— Tak? — powiedzial Stas. — To sie pewnie wscieka.

— Nie. Zabili go.

— Tak? — powtorzyl Stas i zamilkl.

Po opustoszalej Glownej ciagnela sie ciezka, nocna mgla, chociaz zegarek wskazywal piata po poludniu. Dlaczego z przodu mgla miala czerwonawy odcien i niespokojnie migotala? Co jakis czas w tamtej stronie wybuchaly plamy bialego jaskrawego swiatla-moze byl to reflektor, moze wyjatkowo silne lampy samochodu. Stamtad tez dobiegaly, zagluszajac turkot kol i stukot kopyt, stlumione przez mgle odglosy strzelaniny. Cos sie tam dzialo.

W domach po obu stronach ulicy w wielu oknach palilo sie swiatlo, ale przewaznie na wyzszych pietrach. Przed zamknietymi sklepami i straganami nie bylo kolejek, ale Andrzej zauwazyl, ze w niektorych bramach i podworkach stoja ludzie — wychylaja sie ostroznie, znowu chowaja, a najbardziej zdesperowani wychodza na chodnik i patrza w strone migotania i trzaskow. Gdzieniegdzie na ulicy lezaly nieruchomo jakies ciemne tobolki. Andrzej nie od razu zrozumial, co to takiego, dopiero po chwili ze zdziwieniem przekonal sie, ze to pawiany. Na skwerze obok nie oswietlonej szkoly pasl sie samotny kon.

Woz lomotal i trzasl sie. Wszyscy milczeli. Selma delikatnie namacala reke Andrzeja. Ten, otumaniony bolem i zmeczeniem, przywarl do jej cieplego swetra i zamknal oczy. Zle ze mna, myslal, zle… Co ten Kensi sie tak goraczkuje, jaki znowu przewrot faszystowski?… Wsciekli sie po prostu ze strachu, ze zlosci, z beznadziei… Eksperyment to Eksperyment.

Wozem nagle szarpnelo i przez loskot kol przedarl sie pisk, tak dziki i przerazliwy, ze Andrzej ocknal sie, zlany potem, wyprostowal i nieprzytomnie potrzasnal glowa.

Wujek Jura wsciekle przeklinal, ze wszystkich sil ciagnac lejce, zeby utrzymac konia, ktory rwal sie gdzies w bok, a z lewej strony po chodniku bieglo cos jakby klab plomieni, wydajac nieludzkie i jednoczesnie bardzo ludzkie kwiki bolu i przerazenia, i zostawiajac za soba strumienie ognia. Zanim Andrzej zdazyl cokolwiek zrozumiec, Stas zrecznie zeskoczyl z wozu i dwiema seriami z automatu skosil te zywa pochodnie. W jakiejs witrynie zadzwonily szyby. Ognisty klebek przekoziolkowal po chodniku, ostami raz zalosnie zapiszczal i ucichl.

— Umeczyl sie, biedak — powiedzial ochryple Stas i Andrzej zrozumial wreszcie, ze to byl pawian, plonacy pawian. O Boze… Teraz lezal przy krawezniku i dopalal sie. Ciezki smrod rozprzestrzenial sie po ulicy.

Wujek Jura ruszyl. Stas szedl obok wozu, polozywszy reke na deskach burty. Andrzej wyciagal szyje i patrzyl przed siebie, na migoczaca, rozswietlona, rozowa mgle. Tak, cos sie tam dzialo, cos zupelnie niezrozumialego — dobiegalo jakies wycie, strzaly, huk motorow. Od czasu do czasu pojawialy sie i od razu gasly jaskrawe malinowe wybuchy.

— Sluchaj no, Stas — odezwal sie nagle wujek Jura, nie odwracajac sie. — Przelec no sie tam i zobacz, co sie dzieje. A ja za toba po cichutku, pomalutku…

— Dobra — zgodzil sie Stas, wzial swoj przedziwny automat pod pache i truchtem pobiegl naprzod, pod scianami budynkow. Wkrotce zniknal w malinowej mgle. Wujek Jura szarpal za lejce, dopoki kon sie nie zatrzymal.

— Siadz wygodniej — szepnela Selma. Andrzej wzruszyl ramieniem.

— No, przeciez nic miedzy nami nie bylo — szeptala dalej Selma. — To byl administrator, chodzil po wszystkich mieszkaniach, pytal, czy ktos nie ukrywa broni…

— Przestan — powiedzial Andrzej przez zeby.

— Slowo honoru — szeptala Selma. — Wszedl tylko na minutke, wlasnie mial wychodzic…

— I tak bez spodni chcial wyjsc? — zapytal zimno Andrzej, rozpaczliwie probujac odegnac wstretne wspomnienie: on, bezsilny, podtrzymywany przez wujka Jure i Stasia, widzi w przedpokoju wlasnego mieszkania jakiegos jasnookiego kurdupla, ukradkiem starajacego sie zebrac poly szlafroka, spod ktorego wystaja flanelowe kalesony. A zza ramienia kurdupla obrzydliwie niewinna, pijana twarz Selmy. A potem ten wyraz niewinnosci znika, pojawia sie przerazenie i wreszcie rozpacz.

— Ale on tak wlasnie chodzil po mieszkaniach, w szlafroku! — szeptala Selma.

— Na litosc boska, zamknij sie. Zamknij sie wreszcie. Ja nie jestem twoim mezem, ty nie jestes moja zona, co mnie to wszystko obchodzi?…

— Ale ja cie kocham! — szeptala z rozpacza Selma. — Tylko ciebie jednego…

Wujek Jura zakaszlal glosno.

— Ktos jedzie — powiedzial.

Z mgly wylonil sie ogromny, ciemny ksztalt. Podjechal blizej, zaplonely reflektory. To byla potezna wywrotka. Silnik zabulgotal i wywrotka zatrzymala sie kilkanascie metrow od wozu. Krzykliwy glos zaczal wydawac komendy, jacys ludzie zeszli z samochodu i niespiesznie porozlazili sie po ulicy. Trzasnely drzwi, jeszcze jedna ciemna postac oderwala sie od ciezarowki, postala chwile, a potem powoli zaczela zblizac sie do wozu.

— Idzie tu — powiedzial wujek Jura. — Ty, Andrzej, nie tego… nie odzywaj sie. Ja bede mowic.

Czlowiek podszedl do wozu. Byl to najwidoczniej tak zwany milicjant w kusym paletku i z bialymi opaskami na obu rekawach. Na ramieniu, lufa do dolu, wisial mu karabin.

— A, farmerzy — powiedzial milicjant. — Czolem, chlopaki.

— Witaj, jesli nie kpisz — odezwal sie po chwili milczenia wujek Jura.

Milicjant zmieszal sie, pokrecil z wahaniem glowa i niesmialo zapytal:

— Nie macie chleba do sprzedania?

— Chleba! — zawolal wujek Jura.

— No, to moze macie mieso albo ziemniaki…

— Ziemniaki! — powiedzial wujek Jura.

Milicjant stropil sie zupelnie, pociagnal nosem, westchnal, popatrzyl w strone swojej ciezarowki i nagle z jakas ulga krzyknal:

— Tam, tam sie jeszcze poniewiera! Slepe komendy! Tam jeszcze lezy cos spalonego! — Zerwal sie z miejsca i glosno tupiac plaskostopymi nogami, pobiegl po jezdni. Widac bylo, jak rozkazuje, machajac rekami, a posepni ludzie, mamroczac slabo i niezrozumiale, wloka cos ciemnego, z wysilkiem rozhustuja i rzucaja na wywrotke.

— Ziemniakow mu sie zachciewa — warczal wujek Jura. — Miesa!…

Ciezarowka ruszyla i przejechala tuz obok nich. Zasmierdzialo spalona sierscia i miesem. Wywrotka byla pelna, ohydne, skurczone postacie plynely na tle slabo oswietlonej sciany domu. Andrzej poczul ciarki na plecach: z obrzydliwej sterty wystawala biala ludzka reka z rozcapierzonymi palcami. Posepni ludzie na wywrotce, przytrzymujac sie bokow samochodu i siebie nawzajem, tloczyli sie przy kabinie. Bylo ich pieciu lub szesciu, sami porzadni ludzie w kapeluszach.

— Brygada pogrzebowa — powiedzial wujek Jura. — Prawidlowo. Zawioza je na wysypisko i po krzyku… Oho, a tam Stas do nas macha! Nooo!

W oswietlonej mgle przed nimi widac bylo dluga, niezgrabna postac Stasia. Gdy woz zrownal sie z nim, wujek Jura pochylil sie na kozle i, wpatrujac sie w kompana, zapytal przestraszony:

— Co z toba, bracie? Co sie stalo?

Stas, nic nie mowiac, probowal wskoczyc bokiem na woz, spadl, glosno zgrzytnal zebami, potem chwycil sie obiema rekami za bok i zaczal cos mamrotac stlumionym glosem.

— Co z nim? — spytala szeptem Selma.

Woz toczyl sie powoli w strone huku silnikow i wystrzalow, a Stas, przytrzymujac sie wozu rekami, szedl z boku, jakby nie dawal rady wejsc. W koncu wujek Jura wciagnal go na koziol.

— Co z toba? — zapytal znowu wujek Jura. — Da sie jechac? Mow do rzeczy, co tam mamroczesz?

— Jezus Maria — zawolal Stas jasnym glosem. — Dlaczego oni to robia? Kto im kazal robic cos takiego?

— Prrrr! — wykrzyknal wujek Jura na caly glos.

— Nie, jedz, jedz — powiedzial Stas. — Jechac mozna. Tylko patrzec nie trzeba… Prosze pani — odwrocil sie do Selmy — niech sie pani odwroci, patrzy w druga strone… Albo jeszcze lepiej niech pani w ogole nie patrzy.

Andrzej poczul, ze cos go sciska za gardlo. Spojrzal na Selme i zobaczyl jej ogromne, rozszerzone oczy.

— Dawaj, Jura, dawaj… — mamrotal Stas. — Pogon no go, co sie tak wleczesz! Jedz szybko! — krzyknal.-

Вы читаете Miasto skazane
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату