kasmary, jana, vidac, pra niesta zdahadvalasia: u jaje pakorlivasci ja adcuvau mauklivuju kryudu i pacuccio zniavahi, ale nicoha zrabic nie moh. Ja uzo kazau, sto za uvies cas nie bacyusia ni sa Snautam, ni z Sartoryusam. Adnak Snaut casam zajaulau pra siabie — zredku zapiskaj, a casciej vyklikam pa videafonie. Jon pytausia, ci nie zauvazyu ja jakoj-niebudz novaj zjavy, niejkich pieramien, caho-niebudz, sto mahlo byc reakcyjaj na hetulki razou pautorany ekspierymient. Ja adkazvau admouna i sam pytausia pra toje z samaje. Snaut na ekranie tolki kruciu halavoj.
Na piatnaccaty dzien pasla zakancennia ekspierymienta ja pracnuusia raniej zvycajnaha i byu tak zmucany kasmarami, sto nijak nie moh acomacca, nibyta pasla hlybokaha narkozu. Praz niezaciemnieny iluminatar padali piersyja promni cyrvonaha sonca, celaja raka purpurovaha ahniu pierasiakala hladkuju pavierchniu Akijana, i ja zauvazyu, sto pavierchnia, jakaja da hetaha casu byla biezzycciovaja, stanovicca mutnaj. Jana uzo byla nie cornaja, a pabialela, nibyta jaje achinula imhla, imhla i na samaj spravie byla davoli hustaja. Dzie-nidzie uznikali niespakojnyja asiarodki, zatym biazmetny ruch achapiu usiu bacnuju prastoru. Cornuju pavierchniu zakryla smuha, svietla-purpurovaja na hrabianiach chvalau i zamcuzna-karycnievaja va upadzinach. Spacatku hulnia farbau stvarala z hetaha dziunaha akijanskaha pokryva douhija serahi zastylych chvalau, pasla usio pieramiasalasia, uvies Akijan pakryusia pienaj, vializnyja lachmany jaje uzdymalisia uhoru i pad Stancyjaj i vakol jaje. Z usich bakou adnacasova uzlatali u ryzaje, pustoje nieba pieraponcatakrylyja piennyja voblaki, nie padobnyja na zvycajnyja chmary. Ichnija bierahi napaunialisia pavietram, jak sary. Na fonie nizka palajucaha nad haryzontam soniecnaha dyska adny zdavalisia vuholna-cornymi, insyja, u zaleznasci ad taho, pad jakim vuhlom asviatlali ich promni uschodu, uspychvali ryzymi, visniovymi, malinavymi vodbliskami. Zdavalasia, Akijan luscycca, kryvavyja smatki to adkryvali cornuju pavierchniu, to zaslaniali jaje novym nalotam zacviardzielaj pieny. Niekatoryja utvarenni uzlatali uhoru zusim blizka, za niekalki mietrau ad iluminatarau, a adno svaim saukavistym z vyhladu bieraham navat zacapila sklo. Tyja z rai, sto uzlacieli piersyja, byli uzo ledz bacnyja, jak ptuski, sto razlacielisia va usie baki, jany rasplyvalisia, znikali u zienicie.
Stancyja znieruchomiela i stajala na adnym miescy kala troch hadzin, a niezvycajnaje zjavisca nie znikala. Narescie, kali sonca syslo uzo za haryzont, Akijan pad nami achutala ciemra, miryjady lohkich ruzavatych siluetau biaskoncymi viarsyniami uzdymalisia u nieba usio vysej i vysej, byccam slizhali pa niabacnych strunach. I hetaje niebyvalaje uzniasiennie douzylasia da pounaj ciemry.
Usio hetaje zjavisca, strasnaje svaim spakojem, urazila Chery, ale ja nijak nie moh jaho rastlumacyc: mnie, salarystu, jano bylo takoje z novaje i niezrazumielaje, jak i joj. Zresty, formy i utvarenni, nie adznacanyja nidzie u sistematycy, mozna nazirac na Salarys dva-try razy za hod, a kali pasancuje — to i casciej.
Nastupnaj noccu, prykladna za hadzinu da uschodu blakitnaha sonca, my stali sviedkami jasce adnaho fienomiena:
Akijan fasfaravau. Spacatku na jaho niabacnaj u ciemry pavierchni dzie-nidzie zjavilisia plamy sviatla, a dakladniej, slabaje sviacennie, bialavaje, razmazanaje, jakoje ruchalasia razam z chvalami. Plamy zlucalisia, pavialicvalisia, narescie pryvidnaje zziannie dasiahnula linii haryzontu. Intensiunasc zziannia narastala na praciahu prykladna piatnaccaci chvilin; zatym usio skoncylasia dziunym cynam: Akijan stau patuchac, z zachadu nasouvausia front ciemry syrynioj u niekalki socien mil, a kali jon dasiahnuu Stancyi i minuu jaje, usio jasce achoplenaja zzianniem castka Akijana, jakaja fasfaravala, stala padobnaj na adstupiusaje na uschod i zastylaje vysoka u niebie zaryva. Kali zaryva dasiahnula haryzontu, jano stala padobnym na paunocnaje zziannie i adrazu znikla. Nieuzabavie znou uzyslo sonca, i znou pad im raspascierlasia niezycciovaja pustynia, zrezanaja marscynami chvalau, jakija pasylali u iluminatary Stancyi rtutnyja vodbliski. Zziannie Akijana bylo apisana uzo nieadnojcy; casta jaho nazirali pierad vybucham asimietryjad, naohul za jano bylo typovaj prykmietaj lakalnaha pavielicennia aktyunasci plazmy. Adnak za nastupnyja dva tydni ni na Stancyi, ni za jaje miezami nicoha nie adbylosia. Tolki adnojcy, pasiarod nocy, ja pacuu daloki kryk, jaki danosiusia adnacasova niadkul i adusiul. Hety kryk byu niezvycajna vysoki, rezki i praciahly, byccam u sto razou uzmocnieny plac niemaulaci. Raptouna abudzany ad kasmaru, ja douha lazau i prysluchouvausia, nie zusim pierakanany, sto mnie nie snicca i hety kryk. Napiaredadni z labaratoryi, jakaja castkova razmiescana nad nasaj kabinaj, culisia pryhlusanyja vodhuki, nibyta tam pierasouvali ciazki hruz abo aparaturu; mnie zdalosia, sto kryk taksama cujecca naviersie, zresty, bylo niezrazumiela, jak jon pranikaje praz hukaniepranikalny sloj, jaki padzialaje abodva jarusy. Hety pieradsmiarotny kryk douzyusia amal pauhadziny. Mokry ad potu, amal sto salony, ja chacieu uzo kinucca navierch, bo niervy maje nie vytrymlivali. Ale narescie kryk scich, i znou bylo cuvac, jak pierasouvali niesta ciazkaje.
Praz dva dni, viecaram, kali my z Chery siadzieli na malenkaj kuchni, raptouna uvajsou Snaut. Jon byu u kasciumie, sama sapraudnym, takim, jakija nosiac na Ziamli. U im Snaut zdavausia vysejsym, starejsym. Nie zviartajucy uvahi na nas, jon padysou da stala, schiliusia nad im i stojacy pacau jesci z chlebam chalodnyja miasnyja kansiervy prosta z blasanki. Snaut caplausia rukavom za blasanku, i na im zastavalisia tlustyja plamy.
— Ty zaplamissia, — papiaredziu ja.
— M-mm? — pramarmytau jon z pounym rotam.
Snaut jeu tak, nibyta u jaho niekalki dzion i makavaha zierniejka nie bylo u rocie. Pasla naliu pausklanki vina, adnym hlytkom vypiu, vycier huby i, adsopsysia, pahladzieu na nas pacyrvanielymi vacyma. Paviarnuusysia da mianie, Snaut pramarmytau:
— Adpusciu baradu?.. Nu, nu…
Chery brazhala posudam u rakavinie. Snaut pacau chistacca na abcasach, zmorscyusia, hucna cmoknuu, starausia acyscic zuby ad restkau jezy. Zdavalasia, sto jon robic heta znarok.
— Tabie nieachvota halicca, prauda? — spytausia Snaut, nazojliva pazirajucy na mianie.
Ja nie adkazau.
— Hladzi sam! — dadau jon praz chvilinu. — Prosta raju tabie. Hibaryjan taksama nie chacieu halicca.
— Idzi spac, — adkazau ja.
— Sto? Niama durniau! Davaj leps patalkujem. Sluchaj, Kielvin, a mo jon choca nam dabra? Mo jon choca nas ascaslivic, tolki nie viedaje jak? Jon cytaje u nasych halovach zadanni, a usviedamlajucca usiaho tolki dva adsotki niervovych pracesau. Znacyc, jon viedaje nas leps, cym my sami. Tamu jaho treba sluchacca. Treba zhadzacca z im. Razumiejes? Ty nie chocas? Camu, — plaksiva spytausia Snaut, — camu ty nie holissia?
— Pierastan, — marmytnuu ja, — ty pjany.
— Sto? Pjany? JA? A sto? Camu calaviek, jaki z usimi svaimi bebachami piorsia z adnaho kanca Halaktyki u druhi, kab daviedacca, caho jon varty, camu jon nie moza napicca? Camu? Ty vierys u asablivuju misiju calavieka, Kielvin, ha? Hibaryjan, jasce kali haliusia, raskazvau mnie pra ciabie… Ty mienavita taki, jak jon kazau… Tolki nie chadzi u labaratoryju, a to jasce stracis vieru… tam tvoryc Sartoryus, nas Faust navyvarat, jon sukaje srodak ad niesmiarotnasci. Viedajes? Aposni rycar sviatoha Kancatku, tolki hetki i moh zjavicca siarod nas… u jaho uzo byla nieblahaja ideja — praciahlaja ahonija. Dobra, prauda? Agonia rierrietua[4] … salomka… salamianyja kapielusy… jak ty mozas nie pic, Kielvin?
Jaho vocy, amal sto nieviduscyja u zapuchlych paviekach, spynilisia na Chery, jakaja nieruchoma stajala la sciany.
— O, carounaja Afradyta, narodzanaja z pieny, na tvajoj daloni boskaja adznaka, — pacau deklamavac Snaut i papiarchnuusia smiecham. — Amal sto… padobna… prauda, Kiel… vin?.. — ledz vymaviu jon praz kasal.
Ja pa- raniejsamu zachouvau spakoj, ale pastupova jon pierachodziu u chalodnaje salenstva.
— Pierastan! — prasypieu ja. — Pierastan i vyjdzi!
— Ty vyhaniajes mianie? Ty taksama? Hadujes baradu, vyhaniajes mianie? Tabie nie patrebny maje prapanovy i parady? A ja z — tvoj vierny siabar pa zorkach. Kielvin, davaj adcynim donnyja luki i pacniom krycac jamu tudy, uniz, mo jon pacuje? Ale jak jaho imia? Uiaulajes, my paprydumlali nazvy usim zorkam i planietam, a mo u ich uzo byli nazvy? My z uzurpatary! Pasluchaj, davaj pojdziem tudy! Pacniom krycac… Skazam jamu, u sto jon nas pieratvaryu, chaj jon spalochajecca… pabuduje nam srebnyja simietryjady, i pamolicca za nas svajoj matematykaj, i pasle nam skryvaulenych aniolau, i jaho pakuty buduc nasymi pakutami, jaho strach — nasym stracham, i pacnie jon malic nas pra kaniec. Bo usio heta — i jon sam, i toje, sto jon robic, malitva pra kaniec! Camu ty nie smiajessia? Ja z zartuju. Kali b ludzi mieli bolsaje pacuccio humaru, mo da hetaha i nie dajslo b. Ty viedajes, caho choca Sartoryus? Jon choca pakarac jaho, hety Akijan, choca prymusic jaho krycac usimi viarsyniami adrazu… Ty dumajes, jon nie pasmieje pradstavic taki plan areapahu sklerotykau, jaki paslau nas siudy adkuplacca ad nie nasaj viny? Ty majes racyju, jon spalochajecca… spalochajecca z-za salamianaha kapielusa. Pra jaho jon nikomu nie kaza, na heta u nasaha Fausta nie chopic advahi…
Ja maucau. Snaut usio macniej chistausia na nahach. Slozy ciakli pa jaho tvary i padali na kascium.
— Chto heta zrabiu? Chto z nami heta zrabiu? Hibaryjan? Hize? Ejnstejn? Platon? Jany z zlacyncy, razumiejes? Padumaj, u rakiecie calaviek moza lopnuc jak burbalka, abo zasmazycca, abo chutka sydzie kryvioj, sto navat i kryknuc nie paspieje, a pasla tolki kostacki hrymiec buduc na arbitach Niutana z papraukaj Ejnstejna. Vos tabie i cacki prahresu! A my — brava, napierad pa slaunym slachu! I vos pryjsli i siadzim u hetych katuchach, nad hetymi talerkami, siarod niesmiarotnych rukamyjnikau, z atradam viernych safau i addanych klazietau… Stali javaj nasyja mary… pahladzi, Kielvin. Ja balbacu pa pjancy, ale z niechta music heta skazac. Pavinien za niechta u rescie rest?.. A ty, niavinnaje dzicia, siadzis tut, na bojni, scecciu zaros… A cyja vina? Sam sabie i adkazy…
Ion pavoli paviarnuusia i vyjsau, schapiusysia na parozie za dzviery, kab nie upasci; z kalidora culasia recha jahonych krokau. Ja starausia nie hladziec na Chery, ale raptouna vocy nasy sustrelisia. Ja chacieu padysci da jaje, abniac jaje, pahladzic pa halavie, ale nie moh. Nie moh.
UDALY VYNIK
Nastupnyja try