bede wiedzial, ze jest bezpieczna. Obiecujesz?
– Rozumiem.
– Obiecujesz?
– Tak.
– Dziekuje. – Poczul ulge i napiecie opadlo nieco. – Zadzwonie do ciebie i przedstawie szczegoly, jak tylko bede cos wiedzial.
Nowy maz Sandy mruknal wyrazajac zgode. Cowart ostroznie odlozyl sluchawke, jakby byla wykonana z kruchego tworzywa, i rozciagnal sie na lozku. Czul sie lepiej i zarazem okropnie.
Kiedy Shaeffer i Brown powrocili do motelowego pokoju, na ich twarzach malowalo sie zniechecenie i skrajne wyczerpanie.
– Znalezliscie cos? – zapytal Cowart Shaeffer odpowiedziala za nich oboje:
– Tutejsze gliny uwazaja, ze jestesmy stuknieci. A jesli nie stuknieci, to niekompetentni. Mysle jednak, ze po prostu nie chca miec klopotow. Moze gdyby widzieli w tym jakas korzysc dla siebie, zachowywaliby sie inaczej, ale nie widza.
Cowart kiwnal glowa.
– W jakim polozeniu sie znajdujemy?
Brown odpowiedzial spokojnie:
– Scigamy czlowieka winnego, podejrzanego o wiele zbrodni, nie majac zadnych dowodow. – Zasmial sie cichutko. – Jezu, posluchajcie mnie. Powinienem byc pisarzem tak jak ty, Cowart.
Shaeffer przeciagnela rekami po twarzy, odrzucajac do tylu wlosy opadajace na czolo, naciagajac skore tak, jakby to mialo poprawic jej wzrok.
– Ile? – zapytala. – Ta dziewczynka byla pierwsza, ta, o ktorej napisales…
Mezczyzni milczeli, strzegac swych obaw.
– Ile? – Nie ustepowala. – Co to jest? Myslicie, ze stanie sie cos zlego, jesli podzielicie sie informacja? Co moze byc gorszego od tego, co mamy?
– Joanie Shriver – odparl Cowart. – Ona byla pierwsza. Pierwsza, o ktorej wiemy. Nastepnie dwunastoletnia dziewczynka z Perrine, ktora zniknela…
– Perrine? – powtorzyla Shaeffer. – Nic dziwnego, ze on…
– Co nic dziwnego? – Cowart zapytal stanowczym glosem.
– To bylo pierwsze pytanie, jakie mi zadal podczas naszego spotkania. Chcial sie upewnic, ze prowadze sprawe z okregu Monroe. Interesowalo go, gdzie znajduje sie granica miedzy Dade a Monroe, a kiedy sie upewnil, wyraznie mu ulzylo.
– Cholera! – wyszeptal Cowart.
– Nie mamy o niej zadnych pewnych wiadomosci – wtracil Brown. – To tylko przypuszczenie…
Cowart wstal potrzasajac glowa. Podszedl do swego plaszcza i wyjal z niego wydruki komputerowe. Wreczyl je Brownowi, ktory szybko je przeczytal.
– Co to jest? – zapytala Shaeffer.
– Nic – odparl Brown, a w jego glosie pojawilo sie zdenerwowanie. Poskladal kartki i oddal reporterowi.
– A wiec on tam byl? – Tak.
– Wciaz jednak nie mamy nic przeciwko niemu.
– Chciales powiedziec: nikogo. Choc, sadzac po tym co powiedziala, podejrzewam, ze cialo dziewczynki znajduje sie gdzies w Everglades, blisko granicy okregu.
– Zgadza sie. – Cowart odwrocil sie do Shaeffer. – Widzisz, sa dwie. Do tej pory dwie…
– Trzy – dodal cicho Brown. – Mala dziewczynka w Eatonville. Zniknela kilka miesiecy temu.
Cowart wytrzeszczyl oczy na policjanta.
– Ty nie… – zaczal.
Brown wzruszyl ramionami.
Cowart podniosl swoj notes trzesacymi sie ze zlosci rekami.
– Byl w Eatonville jakies szesc miesiecy temu. W Kosciele Prezbiterianskim Chrystusa Zbawiciela. Wyglosil kazanie na temat Jezusa. Czy to wtedy…
– Nie, jakis czas pozniej.
– Cholera! – powiedzial znowu Cowart.
– On tam wrocil. Musial wrocic wtedy, gdy wiedzial, ze nikt go nie bedzie szukal.
– Na pewno tak zrobil, ale jak to udowodnisz?
– Udowodnie.
– Swietnie. Dlaczego mi nie powiedziales? – Glos Cowarta zalamywal sie z wscieklosci.
Brown odparl z rowna pasja:
– Powiedziec ci? I co bys zrobil? Dalbys to do jakiejs cholernej gazety, zanim ja mialbym szanse sprawdzic kazde zamieszkane przez czarnych miasto na Florydzie? Chcesz, zebym ci powiedzial, a ty oglosisz to calemu swiatu i uratujesz swoja reputacje?
– Mam to gdzies! Ilu ludzi umrze, podczas gdy ty bedziesz skladal sprawe do kupy? Jesli w ogole potrafisz poskladac sprawe do kupy!
– A co, do diabla, osiagniemy, jak wydrukujesz to w gazecie?
– To by zadzialalo. Wykurzylbym go!
– Zostalby ostrzezony i stalby sie jeszcze bardziej ostrozny.
– Nie. Wszyscy inni zostaliby ostrzezeni…
– Tak, a on zmienilby swoj schemat dzialania i nie znalazlaby sie na swiecie sala sadowa, do ktorej moglbym go doprowadzic.
Wstali, z oczami utkwionymi w siebie, jakby szykowali sie do wymiany ciosow. Shaeffer uniosla rece powstrzymujac ich.
– Poprzestawialo wam sie w mozgownicach? – zapytala glosno. – Postradaliscie zmysly? Dlaczego zatajacie informacje?
Cowart spojrzal na nia i potrzasnal glowa.
– Powod jest taki, ze nikt nigdy nie mowi wszystkiego, a w szczegolnosci prawdy.
– Ilu ludzi stracilo zycie z powodu… – zaczela, po czym przerwala. Stwierdzila, ze ona sama posiada informacje, ktora niechetnie podzielilaby sie z innymi. Cowart zauwazyl jej wahanie.
– Co ty ukrywasz, detektywie? Czy wiesz cos, o czym nie chcesz rozmawiac?
Zdala sobie sprawe, ze nie ma wyboru.
– Rodzice Sullivana – powiedziala. – Ferguson mowil prawde. On tego nie zrobil.
– Co?
Opowiedziala wszystko, czego dowiedziala sie od Michaela Weissa: o Biblii, o strazniku, o bracie.
Cowart wygladal na zaskoczonego, a potem potrzasnal glowa.
– Rogers – powiedzial. – Kto by pomyslal?
To nie bylo bez sensu. Wydawalo sie, ze Rogers siedzi we wszystkim w Starke. Nie bylo dla niego nic latwiejszego, a jednak…
– Jednej rzeczy nie rozumiem – powiedzial Cowart. – Jesli to rzeczywiscie byl Rogers, dlaczego Sullivan caly czas przekonywal mnie, ze Ferguson popelnil morderstwo, podczas gdy w tym samym czasie napisal imie Rogersa w Biblii?
Brown wzruszyl ramionami.
– Najlepszy sposob, zeby zagwarantowac komus oczyszczenie sie z zarzutow morderstwa. Wielu podejrzanych. Powiem ci jedna rzecz. Wskazal jakis inny dowod. Zaczekal, az jakis obronca z urzedu skorzysta z tego. Mysle jednak, ze zrobil to, poniewaz byl chorym czlowiekiem, Cowart. Chorym i przebieglym. To byl jego sposob na pociagniecie za soba kazdego do tego samego piekla, ktore oczekiwalo jego: ciebie, Fergusona, Rogersa… i trojke gliniarzy, ktorych nawet nie znal.
Przez chwile w pokoju panowala cisza.
– Wiec moze Rogers to zrobil, a moze nie zrobil. Wlasnie teraz stary Sully jest chyba tam na dole i zasmiewa sie do rozpuku. – Potrzasnal ponownie glowa. – Co to oznacza?
– To oznacza – Shaeffer podniosla glos – ze mozemy zapomniec o Sullivanie. Zapomniec o jego umyslowych