darastaje da usviedamlennia svajoj biezdapamoznasci! Hety tvoj Boh — istota, dla jakoj jaje boskasc stala biazvychadnym stanoviscam; zrazumieusy heta, jon apynuusia u rospacy. Ale Boh u rospacy — heta z calaviek, prauda? Ty majes na uvazie calavieka… Heta nie tolki drennaja filasofija, heta navat drennaja mistyka.

— Nie, — adkazau ja uparta, — ja nie maju na uvazie calavieka. Mahcyma, niekatoryja rysy majho Boha adpaviadali b takomu papiaredniamu aznacenniu, ale tolki tamu, sto jano vielmi niedakladnaje. Nam tolki zdajecca, sto calaviek volny u vybary mety. Cas, u jaki jon naradziusia, naviazvaje jamu metu. Calaviek sluzyc hetaj mecie albo supraciulajecca joj, ale abjekt sluzennia albo buntu zaprahramavany jamu zvonku. Pounaja svaboda posuku mety mahcyma, kali calaviek apyniecca zusim adzin, ale heta niemazliva, bo calaviek, jaki vychavausia nie siarod ludziej, nie moza stac calaviekam. Hety… moj Boh music byc istotaj, pazbaulenaj mnoznaha liku, razumiejes?

— Ach, — pramoviu Snaut, — jak heta ja adrazu…

Ion pakazau rukoj na Akijan.

— Nie, — zapiarecyu ja, — i nie jon. Zanadta rana skancentravausy uvahu na sabie, jon praminuu u svaim razvicci mahcymasc stac boskasciu. Jon chutcej samotnik, pustelnik kosmasu, a nie jaho Boh… Jon pautarajecca, a toj, pra kaho ja dumaju, nikoli hetaha nie zrabiu by. A raptam jon uzniknie mienavita zaraz, u niejkim zakutocku Halaktyki, i adrazu z junackim zapalam pacnie tusyc adny zorki i zapalvac druhija, a my zauvazym heta tolki praz niejki cas…

— My uzo heta zauvazyli, — kisla pramoviu Snaut. — Novyja i zvysnovyja… chiba heta, pa-tvojmu, sviecki na altary?

— Kali ty chocas usio, sto ja kazu, traktavac tak daslouna…

— A mo mienavita Salarys zjaulajecca kalyskaj tvajho boskaha niemaulaci, zauvazyu Snaut. Ad usmieski vakol jaho vacej zjavilisia tonkija zmorscynki. — Mo mienavita jon u tvaim razumienni piersaasnova, zarodys Boha rospacnaha, mo zycciovaja sila jaho malenstva pakul pierauzychodzic jaho rozum, a usio toje, sto znachodzicca u nasych salarystycnych biblijatekach, prosta douhi pieralik jaho niemaulackich refleksau…

— A my niejki cas byli jaho cackami, — zakoncyu ja. — Tak, mazliva. I viedajes, sto tabie udalosia? Stvaryc absalutna novuju hipotezu na temu planiety Salarys, a heta sapraudy niaprosta! Vos i tlumacennie, camu niemahcyma ustanavic Kantakt, camu niama adkazu, adkul uznikajuc niekatoryja — skazam tak — ekstravahantnasci u stasunkach z nami. Psichika malenkaha dziciaci…

— Ja admaulajusia ad autarstva, — pramarmytau Snaut, spyniajucysia la iluminatara.

My douha pazirali na cornyja chvali. Na uschodnim baku haryzontu z tumanu vystupala blednaja pradauhavataja plama.

— Adkul u ciabie zjavilasia ideja niedaskanalaha Boha? — raptam spytausia Snaut, nie advodziacy pozirku ad zalitaj sviatlom pustyni.

— Nie viedaju. Jana mnie zdalasia vielmi, vielmi praudzivaj. Razumiejes? Heta adziny Boh, jakomu ja moh by pavieryc. Jaho pakuty — nie adkuplennie, jany nikoha nie zabaulajuc, nicomu nie sluzac, jany prosta isnujuc.

— Mimoid… — pramoviu zusim cicha, zmienienym holasam Snaut.

— Sto ty skazau? Aha, prauda. Ja zauvazyu jaho jasce raniej. Vielmi starazytny.

My abodva uziralisia u haryzont, achutany ryzavatym tumanam.

— Ja palacu, — niecakana skazau ja. — Tym bols sto ja jasce ni razu nie pakidau Stancyi, a tut dobraja akazija. Ja viarnusia praz pauhadziny…

— Sto? — Snaut syroka raspluscyu vocy. — Ty palacis? Kudy?

— Tudy, — ja pakazau na ledz prykmietnuju u tumanie svietluju plamku. — A sto? Ja vazmu malenki hielikapter. Bylo b smiesna, kali b — na Ziamli — mnie davialosia kali-niebudz pryznacca, sto ja salaryst, jaki ni razu navat nahi nie pastaviu na salarysny hrunt…

Ja padysou da safy i pacau vybirac kambiniezon. Snaut moucki nazirau za mnoj, a pasla skazau:

— Nie padabajecca mnie heta.

— Sto? — paviarnuusia ja z kambiniezonam u rukach. Mianie achapila dauno zabytaja uzbudzanasc. — Sto ty chocas? Davaj, kazy! Baissia, kab ja… Nonsiens! Slova honaru. Ja navat nie padumau pra heta. Nie, prauda, nie.

— Ja palacu z taboj.

— Dziakuju, ale ja chacu laciec adzin. Heta z niesta novaje, niesta zusim novaje, — pramoviu ja chucienka, naciahvajucy kambiniezon.

Snaut kazau jasce niesta, ale ja nie nadta jaho sluchau, sukajucy patrebnyja recy.

Ion pajsou za mnoj na uzlotnuju placouku, dapamoh vykacic masynu z boksa na siaredzinu puskavoha stala. Kali ja naciahvau skafandr, Snaut niecakana spytausia:

— Ty nie admaulajessia ad svaich slou?

— Bozuchna, Snaut, ty znou? Nie, nie admaulajusia. Ja z abiacau tabie. Dzie zapasnyja balony?

Bols nicoha Snaut nie kazau. Ja zakryu prazrysty kupal i dau znak rukoj. Jon uklucyu padjomnik, ja pavoli vyjechau na vierch Stancyi. Mator zbudziusia, praciazna zasumieu, vint zakruciusia, i aparat nadziva lohka uzniausia uhoru, pakinuusy pad saboj sierabrysty dysk Stancyi, jaki usio zmiansausia i zmiansausia.

Upiersyniu ja byu nad Akijanam adzin; urazannie zusim insaje, cym z iluminatara. Mahcyma, heta zalezala ad vysyni palotu — ja slizhau usiaho za niekalki dziesiatkau mietrau ad pavierchni. Tolki zaraz ja nie prosta viedau, a adcuvau, sto tlustyja harby i niziny, jakija pacarhova tasavalisia, ruchalisia nie jak marski pryliu albo chmara, a jak zyviolina. Niesupynna, choc i vielmi marudna, jak sutarhi muskulistaha tulava. Pavarocvajucysia, hrebien koznaj chvali palau cyrvonaj pienaj. Kali ja vykanau pavarot, kab isci dakladna pa kursie nadzvycaj marudna drejfujucaha mimoida, sonca udaryla mnie prosta u vocy, kryvavyja vodbliski zaiskrylisia u vypuklym skle, a sam Akijan stau carnilna-sinim z plamami ciomnaha ahniu.

Ja nie nadta udala zrabiu kruh i vylecieu daloka na padvietrany bok, a mimoid zastausia zzadu, jaho niedaskanalyja abrysy syrokaj svietlaj plamaj vylucalisia u Akijanie. Jon byu uzo nie ruzovy, jon zaucieu, jak vysachlaja kostka, na imhniennie ja straciu jaho z vacej, zamiest jaho udalecyni zjavilasia Stancyja, jakaja visiela prosta nad Akijanam, jak vializny starazytny dyryzabl. Ja pautaryu manieur, skancentravau usiu svaju uvahu: prosta pa kursie vyrastau uvies masiu mimoida sa svaim dziunym krutym relefam. Zdavalasia, ja vos-vos zacaplusia za sama vysoki z jaho klubniepadobnych vystupau, ja tak rezka nabrau vysyniu, sto hielikapter, hublajucy chutkasc, zachistausia. Zasciaroha byla lisniaja: akruhlyja viarsyni dziunych viezau praplyli daloka unizie. Ja vyraunavau masynu i pacau pavoli, mietr za mietram zbaulac vysyniu. Narescie lamanyja viarsyni zamilhali nad kabinaj. Mimoid byu nievialiki. Jon mieu nie bols za try cverci mili u dauzyniu, a syrynia jaho byla usiaho paumili. U asobnych miescach mimoid zvuziusia: nieuzabavie tam musiu adbycca razlom. Vidac, heta byu askolak znacna bujniejsaha utvarennia. Pa salarysnych mastabach jon ujaulau tolki drobny ablomak, restki, sto nalicvali Boh viedaje kolki tydniau i miesiacau.

Pamiz uzvysenniami, padobnymi na prazylki, ja adkryu stosci nakstalt bieraha, niekalki dziesiatkau kvadratnych mietrau dosyc spadzistaj, ale amal sto plaskataj pavierchni, i spikiravau masynu tudy. Pasadka byla ciazejsaja, cym ja uiaulau, ja ledz nie zacapiusia vintom za vyrasluju prosta na vacach scianu, ale usio skoncylasia biez pryhod. Ja adrazu z vyklucyu mator i adkinuu vieka kupala. Stojacy na kryle, ja pravieryu, ci nie pahrazaje hielikapteru niebiaspieka spauzci u Akijan; chvali lizali zubcasty kraj bieraha za niekalki krokau ad miesca pasadki, ale hielikapter upeuniena stajau na syroka rasstaulenych palazach. Ja saskocyu na… „ziamlu”. Toje, sto napacatku ja palicyu scianoj, za jakuju ledz nie zacapiusia, bylo vializnaj, dziravaj, jak resata, tonkaj, jak plonka, kascianoj plitoj, sto tyrckom stajala i prarasla patauscenniami nakstalt malenkich halerej. Scylina syrynioj niekalysi mietrau nauskasiak padzialala usiu hetuju smatpaviarchovuju ploskasc i vyjaulala pierspiektyvu hlybini. Taja z pierspiektyva byla vidac praz vialikija, raskidanyja aby-iak adtuliny. Ja zalez na blizni vystup sciany i adznacyu, sto padesvy skafandra niezvycajna ustojlivyja, a sam skafandr zusim nie pieraskadzaje ruchacca. Apynuusysia na vysyni piaci pavierchau nad Akijanam, ja paviarnuusia tvaram da skiletapadobnaha piejzazu i tolki zaraz zdoleu jak sled razhledziec jaho.

Mimoid dziunym cynam nahadvau staradauni napaurazburany horad, niejkaje ekzatycnaje marakanskaje pasielisca, jakoje smat stahoddziau tamu bylo zrujnavana ziemlatrusam ci niejkim insym kataklizmam. Ja vyrazna bacyu pakrucastyja, napalovu zasypanyja i zabarykadavanyja ruinami vulicki, jakija kruta spuskalisia da bieraha, kala jakoha bulkala pienistaja maz, vysej uzdymalisia acalelyja zubcy scien, bastyjony, ich akruhlyja asnovy, a u vypuklych i z upadzinami scienach carnieli adtuliny, padobnyja na razburanyja vokny abo krapasnyja bajnicy. Uvies hety horad-vyspa, ciazka nachileny nabok, jak napauzatopleny karabiel, biazmetna, nieusviadomlena sunuusia napierad, marudna pavarocvausia, cieni laniva pouzali pa zavulkach ruin, casam praz ich prabivausia soniecny pramien, padajucy na toje miesca, dzie ja stajau. Z vialikaj ryzykaj ja zalez jasce vysej, z vystupau nad majoj halavoj pasypalasia drobnaje smieccie. Padajucy, jano klubami pylu zapounila pakrucastyja vulicki i ciasniny. Viadoma, mimoid nie skala, padabienstva z vapniakom znikaje, kali vozmies u ruku askolak: jon znacna lahcejsy za piemzu, u jaho drobnajaceistaja budova; tamu jon niazvykla pavietrany.

Ja uzniausia uzo tak vysoka, sto pacau adcuvac ruch mimoida: pad udarami cornych muskulau Akijana jon nie tolki plyu napierad nieviadoma adkul i nieviadoma kudy, ale i nachilausia to u adzin, to u druhi bok, vielmi niaspiesna, koznaje takoje vahannie supravadzalasia praciahlym cmokanniem buraj i zoutaj pieny, sto sciakala z aholenaha boku. Hety chistalny ruch byu nadadzieny mimoidu vielmi dauno, vidac, jasce nad cas jaho narodzin, jon zachavau jaho dziakujucy svajoj vializnaj masie. Ahledzieusy z vysyni usio, sto mozna, ja asciarozna spusciusia uniz i tolki tady, jak ni dziuna, zrazumieu, sto mimoid mianie absalutna nie cikavic i sto ja prylacieu siudy, kab sustrecca nie z im, a z Akijanam.

Ja sieu na cviorduju patreskanuju pavierchniu za niekalki krokau ad hielikaptera. Cornaja chvala ciazka zapauzla na bierah, raspluscylasia i stracila koler. Kali jana adstupila, na bierazie zastalisia dryhotkija nitki slizi. Ja padsunuusia jasce blizej i praciahnuu ruku nasustrac nastupnaj chvali. Tady jana dakladna pautaryla toje, z cym ludzi sutyknulisia jasce amal sto hadou tamu: zatrymalasia, krychu adsunulasia, abkruzyla maju ruku, nie dakranajucysia, adnak, da jaje, tak sto pamiz

Вы читаете Salarys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату