, ze otacza go ogromny ruch, jakby pochwycil go silny prad rzeki, ale oprocz sierzanta i dwoch innych straznikow, ktorzy trzymali warte w malej budce posrodku pomieszczenia, bylo niewielu ludzi. Zajrzal do budki i zauwazyl elektroniczna deske rozdzielcza informujaca, ktore drzwi sa otwarte, a ktore zamkniete. W naroznikach pod sufitem zamontowano kamery telewizyjne i monitory pokazywaly mrugajace, szare obrazy z kazdego korytarza cel. Cowart zauwazyl, ze podloga pokryta byla czysciutkim zoltym linoleum, zjasnialym od duzej liczby chodzacych po nim ludzi i bezustannych wysilkow pensjonariuszy wiezienia. Zobaczyl jakiegos mezczyzne, ubranego w niebieski dres, pilnie szorujacego naroznik brudnym, szarym mopem, bez konca czyszczac miejsce, ktore juz dawno bylo czyste.

– To sa skrzydla Q, R i S – powiedzial sierzant. – Blok smierci. Cela smierci. Wlasciwie nalezaloby powiedziec: cele smierci. Do diabla, szczerze mowiac, to mamy tutaj nawet problem przepelnienia. O czyms to swiadczy, zgadza sie pan? Tam jest krzeslo. Wyglada jak inne czesci wiezienia, ale naprawde sie od nich rozni. Niech mi pan wierzy.

Cowart przygladal sie waskim, wysokim korytarzom. Kondygnacje cel znajdowaly sie po lewej stronie,

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×