Praca, viadoma, byla nie apublikavana, a prosta skapiravanaja na plonku, jana zachouvalasia siarod mikrafilmau. U svajoj pracy ja abapirausia na cikavyja dasledavanni Bierhmana i Rejnaldsa. I m udalosia z mazaiki roznych pracesau vydzielic i „adfiltravac” kampanienty, sto supravadzali sama mocnyja emocyi: adcaj, zalobu, asalodu. Ja z supastaviu hetyja zviestki z razradami akijanicnych impulsau, vyznacyu amplitudu i profili kryvych (na peunych ucastkach viarsyn simietryjad, la asnovy niaspielych mimoidau i ins.) i vyjaviu pamiz imi analohiju, sto zasluhouvaje uvahi. Adrazu z u bulvarnaj presie zjavilisia publikacyi pad blazienskimi nazvami nakstalt „Studzina u adcai” abo „Planieta u arhazmie”. Ale usio heta mnie tolki dapamahlo (va usiakim razie ja licyu tak da niadauniaha casu). Hibaryjan, jak i insyja salarysty, nie cytau usich prac pa salarystycy (ich zjaulalisia tysiacy), a tym bolej prac navickou. Ale na mianie jon zviarnuu uvahu, i ja atrymau ad jaho list. Hety list zakoncyu adzin i raspacau druhi etap majho zyccia.

SNY

Praz sesc dzion my pautaryli ekspierymient, bo Akijan nijak nie reahavau na jaho. Stancyja, jakaja da hetaha visiela nieruchoma na pierasiacenni sorak treciaj paraleli sa sto sasnaccatym mierydyjanam, paplyla, zastajucysia na vysyni catyrochsot mietrau nad uzrouniem Akijana, u paudniovym napramku, dzie, zhodna z paviedamlenniami radarnych cujnikau i radyjohram Sateloida, aktyunasc plazmy pavialicylasia.

Dvoje sutak zmadulavany majoj encefalahramaj pucok pramianiou z intervalami niekalki hadzin nanosiu niabacnyja udary pa amal sto hladkaj pavierchni Akijana.

Naprykancy druhich sutak my byli la samaha polusa. Nie paspiavau dysk blakitnaha sonca schavacca za haryzontam, jak na supraclehlym baku chmary nalivalisia burstynam, papiaredzvajucy ab uzychodzie cyrvonaha. Biaskoncaja carnata Akijana i pustoje nieba nad im zapaunialisia tady aslaplalnaj hulnioj farbau: redkija, jadavita-zialonyja, z vodbliskam raspalenaha mietalu pramiani sutykalisia z pryhlusanymi purpurovymi spolachami, Akijan pierasiakali pramiani dvuch supraclehlych dyskau, dvuch palajucych acahou — rtutnaha i barvovaha. Varta bylo zjavicca u zienicie sama lohkamu voblacku, jak vodbliski na ciazkaj pienie, jakaja sciakala z hrabianiou chval, stanavilisia niepraudziva viasiolkavymi. Adrazu z pasla zachodu blakitnaha sonca na paunocnym zachadzie zjavilasia simietryjada — pra jaje papiaredzili uzo sihnalizatary. Jana byla ledz bacnaja u ryzavatym tumanie i tolki lustrana pabliskvala, nibyta vializnaja sklanaja kvietka, jakaja vyrasla tam, dzie nieba zlivalasia z akijanskaj pienaj. Stancyja nie zmianila kursu, i praz cverc hadziny kalos, jaki zziau rubinavym sviatlom, znou schavausia za haryzontam. Minula jasce niekalki chvilin, vysoki tonki slup, asnovy jakoha my nie bacyli, biazhucna padniausia u atmasfieru na niekalki kilamietrau, zasviedcyusy tym samym pahibiel simietryjady. Adna palova slupa zziala kryvavym sviatlom, a druhaja byla padobnaja na rtuc; jon vyras, jak dvuchkolernaje dreva, zatym pieratvaryusia u hrybapadobnaje voblaka, vierchniaja castka jaho, jakuju adnosiu viecier, znikla u pramianiach dvuch soncau, a nizniaja pavoli apadala, svojeasablivymi hronkami zaniausy trec haryzontu. Praz hadzinu znik i aposni sled hetaha vidovisca.

Minula jasce dvoje sutak, ekspierymient pautaryli aposni raz, renthienauskija pramiani absaryli uzo znacnuju castku Akijana, na poudni zjavilisia vydatna bacnyja z nasaj vysyni, choc i bylo bols za trysta kilamietrau, Arenidy — lancuh z sasci skalistych viarsyniau. Piki Arenid zdavalisia zaledzianielymi, ale na samaj spravie ich pakryvau nalot arhanicnaha pachodzannia — horny lancuh niekali byu dnom Akijana.

My pamianiali kurs, skiravausy na paudniovy uschod, i praz niejki cas isli uzdouz hornaha barjera, jaki zlivausia z chmarami, typovymi dla cyrvonaha dnia; pasla usio znikla. Minula dziesiac dzion z casu piersaha ekspierymienta.

Za uvies hety cas na Stancyi nicoha nie adbylosia. Autamatycnaja aparatura pautarala ekspierymient zhodna z raspracavanaj Sartoryusam prahramaj, i ja navat nie viedaju, ci kantralavau chto-niebudz dziejanni autamatau. I usio adno na Stancyi niesta adbyvalasia. Zresty, nie pamiz ludzmi. Ja bajausia, sto Sartoryus znou zapatrabuje pacac pracu nad anihilataram; akramia taho, ja cakau, jak adreahuje Snaut, kali daviedajecca ad Sartoryusa, sto ja padmanuu jaho, pierabolsyusy niebiaspieku, jakuju mahlo vyklikac zniscennie niejtrynnaj materyi. Adnak nicoha nie zdarylasia, i na piersym casie ja nie moh daumiecca, u cym sprava. Viadoma, ja razlicvau na niejkuju lavusku, licyu, sto padrychtouka i sama praca trymajucca u tajnie, i tamu kozny dzien zazirau u pamiaskannie biez akon pad halounaj labaratoryjaj — tam znachodziusia anihilatar. Ni razu nikoha ja tam nie zaspieu; kali mierkavac pa sloju pylu, jaki pakryvau achouny kazuch i kabieli, da aparatury nichto nie dakranausia smat tydniau.

Snaut, jak i Sartoryus, taksama niekudy znik, i z im nielha bylo zviazacca jaho videafon nie adkazvau. Niechta, vidac, kiravau rucham Stancyi, ale chto kankretna — nie viedaju, bo mianie heta, jak ni dziuna, mala turbavala. Ja byu zusim abyjakavy i da taho, sto Akijan nijak nie reahavau na dosledy; praz dva-try dni ja nie tolki pierastau cakac albo bajacca niejkaj reakcyi, a naohul zabyusia i pra jaje, i pra ekspierymient. Ja celymi dniami prasiedzvau u biblijatecy albo u kabinie razam z Chery, jakaja chadzila za mnoj, jak cien. Ja bacyu, sto nasy spravy dren i sto hetki stan tupoj apatyi nie moza douzycca biaskonca. Treba bylo niejak pieraadolec jaho, niesta pamianiac u nasych adnosinach, ale ja nie moh pryniac nijakaha rasennia i adhaniau ad siabie navat dumku pra pieramieny. Mahu patlumacyc heta tolki adnym — mnie zdavalasia, sto usio na Stancyi, i asabliva nasy uzajemaadnosiny z Chery, znachodzicca u stanie nadzvycaj niaustojlivaj raunavahi i ad luboha sturska razvalicca. Camu? Nie viedaju. Dziuna, sto Chery adcuvala toje z samaje. Kali ja dumaju ciapier pra heta, mnie uiaulajecca, sto niapeunasc, niaustojlivasc, pradcuvannie mahcymaha ziemlatrusu byli vyklikany pranizvajucaj usiu Stancyju prysutnasciu, jakaja nicym insym siabie nie vyjaulala. Choc, mahcyma, na prysutnasc sto-nisto zviartala uvahu, a mienavita — sny. Ni raniej, ni pasla nikoli u mianie nie bylo hetkich pryvidau, tamu ja vyrasyu zapisvac ich. Dziakujucy zapisam ja mahu zaraz pasprabavac raskazac pra svaje sny, ale raskaz moj budzie frahmientarnym i pazbaulenym niepautornaj raznastajnasci pryvidau. Niejkim niezrazumielym cynam u prastory, dzie nie bylo nieba, ziamli, padlohi, stoli, scien, ja, ci to skurcany, ci to zviazany, apynausia u cuzoj mnie substancyi, urastau u niezyvuju, nieruchomuju, biasformiennuju hlybu, a moza, ja i sam stanaviusia hlybaj, ciela majo znikla, vakol mianie snavali ledz prykmietnyja ruzovyja plamy, jany plavali u asiaroddzi, jakoje pa aptycnych ulascivasciach adroznivalasia ad pavietra: tolki na vielmi blizkaj adlehlasci recy nabyvali vyraznyja — navat zanadta, nienaturalna vyraznyja — abrysy. Uvohule u maich snach navakolle bylo znacna bols kankretnym i materyjalnym, cym na samaj spravie. Kali ja pracynausia, to adcuvau dziuny stan: realnasciu, sapraudnaj realnasciu byu son, a toje, sto ja bacyu, kali raspluscvau vocy, — tolki jaje bledny adbitak.

Taki byu pacatak, toj klubocak, z jakoha razmotvalasia nitka snou. Vakol mianie niesta cakala svajho vyrasennia, majoj unutranaj zhody, a ja adcuvau stosci unutry u mianie adcuvala — ja nie pavinien paddavacca niezrazumielaj spakusie, bo cym bolsaja spakusa, tym strasniejsy kaniec. Ulasna, ja hetaha nie viedau. Kali b ja heta viedau, to bajausia b, a strachu ja nie adcuvau. Ja cakau. Z ruzovaha tumanu vakol mianie naradzausia piersy dotyk, ja, nieruchomy, jak kaloda, zastyu u toj masie, sto byla navokal i paralizavala mianie, ja nie moh ni adsunucca, ni pavarusycca, a toje niesta abmacvala maju turmu slapymi i adnacasova zrokavymi dotykami i stanavilasia rukoj, jakaja stvarala mianie; da hetaj chvili ja byu slapy, i vos ja pacynaju bacyc — pad palcami, jakija abmacvajuc moj tvar, z nicoha naradzajucca maje huby, scoki, i razam z tym, jak hety padzieleny na biaskonca malyja doli dotyk pasyrajecca, u mianie zjaulajecca i tvar, i dychannie, vyklikanyja z niebyccia hetym aktam stvarennia — uzajemnym, bo i ja, jakoha stvarajuc, taksama stvaraju — i uznikaje tvar, jakoha ja nikoli u zycci nie bacyu, cuzy i znajomy, ja sprabuju zazirnuc jamu u vocy, ale nie mahu — usie praporcyi parusany, niama nijakich napramkau, prosta u malitounym maucanni my spaznajom adno adnaho i stanovimsia adno adnym. I vos uzo ja stau samim saboj, ale u stupieni biaskoncasci, a taja insaja istota — zancyna? — znieruchomiela razam sa mnoj. U nas adzin puls, my adno celaje, i vos u hetuju zamarudzanuju scenu, pa-za jakoj nicoha nie isnuje i nie moza isnavac, zakradvajecca niesta niezvycajna zorstkaje, niemazlivaje, nienaturalnaje. Toj samy dotyk, jaki stvaryu nas i zalatym pokryvam achinuu nasyja ciely, pieratvarajecca u miryjady zlosnych dzalau. Nasyja ciely, holyja i bielyja, rasplyvajucca, carniejuc, ableplenyja mnostvam carviakou, jakija vychodziac z nas, jak pavietra. I vos uzo ja stanaulusia — my stanovimsia — ja stanaulusia bliskucym, splecienym i rasplecienym znou, lichamankava viortkim klubkom, jaki nie kancajecca i nie skoncycca; u hetaj biaskoncasci ja i sam biaskoncy, biazhucna krycu, malu pra kaniec i raptam jakraz u hetaje imhniennie razbiahajusia adrazu, va usie baki, i uva mnie rascie spacuvannie, u smat razou macniejsaje, cym na samaj spravie, skancentravanaje dziesci u cornaj i cyrvonaj dalacyniach spacuvannie, jakoje to cviordaje, jak skala, to bliskucaje ahniom insaha sonca i insaha svietu.

Heta — samy prosty son, insyja ja nie zdoleju raskazac, bo strach, pierazyty u ich, nielha paraunac ni z cym na sviecie. U snie ja nicoha nie viedau pra isnavannie Chery, dzionnyja urazanni i pierazyvanni naohul nie adbivalisia u maich snach.

Byli i insyja sny, kali u zastylaj, miortvaj ciemry ja adcuvau siabie abjektam skrupuloznych, niaspiesnych dasledavanniau, biez usialakich viadomych nam instrumientau; heta byu dotyk, drablennie, rastvarennie az da absalutnaha znikniennia, a za usim hetym — za maucanniem, za pastupovym zniscenniem — stajau strach: rankam tolki ad uspaminau pra jaho pacynala trymciec serca.

A dni douzylisia — adnastajna, sonna, biaskolerna, prynosili samotnuju ahidu da usiaho. Ja bajausia tolki nacej, ale nie viedau, jak ad ich uratavacca. Chery mahla zusim nie spac, ja taksama imknuusia da hetaha. Ja calavau i lascyu jaje, razumieu, sto sprava tut nie u joj i nie uva mnie; mnie prosta strasna zasnuc. Choc ja ni slova nie kazau Chery pra svaje

Вы читаете Salarys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату